niedziela, 8 października 2017

Miraculum: Rozdział 3

Co tu dużo mówić. Przepraszam za porę, ale dzisiaj byłem z dala od komputera, a sam chciałem po powrocie coś porobić i odwlekałem sprawdzenie rozdziału i wrzuceniem go tu. Mam nadzieję, że mi wybaczycie i miło spędzicie czas przy czytaniu następnej części tej historii. Zapraszam i jak najbardziej zachęcam do komentowania. Dobranoc też Wam życzę!!!

Rozdział 3

Następnego dnia:

Wcześnie rano z łóżka wstała znana już nam ciemnowłosa dziewczyna. Od razu po przebudzeniu rozciągnęła się z jękiem, czując dopiero teraz skutki wczorajszej walki. Miała wrażenie, jakby całe jej ciało było porażone prądem, który wyzwalał się z każdym jej ruchem. Mówiąc wprost: czuła olbrzymie wręcz zakwasy.

Mimo, że Marinette ledwo mogła się ruszać, nie zamierzała zrezygnować z dzisiejszych zajęć szkolnych, gdyż mogła w ten sposób wywołać niepokój, czy nawet podejrzenia u jej rodziców. Tak więc z zaciśniętymi zębami nastolatka ruszyła w stronę łazienki, aby wziąć poranny, orzeźwiający prysznic. Po skończonej toalecie mogła na spokojnie twierdzić, że czuła się zupełnie jak w raju.

Marinette wyszła z domu około godziny 8.40. Mieszkała zaraz przy budynku szkoły, więc miała jeszcze mnóstwo czasu, ale dziewczyna lubiła przed zajęciami spotkać się ze swoimi przyjaciółmi. Idąc przez jezdnie, nastolatka zauważyła jadące po ulicy ciężarówki pełne gruzu i kamieni. Na ten widok na twarzy dziewczyny pojawił się smutek. Bardzo ją bolało, że nie była w stanie pomóc tym ludziom. Wszystko przez to, że nie zdołała schwytać Akumy, którą zabrał i własnoręcznie oczyścił ich przeciwnik.

Marinette nie mogła zaprzeczyć, że spotkany wczoraj chłopak mocno ją zaintrygował. Przewyższał ich w umiejętnościach bojowych, znał ich zdolności, a przede wszystkim wiedział o istnieniu kwami. To właśnie najbardziej niepokoiło dziewczynę i wzbudzało u niej niewielki strach.

- „Skąd on o tym wszystkim wiedział? Przecież tylko posiadacze miraculum znają swoje kwami. Ja dotąd nie wiem, jak się nazywa towarzysz Czarnego Kota. Sama też nikomu nie powiedziałam o istnieniu Tikki, więc skąd on o tym wiedział? Kim on jest?” – zadawała sobie pytanie Marinette, wchodząc już do ogromnego budynku.

* * *

Gdy wszyscy przyjaciele Marinette usiedli do swoich ławek, do klasy wbiegł zmachany Adrien. Oparł się on o swoje kolana i przez kilka sekund próbował złapać oddech. Ten widok zdziwił wszystkich zgromadzonych. Blondyn przecież świetnie sobie radził na zajęciach w-f’u, a na dodatek do szkoły przywozi go codziennie jego osobisty opiekun. Skąd więc u niego takie zmęczenie?
Przyjaciele Adriena nie mieli pojęcia, że również i jego dokuczały niemiłosierne zakwasy. Już sama świadomość, że będzie musiał w jakiś sposób usiąść na tym szkolnym krześle, wprawiała go w niemałe przerażenie. Dlatego więc wpadł na pomysł, aby przekonać ojca, by okazyjnie pozwolił mu przyjść do szkoły na piechotę. Uważał, że jeśli zażyje trochę ruchu, zakwasy nie będą mu tak dokuczały. Jakimś cudem udało mu się przekonać ojca, ale gdy tak spacerował sobie po mieście, kompletnie stracił poczucie czasu i musiał w te pędy ruszyć na zajęcia.

- „Czuję się, jakbym wygrał najdłuższy na świecie maraton.” - stwierdził w myślach chłopak, po czym ruszył wolnym krokiem do ławki, gdzie czekał już na niego Nino. Przywitał się z przyjacielem i usiadł w miarę łatwo na krześle. Jedno musiał przyznać, ten pomysł jednak miał swoje dobre strony.

Gdy już wszyscy siedzieli na swoich miejscach, do klasy weszła ich wychowawczyni.

- Drodzy uczniowie, chciałabym wam coś ogłosić, zanim zaczniemy. Niedawno do naszej szkoły przepisał się nowy uczeń. Pochodzi z Paryża, ale przez ostatnie lata dużo podróżował, a dopiero w ostatnim czasie wrócił do swojego rodzinnego miasta. Przez kilka dni zastanawialiśmy się, do której klasy go wpisać, aż w końcu postanowiono, że to ja go przygarnę i dołączy on do naszej grupy. Tak więc dzisiaj jest jego pierwszy dzień w tej szkole, dlatego też miło go przywitajcie. – skończyła mówić, zaskakując tą wiadomością swoich uczniów. Każdy z nich miał inne odczucia wobec tej sytuacji. Zdecydowana większość była ciekawa nowego kolegi, ale część z nich zamierzało mieć się na baczności. Wciąż pamiętali, co się stało z ich niedawno przyjętą „koleżanką”, Lilą. Podejrzewali, że może nastąpić powtórka z rozrywki. Mimo wszystko uczniowie pokiwali twierdząco głową, obiecując dobre zachowanie wobec nowego kolegi.

Nauczycielka podeszła do drzwi, po czym je otworzyła i wpuściła do środka wspomnianego ucznia. Był to wysoki chłopak o lekko opalonej cerze. Miał on krótkie, ciemne włosy i brązowe oczy. Twarz była prosta, czy wręcz normalna. Zdaniem niektórych dziewczyn był nawet przystojny. Posturę zaś miał szczupłą, choć widać było zarys umięśnionych ramion i klatki piersiowej. Miał na sobie ciemne jeansy, białą koszulkę i czarną, rozpinaną bluzę.

Gdy wszyscy wpatrywali się w nowego, Marinette ogarnął lekki niepokój. Nie wiedziała czemu, ale najbardziej zaintrygowały ją jego oczy. Wydawały się bystre i wręcz przenikliwe. W tym momencie chłopak patrzył się na wszystkich uczniów, przeskakując z jednego na drugiego. Wydawałoby się, że bada i sprawdza każdego z nich. Mimo, że dziewczynie nie podobało się jego postępowanie, stwierdziła, że chłopak po prostu ich nie zna i nie wie, czego ma się po nich ma spodziewać.

- Moi drodzy! To jest Gerard de‘Nogard. Będzie chodził z wami do klasy. – przedstawiła wychowawczyni nowego ucznia, a on pokłonił się lekko i rzekł.

- Witam was. Mam nadzieję, że zdołamy wszyscy przeżyć ten nasz wspólny czas. – zwrócił się do nowych kolegów, uśmiechając się przy tym pewnie. Po jego słowach zapadła głucha cisza. Nikt nie zdołał mu odpowiedzieć, gdyż zaskoczyło ich jego powitanie. Przez chwilę obserwował on zachowanie nowych znajomych, aż w końcu lekko się zaśmiał i dopowiedział. – Tak ja się właśnie witam, takim małym żartem. – po czym spojrzał na nauczycielkę. – Powiedziałem coś złego?

- Nie nie, skąd. Sama nie wiem, dlaczego tak wszyscy umilkli. – odpowiedziała mu kobieta, po czym rzuciła na swoich wychowanków srogie spojrzenie. Błyskawicznie zrozumieli sygnał.

- Cześć! Jestem Alya. Bardzo miło mi cię poznać. – odezwała się z szerokim uśmiechem rudowłosa, wstając z ławki i kierując się do Gerarda z wyciągniętą ręką. Ten uścisnął jej dłoń, po czym podniósł ją i ucałował.

- Mi również miło cię poznać. – rzekł z zadziornym uśmiechem, kompletnie szokując dziewczynę i wszystkich w sali. Ten ponownie się zaśmiał i zwrócił się do reszty. – Tak się właśnie wita nowe, piękne koleżanki ze szkoły. Zapamiętajcie to sobie, chłopaki.

- Niezły jesteś, podobasz mi się. – odpowiedziała zadziornie Alya, rozumiejąc szybko jego wypowiedź.

- No dobrze, koniec już tego powitania. Gerard, twoje miejsce będzie koło Lily, tam w ostatniej ławce. – rzekła nauczycielka do chłopaka. Ten pokiwał głową i ruszył do wskazanego miejsca. Gdy usiadł na miejscu, jego współlokatorka odwróciła od niego wzrok. Ten popatrzył na nią przez chwilę z rozbawieniem, po czym skupił swoje spojrzenie na swojej wychowawczyni.

Cała lekcja przebiegła dość szybko. Kobieta rozmawiała z uczniami o ich postępach i ocenach, wyjaśniając w tym samym czasie Gerardowi, co się w tej szkole odbywa. W końcu nadszedł upragniony dzwonek, zwiastując koniec lekcji, a uczniowie wyszli po kolei na szkolny dziedziniec.

* * *

Przerwa szkolna trwał już od kilku minut. Na terenie budynku można było zauważyć liczne grupy uczniów, rozmawiających na tematy, które razem dzielili. Jednak na tej akurat przerwie działo się coś zupełnie innego. Część osób, nie stojących w tych samych grupach, rozprawiało na ten sam temat: o ich nowym koledze, Gerardzie. Na pierwszy rzut oka wydawał im się porządnym i koleżeńskim chłopakiem. Mówił trochę dziwnie, ale jak widać była to po prostu jego cecha charakteru. Sam obgadywany siedział właśnie na jednej z ławek i rozglądał się dookoła z zaciekawieniem.

Na szkolnym dziedzińcu znajdowała się również ciemnowłosa Marinette. Stała ona wraz z Alya’ą pod ścianą jednej z klas i rozmawiały na typowo babskie tematy. Jednak rudowłosa nie mogła nie zauważyć, że jej przyjaciółka co chwilę zerka na nowego kolegę. Dziewczyna czekała cierpliwie z nadzieją, że ciemnowłosa w końcu powie coś na jego temat, ale po kilku minutach uznała, że traci tylko na tym czas. Dlatego więc postanowiła zadać Marinette pytanie.

- Hej, dziewczyno! Kogo tak obserwujesz? – rzekła z chytrym uśmiechem, by po chwili obserwować z uciechą, jak twarz nastolatki okrywa się rumieńcami.

- Co?! J-ja na nikogo nie patrzę! O czym ty mówisz? – odpowiedziała zawstydzona dziewczyna, a Alya zaśmiała się lekko.

- Czyli uważasz, że jestem ślepa i nie widzę, jak patrzysz na Gerarda? Bo tak mogę zrozumieć twoje słowa. Nie zaprzeczaj, gdyż mnie nie oszukasz. Znam cię na wylot, Marinette. – odrzekła z uśmiechem w stronę przyjaciółki, „grożąc” przyjaciółce palcem. Ciemnowłosa poznała, że nie ma wyboru i musi Alya’i to wyjaśnić.

- Szczerze, to coś mnie w nim zaintrygowało. Nie wiem jeszcze co, ale bardzo mnie to ciekawi. – odpowiedziała ściszonym głosem. Alya spojrzała na nią ze zdziwieniem, po czym popatrzyła w stronę Gerarda, a po chwili odpowiedziała.

- Wiesz, myślę, że cię trochę rozumiem. Teraz jak na niego patrzę, to widzę, że coś w nim jest innego. Jakby to powiedzieć,… - zastanawiała się rudowłosa, wprawiając Marinette w zdziwienie. Myślała, że tylko ona coś takiego zauważyła, a jednak los się do niej uśmiechnął i znalazła jednak prawdziwą bratnią duszę. Alya była wręcz doskonałą dla niej przyjaciółką.

Obie dziewczyny zaczęły się zastanawiać wspólnie, co takiego widzą w nowym koledze, gdy nagle coś przykuło ich uwagę. Oto uwielbiana przez wszystkich Chloe szła ze swoją przyjaciółką Sabriną w stronę ławki, na której właśnie siedział Gerard. Marinette i Alya patrzyły na to z niesmakiem. Domyślały się, że oto nastał ten moment, kiedy to blondynka chce osobiście „przywitać” nową osobę w klasie. Jak dotąd z takich sytuacji nic dobrego nie wynikało.

- A ta już chce pokazać, że niby jest najważniejszą dziewczyną w szkole. – rzekła Alya z niezadowoloną miną.

- Chodź, musimy ją zatrzymać, zanim stanie się coś złego. – odpowiedziała zdecydowanie Marinette, a rudowłosa pokiwała twierdząco głową. Jednak nie zdążyły one dogonić Chloe, która w tej samej chwili podeszła do Gerarda.

- Ej, ty! To moja ławka. – odezwała się na „dzień dobry” blondynka do chłopaka, a pozostałe dziewczyny zaczęły przysłuchiwać się tej rozmowie.

- Ooo, muszę przyznać, że jest całkiem wygodna. Nie spodziewałbym się, że jesteś stolarzem. – odpowiedział z uśmiechem Gerard, szokując tym zdaniem nie tylko Chloe, ale również Sabrine i stojące z tyłu Marinette i Alya’e. Blondynka aż na chwilę straciła wątek, ale szybko się opamiętała i ponownie odezwała się do bruneta.

- Zwykle nie mam ochoty tłumaczyć sytuacji, jaka panuje w tej szkole, ale dzisiaj zrobię wyjątek. Właśnie zająłeś moją ulubioną ławkę, więc zjeżdżaj stąd. Ale już! – rzekła niezadowolona dziewczyna. Jednak pomimo jej słów Gerard nie ruszył się z miejsca, wciąż z zadowolonym uśmiechem na twarzy.

- Tu jest dość dużo miejsca. Możesz usiąść koło mnie.

- To ja siedzę koło Chloe! – odezwała się nagle Sabrine’a, bojąc się, że chłopak chce jej „zabrać” przyjaciółkę. Ten spojrzał na nią i odpowiedział z zadziornym uśmiechem.

- Nie ma problemu, nikt ci nie broni. Wszyscy możemy się tu zmieścić. Chyba że o czymś nie wiem i ukrywacie co nie co pod tymi obcisłymi ubraniami.
Teraz Chloe była nie tylko zszokowana, ale też i wściekła. Zgrzytała groźnie zębami, przerażając lekko Sabrine, a u Marinette i Alya’i wywołując chichot. Po raz pierwszy widziały, żeby ktoś tak załatwił ich klasową „królową”.

- Jak śmiesz tak do mnie mówić?! Kim jesteś, że masz prawo tak mnie obrażać?!

- A ty niby kim jesteś, że możesz patrzeć na mnie z góry? – spytał nagle chłodno Gerard.

- Ja jestem Chloe Bourgeois, córka burmistrza. – odpowiedziała z dumą blondynka, oczekując, że chłopak teraz okaże jej należyty szacunek. Jednak gdy na niego spojrzała, wydawało się, jakby nie wiedział, o co teraz chodzi.

- I??? – przeciągnął pytanie, kompletnie ogłupiając dziewczynę. Teraz już Chloe kompletnie się pogubiła.

- No… ja… ten… - próbowała się wysłowić, ale nie miała żadnej odpowiedzi na to pytanie.

- Właśnie. To, że jesteś córką niewiadomo kogo, nie daje ci prawo na puszenie się po całej szkole. Ta gadka może działa na jakiś pacanów z tej szkoły, ale na mnie nie robi to wrażenia, „blondyneczko”. – rzekł stanowczo chłopak, wstając z ławki, a Chloe patrzyła na niego w osłupieniu, dopiero teraz zauważając, że jest on od niej wyższy. Po chwili jednak na jej twarzy ponownie pojawiła się wściekłość.

- Nie będziesz się tak do mnie odzywał, prostaku. Przekonasz się, że nie warto ze mną walczyć. Pokażę ci, do czego jestem zdolna. – odpowiedziała dziewczyna, po czym odwróciła się i odeszła w stronę jednej z sal, a za nią pobiegła, niczym pies, wierna Sabrine.

- Nie mogę się doczekać. – odpowiedział cicho Gerard, śledząc blondynkę wzrokiem, aż zniknęła mu z oczu.

W tej właśnie chwili podeszły do niego Marinette i Alya.

- Nie mogę uwierzyć, że wreszcie ktoś jej to powiedział. – odezwała się radośnie rudowłosa do chłopaka, a gdy odwrócił się on w jej stronę, dopowiedziała – Widzę, że już poznałeś Chloe. Już od niepamiętnych czasów myśli, że jest od wszystkich lepsza, bo jej ojciec jest burmistrzem. Naprawdę, z tego powodu była bardzo wkurzająca. – skończyła mówić, a u bruneta pojawił się mały uśmiech.

- Ktoś w końcu musiał. – po czym spojrzał na towarzyszkę Alya’i. Marinette stała nieruchomo i obserwowała uważnie chłopaka. A gdy spojrzała w jego oczy, nie mogła odwrócić od nich wzroku. Wydawało jej się, że on może zobaczyć w jej oczach wszystko, a ona sama zaś kompletnie nic. Trwało to dłuższą chwilę, kiedy rudowłosa sobie o czymś przypomniała.

- Aaa, przecież wy się nie znacie! To moja przyjaciółka, Marinette. Jest przewodniczącą klasy. – przedstawiła koleżankę Alya, a ciemnowłosa podniosła rękę w geście przywitania. Ten ją uścisnął, jednak jej nie puścił, patrząc wciąż w oczy dziewczyny. Jego wzrok sprawiał, że Marinette czuła się nieswojo, czy wręcz niezręcznie. Gdy już chciała coś powiedzieć, chłopak w końcu zabrał swoją dłoń.

- Miło mi. – rzekł krótko, a po chwili ponownie się odezwał. – Skoro jesteś przewodniczącą klasy, Marinette, to czemu pozwalałaś na takie zachowanie Chloe? – spytał nagle chłopak, wprawiając obie dziewczyny w osłupienie. Po kilku sekundach ciemnowłosa rzekła.

- O czym ty mówisz?

- Z tego, czego się orientuję, to zadaniem przewodniczącego jest dbanie o dobro swoich kolegów i koleżanek z klasy. Stara się z nimi rozmawiać, pomagać im, czy, w razie konieczności, rozdziela ich. Dlaczego więc, skoro Chloe od dawna taka jest, nie porozmawiałaś z nią, aby ją przekonać do zmiany zachowania, skoro krzywdzi tak swoich znajomych? – pytał poważnie Gerard, a oczy Marinette rozszerzyły się z przerażenia. Słowa chłopaka grzmiały w jej głowie, dając jej do myślenia, że jest złą przewodniczącą. Odrzuciła jednak te myśli i spojrzała twardo na bruneta.

- Już nie raz próbowałam, ale nic to nie pomogło. Chloe to uparta, zarozumiała dziewczyna i trudno do niej dotrzeć, ponieważ myśli, że od nas wszystkich wie najlepiej. Nie myśl sobie, że skoro teraz udało ci się ją zagiąć, to od razu przestanie się tak zachowywać. – odezwała się w jego stronę rozłoszczona dziewczyna. Ten nie przejął się jej ostrym tonem i odpowiedział na spokojnie.

- Teraz właśnie ci pokazałem, że do „Panny Bourgeois” można łatwo dotrzeć. Po prostu nikomu z was nie wpadło do głowy, że stanowisko jej ojca nic tutaj nie znaczy. Nieświadomie zaczęliście myśleć, że ma nad wami władzę, strasząc swoim ojcem. Przez udawany strach nie mieliście odwagi jej tego powiedzieć. Wierzyliście, że z nią walczycie, a tak naprawdę ona was już dawno pokonała. To twoje „staranie” było taką małą rebelią, która nawet nie wierzyła w swój sukces. – skończył mówić, tym samym dosłownie paraliżując Marinette i Alya’ę. Patrzył na nie przez chwilę, po czym odwrócił się i rzekł na odchodnym – Mam nadzieję, że zapamiętacie tę lekcję. Przyda się to wam, gwarantuję. – po tych słowach ruszył w stronę sali.

Obie dziewczyny stały wciąż nieruchomo tam, gdzie je zostawił. Pierwsza do żywych wróciła Alya, która zamrugała i zwróciła się do przyjaciółki.

- Słyszałaś to, co ja? Trzeba przyznać, że ma trochę racji. Nigdy nie patrzyłam na to z tej strony, ale rzeczywiście mogło tak być. – mówiła z przejęciem, wybudzając tym samym Marinette.

- O czym ty mówisz?! Przecież to się w ogóle kupy nie trzyma. On niby twierdzi, że od zawsze się bałyśmy Chloe z uwagi na jej tatusia? To jest po prostu śmieszne! Jak możesz mu wierzyć? – spytała z wyrzutem Alya’ę, która miała niepewną minę.

- Ale Marinette, jeśli spojrzysz na to z tej strony…

- Nie zamierzam słuchać jego słów nigdy więcej. On jest taki sam jak Chloe. Myśli, że wie wszystko i może nam wmawiać, że tak jest. Przecież robi to samo, co sam mówił o Chloe. Nie zamierzam dać się zmanipulować. – rzekła wściekła dziewczyna, dygocąc od stóp do głów. Niezręczną ciszę przerwał szkolny dzwonek, ogłaszający koniec przerwy. W przypadku Alya’i był on wręcz zbawieniem.

* * *

Przez następne zajęcia szkolne Marinette uważnie obserwowała znielubionego kolegę. Po jego wcześniejszej wypowiedzi dziewczyna była pewna, że jest on egoistycznym i pewnym siebie bubkiem, takim samym, jakim była Chloe. Dlatego też ciemnowłosa szukała dowodu, aby ostrzec swoich przyjaciół przed jego manipulacjami. Okazało się, że to wcale nie będzie takie łatwe. Gerard dobrze sobie radził z każdym przedmiotem, chętnie pomagał i tłumaczył innym znajomym z klasy, jak również pokazał, co umie na zajęciach z w-f, gdzie tylko Kim był od niego lepszy. Tak więc, ku niezadowoleniu Marinette, chłopak zyskiwał w oczach jej przyjaciół.

Gdy wszystkie lekcje dobiegły końca, Marinette wraz z Alyą wyszły z budynku szkolnego, zastanawiając się nad dalszymi planami. Ciemnowłosa na dodatek była w dość nieprzyjemnym humorze. Rudowłosa podejrzewała, co może być tego powodem, ale nie zamierzała teraz o tym z nią rozmawiać. Marinette wyglądała na dość mocno wybuchającą bombę.
Gdy tak szły w milczeniu, przed nimi pojawili się Nino i Adrien.

- Cześć dziewczyny! – krzyknął radośnie szkolny DJ, a blondyn uśmiechnął się szeroko, również się witając.

- Siema Nino, Adrien. CO tam u was? – spytała zadowolona Alya, dziękując Bogu za to spotkanie, gdyż na widok swojej miłości Marinette oblała się rumieńcem, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- Wszystko w porządku. Właśnie szliśmy do kina na jakiś film s-f, aby wykorzystać czas, kiedy tata Adriena nie katuje swojego syna.

- Nino, przestań, proszę. – odezwał się cicho blondyn, uśmiechając się z zażenowania.

- Ale to prawda i nie zaprzeczaj mi tu. A więc po prostu chcemy spędzić trochę czasu. A może chciałybyście pójść z nami? Im nas więcej, tym weselej. – zaproponował, a dziewczyny popatrzyły na siebie. Obie kiwnęły głowami i odpowiedziały razem

- Chętnie!

Tak więc czterech przyjaciół ruszyło wspólnie do najbliższego kina. Alya szła na przedzie z Nino, a Marinette i Adrien byli tuż za nimi. Rozmowa między rudowłosą a DJ przebiegała świetnie, zaś u pozostałej dwójki nie szło najlepiej. Adrien kilkukrotnie próbował zacząć rozmowę, ale na każde jego pytanie dziewczyna odpowiadała z trudem, jąkając się straszliwie, przez co ledwo mógł ją zrozumieć. A ciemnowłosa nie miała odwagi, by sama zacząć rozmowę, przez co w myślach pluła sobie w brodę.

Wreszcie cała ekipa doszła na miejsce. Nino zajął się rezerwacją miejsc, a Adrien ruszył z dziewczynami do stoiska, gdzie sprzedawali jedzenie i napoje. Gdy je zapytał, co chciałyby otrzymać, Alya zamówiła mały popcorn i colę, a Marinette tylko coś tam jąknęła. Zdziwiony chłopak spojrzał na rudowłosą, a ta odrzekła, że dziewczyna prosiła o to samo. Ciemnowłosa czuła, że zaraz spłonie ze wstydu.

Wybrany film był bardzo ciekawy, pełny akcji, wybuchów i walk. Alya, Nino i Adrien głośno się nad nim zachwycali, zaś Marinette siedziała cicho, wpatrzona nie w film, a w blondyna, który siedział tuż obok. W tamtych chwilach tyle jej do szczęścia wystarczało.

W końcu na ekranie pojawiły się napisy końcowe, a oglądający zaczęli wychodzić z sali. Czwórka przyjaciół zatrzymała się jeszcze przed kinem, aby wspólnie przedyskutować oglądaną fabułę, po czym pożegnali się i odeszli w różnych kierunkach. Przez następne kilka minut do ciemnowłosej dziewczyny nie docierały żadne słowa przyjaciółki.

Zaraz po odejściu grupki nastolatków, z kina wyszedł pewien chłopak. Popatrzył na odchodzące dziewczyny, a po chwili skupił swój wzrok na dwójce chłopaków. Na jego ustach pojawił się drwiący uśmiech.

- „Nie mogę uwierzyć, że Adrien nadal niczego nie widzi. Ciągle mnie dziwi, że cała klasa nie podejrzewa, że Marinette jest zakochana w tym blondynie. Chyba nadal jestem jedyny, który ich rozgryzł. A mieli tak dużo czasu.” – pomyślał nastolatek, po czym ruszył w stronę ciemnej alejki. Gdy w nią wchodził, w jego głowie pojawiła się jeszcze jedna myśl. – „Mistrz Fu na poważnie ich wybrał? To mi przypomina kabaret, a nie poważnych bohaterów.”

* * *

Nastał w końcu wieczór, a cały Paryż zaczęły oświetlać latarnie i światła, dochodzące z różnych miejsc i mieszkań miasta. Jednak w jednym pokoju, mimo obecności właściciela, nie paliło się światło.

W pewnym salonie panował półmrok. Na środku pomieszczenia klęczał wyprostowany chłopak w masce i ciemnym stroju. Nie poruszał się, a głowę miał uniesioną przed siebie. Widać było, że próbował się skupić. W rogu salonu, przy stoliku z ziołową herbatą, siedział znany nam staruszek. Pił on wolno napój, nie spuszczając jednak wzroku ze swojego „gościa”. Przez jego głowę od kilku godzin przelatywała ta sama myśl.

- „Nie mogę uwierzyć, że dane mi jest ponownie go ujrzeć.”

Oboje spotkali się około 10 lat temu, a po tym spotkaniu mistrz Fu miał nadzieję, że już nigdy więcej go nie zobaczy. Już sama jego obecność napawała go lekkim strachem.

- O czym myślisz? – usłyszał pytanie ze strony chłopaka. Staruszek nie odpowiedział. – Wyczuwam twój lęk i strach. Aż tak się mnie boisz?

- Jesteś nieobliczalny. – rzekł kwaśno, obserwując czujnie chłopaka. Ten zaśmiał się na jego odpowiedź.

- Masz rację. Masz stuprocentową rację. Ale nie tego się obawiasz. – zwrócił się ponownie do mistrza, a ten zagryzł lekko wargę. Nie zamierzał jednak kłamać.

- Martwię się o Biedronkę i Czarnego Kota.

- Taak,… boisz się, że ich stracisz. Tych młodych bohaterów, których wybrałeś do obrony Paryża. Masz rację, twój strach jest trafny. – mówił chłopak, a po chwili spojrzał on na staruszka. – Stracisz ich bezpowrotnie, jeśli nie będą w stanie mnie pokonać.

- Dobrze wiesz, że cię nie pokonają! – rzucił zezłoszczony Fu, a ten się lekko zaśmiał na jego słowa.

- A więc możesz już ich spisać na straty. Ale dam im szansę i pozwolę się przygotować na spotkanie ze mną. Do tego czasu trochę się zabawię. – rzekł  wrednym tonem, a Fu zmrużył czujnie oczy.

- Co zamierzasz zrobić?


- Zobaczysz,… mistrzu. Zobaczysz, i to bardzo wyraźnie. – odpowiedział tajemniczo chłopak, patrząc przez okno na Paryż.


7 komentarzy:

  1. To straszne, że potrzebowałam kilka dni, aby napisać komentarz. Czytam na raty, komentuję na raty, ech. Mam nadzieję, że nic nie pomieszanie. Podoba mi się nowa postać. Rozdział fajny 😁
    Niestety już nie pamiętam co chciałam napisać po przeczytaniu, dlatego będzie bardzo krótko. Kibicuję nowemu bohaterowi. Jest średnio dobry, ale coś w nim jest 😁 Koleś ma rację, że to dziwne iż biedronka i czarny kot jeszcze się nie domyśliłem kto kryje się pod maską drugiej strony.
    Weny i chęci do dalszego pisania 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak miło, że wciąż czytasz, chociaż na raty XD. W swoim życiu trzeba mieć hierarchię, na co poświęcać czas, a moje opowiadanie jest pewnie na końcu. ja to całkowicie rozumiem :D. Dzięki i również zyczę weny w twórczości, bo widziałem, że coś nowego jest. Może się zaciekawię?
      Pozdrawiam!!!

      Usuń
    2. no nie przesadzajmy :) Twoje opowiadanie nie jest na końcu. Ja teraz ze wszystkim jestem do tyłu. Mogłabym się bardziej skupić na czytaniu, ale pisać czasem też coś muszę, więc dzielę swój zlepek czasu na te dwie czynności. To co zajmuje pierwsze miejsce, to wiadomo, rodzina i tu nic nie da się zrobić. No i mamy listopad. Według mnie idealny miesiąc na zrobienie zakupów świątecznych, aby nie denerwować się później i nie stać w wielkich kolejkach. Jako, że ja jestem fanem prezentów twórczych, które sama robię, to mam tez kilka zaczętych już projektów i z doświadczenia wiem, że muszę zacząć teraz, aby wyrobić się do świat, bo to bardzo szybko minie. Więc czasu u mnie jak na lekarstwo.
      Co do mojej twórczości, to fakt, że coś nowego zaczęłam. Po prostu przestałam walczyć z tym pomysłem i zaczęłam go spisywać. Można śmiało powiedzieć, że posłuchałam rady czytelników. Nie wiem czy się zachęcisz. Możliwe, że spodoba Ci się początek, bo mojemu mężczyźnie przypadł do gustu, ale jak to będzie dalej, to kto to wie :))
      PS. Nadrabiając opowiadania, które czytam, kieruję się zasadą, że robię to w kolejności jakiej zostały dodane. Zanim zasiądę do kolejnego rozdziału o Biedronce, czeka mnie długi wpis o braciach Uchiha :) To tak na wszelki wypadek piszę, abyś wiedział, że przez jakiś czas może mnie tu nie być :)

      Usuń
    3. Ja cię! Nie dość, że kobieta opanowana i ogarnięta (planuje dokładnie czas i przyszły plan.), to jeszcze twórcza! Czuję się taki mały... Ogółem bardzo mi miło, że cenisz moje opowiadanie, i za to Ci dziękuję. Oczywiście też reszcie czytelników, bo chyba te wyświetlenia nie pojawiają się znikąd :D. A więc do następnego, jak tylko przeczytasz o geniuszach Uchiha. Pozdrawiam i na razie!!!

      Usuń
    4. hehe :) no nie przesadzajmy. Ja po prostu lubię robić wiele rzeczy i chętnie próbuje sił w różnych dziedzinach :) Nie jestem też pewna czy można mnie nazwać opanowaną. Mój mężczyzna często mówi do mnie: "mój śmieszku".

      Usuń
  2. Hejka,
    fantastyczny rozdział, już mi się spodobała nowa postać, Biedronka i Czarny Kot muszą się mieć na baczności...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń