środa, 18 lipca 2018

Miraculum: Rozdział 23 + ogłoszenie

Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz, PRZEPRASZAM!!! Wiem, miało się to nie powtórzyć, ale tak się moje życie potoczyło, że nie udało mi się dotąd wstawić notki. Przepraszam, poprawię się.

Ale zanim przejdziemy do rozdziału, to mam dla was małe ogłoszenie. Z przykrością piszę, że muszę zwiększyć termin wstawiania rozdziału do 4 tygodni. jest to spowodowane tym, że moja wena płata mi teraz figle i skończyły się już wszystkie rozdziały, które dotąd napisałem. A że skoro są wakacje, to tylko tym bardziej mam z tym problem. Za dużo wolnego, zbyt rozleniwiony się przez to stałem. Ale staram się, piszę codziennie co nie co i mam nadzieję, że zrozumiecie moją decyzję. Nie przestaję, co to to nie! Co zacząłem, dokończę. Ale na pocieszenie powiem, że kiedy napiszę ostatni rozdział tej opowieści, wrócę z wrzucaniem co tydzień rozdziałów. Tak więc życzcie mi powodzenia, a ja już bez zbędnych słów daję Wam kolejny rozdział przygód dzielnego dwojga bohaterów. Zapraszam!!!


Rozdział 23

Przez próg szkolny przeszedł właśnie do świata zewnętrznego uśmiechnięty Adrien, a towarzyszył mu jego bliski przyjaciel, Nino. Obaj chłopcy zostali dzisiaj trochę dłużej w budynku, ponieważ jeden z nich potrzebował pomocy w pewnej sprawie, a drugi z przyjemnością chciał mu jej udzielić. Nino, gdyż to o niego chodziło, pytał się przyjaciela o sprawy sercowe, a Adrien z zachwytem i bez większych problemów wywnioskował, że rudowłosy jest w kimś zakochany. A gdy w końcu poznał imię jego wybranki, z podwójnym zaangażowaniem podszedł do sprawy, podzielając wybór przyjaciela.

Tak więc obaj wychodzili ze szkoły w znakomitych nastrojach, umawiając się w najbliższym czasie na jakiś wspólny wypad. Gdy uzgodnili termin, pożegnali się ze sobą i rozdzielili w swoje strony. Jak zwykle przed szkołą czekał na Adrien’a jego szofer, który już stał przy otwartych drzwiach pojazdu, zapraszając chłopaka do środka. Gdy jednak blondyn usiadł na swoim miejscu, usłyszał nagle, jak jego brzuch domaga się czegoś do zjedzenia. Zachichotał cicho i zwrócił się do mężczyzny.

- Po drodze moglibyśmy wstąpić do jakiegoś sklepu po coś do zjedzenia? – zapytał jak zawsze uprzejmie, a kierowca pokiwał głową na zgodę, usiadł za kierownicą pojazdu i po chwili ruszyli w drogę.

Po kilku minutach jazdy samochód stanął przy jednym z największych supermarketów w mieście. Adrien był tym faktem lekko zdegustowany, ale po latach podobnego odbierania jego próśb już się do niektórych sytuacji przyzwyczaił. Bo chłopak zdawał sobie sprawę z tego, że jechali prawie przez cały Paryż, aby się tu dostać. Nie skomentował jednak tego głośno, tylko na spokojnie wyszedł z samochodu i udał się szybko po coś na ząb. Gdy wrócił z powrotem, przyszedł mu do głowy pomysł, aby wrócić do domu samemu na piechotę. Dzień był ciepły i przyjemny, pierwszy taki w ostatnim czasie. Chłopak nie chciał przegapić takiej okazji.

Przez kilka następnych minut próbował przekonać swojego opiekuna do tego pomysłu. Uzasadnił swoje zdanie, obiecał swoje milczenie w tej sprawie, a w przypadku problemów zapewnił wsparcie. Gdy jednak mężczyzna wciąż miał niezdecydowany wyraz twarzy, chłopak zaczął go wręcz błagać, aby się zgodził. W końcu opiekun pokiwał twierdząco głową, a uradowany blondyn uścisnął go szybko, pożegnał się z wdzięcznością, po czym ruszył przez Paryż w stronę swojego domu.

* * *

Idąc tak przez skrzyżowania i między budynkami, mijając po drodze przechodniów i rozglądając się naokoło, Adrien chyba po raz pierwszy od lat zaczął doceniać piękno Paryża. Maszerując tak chłopak dostrzegał więcej rzeczy, niż w czasie jazdy limuzyną lub podczas spacerów z przyjaciółmi. Teraz, pozostawiony sam sobie, widział te wszystkie atrakcje, te ważne miejsca, te znane budowle w nowym świetle, zupełnie jakby dopiero niedawno do tego miasta przyjechał. Nie trzeba tu dużo mówić: nastolatek ponownie zaczął przeżywać to miejsce.

Dochodząc do Sekwany i idąc wzdłuż jej nurtu, chłopak ujrzał po drugiej stronie znaną mu już dobrze piekarnię, wywołując u niego szeroki uśmiech.

- „Całkiem niedaleko mam stąd do Marinette. Dziwne, że dopiero teraz to zauważyłem. Wcześniej jakoś nie zwracałem na to szczególnej uwagi. Ale teraz…, ciekawe.” – skomentował zamyślony, jednak wciąż uśmiechnięty Adrien, przywołując sobie do głowy obraz dziewczyny. Niby już wcześniej to wiedział, ale ciemnowłosa wciąż go zachwycała swoją dobrocią, odpowiedzialnością i miłością do drugiej osoby. Ta dziewczyna wyróżniała się właśnie tym, że zawsze starała się widzieć dobro u innych i jako jedna z nielicznych dawała takim ludziom szansę, choć reszta społeczeństwa by się na to nie zgodziła. Marinette go inspirowała i nieustannie zaskakiwała pod tym względem, stając się całkowicie inną i niezwykłą dziewczyną.

Idąc jednak dalej, mając wciąż w swojej głowie tą myśl, doszedł on do miejsca, przy którym z jego twarzy zniknął uśmiech. Znalazł się na znanym mu skrzyżowaniu, gdzie to ostatnio miała miejsce kolejna „zdrada” Volpiny. To wspomnienie sprawiło, że chłopak przypomniał sobie dzisiejszą rozmowę Marinette z Alyą, którą usłyszał w klasie. Adrien zdawał sobie sprawę, że nie powinien podsłuchiwać dyskusji innych, jednak temat ich rozmowy sprawił, że nieważne jak bardzo starał się skupić na czymś innym, to do jego uszu nieustannie dochodziły słowa, które wypowiadała zarówno Alya, jak i sama Marinette.

Wydawałoby się, że sprawa odnoście Volpiny nie budzi żadnych wątpliwości, jednak Adrien nie wiedzieć czemu czuł, że coś się w tym wszystkim nie zgadza. Oprócz sytuacji zdrady, blondyn przypomniał sobie jeszcze krótką chwilę, kiedy to po wydostaniu się z pułapki, Volpina podbiegła do nich, twierdząc, że to nie ona ich wykorzystała. Już wtedy jej zachowanie sprawiło, że Adrien’a dopadły wątpliwości. Chłopak porównał te dwie sytuacje, a wynik świadczył o tym, że faktycznie Volpina mogła mówić prawdę. Zachowanie dziewczyny w tych przypadkach było skrajnie różne, jednak mimo tego nie czyniło to dowodu na poparcie jej słów. To wciąż leżało wśród domysłów i przypuszczeń, a faktem nadal pozostawał wniosek, że Volpina jest… BUUUM!!!

Nastąpił głośny wybuch, a nagła fala wiatru odrzuciła zszokowanego Adrien’a na kilka metrów. Gdy obolały blondyn zdołał podnieść się na tyle, by móc rozejrzeć się dookoła, przeraził go widok, który zastał przed sobą. Znajdował się naprzeciwko kilkupiętrowego budynku, w którym znajdowało się największe przedszkole w Paryżu. Od spodu budowli wybuch potężny pożar, który wyglądał, jakby miał w kilka minut pochłonąć cały blok, odcinając przy tym drogę ucieczki z górnych pięter. To miejsce znajdowało się już niedaleko domu Adrien’a, a ta świadomość sprawiała, że blondyn był zaskoczony jak bardzo pochłonęły go jego myśli.

Gdy chłopak stanął już na nogi, zewsząd zaczęli pojawiać się okoliczni mieszkańcy, chcąc uciec z tego miejsca jak najdalej. Również z płonącego budynku dorośli wybiegali w popłochu, niosąc i osłaniając swoich wychowanków, a ta odważniejsza część społeczności rzuciła się do pomocy osobom, znajdującym się na pierwszym piętrze płonącego budynku.

- „Muszę im pomóc!” – stwierdził w myślach Adrien, jednak zanim zdążył zrobić choćby krok, pomimo ogólnego hałasu zdołał usłyszeć głośny, drwiący śmiech. Gdy spojrzał on w górę, między płomieniami oraz kłębach dymy ujrzał na dachu uśmiechającą się szeroko Volpinę oraz stojącego obok niej innego złoczyńcę. Ubrany był czarny, elektroluminescencyjny kostium o niebieskich wzorkach, a na głowie miał założony ciemny kask. Zaraz po tym blondyn popatrzył na rudowłosą akurat w chwili, kiedy to ponownie zaczęła się głośno śmiać. Gdy skończyła, spojrzała w dół na uciekających ludzi, po czym odezwała się dobitnie.

- I co wy na to? – zaczęła mówić, a Adrien’owi wydawało się, jakby słyszał ją w swojej głowie. - Nadal czujecie się bezpieczni? Wciąż wierzycie, że Biedronka i Czarny Kot mogą was ocalić? Mylicie się. Tamci dwoje są już skończeni. Już niedługo upadną przed moją mocą i potęgą Władcy Ciem. Przekonacie się, że nic nie jest w stanie nas powstrzymać. – zrobiła przerwę, po czym zwróciła się do mężczyzny obok. – Portusie, czas na nas. Dokończ zadanie. – dodała złośliwie rudowłosa, a „Portus” skinął głową, złapał dziewczynę za rękę, po czym zniknęli w jasnym błysku. Adrien nawet nie zdążył się nadziwić jego umiejętnością, gdy nagle nastąpił kolejny wybuch, a blondyn ponownie został odrzucony, tym razem na marmurowy murek. Gdy otworzył oczy, zdołał ujrzeć przed budynkiem ponownie tego mężczyznę, jak mówi na głos. - Upominek i pozdrowienia od Władcy Ciem. – po czym znika w błysku.

Gdy chłopak dźwignął się na nogi, usłyszał nagle głośny krzyk, dochodzący z płonącego budynku. Gdy spojrzał w tamtą stronę, z przerażeniem ujrzał, jak z okna na najwyższym piętrze wychyla się mała dziewczynka i krzyczy rozpaczliwie.

- RATUNKU! RATUNKU! NA POMOC!!!

Przerażony Adrien rozejrzał się szybko, badając sytuację. Większość ludzi już uciekła, jednak na ulicy pozostali wciąż ludzie, którzy usłyszeli wołanie o pomoc i pokazywali palcami w tamtą stronę. Blondyn ujrzał w dali straż pożarną, a za nimi również karetki i samochody policyjne.

- „To na nic! Nie zdążą!” – stwierdził w myślach chłopak. Po ostatnim wybuchu ogień rozprzestrzeniał się za szybko, a za dosłownie kilka minut płomienie doszłyby do miejsca, gdzie uwięziona była dziewczynka. – „Muszę ją uratować!”

Adrien odwrócił się stanowczo od budynku i, nie zwracając uwagi na pozostałych ludzi, zaczął przebijać się jak najszybciej w stronę rzeki, rozpychając po drodze wszystkich na drodze. Dotarłszy do barierki, chłopak przeskoczył przez nią zwinnie, lądując gładko na chodniku tuż przy kanale. Ujrzawszy wgłębienie w murze, pobiegł tam szybko, rozglądając się jeszcze, czy nikt za nim nie szedł. Nie czekając włożył swą rękę do plecaka i wyciągnął szamocącego się Plagg’a.


- Nie mamy czasu! Plagg, wysuwaj pazury! – krzyknął dobitnie, wciągając niezadowolone kwami do pierścienia. Po chwili z kanału wyskoczył gotowy do akcji Czarny Kot, biegnąc w stronę rzeki i wyciągając po drodze swój koci kij. Chłopak odbił się od murku jak najmocniej mógł, po czym skierował jeden koniec broni na drugi brzeg i go wydłużył. Przedmiot trafił w przeciwległy murek, a blondyn pomknął na kiju wprost w stronę palącego się budynku. Zaraz potem skrócił przedmiot i z dużą prędkością wleciał przez okno do środka.


* * *

Po rozbiciu szyby Czarny Kot wylądował gładko na podłodze, po czym rozejrzał się szybko po pomieszczeniu. Zewsząd otaczały go płomienie i dym, trudno mu było cokolwiek zauważyć, a do tego poczuł to palące ciepło, przenikające nawet przez jego skafander.

- „Muszę ją jak najszybciej znaleźć! Tu jest nie do wytrzymania!” – stwierdził w myślach, po czym krzyknął. – HALO, gdzie jesteś?!

- Tutaj! Proszę, na pomoc!!! – usłyszał głos, dobiegający z wyższego piętra. Chłopak rzucił się w stronę drzwi, gdzie jak przypuszczał, musiały być schody na górę. Kot wywarzył je bez trudu, ale następnej chwili cofnął się gwałtownie, znajdując się tuż nad klatką schodową. Albo nad czymś, co kiedyś miało nią być. Teraz to widział zapadające się schodki, oderwane konstrukcje, a na samym dole widok dosłownie z piekła wzięty: szkarłatna czeluść, wypełniona płonącą pożogą.

Na ten widok Adrien wzdrygnął się przerażony. Nie zamierzał jednak się cofać, tylko poszukał wzrokiem czegoś, po czym mógłby się wspiąć. Na przeciwległej ścianie ujrzał kilka schodków, trzymających się jeszcze na swoim miejscu. Jeśli chłopak dobrze by się od nich odbił, z pewnością doskoczyłby na wyższe piętro. Problemem było jednak to, że płomienie zdążyły już to nieźle uszkodzić, mimo wszystko Adrien musiał zaryzykować. Temperatura wciąż wzrastała, a twarz zaczęła go już boleśnie piec.

Czarny Kot wziął rozbieg, skoczył na schodki, po czym błyskawicznie odbił się w stronę wejścia na następne piętro. W trakcie odbicia chłopak poczuł, jak zwęglone drewno łamie się pod jego ciężarem, jednak blondyn zdołał w tej samej chwili uciec z nad przepaści. Gdy Adrien wylądował gładko na podłodze, westchnął z wyraźną ulgą, po czym ponownie spojrzał na już całkowicie zniszczoną klatkę schodową.

- „Tamtędy już nie wrócę.” – stwierdził gorzko, by po chwili ponownie krzyknąć. – Halo! Już jestem blisko! Gdzie jesteś?! – jednak nie uzyskał odpowiedzi. Przerażony Adrien ruszył szybko korytarzem, gdy nagle usłyszał cichy szloch.

- P-p-pomocy…, niech k-ktoś m-mi… p-pomoże. – dobiegał cicho głos z najbliższego pokoju. Chłopak popędził w stronę drzwi, wywarzył je bez zatrzymania, po czym rozejrzał się po pokoju. Niemal wszystko otaczały płomienie, poza jednym miejscem. W rogu pokoju siedziała skulona, przerażona dziewczynka, osłonięta dużą, drewnianą szafą już w połowie spaloną. Adrien ruszył szybko przez pokój, przeskakując przez płonący stół i kilka krzeseł, lądując przed dziewczynką.

- Już jestem! Spokojnie, zabiorę cię stąd! – krzyknął z wyraźną ulgą, a dziewczyna spojrzała na niego z zapłakaną twarzą. Po krótkiej obserwacji chłopak przeraził się stanem osóbki. Jej ubranie było rozpalone, na odsłoniętych częściach ciała blondyn ujrzał pęcherze, a czarne włosy już niemal całkowicie przyjęły kolor szkarłatu. – „Muszę ją stąd jak najszybciej wyciągnąć!” – krzyknął w myślach, wyciągając w jej stronę ręce. – Chodź, zabiorę cię stąd. – rzekł spokojnie w jej stronę, jednak dziewczynka zaprzeczyła głową i tylko bardziej przyparła do ściany. – Spokojnie, nic ci nie grozi. Popatrz na mnie, wszystko w porządku. Nie bój się. – mówił z pocieszającym uśmiechem, wyciągając lekko rękę w jej stronę. – Nic ci się nie stanie, obiecuję. Razem stąd wyjdziemy, a ja zabiorę cię do twoich rodziców, zgoda? – zapytał, a po krótkiej chwili dziewczynka pokiwała głową i powoli przysuwała się w stronę chłopaka. Gdy już prawie ją dosięgał, Adrien usłyszał nagle podejrzany dźwięk. Chłopak spojrzał w górę i ujrzał , jak sufit zaczął się łamać. Przerażony złapał szybko dziewczynkę, po czym skoczył w tył, osłaniając ją własnym ciałem. Sekundę później Kot usłyszał, jak konstrukcja wali się w miejscu, gdzie jeszcze chwilę temu się znajdowali.

Chłopak odetchnął, po czym spojrzał na trzymaną w rękach dziewczynkę, wtuloną mocno w jego ciało.

- Spokojnie, to nic. Jesteś bezpieczna. Zaraz stąd wyjdziemy. – uspokajał ją bez przerwy Kot, wstając na nogi i wyprowadzając ją z pokoju. Ruszył szybkim tempem w stronę klatki schodowej, gdy ponownie usłyszał zgrzyt i tuż przed nim zawalił się dach, odcinając mu drogę. Przerażony Adrien rozglądał się rozpaczliwa za jakimkolwiek wyjściem z tej pułapki, gdy nagle ujrzał na drugim końcu korytarza okno. Nie widząc innej możliwości, chłopak spojrzał na dziewczynkę, po czym wygodniej ją ustawił i rzekł. – Spokojnie, już prawie jesteśmy. Zaraz zabiorę cię do rodziców. Tylko się trzymaj, ok.? – a gdy dziewczynka pokiwała zauważalnie głową, Adrien pogładził ją lekko po głowie, o czym wziął rozbieg.

- A więc… wychodzimy! – krzyknął chłopak, słysząc za sobą zbliżające się wybuchy i odgłosy zawalania. Ruszył biegiem przez korytarz, mijając wszystkie pomieszczenia i wyłaniające się z nich płomienie, uskakując przed zawalającą się podłogą, po czym wzmocnił uścisk na dziewczynce, przygotowując się tym do skoku. Docierając do końca, Adrien odbił się od podłoża, wybijając okno i wydostając się na zewnątrz.

* * *

Kilka minut wcześniej:

- „Szlag, nie odbiera.” – Marinette stwierdziła niespokojnie w myślach, po raz piąty słysząc w komórce odgłos automatycznej sekretarki. Ciemnowłosa usilnie chciała skontaktować się z Alyą, jednak dziewczyna bezustannie odrzucała jej połączenia. – „Najwidoczniej bardzo ją dzisiaj skrzywdziłam.” – na tą myśl nastolatka skrzywiła się zrozpaczona. Tak bardzo chciała się spotkać z przyjaciółką i przeprosić ją za te słowa, które wypowiedziała na lekcji, jednak rudowłosa nie dawała jej tej szansy. Z niezadowoleniem Marinette zdała sobie sprawę, że jej rozmowa z Gerard’em zaczęła się powoli spełniać.

Dziewczyna była w drodze do domu, w czasie której próbowała skontaktować się z Alyą. W jej głowie nieustannie pojawiało się ostrzeżenie, które przedstawił Gerard: że im dalej będzie tak postępowała, to zacznie powoli tracić swoich przyjaciół. To ją prześladowało i nie dawało spokoju. Bała się, że może się tak stać i dlatego nie chciała do tego dopuścić. Musiała więc jak najszybciej pogadać z Alyą, bo każda minuta niepewności to była jak godzina tortury.

Będąc już blisko swojego domu, dziewczyna zatrzymała się przed drzwiami, bijąc się z myślami. Po chwili zawróciła i z nową decyzją ruszyła przez most na drugi koniec rzeki. Postanowiła udać się pod dom swojej przyjaciółki i czekać tam, aż Alya ją wysłucha. I jeśli będzie musiała, to wymusi na nią rozmowę, choćby miała tam stać do nocy.

Z tym postanowieniem dziewczyna nie zdążyła jednak zrobić kilku kroków, gdy nagle usłyszała wybuch. Z przerażeniem ujrzała, jak między budynkami wzbija się dym, a ulica zaczyna zapełniać się uciekającymi ludźmi. Z uwagi na szybkość pojawienia się mieszkańców musiała być bardzo blisko centrum zamieszania. Porzuciła więc poprzedni zamiar i z obowiązkiem bohatera ruszyła w najbliższy zaułek, chcąc wkroczyć na scenę jako Biedronka. Gdy jednak się tam znalazła, z niezadowoleniem ujrzała, jak przebiegają przez niego ludzie, uniemożliwiając dla niej przemianę. Wszędzie pełno było uciekających mieszkańców, starających się jak najszybciej oddalić od miejsca wybuchy. Po chwili zawahania Marinette ruszyła biegiem w przeciwną stronę, przepychając się między ludźmi.

- „Może już tam nie ma nikogo, kto by mnie zauważył. Muszę jak najszybciej znaleźć miejsce, żeby się przemienić!” – z tą myślą ciemnowłosa biegła dalej, rozglądając się jeszcze naokoło w poszukiwaniu Czarnego Kota. Miała nadzieję, że on też zauważył wybuch i również był w drodze, z już przygotowanym przynajmniej strojem bohatera.

* * *

Gdy dziewczyna dotarła na miejsce, przeraził ją widok, który zastała: cały budynek płoną szkarłatnym ogniem, ze wszystkich okien buchały płomienie, a ludzie pod blokiem krzyczeli i machali rękami, powodując tylko większy chaos. Straż pożarna była już na miejscu i starała się jakoś ugasić ogień, jednak dzisiejsza walka z tym żywiołem nie należała do łatwych. Wśród tego wszystkiego Marinette zauważyła, że jedna kobieta jako jedyna w tym miejscu płakała i wtulała się w ramiona swojego męża, który również wyglądał na załamanego. Zaniepokojona dziewczyna przybliżyła się szybko do nich, gdy nagle doszedł do niej szloch tej kobiety.

- Moje dziecko! Moje biedne dziecko! Jak mogliśmy ją tam zostawić?! Moja córeczka! Moja… mała… córeczkkka! – krzyczała załamana matka do męża, który gładził ją delikatnie po głowie i uspokajał, choć on sam wyglądał, jakby miał się za chwilę rozpłakać. Marinette dalej nie słuchała, tylko odbiegła od nich, chcąc jak najszybciej przemienić w Biedronkę.

- „Muszę się śpieszyć! Muszę uratować tą…!” – jej myśli przerwały nagłe odgłosy wybuchów. Marinette odwróciła się w chwili, kiedy to podstawa budynku wybuchła potężnie, odrzucając pobliskich strażaków. Wszyscy obserwowali z przerażeniem, jak z każdego okna buchają większe płomienie, a cała budowla zaczyna się zawalać.

- NNNNIIIIIIIIIIIIIEEEEEEEEEEEEEEE!!! – Marinette usłyszała głośny wrzask, gdy nagle rozległ się dźwięk stłuczonej szyby, a z najwyższego piętra wyskoczyła na zewnątrz jakaś czarna postać. Jak w zwolnionym tempie, Marinette i wszyscy obecni patrzyli, jak ta osoba spada w dół, by w ostatniej chwili obrócić się i uderzyć plecami w dach stojącego w pobliżu samochodu.

Nastąpiła martwa cisza, przerywana jedynie odgłosami palenia i płomieni, jednak nikt na to nie zważał. Wszyscy patrzyli na tą osobę, leżącą na wgniecionym aucie, wyraźnie coś trzymającą w swoich ramionach. Podczas tej obserwacji Marinette zauważyła, jak ze stroju tej osoby wystaje długi, znajomy „ogon”, uświadamiając przy tym dziewczynę, kim jest ta postać.

- CZARNY KOCIE!!! – krzyknęła głośno, podbiegając szybko do chłopaka, a w jej ślady poszli również pozostali obecni. Blondyn nie był w najlepszym stanie: oddychał ciężko, cały się trząsł, a na jego twarzy Marinette zauważyła wyraźne poparzenia. – Czarny Kocie! Jesteś cały?!

- Ma-marinette? – usłyszała niewyraźny szept, gdy chłopak otworzył z trudem oczy i spojrzał na stojącą blisko niego dziewczynę.

- Tak, to ja! Nic ci się nie stało? Coś cię boli? – pytała wciąż roztrzęsiona dziewczyna, na co chłopak zamknął oczy, po czym zaśmiał się lekko.

- Nie mnie powinnaś o to pytać. Lepiej zapytaj się jej… - odpowiedział już w miarę normalnym tonem, po czym rozluźnił uścisk, a z jego ramion wyłoniła się mała, zapłakana dziewczynka.

- DARIA!!! – młodzież usłyszała głośny krzyk, który należał do matki dziecka. Kobieta zerwała się z miejsca i pobiegła w ich stronę, by w końcu zabrać córkę i wziąć ją w objęcia, nie w ogóle zważając na chłopaka, który jęknął boleśnie.

- Aaaauuuuu!

- Hej, może by pani uważała?! – odezwała się głośno ciemnowłosa, patrząc zdenerwowana na kobietę. Ta z początku spojrzała na nich zaskoczona, jednak po chwili z równym zdenerwowaniem chciała coś odpowiedzieć, gdy nagle powstrzymała ją dłoń jej męża.

- Spokojnie, przestań. – rzekł do niej tonem nie znoszącym sprzeciwu, a ta zamilkła, wyraźnie zmieszana. Mężczyzna zaś przytulił szybko córeczkę, wziął ją na ręce, po czym ruszył w stronę Marinette i Czarnego Kota. Gdy przy nich stanął, zwrócił się do nastolatka.

- Dziękuję ci. Uratowałeś nasze dziecko. – rzekł z lekkim uśmiechem i wyraźną wdzięcznością, po czym spojrzał na dziewczynkę. – Co się mówi, kiedy ktoś uratuje ci życie? – spytał zachęcająco, a mała uśmiechnęła się szeroko, po czym sama spojrzała na swojego wybawiciela.

- Dziękuję bardzo! – odpowiedziała z zaangażowaniem, a blondyn zaśmiał się cicho, po czym wyciągnął w jej stronę rękę.

- Zawsze do usług, księżniczko. – rzekł z uśmiechem, a rozpromieniona dziewczynka chwyciła go oburącz za dłoń, ściskając jak najmocniej mogła. Stojąca obok Marinette również się uśmiechnęła, podziwiając zachowanie swojego przyjaciela. Po krótkiej chwili mężczyzna uścisnął dłoń chłopakowi, a zaraz po tym ruszył w stronę oczekującej ich żony. Ta z uśmiechem wzięła córkę w ramiona, po czym sama ukłoniła się z wdzięcznością do Czarnego Kota. Po tej czynności cała rodzina ruszyła przez tłum, oddalając się od tego miejsca.

Wciąż uśmiechnięta ciemnowłosa spojrzała na blondyna akurat w chwili, kiedy próbował on zejść z auta i stanąć na własnych nogach. Pierwszy etap się powiódł, jednak w czasie drugiego tylko szybka reakcja dziewczyny uchroniła chłopaka przed spotkaniem się twarzą w twarz z asfaltem.

- Ostrożnie! – rzekła głośno dziewczyna, a Czarny Kot jęknął boleśnie, starając się utrzymać na nogach, oddychając przy tym ciężko.

- T-to nic. – odpowiedział w jej stronę, próbując ponownie się uśmiechnąć i uspokoić Marinette, jednak coś mu z tego nie wyszło i jego uśmiech nie przekonał ciemnowłosej. Ta zaś pomachała głową z dezaprobatą, po czym zwróciła się do przyjaciela.

- Czarny Kocie, nie powinieneś się teraz przemęczać. Jesteś ran…

- Nie, nie! To nie będzie potrzebne. – przerwał jej chłopak na widok zbliżających się w ich stronę lekarzy z noszami. Mężczyźni zawahali się, jednak widząc nagłą stanowczość u blondyna, zawrócili z powrotem do ambulansu.

- Naprawdę, Czarny Kocie? Przecież jesteś ranny i potrzebujesz pomocy. Może lepiej byłoby pojechać z lekarzami do szpitala?

- Nie, naprawdę, nic mi nie jest. Jestem po prostu zmęczony i osłabiony. Wiesz, ten dym i ogień.

- Ale…

- Ja już muszę iść. Mam dzisiaj coś jeszcze do zrobienia. – przerwał jej szybko Kot, po czym utrzymał się już pewniej na nogach, zszedł z ramienia Marinette i ruszył wyprostowany w stronę najbliższej uliczki.

- Dzięki wielkie, Marinette. I do zobaczenia! – rzekł jeszcze z uśmiechem do dziewczyny, a po chwili zniknął między blokami. Ciemnowłosa stała jeszcze przez chwilę w miejscu, bijąc się z myślami, a po chwili ruszyła w ślad za Czarnym Kotem. Nastolatka martwiła się o przyjaciela i osobiście uważała, że jego stan nie pozwala mu na samotne poruszanie się. Postanowiła więc sprawdzić, czy chłopakowi przynajmniej udało się wyjść z zaułka, do którego wszedł.

Po wejściu w uliczkę, Marinette ruszyła naprzód, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu znajomego jej blondyna. Pełno było tutaj różnych kontenerów na śmieci, porozrzucanych koksowników oraz starych ubrań. Ogólnie to miejsce nie należało do najczystszych, mimo to dziewczyna ruszyła naprzód, nie patrząc na otoczenie. Po kilku minutach ciemnowłosa dochodziła już do końca uliczki, a Kota nigdzie nie było widać. Nagle Marinette usłyszała, jak coś porusza się za ostatnim kontenerem i cicho stęka. Na twarzy dziewczyny pojawił się mały uśmiech, który poszerzył się i nabrał pewnej pewności, gdy po ominięciu pojemnika ujrzała siedzącego i opartego o ścianę przyjaciela.

- Ooo, proszę! Chyba znalazła małego, zabłąkanego Koteczka. – odezwała się Marinette żartobliwie, a jej pojawienie się zaskoczyło wyraźnie blondyna. Po chwili jednak i on się uśmiechnął, po czym odpowiedział.

- Zabłąkany Kotek chyba jednak potrzebuje pomocy. I z wdzięcznością przyjmie każdą wyciągniętą do niego dłoń. – na jego słowa dziewczyna zaśmiała się lekko, po czym z schyliła się i pomogła mu wstać.

- A więc przyjmiesz i moją. – dodała jeszcze, po czym rzekła. – Chodźmy. Darujmy sobie szpital, skoro od nich nie chcesz pomocy. Ale blisko jest mój dom. Tam będziesz mógł odpocząć przed powrotem do siebie.

- Dziękuję raz jeszcze, Marinette. – odpowiedział z wyraźną ulgą i wdzięcznością, posyłając dziewczynie miły uśmiech, na który ciemnowłosa poczuła w sobie delikatne ciepło. Oboje w końcu ruszyli w stronę mieszkania Marinette, a w drodze pogrążyli się w rozmowie na temat dzisiejszego bohaterstwa Czarnego Kota.



1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, uff udało się uratować tą dziewczynkę z tego płonącego budynku przydało by siesię coś zła Volpona atakuje... Alya nagrywa zostawia telefon aby nagrywał, a sama się przemienia i mamy dwie Volpony, a potem wrzuca nagranie na bloga...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń