Rozdział 13
- Nie, nie
nie, NNNNNNNIIIIIIIIIEEEEEEEE!!! – krzyczał rozwścieczony mężczyzna, chodząc po
pokoju i uderzając we wszystko, co się w nim znajdowało. Wokół niego latały
małe, białe motyle, roztrzęsione przez jego wybuch. Facet w masce krążył w
kółko, nie mogąc zrozumieć, dlaczego to wszystko się dzieje.
- Dlaczego?
Dlaczego wciąż mi się nie udaje?! To tylko jakieś małolaty, które myślą, że
mogą ocalić świat. To nie bohaterowie! Jak mogę przegrywać z dzieciakami?! A
jeszcze ten nowy! Już kilkukrotnie miałbym Biedronkę i Czarnego Kota w garści,
ale zawsze on ich akurat ratował z opresji! Jak on to robi?! Jak może
powstrzymywać i oczyszczać moje Akumy?! Przecież według słów Nunu tylko
Biedronka tak potrafi, więc jak?! – mówił wściekle, nie rozumiejąc tego
wszystkiego. Dodatkowo kręcące się wokół niego motyle zaczęły go już irytować.
W przypływie gniewu chwycił jedną z nich, po czym zacisnął mocno rękę.
- „Jak, jak, jak? Jak to się dzieje, że moje
Akumy nie są w stanie ich pokonać? Dlaczego mój limit to tylko jedna Akuma?
Czuje gniew,… wściekłość,… smutek innych ludzi, ale nie mogę ich dosięgnąć.
Wszystko przez ten limit!” – krzyknął w myślach Władca Ciem, lekko tym
wszystkim załamany. Jednak niemal natychmiast poczuł coś dziwnego. Z jego ciała
jakby wypłynęła moc jego Miraculum i skierowała się do jego zaciśniętej pięści.
Cała ta sytuacja zaskoczyła mężczyznę. – „Ale
jak to? Przecież nie mogę już wytworzyć więcej Akum. To niemożliwe w tym
momencie. Więc co się dzieje?”
– pytał siebie Władca Ciem, a po chwili
rozluźnił dłoń. Ku jego zdziwieniu, w otwartej ręce widział żywą, ciemną i
gotową do ataku Akumę.
* * *
Mistrz Fu
wzdrygnął się nagłym przeczuciem, jakie go dosięgnęło. Otworzył szybko oczy i
rozejrzał się dookoła. Znajdował się w swoim salonie, a naprzeciwko niego
klęczał lekko pochylony Shadow.
- Też to poczułeś,
prawda? – odezwał się nagle chłopak, a staruszek pokiwał głową.
- Tak. Coś
się dzieje z Miraculum Motyla. Stało się… silniejsze. – rzekł wolno Fu,
obawiając się odpowiedzi ze strony zamaskowanego.
- Jeszcze
nigdy nie spotkałeś się z taką sytuacją. Jedynie słyszałeś o niej od swojego
poprzednika. Jest to rzadkie i występuje tylko u uzdolnionych posiadaczy.
- A więc… to
prawda? – spytał pobudzony Mistrz, czekając na potwierdzenie. Shadow podniósł
głowę i spojrzał spokojnie na staruszka.
- Tak…, to
prawda. Władca Ciem zdołał rozwinąć… swoje Miraculum.
* * *
Nie mówiąc
nic swoim rodzicom, nie odzywając się do nich nawet słowem, Marinette ruszyła
do swojego pokoju, po czym zamknęła zamek na klucz. Zaraz potem skoczyła na
łóżko i schowała głowę w poduszkę. Zmartwiona zachowaniem przyjaciółki, Tikki
podleciała do niej wolno, obserwując ją przez chwilę. Ani ciche jęki, ani
powiększająca się mokra plama na poduszce nie była potrzebna kwami do
stwierdzenia, że dziewczyna płacze z powodu dzisiejszym ataku Akumy.
- Marinette…
- odezwała się cicho, jednak nastolatka tylko potrząsnęła gwałtownie głową i
wciąż trzymała ją w poduszce. – Nie martw się. Każdemu może się zdarzyć.
Przecież nikomu nie stała się krzywda. Zdołałaś oczyścić Akumę.
-
Z-zawiodłam ich, Tikki. – usłyszała nagle cichy głos spod poduszki, a po chwili
ujrzała zapłakaną i czerwoną od łez twarz Marinette. – Z-zawiodłam ich i jego!
Zostawiłam ich, Tikki! Nic nie może tego cofnąć, ani usprawiedliwić. Jak teraz
mogę im się pokazać? Jak mogę spojrzeć Czarnemu Kotu w oczy? To on jest
prawdziwym bohaterem. Został, aby chronić innych, a ja pognałam ślepo za Władcą
Ciem, kompletnie nie zdając sobie sprawy, że może być ode mnie silniejszy. Te
moje sukcesy… tylko pogorszyły sprawę. Zachowałam się jak dziecko, którym jestem,
a nie jak dojrzała bohaterka. Jak ktoś taki jak ja, może chronić innych ludzi?
- Przestań,
Marinette. Zamartwianie się i oskarżanie w niczym ci nie pomoże. Każdy popełnia
błędy. Nie ma ludzi nieomylnych, tak samo bohaterów. Ale błędy są w życiu
potrzebne. Dzięki nim mamy nauczkę na przyszłość i staramy się ich unikać. To
czyni nas coraz lepszymi. Nie zadręczaj się, Marinette. – powiedziała nagle
cicho kwami, podlatując do dziewczyny i wtulając się w jej policzek.
– Jestem
pewna, że nikt ciebie nie osądza. A Czarny Kot? Na pewno nie ma ci tego za złe
i wciąż ci ufa. Będzie dobrze, Marinette. – mówiła kojącym głosem, a nastolatka
powoli czuła się lepiej. Jej przyjaciółka zawsze miała rację, to już była stała
zasada. Marinette nie mogła sobie wyobrazić lepszego kwami jako towarzysza
przygód i wiedziała, że to nie ostatni raz, kiedy zda sobie z tego sprawę.
Jednak to
nie wystarczyło, aby całkowicie ją uspokoić. W jej głowie wciąż pojawiała się
postać Shadow’a, odwróconego plecami do niej, ustawiony tak, że patrzyła na
niego z dołu, nie mogąc w żaden sposób go dosięgnąć. Cały ten obraz ją dołował,
jednak pewna myśl dodawała jej lekkiej otuchy. Bo jeśli się nie myli, to ma nad
swoim przeciwnikiem przewagę, i to być może przez jego własny błąd.
* * *
W ciągu
kolejnych dni Marinette przekonała się, że Tikki miała rację. Dzięki
oczyszczeniu Akumy nie było wielu szkód, ani wielu rannych. Ludzie dziękowali w
telewizji, w gazetach i w sieci bohaterom, poprawiając tym samopoczucie
nastolatki. Może tylko Czarny Kot był bardziej wychwalany niż zwykle, ale wcale
jej to nie przeszkadzało. Osobiście czuła, że chłopak swoim bohaterstwem na to
zasłużył. Jednak dni i tygodnie mijały, a dziewczyna ani razu nie miała okazji,
aby porozmawiać z przyjacielem. Nie pojawiło się też żadne niebezpieczeństwo ze
strony Władcy Ciem, co było dla Marinette trochę dziwne. Jednak nie to smuciło
ciemnowłosą, tylko fakt, że atak Akumy to jedyna sposobność rozmowy z Czarnym
Kotem. Marinette nie miała pojęcia, że sam zainteresowany czekał na spotkanie z
bohaterką.
Adrien dzięki ostatniej walki z Akumą zyskał
na popularności. Zewsząd otaczały go różne pochwały, które ludzie chcieli
przekazać Czarnemu Kotu przez jakikolwiek środek komunikacyjny. Jednak te
wszystkie gratulacje były dla niego szczególne. Przez całe jego życie zarówno
ojciec, jak i wszyscy ludzie dookoła niego mówili mu, jaki to on jest zdolny i
inteligentny. Nie przeszkadzało mu to, jednak teraz widział różnicę między
tamtymi pochwałami, a tymi. Teraz robił to, co kochał i dlatego chciał
wiedzieć, czy wykonuje swoją pracę dobrze czy źle. Podziękowania, które
otrzymywał za swoje poświęcenie, były stokroć lepsze i wręcz przepełniały
nastolatka szczęściem. Mimo to chłopaka dręczył pewien niepokój. Wcześniejsze
zachowanie Biedronki dało mu do myślenia. Dotąd widział dziewczynę bez skazy,
odważną, mądrą i dzielną, w której się zakochał. Teraz czuł on lekki niepokój.
Nie mógł jej winić i nie winił, ale nie mógł przestać czuć się zawiedziony jej
decyzją. Dlatego też chciał z nią porozmawiać, jednak nie mógł przez oczywisty
powód: nie znał jej tożsamości!
* * *
Jednak to
nie był czas na takie zamartwianie się. Już za tydzień miała odbyć się impreza
szkolna z okazji Halloween, dużo wcześniej zapowiadana potańcówka. Do głównej
drużyny, odpowiedzialnej za organizacje, należał oczywiście Adrien, który czuł,
że może bardzo pomóc w realizacji tego przedsięwzięcia. Chłopak wykorzystał
swoje kontakty, które zdobył w czasie swoich prac jako model i załatwił jednego
z najlepszych paryskich DJ’ów. Również dzięki innym znajomościom udało mu się
przekonać właścicieli pewnej znanej restauracji, aby zajęli się zaopatrzeniem
na imprezę. Oczywiście za zniżkę Adrien obiecał reklamę syna znanego na cały
świat projektanta mody. To wszystko mile zaskoczyło zarówno samorząd, jak i
innych uczniów. Jednak nie zostało to źle odebrane przez nich, ponieważ blondyn
po raz pierwszy załatwiał tak sprawy, gdy mógł to wykorzystać już dużo
wcześniej. To wszystko znaczyło, że zależy mu na powodzeniu tego
przedsięwzięcia.
Jednak najbardziej
zaskoczył wszystkich pomysł, który był podany pięć dni przed imprezą. Kilka
dziewczyn z samorządu postanowiło zaprosić na bal samego CZARNEGO KOTA. Plan
ten wywołał szok u pozostałych członków, jednak to była tylko iskra, która
roznieciła prawdziwy ogień. Reszta szkolnych piękności podjęła ten pomysł,
wręcz błagając organizatorów, aby przynajmniej spróbowali go zaprosić. Nacisk
był tak duży, że uczniowie się zgodzili, dodając do zaproszonych również
Biedronkę. W końcu to oboje ratowali miasto, a chłopcom też się czegoś od życia
należy. Ogólnie pomysł zaskoczył najbardziej pewnego blondyna i pewną
ciemnowłosą.
* * *
Choć
Marinette nie była zamieszana w organizacje, to jednak dziewczyna miała własne
problemy na głowie. Uświadomiła sobie, że ta impreza może być dla niej
błogosławieństwem albo nawet przekleństwem. Dotąd ani razu nie uczestniczyła w
podobnym wydarzeniu, a z relacji jej przyjaciół mogła stwierdzić, że to
wspaniały czas. To tam widziała swoją okazję, aby przełamać blokadę i
porozmawiać normalnie z Adrien’em. Jednak wiedziała, że nie tylko ona wpadła na
taki pomysł. Już w ostatnim czasie dwie uczennice starały się nie odstępować
blondyna na krok. Były to znane jej szkolne „piękności”, Chloe i Lila. Każda z
nich wręcz osaczała Adrien’a w innym czasie, na swój sposób próbując go
oczarować. Choć Marinette nie mogła temu przeszkodzić, to zadowalał ją widok
niepowodzeń u obu dziewczyn. Jednak najbardziej obawiała się Lily, ponieważ ona
w przeciwieństwie do Chloe, która wręcz rzucała się na Adriena, ROZMAWIAŁA z
chłopakiem, a ciemnowłosa nie potrafiła nawet tego. Dlatego też Marinette sama
zaplanowała ruszyć do ataku.
Jednak aby
spełnić to postanowienie, nastolatka potrzebowała stroju, który pomógłby jej w
tym zadaniu. Ale jak to bywa, kiedy akurat potrzebujesz pomysłu, to za chiny
nie możesz na niego wpaść. Marinette siedziała właśnie w swoim pokoju i myślała
nad projektem stroju, w którym pójdzie na bal.
- A nie
myślałaś może, żeby pójść tam jako Biedroka? Może łatwiej było by ci zacząć
rozmowę z Adrien’em. – podsunęła pomysł Tikki, ale dziewczyna zaprzeczyła głową
i odpowiedziała.
- Może tak,
ale nie chcę iść na łatwiznę. Poza tym widziałby mnie jako Biedronkę, a nie
jako Marinette. Jeśli ma mnie polubić, to muszę to być prawdziwa „ja”, a nie
osoba skryta pod maską. To „ja” muszę mu wyznać swoje uczucia, a nie Biedronka.
– mówiła poważnie, ale też smutno, przypominając swoje wcześniejsze próby.
Zawsze kończyło się tak samo, a Adrien wciąż myśli o niej jak o przyjaciółce.
Na dodatek „dziwnej przyjaciółce”, jak sama stwierdziła w myślach.
- Masz
rację, Marinette. Jednak na ten bal został też zaproszony Czarny Kot. A co się
stanie, jeśli jednak przyjdzie?
- Wtedy
będzie zabawiał i flirtował z innymi dziewczynami, a ja skupię się na zdobyciu
Adrien’a. – rzekła z pewnym siebie uśmiechem, jednak kwami popatrzyła na nią z
lekkim zdziwieniem.
- Naprawdę
tak o nim myślisz? Może nie jest taki, za jakiego go bierzesz.
- Prawdą
jest, że to bohater, ale też i podrywacz. Za każdym razem próbuje ze mną, ale
mu się to nigdy nie uda.
- A co,
jeśli…
- Tikki, to
już zamknięty temat. Muszę się skupić na ważniejszych rzeczach. – przerwała jej
stanowczo nastolatka, a kwami lekko pokiwało głową. – Ciągle nie wiem, jak mam
się ubrać na tą imprezę. Potrzebuję pomysłu, a mam bardzo mało czasu.
- Tylko
spokojnie, Marinette. Nie myśl tak o tym, bo inaczej nigdy nie wymyślisz czegoś
wspaniałego. Pięć dni to jeszcze mnóstwo czasu.
- Może i
tak, ale na jaki pomysł mam wpaść?
- Uspokój
się i zastanów, Marinette. Na pewno ci się uda, tylko bądź spokojna. Jak ci się
kojarzy Halloween? Jesteś twórcza i na pewno coś wymyślisz. – dopingowała swoją
przyjaciółkę, a widząc jej zamyśloną twarz, ucichła, dając dziewczynie czas na
myślenie.
- „Jak mi się kojarzy? Z potworami, duchami i
innymi upiorami. Jednak nie zainteresuje Adrien’a, będąc przebrana za w biały
obrus z dziurami na oczy” – roześmiała się w myślach nastolatka. – „W Halloween pojawiają się wiedźmy,
czarownice i wampirki. To też jest ślepa uliczka. Co jeszcze może takiego być w
Halloween? Oprócz wampirek są też wampiry, a wampiry są zawsze z…” – nagle
Marinette wpadła na genialny pomysł. W głowie pojawił jej się wspaniały strój,
który będzie wręcz idealny na tą imprezę. Z uśmiechem otworzyła oczy i
odwróciła się w stronę kwami.
- Chyba już
wiem, co mam zrobić, Tikki.
* * *
Pięć dni później:
W końcu
nadszedł dzień, na który tak długo czekano. Wszystko było już przygotowane,
sala
udekorowana, pokład muzyczny zaplanowany, jedzenie dowiezione. Cała
organizacja dobiegła końca, a wszyscy biorący w niej udział, gratulowali dobrze
wykonanej roboty. Jedynie, co zostało jeszcze do zrobienia, to było
przyszykowanie się do balu. Oczywiście dziewczyny rozpoczęły przygotowania już
od rana, aby móc w kilka godzin przeobrazić się w istne bóstwa, które
oczarowywały mężczyzn w mitach i legendach. Chłopcy zaś tylko wybrali
odpowiedni strój bądź garnitur, a resztę przygotowań zostawić na wieczór.
Jednak w tej grupie znalazł się wyjątek.
* * *
Adrien już
od wczesnego ranka był na nogach i chodził zamyślony po całym pokoju. Chłopak
zastanawiał się już od kilku dni, jako „kto” powinien pójść na imprezę. Miał do
dyspozycji dwie opcje: jako Adrien lub Czarny Kot. Obie te propozycje niosły za
sobą korzyści jak i szkody. Jeśli pójdzie jako Adrien, spełni swój obowiązek
jako jeden z głównych organizatorów, na który czeka cała szkoła. Jednak porzuci
tym samym możliwość spotkania się z Biedronką, na którą czekał tak długo. A
jeśli pójdzie jako Czarny Kot, spełni prośbę samorządu, jak i pewnej części
uczniów, głównie uczennic. Również będzie mógł wtedy porozmawiać z przyjaciółką
i wyjaśnić z nią parę spraw. Jednak w tym przypadku zawiedzie zarówno swoich
przyjaciół, jak i innych, którzy będą chcieli z nim uczcić dobrze wykonaną
robotę. I tak źle, i tak nie dobrze, jak sam stwierdził.
Swojego
opiekuna obserwował leniwie mały Plagg. Zazwyczaj jego uwagę pochłaniał głównie
jego ulubiony ser, ale skoro teraz go nie miał, to skupił swój wzrok na
Adrien’ie. Widok kręcącego się blondyna niezmiernie go nudził, dlatego też
postanowił to zakończyć.
- Nad czym
tak główkujesz, Adrien? – zadał pytanie, a chłopak popatrzył na przyjaciela.
- I tak nie
możesz mi w tym pomóc, Plagg. – odpowiedział bez ogródek blondyn, znając aż
zbyt dobrze swojego kwami.
- Ach tak?!
Widać, co o mnie myślisz, chłoptasiu. Może i myślę często tylko o
camembert’cie, ale swój rozum mam, dlatego nie oceniaj mnie tak płytko,
cwaniaczku. – rzekł urażony Plagg. Adrien od razu spostrzegł, że przesadził i
niepotrzebnie obraził przyjaciela.
- Przepraszam,
Plagg. Po prostu nie wiem, co mam zrobić. Dlatego jestem taki nerwowy.
- Dobra,
skończ się żalić, chłopie i powiedź po prostu, co cię gnębi. – odrzekł znudzony
kwami, a Adrien uśmiechnął się na jego słowa. Taki już był jego Plagg. Zawsze
konkrety, żadnego przynudzania.
Blondyn
wytłumaczył przyjacielowi swój problem, a po jego słowach Plagg umilkł na
chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Hmm, po
namyśle,… radź sobie sam. Ta sprawa mnie nie dotyczy. – rzekł kwami, a na
twarzy Adrien’a pojawił się istny „poker face”.
- Że co?! Po
to był ten wykład na temat czyjegoś niedoceniania? Wymusiłeś na mnie
przeprosiny!
- Oj,
przestań jęczeć. Jak tak bardzo chcesz wiedzieć, co zrobić, to idź jako Czarny
Kot. – odrzekł znudzonym głosem, a chłopak ucichł na chwilę.
- Czarny Kot
to lepszy pomysł? – spytał zaskoczony blondyn.
- Pomyśl, to
proste. Chcesz pogadać z Biedronką, tak? To najbliższa okazja. A o swoich
przyjaciół się nie martw. Znają cię już jako Czarnego Kota, więc będziesz mógł
z nimi na spokojnie pogadać. Zadowolisz tym samym swoich fanów, którzy chcą
spędzić z tobą trochę czasu. A tym, że nie przyjdziesz jako Adrien, to się nie
przejmuj. Przecież znają oni twojego ojca. Wystarczy mu powiedzieć, że źle się
czujesz, a nie puści cię z domu. Dzięki temu wyjdziesz jako Czarny Kot,
jednocześnie mając usprawiedliwienie na nieobecność „siebie”. – skończył
wyjaśnienia Plagg, a Adrien omal nie zleciał z nóg.
- Plagg,… to
było niesamowite! Nie spodziewałbym się, że cię stać na taką przemowę!
- Ha, a
widzisz! Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, dzieciaku. – odrzekł dumnym
głosem kwami, unosząc się z uniesioną głową. Po chwili spojrzał na przyjaciela.
– No i na co czekasz? Do roboty! Trzeba załatwić wieczorne alibi.
- Jasne! –
krzyknął z ochotą Adrien, wychodząc z pokoju w poszukiwaniu ojca, a w
międzyczasie przybrał minę zmęczonego i skatowanego chłopca. Zawód modela
jednak się na coś przydał.
* * *
- Marinette,
czasu jest coraz mniej, a sama też zaczynam się niecierpliwić! Jak się nie
pośpieszysz, to się spóźnisz na bal! No wyjdź w końcu z tej łazienki i pokaż,
jak wyglądasz! Jestem pewna, że… - wołała swoją przyjaciółkę Tikki, jednak
ucichła momentalnie, ponieważ drzwi w końcu się otworzyły, a w nich pojawiła
się Marinette. Osłupienie, w jakie wpadła mała kwami, było wręcz nie do
opisania. Ze zdziwienia otworzyła tylko szeroko oczy i zasłoniła małymi łapkami
swoje usta.
Cisza trwała
jeszcze przez krótką chwilę, a obie przyjaciółki stały wciąż w tym samym
miejscu. Ogólnie reakcja Tikki rozbawiła nieco Marinette, jednak również
napełniły ją obawą. W końcu przerwała to milczenie i odezwała się do kwami.
- I jak,
Tikki? Przesadziłam? – spytała dziewczyna niespokojnie, a po jej słowach Tikki
się otrząsnęła i pofrunęła do przyjaciółki z szerokim uśmiechem.
- Marinette,
wyglądasz przepięknie! Ta sukienka… jest po prostu prześliczna! A fryzura… -
mówiła podniesionym głosem, po czym spojrzała na głowę nastolatki. - … świetnie
do ciebie pasuje. Naprawdę, bardzo ci w niej do twarzy. Co ja mówię?! Pięknie
pasuje do ciebie i tej sukienki! – chwaliła bez przerwy przyjaciółkę, dosłownie
się rozpływając na widok stroju nastolatki. Nie sądziła, że Marinette już tak
wiele umie. Zdaniem Tikki, dziewczyna JUŻ jest znakomitą projektantką.
- Nie
przesadzaj, Tikki! Nie jest wcale taka niezwykła. – odpowiedziała zawstydzona,
ale też szczęśliwa Marinette. Doceniała szczerość przyjaciółki, jednak nie
przywykła ona do takich pochwał. Mimo wszystko cieszyła się , że jej sukienka
wzbudziła u niej taki zachwyt.
- Jesteś po
prostu skromna, Marinette. Dobrze wykonaną robotę trzeba chwalić. No, ale
musisz się śpieszyć! Bal zaczyna się za 30 minut.
- Już, już!
Tylko nałożę jeszcze makijaż. – odpowiedziała Marinette, po czym usiadła przed
lustrem i otworzyła swój skromny zestaw kosmetyków i innych akcesoriów do
upiększania twarzy. Postanowiła jednak tylko trochę się umalować, poprawić
rzęsy i pomalować usta jasną szminką. Nie lubiła ona mocnego malowania,
ponieważ uważała, że zbyt ostry makijaż to po prostu maskowanie wad twarzy, ale
też wywyższanie się niektórych dziewczyn nad innymi. Każda kobieta jest piękna
i nie należy tej piękności ukrywać pod jakimiś drogimi kosmetykami.
W czasie,
gdy Marinette siedziała przed lustrem, Tikki postanowiła posprzątać lekko pokój
po niedawnym projektowaniem sukienki. Jednak zanim rozpoczęła sprzątanie, do
jej uszu dobiegła spokojna i piękna melodia. Gdy odwróciła się w stronę źródła,
ze zdziwieniem zauważyła, że to ciemnowłosa nuci pewien utwór. Kwami
wsłuchiwała się w tą melodię, zapominając całkowicie o tym, co chciała przed
chwilą zrobić. Spokojnie,… lekko,… i płynnie, jak ten piękny dźwięk, frunęła w
stronę przyjaciółki.
- Co tam
śpiewasz, Marinette? – spytała nagle Tikki, a ciemnowłosa drgnęła gwałtownie i
odwróciła się w jej stronę.
- C-co?! Co
m-mówiłaś? – odrzekła ciemnowłosa, nagle czymś zestresowana.
- Pytałam
się, co tam śpiewałaś? – ponownie zapytała Tikki, uśmiechając się serdecznie do
dziewczyny, tym samym mając w oczach pewien błysk.
- Nie wiem,
o czym ty mówisz. – odpowiedziała nieśmiało, odwracając głowę z powrotem do
lustra. Tikki nie zamierzała jednak się poddać.
- Oj,
Marinette! Czego się wstydzisz? Przecież jesteśmy przyjaciółkami. Poza tym to
bardzo piękna melodia. – odezwała się do nastolatki, chcąc czegoś się od niej
dowiedzieć. Ta jednak milczała, patrząc tylko nieprzytomnie w lustro. Kwami w
końcu chciała odpuścić, gdy nagle dobiegł ją cichy szept.
- Tak,… też
tak myślę. Ta melodia… jest rzeczywiście piękna.
- A skąd ją
znasz, Marinette?
- Tego
właśnie nie wiem. – odpowiedziała wciąż cicho, jednak tym razem dało się
usłyszeć nutkę zadumy. – Kojarzę jedynie fakt, że kiedyś ją słyszałam. W
jakiejś ważnej dla mnie chwili. – wyznała zamyślona, a Tikki również się nad
tym głowiła, ale nie przypominała sobie, aby ona kiedykolwiek słyszała taką
melodię.
- W każdym
razie teraz nic sobie nie przypomnimy, Marinette. Czas powoli się kończy, a bal
już wkrótce się zacznie. Jesteś gotowa? – spytała z uśmiechem kwami, a
nastolatka odwzajemniła uśmiech.
- Zawsze i
wszędzie, Tikki! – odpowiedziała z uniesioną ręką, a istotka pofrunęła do niej
i krzyknęła.
- A więc
czas podbić imprezę!
Witam,
OdpowiedzUsuńprzepraszam drogi autorze, za moją tak długą nieobecność, na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że z dniem 31 stycznia blogi onetowskie miały by ć zamknięte, później ta data została zmieniona na 28 luty, więc mówiąc krótko ten czas zaprzątała mi tylko jedna rzecz – kontakt z autorami, gzie bywam... ale teraz już zabieram się za czytanie, a w zasadzie mówiąc krótko, mam już przeczytanie do przodu cztery rozdziały, więc tylko dostęp do komputera i już będzie mój komentarz ;] niestety jak czytać mogę na komórce, to ja, komentarz i komórka nie współpracujemy...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
A nic się nie stało, dzięki za wytłumaczenie. Rozumiem, że nie każdy może systematycznie czytać i komentować. W życiu są ważniejsze sprawy od mojego bloga. ;) Wielkie dzięki za komentarz, powodzenia życzę, jeśli coś jeszcze zaprząta twoją głowę, i ogólnie do zobaczenia!
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ciekawe czy na tym balu pojawi się Biedronka, Władca Ciem stał sie teraz silniejszy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza