Rozdział 11
Do jednego z
mieszkań w Paryżu wpadało przez okno poranne światło. Na środku jednego z pokoi
klękał znany nam staruszek, który wpatrywał się w telewizor, oglądając poranne
wiadomości. Po chwili jednak poczuł, jak ktoś staje za nim. Ktoś dobrze mu
znany.
- Wróciłeś.
– rzekł tylko, sięgając po pilot, aby wyłączyć urządzenie.
- Zostaw. Za
chwilę będzie najciekawsze. – odezwał się zamaskowany chłopak, a mistrz Fu
ponownie utkwił wzrok w ekran. Po kilku minutach prezenterka podała kolejne
wiadomości.
- A na koniec
mamy dla państwa wspaniałą wiadomość. Biedronka została uwolniona z rąk
porywaczy! Dzięki nowym informacjom możemy was poinformować, że zawdzięczamy
jej wolność dzięki Czarnemu Kotu. To on wpadł na wspaniały pomysł, jak odbić
bohaterkę, a dzięki współpracy z burmistrzem Czarny Kot zdołał przechytrzyć
przestępcę, ratując tym samym życie zarówno Biedronki, jak i naszemu burmistrzowi
. Szczegóły dotyczące planu naszego bohatera usłyszą państwo już…
- To
wszystko. Nic ciekawego dalej nie ma. – zwrócił się do staruszka chłopak, a Fu
wyłączył po chwili telewizor. Zaraz potem wstał i obrócił się do „gościa” z
pogodnym uśmiechem.
- Musisz
przyznać, że Czarny Kot cię zaskoczył. Przecież myślałeś, że impulsywnie rzuci
się na pomoc Biedronce, kompletnie zapominając o jej bezpieczeństwie. Udało mu
się nawet ciebie oszukać. – rzekł spokojnie Fu, obserwując przez cały czas
chłopaka. Ten pokręcił lekko głowę, po chwili odpowiadając.
- Nie
oszukał mnie. Doskonale wiedziałem, że tak się sprawy mają. – po usłyszanym
zdaniu Fu zmrużył czujnie oczy, tracąc tą niedawną pewność siebie.
- A jak się
domyśliłeś? – spytał staruszek, a Shadow niemal natychmiast odpowiedział.
- Czarny Kot
nie przemyślał dokładnie całego planu. Umknęło mu kilka dostrzegalnych
szczegółów. – zaczął wyjaśniać, w między czasie podchodząc do leżącego na ziemi
pilota. Podniósł go, by po chwili włączyć przewijanie. – Interes widzę się
kręci, skoro masz takie luksusy. – skomentował z drwiną, a Fu zmrużył gniewnie
oczy. – Ale do rzeczy. Najbardziej widoczne szczegóły zdradza sam burmistrz. –
dokończył wypowiedź, zatrzymując przewijanie na wczorajszych wiadomościach.
Było widać, jak lekarze przykrywają „ciało” burmistrza płachtą.
- Widzisz
już tą różnicę? – spytał staruszka, a ten musiał przyznać chłopakowi rację.
- Kotaklizm…
- Nie
zostawia śladów. Obraca wszystko w proch. A mam jeszcze jeden szczegół, trochę
śmieszny. – mów dalej Shadow, śmiejąc się lekko pod nosem. – Przypatrz się
burmistrzowi. – polecił, a Fu przez chwilę skupiał się na celu.
- Nic nie
widzę.
- Na starość
wzrok już nie ten, co? – spytał zaczepnie, ale mistrz go olał. – Jak myślisz,
ile trupów ma przylizane, ładnie ułożone włosy? – zapytał retorycznie,
zaskakując tym mocno Fu. Kiedy staruszek ponownie spojrzał na burmistrza,
również zauważył tą niedorzeczną rzecz.
- Naprawdę
to zauważyłeś, oglądając to za pierwszym razem?
- Życie mnie
nauczyło, że zawsze trzeba dostrzegać szczegóły. Są mało zauważalne, ale wręcz
kluczowe.
- To
dlaczego puściłeś Biedronkę, skoro przejrzałeś plan Kota? – spytał podejrzliwie
Fu.
- Sam to
powiedziałeś: „myślałeś, że impulsywnie rzuci się na pomoc Biedronce,
kompletnie zapominając o jej bezpieczeństwie”. Zaskoczył mnie, i choć nie
dopracował planu, to działał trzeźwo. Oboje wciąż się uczą, a ja chcę wycisnąć z nich
wszystko, zanim ponownie przed nimi stanę. – odpowiedział wrednym głosem, a na
twarz Fu powróciła powaga.
- Jesteś
strasznym sadystą, wiesz?
- Takie jest
moje zadanie, Fu.
* * *
Z łóżka
wstawała właśnie wyczerpana Marinette. Mimo, że przez całą noc spała jak
zabita, to dziewczyna nie czuła się dużo lepiej niż poprzedniego dnia. Jak
tylko oddaliła się od miejsca, gdzie spotkała Kota, przemieniła się z powrotem
w zwykłą dziewczynę. Nie mogła jednak znów założyć kostium, ponieważ Tikki była
tak wyczerpana, że nie miała siły zjeść nawet kawałka ciastka. Marinette
musiała sama wrócić do domu, co zajęło jej trochę czasu, gdyż miała przed sobą
dość długą drogę. Gdy dotarła na miejsce, jej rodzice rzucili się na nią jak
boa dusiciel na ofiarę. Zdołała jakoś wytłumaczyć swoje zniknięcie i jakimś
cudem udało jej się dojść do pokoju bez asysty mamy i taty. Jak tylko zamknęła
drzwi, postawiła małą Tikki na poduszkę, a sama, bez zdejmowania ubrań, poległa
na łóżko, zasypiając w jednej sekundzie.
Nie budząc
Tikki, Marinette zeszła z łóżka i podeszła do swojego biurka. Na zegarku obok
była pokazana godzina 11.00, ale akurat w soboty nie trzeba chodzić do szkoły,
więc miała ona czas na przemyślenia. Jak tylko pomyślała o swoim wrogu,
momentalnie odzyskała przytomność umysłu.
- „Kim jest ten chłopak,… Shadow? Zdaje się
dobrze znać Miraculum, wiedział, że nasz czas przemiany pokazują nasze
miracula, ale również mógł określić, jak długo one działają. Doskonale trafił z
czasem mojego powrotu do normalnej postaci. Do tego jest groźny i bez
skrupułów. Chciał mnie zabić. Jeśli Kot by nie „zabił” burmistrza, to wtedy
zginęłabym z jego rąk. Ja… naprawdę… mogłam… umrzeć. – zdała sobie wreszcie
sprawę, przerażona tą sytuacją. Dotąd nie groziła jej śmierć, więc to uczucie,
które czuła po raz pierwszy, przerażało Biedronkę. – „Nie mogę się bać! Muszę zacząć z nim walczyć. Jeśli nic nie będę
robiła, to on w końcu zwycięży, odbierając nam nasze miracula. Nie mogę do tego
dopuścić.” – postanowiła zmotywowana dziewczyna, pewna swoich słów. Po
chwili zaczęła się zastanawiać, jak to zrobić.
* * *
Oczywiście
łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Marinette zastanawiała się przez kilkadziesiąt
minut, jednak nie mogła na nic wpaść. Shadow był nieuchwytny, to musiała mu
przyznać. Znikał i pojawiał się zawsze niespodziewanie i nie wiadomo skąd.
Jakby miała kogoś takiego złapać, a co dopiero pokonać?
- Hmm…,
Marinette? – dziewczyna usłyszała głos, dochodzący z jej łóżka. Gdy się
obróciła dostrzegła wybudzającą się Tikki.
- Tikki!
Całe szczęście, nic ci nie jest. Już się bałam, że coś podejrzanego się stało,
skoro tak długo byłaś wyczerpana po tym wszystkim.
- Hehe, nic
mi nie jest, nie martw się. Taka sytuacja jest zawsze, jeśli zbyt długo
będziemy trzymać przemianę. Po prostu potrzebowałam czasu. – odpowiedziała z
uśmiechem kwami, podlatując szybko do dziewczyny, przytulając ją w policzek.
- Miło znów
cię widzieć, Tikki.
- I ciebie
też, Marinette.
Stały tak
przez chwilę, aż w końcu Tikki odsunęła się od ciemnowłosej, wpatrując się w
nią uważnie.
- Jak się
trzymasz? To wszystko musiało cię mocno przerażać. – spytała zmartwiona
istotka, jednak Marinette machnęła ręką, wciąż się lekko uśmiechając.
- To prawda,
ale już mi przeszło. Co było, to już nie wróci, Tikki. Nie musisz się martwić.
– odpowiedziała pewnie, ciesząc tym lekko przyjaciółkę. - Ale jest coś innego,
co mnie mocno zastanawia. – dodała nagle poważniejszym tonem, zaskakując tym
Tikki.
- Co to
takiego? – spytała zaciekawiona, ale nie od razu otrzymała odpowiedź. Marinette
przez chwilę miała nieobecny wzrok, wpatrując się w ścianę pokoju. Po kilku
minutach otrzeźwiała, po czym zwróciła się do kwami.
- Czy to
możliwe, aby Shadow posiadał Miraculum? – zadała gnębiące ją pytanie, a Tikki
momentalnie spoważniała.
- Nie wiem,
Marinette. Wyraźnie czuję w nim dziwną moc, ale nie przypominam sobie Miraculum
o takiej naturze. Trudno mi stwierdzić, jaką on jest postacią. – odpowiedziała
wolno, a Marinette słuchała ją uważnie. Po wypowiedzi przyjaciółki, dziewczyna
ponownie się zamyśliła.
- „A niech to! Nawet Tikki nie jest tego
pewna. Chyba tak łatwo nie dowiem się, kim on jest.” – stwierdziła
podłamana nastolatka. – „Gdybyśmy miały
coś, gdzie są informacje o Miraculum. Jakieś pismo, książkę, list,
COKOLWIEK!... Książka? Księga?!”. KSIĘGA!!! – krzyknęła nagle uradowana Marinette, strasząc lekko Tikki. –
Tikki, to jest to! Księga! Ta, którą oddaliśmy Mistrzowi Fu. Stamtąd na pewno
się dowiemy. – przekazała swój pomysł, a kwami uniosło się szczęśliwe.
- To
naprawdę świetny pomysł, Marinette. – pochwaliła przyjaciółkę, przytulając ją
lekko. Po chwili dziewczyna przebrała się w czyste rzeczy, założyła buty i
wzięła torebkę, gdzie ukryła się mała Tikki. Po tych czynnościach nastolatka
zeszła w końcu na dół.
Zanim udało jej się dopaść drzwi, musiała
stoczyć istny mecz rugby ze swoimi rodzicami. Blokowali, tworzyli mur, byle
tylko nie puścić Marinette bez przynajmniej wiedzy, gdzie zamierza się wybrać.
W końcu przekonała rodzinę, że wybiera się do znajomego starszego pana, który
poprosił ją do pomocy w pewnej sprawie. Takie wyjaśnienie wystarczyło państwu
Dupein-Cheng, dlatego też puścili swoją córeczkę, prosząc ją, aby na siebie
uważała.
* * *
Po
kilkudziesięciu minutach jazdy komunikacją miejską, Marinette nareszcie dotarła
pod blok, w którym mieszkał Mistrz Fu. Dotąd była tam dwa razy, kiedy to szła
pomóc Tikki, a później żeby oddać księgę. Teraz przybyła, aby tą książkę lepiej
zbadać.
Dziewczyna
weszła do środka i udała się na odpowiednie piętro. Będąc na miejscu, odnalazła
w końcu mieszkanie Mistrza.
- Uff, no to
wio. – rzekła dla motywacji, po czym zapukała do drzwi.
- Proszę. –
słyszała zaproszenie, więc otworzyła wolno drzwi, rozglądając się nieśmiało.
Jakoś nigdy nie chciała wchodzić do czyjegoś mieszkania jak do siebie, nawet
jeśli już tu kiedyś była. Taka jej wrodzona cecha. Gdy otworzyła szerzej drzwi,
zobaczyła znany jej już salon, umeblowany w chińskim stylu. Na środku
pomieszczenia siedział znajomy staruszek, który patrzył na nią z uśmiechem.
- Witaj,
Marinette. I ty, Tikki. – powitał je miło, a obie weszły do mieszkania,
zamykając za sobą drzwi i siadając naprzeciwko Fu.
- Dzień
dobry, Mistrzu Fu. – odpowiedziała z ukłonem Marinette, po czym dopowiedziała.
– Miło cię widzieć! Czy zdrowie dopisuje?
- Jak na
stare lata jest dość znośnie, dziękuję za troskę. Miło, że postanowiłyście mnie
odwiedzić. Jednak na spokojnie mogę stwierdzić, że przyszłyście do mnie po
radę, prawda? – spytał z uśmiechem, powodując lekki rumieniec na twarzy
dziewczyny.
- To prawda.
Tak jakoś wyszło. Przepraszam.
- Nie masz
za co przepraszać, Marinette. Przecież nie będę od was wymagał, żebyście
przychodziły do mnie co niedziele i na dodatek z ciastem. – mówił rozbawionym
tonem. – Macie własne życie i własne problemy. Ja jestem tylko pomocnikiem.
Zawsze możecie przyjść i zapytać o radę. Moje drzwi są dla was otwarte. –
zakończył wypowiedź, a na twarzy nastolatki znów pojawił się uśmiech.
- Dziękuję
ci, Mistrzu Fu. – ponownie się skłoniła, po czym kontynuowała. – Przyszłyśmy
właśnie, aby mistrza o coś poprosić.
- O co?
- Czy
mogłybyśmy przeglądnąć księgę Miraculum? – spytała na jednym wydechu, czekając
na odpowiedź.
- Hmm, nie
widzę przeszkód. Pewnie macie poważne powody, aby do niej zaglądnąć, a nie mogę
wam tego zabronić. Oczywiście, że możecie. Wayzz! – zawołał staruszek, a po
chwili z gramofonu wyleciał zielony kwami żółwia.
- Tak,
Mistrzu?
- Możesz
przynieść księgę? Nasza Biedronka musi do niej zajrzeć. – zwrócił się do
Wayzz’a, a ten skłonił się lekko i rzekł.
-
Oczywiście. Zaraz przyniosę. – po czym odleciał w stronę sąsiedniego pokoju.
Marinette była zdziwiona takim postępowaniem.
- Ale
Mistrzu, czy to dobry pomysł? Ta księga jest duża, a Wayzz…
- Nie
oceniaj kwami i ludzi po wyglądzie zewnętrznym, Marinette. Wayzz może wygląda
niepozornie, ale swoje ciężary może unieść. Poza tym to dobrze wpływa na rozwój
fizyczny, jak i psychiczny. – odpowiedział spokojnie staruszek, a nastolatka
ucichła, lekko zawstydzona. Po chwili do pokoju wleciało małe kwami, dźwigając
na plecach brązową księgę. Gdy doleciał na miejsce, Fu odebrał od niego
przedmiot, mówiąc z uśmiechem.
- Dziękuję,
Wayzz.
- Nie ma za
co, Mistrzu. – odpowiedział z szacunkiem, po czym zawisł koło głowy mężczyzny,
wpatrując się w książkę.
- Proszę,
oto ona. Jak tylko znajdziecie interesujący was temat, powiedźcie, a postaram
się przetłumaczyć lub wyjaśnić.
- Dziękujemy
bardzo, Mistrzu Fu! – odpowiedziały razem, ukłoniwszy się lekko.
-A nie macie
może ochoty na herbatę? Mam całkiem nową i bardzo dobrą, a ze swojego
doświadczenia wiem, że pomaga się skupić. – zaproponował z serdecznym
uśmiechem.
- Jeśli nie
sprawi to problemu, to z chęcią. – odpowiedziała z wdzięcznością Marinette,
również się uśmiechając.
- Nie
sprawi, zapewniam. – odrzekł staruszek, wstają z miejsca i kierując się w
stronę małego stoliczka z herbatą.
* * *
Już od
kilkunastu minut zarówno Marinette, jak i Tikki przeglądały wspomnianą księgę, szukając
informacji na temat ich przeciwnika. Im dalej szły, tym bardziej nastolatka nie
mogła się nadziwić, ile jest jeszcze na świecie Miraculum’ów. Do każdego był
zarówno rysunek przedmiotu Miraculum, jak i wygląd bohatera, który daną moc
posiada. Widziała siebie i Czarnego Kota, również Żółwia, Lisa, Ćmę, Pawia i
wiele innych, o których istnieniu by nawet nie podejrzewała.
Jednak im dalej szła, tym miała mniejsze
szanse na znalezienie tego, którego szukały. Żadne z Miraculum nie przypominało
stroju Shadow’a, a kartki upływały powoli. Gdy dotarły na koniec, Marinette
była bliska rozpaczy.
- Nie ma go
tu?! Ale jak to?! Po tych poszukiwaniach nadal nie wiemy, kim on jest?! –
pytała sama siebie, a po chwili odrzuciła lekko księgę. – To niemożliwe. Jak
mam z nim walczyć, skoro nawet nie wiem, kim on jest? – mówiła zrozpaczona
dziewczyna, a Tikki podleciała do niej, przytulając się lekko.
- Spokojnie,
Marinette. Wszystko będzie dobrze. – mówiła uspokajająco, ale ciemnowłosa
niemal natychmiast otworzyła oczy. Jej wzrok przykuła księga, która gdy spadła
na ziemię, otworzyła się, a kartki zaczęły opadać po obu stronach. W tym
wszystkim usłyszała dziwny dźwięk, kiedy to z jednej kartki odkleiła się druga,
pokazując ukryte strony.
Gdy obie
przyjaciółki popatrzyły na treść, wspólnie doznały szoku. Obie strony były
niemal puste, jednak na jednej znajdował się dziwny rysunek i krótka notka. W
tamtym miejscu kartka została specjalnie wybielona, a na niej narysowano zarys
ciemnej postaci, zupełnie jakby stała ona na tle słońca. Gdy tak się wpatrywały
obie w rysunek, Marinette ogarnął dziwny dreszcz. Nie wiedziała czemu, ale
miała wrażenie, jakby była obserwowana. Dziewczyna podniosła szybko głowę i
spojrzała w stronę Mistrza. Stał on odwrócony do niej plecami i dyskutował zażarcie
z Wazyy’em na temat herbaty, którą bronił całą piersią. A skoro nie oni ją
obserwowali, to kto? Dziewczyna przestała czuć się tu bezpiecznie.
Nie
zwracając uwagi na to uczucie, Marinette poczekała, aż Mistrz do niej podejdzie
z herbatą, po czym zadała mu pytanie.
- Mistrzu
Fu, znalazłam taki rysunek i tę notkę. Czy mógłbyś mi to przetłumaczyć? –
poprosiła, a Fu uśmiechnął się w jej stronę.
-
Oczywiście. – odpowiedział, a dziewczyna przysunęła do niego księgę. Jednak gdy
staruszek spojrzał na daną stronę, momentalnie spoważniał, wpatrując się z
powagą na rysunek postaci. Po chwili omiótł czujnie całe otoczenie, wprawiając
Marinette w coraz większy szok. Zachowanie Mistrza nie było normalne, dlatego
dziewczyna również zachowała czujność.
- Hmm, nie
muszę chyba pytać, dlaczego akurat to wybrałaś. – zaczął Fu, a nastolatka
kiwnęła lekko głową. Po chwili staruszek wskazał palcem na tytuł, mówiąc. – Ten
napis oznacza „Tajemnicze Miraculum”.
-
„Tajemnicze Miraculum”? – upewniła się Marinette, zaskoczona taką nazwą.
- Nie będę
tłumaczył treści, gdyż łatwiej mi będzie to objaśnić słownie. Jak widzisz, na
świecie istnieje wiele Miraculum’ów, jednak z nich wszystkich ten jeden został
tak mało poznany. Jego cechą charakterystyczną jest to, że nie zostaje wybrany
przez opiekuna. To Miraculum samo wybiera posiadacza. Nigdy nie wiadomo, kiedy
się ukarze i jaką ma naturę. Nikt nawet nie wie, jaka jest jego misja. Pojawia
się raz na kilkanaście lub kilkadziesiąt lat, a potem znika. – skończył
wyjaśniać, a nastolatka otrząsnęła się z zasłuchania.
- Mistrzu, a
czy słyszałeś o tym nowym przestępcy, który grasuje po Paryżu?
- Słyszałem.
- A czy
wiesz może, czy to jest właśnie ten posiadacz „tajemniczego Miraculum”?
- Niestety,
ale nie mam pojęcia. – odpowiedział smutno, a Marinette skłoniła głowę, lekko
zawiedziona. Siedzieli tak przez chwilę w ciszy, aż w końcu ciemnowłosa
odezwała się do staruszka.
-
Przepraszam, ale mam jeszcze jedno pytanie.
- Pytaj.
- Czy Władca
Ciem… to posiadacz Miraculum Ćmy? – zapytała dziewczyna, a Fu popatrzył na nią
uważnie.
- A skąd
pomysł, że to Miraculum Ćmy?
- No bo… -
zaczęła niepewnie. - Każdy posiadacz ma imię zgodne z naturą danego Miraculum.
A już wcześniej widziałam w księdze rysunek Władcy Ciem, dlatego tak sobie
pomyślałam…
- Heh heh,
nie jesteś tak daleko od prawdy. – przerwał jej lekko rozbawionym tonem,
ponownie przykuwając jej uwagę. – Ale nie tak nazywa się to Miraculum. Jej
prawdziwa natura to Motyl.
- Motyl? To
dlaczego siebie nazywa „Władcą Ciem”?
- Bo nie
wykorzystuje swej mocy dla dobra innych, tylko przeciwko nim. Jeśli motyl lata
w świetle, to ćma żyje w ciemności. – wyjaśnił Mistrz, wzbudzając u Marinette
lekki strach.
- A-a-le co
się wtedy dzieje z kwami?! Przecież to istoty, które chcą pomagać innym, więc
nie powinny brać udziału w knowaniach ich posiadaczy.
- I nie
biorą. Jednak każde kwami jest zależne od swojego posiadacza i w ostateczności
muszą się ich słuchać, nawet jeśli tego nie chcą lub się boją. Mogą próbować
ich przekonać, że robią źle, ale nie mogą im się sprzeciwiać. – odpowiedział
poważnie Fu. Nastolatka przez chwilę siedziała cicho, a dopiero po kilku
minutach zadała pytanie, którego odpowiedź przerażała lekko dziewczynę.
- A co się
wtedy dzieje z kwami?
- Natura
Miraculum zostaje naruszona, a kwami przemienia się w obraz tego, co tworzy. –
odpowiedział smutno, potwierdzając obawy ciemnowłosej. Jednak mimo strachu,
jaki wywołała ta odpowiedź, dziewczyna zaczęła czuć narastającą wściekłość
wobec swojego pierwotnego wroga.
- Jak można
pozwolić, aby takie dobre kwami było zmuszona do tak niecnych celów? Mistrzu
Fu, mogę obiecać, że to zakończę! Znajdę
Władce Ciem, pokonam go i uratuję kwami Motyla. Znów będzie pomagać innym,
działając zgodnie ze swoja naturą. – rzekła poważnie dziewczyna, wywołując
uśmiech u staruszka.
- Nigdy w to
nie wątpiłem, Marinette. – odpowiedział, a na twarzy dziewczyny również pojawił
się uśmiech.
Chwilę
później nastolatka spojrzała na zegarek, zwracając się ponownie do Mistrza.
- Bardzo
dziękuję za pomoc, Mistrzu Fu. Muszę już wracać do domu. Moi rodzice pewnie się
o mnie martwią.
- Zawsze do
usług, Marinette. Moje drzwi są zawsze otwarte. – odrzekł Fu, wstając razem z
nastolatką, która wypiła szybko herbatę, po czym odstawiła kubek. Odprowadził obie do drzwi i pożegnał serdecznie. – Do widzenia, Marinette
i Tikki.
- Do
widzenia, Mistrzu Fu. – odpowiedziały wspólnie, po czym ruszyły w stronę windy.
Gdy Fu
zamknął drzwi, odwrócił się w stronę stolika na herbatę, jednak niemal
natychmiast usłyszał za sobą głos.
- Ładnie
mnie opisałeś, Fu. – odezwał się ktoś, a staruszek po chwili spojrzał na tego
„kogoś”. W miejscu, gdzie wcześniej drzwi dotykały ściany, stał jego
nieproszony gość, którym był oczywiście Shadow.
- O co ci
znów chodzi? Przecież nie powiedziałem, kim jesteś.
- To jest
akurat jasne. Dobrze wiem, że nawet gdybyś chciał, to byś im o mnie nie powiedział.
Wiadomo przecież,… dlaczego. – zakończył wrednie, a Mistrz zagryzł lekko wargi.
- Czego
znowu chcesz? Mało ci, że nawet porwanie Biedronki dla ciebie nie wystarcza?
Kiedy w końcu przestaniesz ich terroryzować? – pytał zrozpaczony staruszek,
jednak chłopak przerwał mu ruchem ręki.
- Wtedy,
kiedy postanowię. Nie do ciebie należy ta decyzja. – odpowiedział srogo,
napełniając Mistrza obawami.
- Wiesz co,
Fu? Z tej twojej rozmowy z Biedronką zapamiętałem coś ciekawego.
- A co
takiego cię zainteresowało?
- Jej chęć
niesienia pomocy kwami. – odpowiedział poważnie, dziwiąc tym samym Mistrza.
- A co w tym
dziwnego? Ona jedynie pokazuje, że zależy jej na dobru zarówno ludzkiego, jak i
małych kwami. To bardzo dobra cecha. – odrzekł lekko zły, jednak zamarł, kiedy
usłyszał śmiech chłopaka.
- Ha ha ha!
Masz co do tego rację, Fu. Jednak co się stanie, kiedy będzie musiała wybrać
pomiędzy jednym a drugim? – spytał groźnie Shadow, szokując tym samym
staruszka. – Jej obietnica dała mi pomysł, jak sprawdzić, co jest dla niej
ważniejsze. I coś czuję, że tym razem się co do niej nie pomylę,
i nieźle się przy tym zabawię.
no no, jest zagwozdka. Jakoś ten rozdział minął szybko. Czy Shadow jest niewidzialny? Potrafi taki być? Albo zna super skrytki w mieszkaniu mistrza :) W sumie koleś jest naprawdę dobry, więc nie zdziwiłabym się, że potrafi duuuużo, duuużo więcej niż zakładamy i wiemy :) Z przestępcami też radzi sobie nadzwyczaj dobrze i szybko. Biedronka i Czarny Kot we dwójkę nie są tak dobrzy jak on. Ciekawi mnie dlaczego. Czy to kwestia tego, że nie trenują, tylko ślizgają się na tym co już potrafią i znają?
OdpowiedzUsuńFajny rozdział. Pozostawia nutkę tego, że chce się już następny :)
Weny i chęci do pisania :))
Wielkie dzięki za komentarz! Wszystkie karty na stole, co jakiś czas odsłania się jedną. Do końca historii wszystkie ujrzą światło dzienne. ;)
UsuńDzięki i nawzajem życzę!!!
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, czyli przejrzał podstep... wszystko przemyślał i nie rzucił sie od razu w celu ratowania...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza