niedziela, 3 grudnia 2017

Miraculum: Rozdział 7

Dobry wieczór! Czy raczej: "Dobra noc!" mam nadzieję, że zdrówko wszystkim dopisuje na początku tego już mroźnego miesiąca. Mi tam nie przeszkadza, bo w tym właśnie okresie się urodziłem, więc z zimą jestem za pan brat! Nie mogę się doczekać tego zimnego, białego śniegu, budowanie igla, czy wielkiej bitwy na śnieżki. Też tak macie? na takie rzeczy jest tylko zima, więc im więcej jej, tym weselej! Dobra, koniec ględzenia! Zapraszam na kolejny już rozdział tej historii, polecam skomentować pozytywnie lub negatywnie, ale przede wszystkim życzę Wam, aby się spodobał. A na koniec mówię: Dobranoc!!!"

Rozdział 7

W Paryżu nadeszła ciemna noc i już w wielu domach nie paliło się światło. Leżąca na łóżku Marinette, choć jakiś czas temu życzyła rodzicom dobrej nocy, nie mogła zasnąć, gdyż gnębiła ją jej sytuacja w szkole.  Zdawała sobie sprawę, że cudem udało jej się utrzymać, ale teraz to nie wystarczy. Potrzebowała pomysłu, a takowego nie miała.

- „Co mam zrobić?  Kiedyś miałam mnóstwo pomysłów, ale teraz… pustka. W tym roku miałam ze sobą Alya’ę, ale mimo to nie szło mi dobrze. Co mogę zrobić dla innych? Alya mi nie pomoże, bo nie chce zawieść widzów, więc ją rozumiem. Jak mam sobie z tym poradzić?!” – pytała siebie coraz bardziej nieszczęśliwa dziewczyna. Nagle zdała sobie sprawę, że obok niej ktoś cicho chrapie. Gdy obróciła głowę, ujrzała Tikki, która spała sobie na dość dużej poduszce Marinette. Na widok jej spokojnego uśmiechu dziewczyna nie mogła się nie uśmiechnąć.

- „Tikki we mnie wierzy. Alya we mnie wierzy i inni również. Nie mogę ich zawieść. Przecież na mnie liczą. Poradzę sobie! Dla nich wszystkich!” – zdecydowała pewniejsza siebie Marinette i udała się w końcu w głąb swoich marzeń.

* * *

Wieczór, tego samego dnia:

Młody Agrest właśnie przekroczył próg swojego domu. Przez całą drogę chłopak nie był pewny, czy chce tam wrócić. Wiedział jednak, że prędzej, czy później będzie musiał to zrobić. Gdy zamknął za sobą drzwi, usłyszał głos dochodzący z holu.

- Witaj, Adrien. – powitała go Nathalie, która właśnie wyszła z salonu. Jak zwykle ubrana w swój garnitur i kamienną miną na twarzy. Nie polepszyło to humoru blondyna.

- Cześć, Nathalie. – odpowiedział jej grzecznie, po czym spytał. – Ojciec jest w domu?

- Tak, pracuje w swoim gabinecie. Mam go poprosić?

- Nie, nie trzeba. – odrzekł szybko i ruszył do swojego pokoju. Musiał przyznać, że ta informacja poprawiła mu trochę nastrój.

- „Może ojciec zapomniał o tych wyborach? Oby.”

- Witaj w domu, synu. – usłyszał nagle głos, a gdy podniósł głowę, na szczycie schodów ujrzał 
Gabriela Agresta. W tej chwili Adrien zdał sobie sprawę, że wywołał wilka z lasu.

- Witaj, ojcze. – odpowiedział pokornie Adrien, po czym ponownie zaczął zmierzać do swojej 
samotni. Jednak pytanie ojca zaprzepaściło ten zamiar.

- Jak ci poszło w szkole? Mam nadzieję, że mnie nie zawiodłeś i zostałeś przewodniczącym klasy. – na usłyszane zdanie Adrien’owi zrobiło się niedobrze. Właśnie tego momentu bał się podczas tego dnia: przyznanie się do porażki i powiedzenie tego swojemu ojcu. Chłopak dobrze wiedział, że jego życie z przyjaciółmi ze szkoły jest w tym momencie zagrożone.

- Aaa, jeśli o to chodzi,… to… - Adrien próbował się wysłowić, szukając naokoło pomocy. Nathalie dziwnym trafem gdzieś mu umknęła. – Widzisz, tato…

- O co chodzi, Adrien? – spytał Gabriel już surowszym tonem. Po chwili milczenia blondyn już wiedział, że nie ma wyboru.

- Nie udało mi się. Zdobyłem za mało głosów. – przyznał się ze skruchą, po czym pochylił głowę, nie patrząc na ojca.

- Jak to ci się „nie udało”?! – choć pan Agrest mówił spokojnie, Adrien wyczuł, że głos mu drżał z narastającej złości.

- Inni kandydaci byli ode mnie lepsi i zdołali przekonać do siebie naszych kolegów z klasy. Oni wraz ze swoimi zastępcami świetnie sobie poradzili. – wyjaśnił chłopak, mając w głowie obraz pracującej Marinette i zawziętego Kim’a. To, co różniło ich od niego, to chęć bycia na tym stanowisku, której u niego było brak.

Nastąpiła cisza, która nie zwiastowała dobrze. Adrien wciąż stał, jak stał i nie wiedział, jak zareagował na to wyjaśnienie jego ojciec. Po chwili jednak usłyszał pytanie.

- Mam rozumieć, że każdy miał kogoś do pomocy?

- Eee, tak. Mi pomagał Nino. – odpowiedział zdziwiony chłopak, podnosząc wreszcie głowę i patrząc się na Gabriela.

- A więc to twój koleżka musiał ci przeszkodzić. Wiedziałem, że ma na ciebie zły wpływ. – stwierdził pan Agrest, a Adrien momentalnie się wzburzył.

- To nie prawda! Nino bardzo mi pomógł! Bez niego nic bym nie zrobił!

- To wyjaśnij mi, dlaczego mój pierworodny nie był w stanie zostać przewodniczącym, skoro jest moim synem? – spytał surowym tonem, smucąc tym chłopaka. Po raz kolejny poczuł, że zawiódł swojego ojca, choć nie miał pojęcia czym.

- Już mówiłem. Byli ode mnie lepsi i…

- To nie jest wyjaśnienie. Widocznie się nie starłeś, a to do ciebie niepodobne. Zanim poszedłeś do tej szkoły, wszystko robiłeś starannie i się przykładałeś. Widocznie przyzwolenie ci na udział w zajęcia szkolnych nie było dobrym pomysłem.

- To nie tak! Im zależało na tej funkcji…

- A tobie nie, to chcesz powiedzieć? Kto został przewodniczącym? – spytał ponownie syna, a ten rzucił mu niezadowolone spojrzenie.

- Marinette i Kim zdobyli tyle samo punktów i odbędzie się druga tura.

- A więc jeszcze nikogo nie wybrano? To znaczy, że masz jeszcze szansę. Idź do pokoju i się dobrze przygotuj, Nathalie ci pomoże. Ja tymczasem zadzwonię do dyrektora i zażądam, aby dał ci drugą szansę. – polecił mu ojciec, po czym ruszył w stronę gabinetu. W Adrien’ie w końcu coś pękło.

- Nie możesz! To niesprawiedliwe!

- Nie obchodzi mnie to. Mój syn nie będzie zwykłym uczniem w tej szkole. Idź do pokoju, jak ci powiedziałem. – powtórzył groźnie, a chłopak zaczął trząść się ze wściekłości.

- Świetnie! Rób sobie, co chcesz! Ja nie zamierzam w tym uczestniczyć. Nie chcę być oszustem! – krzyczał wściekły chłopak, po czym ruszył w stronę pokoju. Jego wypowiedź zamurowała Gabriela.

- Jak ty się do mnie odzywasz?! – rzekł głośno do syna, ale blondyn na to nie zareagował. – Adrien, stój! Wracaj tu! – krzyczał, ale chłopak wciąż szedł, nie obracając się za siebie. W końcu zniknął swojemu ojcu z oczu i zamknął się w swoim pokoju, z którego nie wychodził do następnego dnia.

* * *

Dwa dni później:

Marinette weszła do szkoły z niepewną miną. Mimo wcześniejszego postanowienia, dziewczyna nie była pewna, czy da sobie radę. Kim i Gerard wciąż stanowili silnych przeciwników, a dodatkowo nie miała nikogo do pomocy. Do pierwszej lekcji miała jeszcze trochę czasu, dlatego postanowiła usiąść na ławce i pomyśleć.

Po kilku minutach usłyszała koło siebie głos, który najmniej chciała dzisiaj słyszeć.

- Jak tam zdrówko, Marinette? – odezwał się przybysz, którym okazał się Gerard. Dziewczyna nie miała już sił na jakąś ciętą ripostę, dlatego tylko spojrzała na niego surowo. Stał on przed nią, wyprostowany, z małym uśmiechem na twarzy. To wszystko wyglądało podejrzanie, zdaniem Marinette.

- Mogę usiąść, czy to „twoja” ławka? – zadał inne pytanie, dziwiąc lekko ciemnowłosą. Mimo to już otwierała usta, aby mu odmówić w jakiś nieprzyjemny sposób, ale się wstrzymała, przypomniawszy sobie jego wcześniejsze zachowanie wobec niej. Ostatnio jakoś nie dał jej powodu, aby teraz go wyganiać. Dlatego, nie zmieniając wyrazu twarzy, kiwnęła lekko głową. Ten uśmiechnął się szerzej, po czym rozsiadł się wygodnie obok niej.

Siedzieli tak już kilka minut. On wyluzowany, obserwujący wszystko dookoła. Ona wyprostowana i spięta, utkwiła wzrok w jakimś punkcie i tylko patrzyła na chłopaka katem oka. Ponownie poczuła, że jest tu coś nie tak.

- I jak tam pomysły na kolejną rundę? Masz coś w zanadrzu? – spytał bez ceregieli, a Marinette błyskawicznie zrozumiała tą sytuację.

- Całe mnóstwo! A jeśli myślisz, że zdradzę ci choćby jeden, to się zdziwisz. Nie zamierzam dopuścić do skopiowania mojego pomysłu! – mówiła twardo dziewczyna, obrzucając chłopaka złowrogim spojrzeniem. Ten się tym nie przejął, tylko zbliżył do niej swoją twarz i patrzył na nią w skupieniu. Jego spojrzenie sprawiło, że Marinette poczuła się, jakby prześwietlał ją rentgenem.

- Nie umiesz kłamać, muszę ci to przyznać. To się ceni. – odpowiedział wesoło, odsuwając się na swoje miejsce. Dziewczyna nie kryła zdziwienia.

- O-o cz-czym ty mówisz? Wcale nie kłamałam, że…

- Twoje oczy cię zdradzają. Widać, że się wahasz. Że nie jesteś pewna tego, co mówisz. Nie zaprzeczaj. – na usłyszane zdanie Marinette zaprzestała innych tłumaczeń. Ten chłopak co rusz ją zaskakiwał. – Ja nie boję się przyznać, że wyczerpały mi się pomysły. Kim również idzie w zaparte, zupełnie jak ty. – dodał jeszcze chłopak, tym razem uśmiechając się trochę złośliwie.

- „Znów wrócił ten wredny Gerard.” – skomentowała w myślach zrezygnowana dziewczyna, ale nie zaprzeczyła, że jest pozbawiona pomysłu.

- Każdy z nas już coś zrobił dobrego dla szkoły. Tyle tego było, że na tą chwilę nie da się dodać czegoś jeszcze. Jednak ten, który wpadnie na dobry plan, wygra tą rywalizację. – wywnioskowała beznamiętnie dziewczyna, a chłopak przyznał jej rację.

- Tak właśnie przedstawia się nasza sytuacja. Z tym się akurat z tobą zgodzę. Ale ty masz przynajmniej na tyle gorzej, że działasz zupełnie sama. – zauważył Gerard, przypominając dziewczynie o swojej sytuacji.

- Nie wiem, komu to zaproponować. Zastanawiałam się nad każdym, ale wszyscy są zajęci i nie mogą mi w tym pomóc.

- Na pewno wszyscy? – spytał z cwanym uśmiechem, a Marinette spojrzała na niego zdziwiona. – Coś ci zacytuję: „Nie jest tak, że tylko wygrani mają prawo do głosu i działania. Przegranym wystarczy dać drugą szansę, aby i oni otrzymali to prawo.” Przeczytałem to w pewnej lekturze. Ciekawa to była książka. – stwierdził z uśmiechem, a zdziwienie Marinette nie zmalało. – No, ale musze już sobie iść. Przypomniało mi się, że Kim chce ze mną pogadać. Jednak zanim pójdę, powiem ci coś jeszcze. „Nie trzeba czegoś nowego, aby wprowadzić zmianę. Czasami po prostu wystarczy coś zmienić.’’ To akurat mój własny tekst. Niedawno go wymyśliłem! – zachwycał się Gerard, po czym odwrócił się i ruszył z miejsca, jednak dosięgną go głos Marinette.

- O czym ty mówisz?! Co ty wyczyniasz?!– krzyknęła lekko wściekła dziewczyna. Te jego cytaty wyglądały, jakby chciał ją czegoś nauczyć, zupełnie jak jakiegoś dzieciaka. Odebrała to jako czystą obrazę.

- Wyrównuję szanse! – odkrzyknął z uśmiechem, ponownie nie zważając na jej wściekły głos, po czym przyspieszył kroku i zniknął w tłumie uczniów. Jego ostatnia wypowiedź zaskoczyła ciemnowłosą, która zastanawiała się nad ich znaczeniem.

- „Co miał na myśli, mówiąc - wyrównuję szanse?”

* * *

Z gabinetu dyrektora wyszedł właśnie młody Adrien. Przez ostatnie półgodziny tłumaczył się dyrektorowi, który otrzymał niezbyt wesoły telefon od ojca blondyna. Chłopak wyjaśnił, że jego ojcu bardzo na tym zależy, aby Adrien był w samorządzie, jednak jak sam przyznał, nie był na to gotowy i nie chce drugiej szansy, z uwagi też na pozostałych kandydatów. W końcu dyrektor go zrozumiał, chwaląc przy okazji jego uczciwość, dzięki czemu chłopak poczuł się trochę lepiej.

Adrien szedł w stronę swojej klasy, gdy nagle przypadkowo zauważył siedzącą na ławce Marinette. Nie wyglądała dobrze, gdyż miała smutny wyraz twarzy. Blondyn domyślił się, że nie jest jej łatwo w tej sytuacji. Już sam dopiero co poznał, jak ciężkie jest nawet kandydowanie na przewodniczącego. Dlatego więc zmienił kierunek i ruszył w stronę swojej koleżanki.

Gdy doszedł na miejsce, odezwał się życzliwie do dziewczyny.

- Cześć, Marinette.

Gdy ciemnowłosa spojrzała na niego, błyskawicznie oblała się lekki rumieńcem, a oczy rozszerzyła z szoku.

- A-a-adrien! – krzyknęła zaskoczona dziewczyna, dziwiąc tym samym chłopaka. Zdała sobie sprawę, co właśnie zrobiła, dlatego szybko pochyliła głowę i rzekła już spokojniej, choć wciąż lekko się jąkając. – P-prze-praszam, z-zaskoczyłeś mnie. C-co u c-ciebie?

- Dobrze, dzięki. A Ty? Jak się trzymasz? – spytał łagodnie, obawiając się, że znów ją przestraszy. Marinette omal nie zemdlała na dźwięk jego głosu.

- „On się o mnie martwi! ON się o MNIE martwi!” – krzyczała w myślach uradowana dziewczyna. Szybko się jednak uspokoiła i opanowała, aby nie palnąć czegoś głupiego. – N-nie j-jest źle. W-wciąż mam szansę zostać przewodniczącą klasy, w-więc się nie poddaję. C-chociaż teraz jest t-trochę trudniej.

- A to dlaczego? – spytał zdziwiony blondyn. Przed nim akurat dziewczyna nie zamierzała ukrywać prawdy.

- Ponieważ nie mam żadnego pomysłu. Wszystko zużyłam na pierwszą turę, a teraz zostałam z niczym. – wyżaliła się dziewczyna, a Adrien spojrzał na nią ze współczuciem.

- Na pewno nie jest aż tak źle! Razem z Alya’ą na pewno wpadniecie na świetny pomysł. – zapewniał pocieszająco, jednak zaskoczony chłopak stwierdził, że tylko pogorszył sprawę.

- Niestety, ona nie ma czasu. Musi się zająć blogiem, który zyskuje na popularności. Jest tak zajęta, że nie może mi pomóc. – wyjaśniła coraz bardziej załamana, a blondyn dodatkowo poczuł się strasznie głupio. Musiał się z tego jakoś wykręcić.

- Nie martw się. Wiem, że jesteś kreatywna i pomysłowa. Rozwiązanie na pewno samo do ciebie przyjdzie. – dalej próbował ją pocieszyć i odniósł niewielki efekt. Marinette uśmiechnęła się lekko, niezmiernie ucieszona jego komplementami, jednak szara rzeczywistość ponownie ją lekko pogrążyła.

- „Chciałabym, żeby tak było.”

Nastąpiła między nimi cisza, którą żadne z nich nie wiedziało, jak przerwać. Minuty ciągnęły się wolno, pogrążając oboje we własnych myślach. Gdy jednak Adrien już zamierzał wstać i pójść do klasy, obok niech przeszło dwóch uczniów.

- Nie wiem, jak było lepiej. Przed, czy po zmianie w tej bibliotece. Tam nie da się już tak skupić, jak wcześniej.

- Masz rację. Oni wszyscy za głośno słuchają tej muzyki. Aby całkowicie ich nie słyszeć, musiałem pójść na drugą stronę biblioteki. Ale i tak nie było najlepiej, ponieważ musiałem siedzieć na podłodze, a nie na ławce.

- Jak myślisz, powinniśmy poprosić samorząd o zmianę? Jeśli zbierzemy dostatecznie dużo ludzi, to może… - dalej już nie słyszał, ponieważ odeszli poza jego słuch. Nie mógł zaprzeczyć, że ta rozmowa go zaciekawiła.

- „A więc jednak wciąż są sprzeciwy wobec słuchania muzyki w bibliotece. Kim i Gerard jednak nie zdołali zadowolić wszystkich. Jeśli ktoś czegoś nie zrobi, to szkoła podzieli się na dwa zespoły.” – zastanawiał się Adrien nad tym, co usłyszał. Po chwili jednak doznał istnego olśnienia. – „No tak! Dwa zespoły! Jak w czasie meczu! Po OBU stronach boiska! To może się udać!” – zapewniał siebie szczęśliwy chłopak. Już miał zamiar poszukać Nino, gdy nagle zdał sobie sprawę, że przecież odpadł i odrzucił szansę, jaką mu dał ojciec. Adrien był jednak pewny, że lepiej się stało, gdy spojrzał na załamaną Marinette.

- Marinette, mam pomysł. Jeśli się powiedzie, to na pewno uda ci się wygrać w wyborach. – rzekł w jej stronę, a dziewczyna popatrzyła na niego zdziwiona.

- Naprawdę?

- Oczywiście, jestem tego pewny. Sam bym to zrobił, ale niestety odpadłem, a ktoś musi wypróbować ten pomysł. Jestem pewny, że najlepiej się do tego nadajesz. – zapewnił uśmiechnięty chłopak, a Marinette ponownie oblała się rumieńcem.

- „Tylko spokojnie, tylko spokojnie. Oddychaj, Marinette.” – uspokajała się zawstydzona dziewczyna, a po chwili zadała Adrien’owi pytanie. – T-to j-jaki masz p-pomysł?

Chłopak zaczął mówić, a z każdym kolejnym słowem oczy ciemnowłosej rozszerzały się coraz bardziej. Gdy skończył, dziewczyna była z nim zgodna, że to znakomity pomysł.

- Adrien, to genialne! Sprytne i ciekawe. To naprawdę może się udać. Będę potrzebowała do tego innych, ale jestem pewna, że ochotników nie zabraknie. Oczywiście muszę jeszcze uprzedzić dyrektora i go poprosić o pozwolenie. To muszę zrobić pierwszej kolejności, a potem… - wciągnęła się w wir myśli, a chłopak obserwował ją z boku, lekko zarumieniony jej komplementami.

- Jestem pewny, że sobie poradzisz. Na mnie już czas, pójdę znaleźć Nino. – rzekł w jej stronę, wybijając ją z transu. Po chwili wstał, po czym ruszył w stronę odpowiedniej sali. Gdy tak Marinette patrzyła na jego plecy, w jej głowie pojawiły się słowa:

- „Nie jest tak, że tylko wygrani mają prawo do głosu i działania. Przegranym wystarczy dać drugą szansę, aby i oni otrzymali to prawo.”

Czyżby o to chodziło Gerard’owi? Miał on wtedy na myśli Adrien’a? Racja, jego nie brała pod uwagę, bo był kandydatem i uważała to za nieuczciwe. Jednak w tym momencie zmieniała zdanie. To on wpadł na ten pomysł, więc i on powinien być częścią jego realizacji.

- Adrien, zaczekaj! – krzyknęła, wstając z ławki, po czym pobiegła w stronę zdziwionego chłopaka. Zanim do niego dobiegła, w jej głowie pojawiło się inne zdanie: „Nie trzeba czegoś nowego, aby wprowadzić zmianę. Czasami po prostu wystarczy coś zmienić.’’ I ta myśl, jak również poprzednia, nie zadowoliły dziewczyny.

- „Jak on to robi?” – zastanawiała się ciemnowłosa.
Gdy Marinette dogoniła w końcu blondyna, rzekła do niego.

- Adrien, to niesprawiedliwe, abym tylko ja skorzystała z tego pomysłu. Ty go wymyśliłeś, więc też możesz z niego skorzystać. C-czy chciałbyś mi pomóc i z-zz-zostań moim zastępcą? – spytała już z lekkim jąkaniem, a Adrien’a zamurowało. Dotąd od nikogo nie otrzymał podobnej „oferty”, więc dziwił się, ze ktoś mógłby go potrzebować.

- Ja?! Sam nie wiem... . A co z Alya’ą?

- Ona to zrozumie, jestem pewna. – zapewniła go, mając w głowie obrazek, jak to rudowłosa ją przytula radośnie na wieść, że udało im się razem być w samorządzie. W tej chwili dziewczyna postanowiła dążyć do tej wizji.

- Jak tak… to mogę spróbować. – rzekł wolno, nie wiedząc, jak bardzo uszczęśliwił tym swoją koleżankę. Mimo to Marinette nie zdołała ukryć szerokiego uśmiechu, przez co chłopak odgadł, że się ucieszyła. Sam też poczuł się pewniej.


- „Jeśli nam się uda, to mam nadzieję, że to ojcu wystarczy. Nie będę przewodniczącym, ale wejdę do samorządu dzięki Marinette. Musi mu to wystarczyć.” – stwierdził poważnie w myślach Adrien, a chwilę potem zabrzmiał dzwonek. Uśmiechnął się w stronę ciemnowłosej, po czym razem udali się na zajęcia, mając w planach pójść później do dyrektora.


3 komentarze:

  1. O ja. Gerard pomaga Biedronce? To mnie zaskoczyłeś. Ten układ, na przewodniczącą i jej zastępcę mi się podoba. W ogóle myślałam o tym już na początku, ale wtedy rozsądnie przyjaciele pomagali kandydatom. Fajnie, że jednak to się zmieniło. Choć Gerard tak spontanicznie zmieniłby zdanie? Może zdał sobie sprawę z tego, że Kim to słaby kandydat, albo knuje jak pogrążyć jednocześnie dwójkę bohaterów. Może kolejny rozdział mi to wyjaśni.
    Weny i sorry, że tak rzadko tu zaglądam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No problemo i dzięki za komentarz. Myśli bohaterów są tak nieznane i tajemnicze, jak to, dlaczego ludzie wciąż czytają moje rozdziały. ;) Taki humorek. Jeszcze raz dzięki i nawzajem życzę!
      Wesołych Świąt!!!

      Usuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, te "złote myśli" Gerarda zastanawiajace nie kombinuje czegoś przypadkiem, a ojciec Adienia mnie wkurza i dobry pomysł z tym, że Adrien zostaje zastępca Marinette...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń