Ale zanim przejdziemy do rozdziału, to mam dla was małe ogłoszenie. Z przykrością piszę, że muszę zwiększyć termin wstawiania rozdziału do 4 tygodni. jest to spowodowane tym, że moja wena płata mi teraz figle i skończyły się już wszystkie rozdziały, które dotąd napisałem. A że skoro są wakacje, to tylko tym bardziej mam z tym problem. Za dużo wolnego, zbyt rozleniwiony się przez to stałem. Ale staram się, piszę codziennie co nie co i mam nadzieję, że zrozumiecie moją decyzję. Nie przestaję, co to to nie! Co zacząłem, dokończę. Ale na pocieszenie powiem, że kiedy napiszę ostatni rozdział tej opowieści, wrócę z wrzucaniem co tydzień rozdziałów. Tak więc życzcie mi powodzenia, a ja już bez zbędnych słów daję Wam kolejny rozdział przygód dzielnego dwojga bohaterów. Zapraszam!!!
Rozdział 23
Przez próg
szkolny przeszedł właśnie do świata zewnętrznego uśmiechnięty Adrien, a
towarzyszył mu jego bliski przyjaciel, Nino. Obaj chłopcy zostali dzisiaj
trochę dłużej w budynku, ponieważ jeden z nich potrzebował pomocy w pewnej
sprawie, a drugi z przyjemnością chciał mu jej udzielić. Nino, gdyż to o niego
chodziło, pytał się przyjaciela o sprawy sercowe, a Adrien z zachwytem i bez
większych problemów wywnioskował, że rudowłosy jest w kimś zakochany. A gdy w
końcu poznał imię jego wybranki, z podwójnym zaangażowaniem podszedł do sprawy,
podzielając wybór przyjaciela.
Tak więc
obaj wychodzili ze szkoły w znakomitych nastrojach, umawiając się w najbliższym
czasie na jakiś wspólny wypad. Gdy uzgodnili termin, pożegnali się ze sobą i
rozdzielili w swoje strony. Jak zwykle przed szkołą czekał na Adrien’a jego
szofer, który już stał przy otwartych drzwiach pojazdu, zapraszając chłopaka do
środka. Gdy jednak blondyn usiadł na swoim miejscu, usłyszał nagle, jak jego
brzuch domaga się czegoś do zjedzenia. Zachichotał cicho i zwrócił się do
mężczyzny.
- Po drodze
moglibyśmy wstąpić do jakiegoś sklepu po coś do zjedzenia? – zapytał jak zawsze
uprzejmie, a kierowca pokiwał głową na zgodę, usiadł za kierownicą pojazdu i po
chwili ruszyli w drogę.
Po kilku
minutach jazdy samochód stanął przy jednym z największych supermarketów w
mieście. Adrien był tym faktem lekko zdegustowany, ale po latach podobnego
odbierania jego próśb już się do niektórych sytuacji przyzwyczaił. Bo chłopak
zdawał sobie sprawę z tego, że jechali prawie przez cały Paryż, aby się tu
dostać. Nie skomentował jednak tego głośno, tylko na spokojnie wyszedł z
samochodu i udał się szybko po coś na ząb. Gdy wrócił z powrotem, przyszedł mu
do głowy pomysł, aby wrócić do domu samemu na piechotę. Dzień był ciepły i
przyjemny, pierwszy taki w ostatnim czasie. Chłopak nie chciał przegapić takiej
okazji.
Przez kilka
następnych minut próbował przekonać swojego opiekuna do tego pomysłu. Uzasadnił
swoje zdanie, obiecał swoje milczenie w tej sprawie, a w przypadku problemów
zapewnił wsparcie. Gdy jednak mężczyzna wciąż miał niezdecydowany wyraz twarzy,
chłopak zaczął go wręcz błagać, aby się zgodził. W końcu opiekun pokiwał
twierdząco głową, a uradowany blondyn uścisnął go szybko, pożegnał się z
wdzięcznością, po czym ruszył przez Paryż w stronę swojego domu.
* * *
Idąc tak
przez skrzyżowania i między budynkami, mijając po drodze przechodniów i
rozglądając się naokoło, Adrien chyba po raz pierwszy od lat zaczął doceniać
piękno Paryża. Maszerując tak chłopak dostrzegał więcej rzeczy, niż w czasie
jazdy limuzyną lub podczas spacerów z przyjaciółmi. Teraz, pozostawiony sam
sobie, widział te wszystkie atrakcje, te ważne miejsca, te znane budowle w
nowym świetle, zupełnie jakby dopiero niedawno do tego miasta przyjechał. Nie trzeba
tu dużo mówić: nastolatek ponownie zaczął przeżywać to miejsce.
Dochodząc do
Sekwany i idąc wzdłuż jej nurtu, chłopak ujrzał po drugiej stronie znaną mu już
dobrze piekarnię, wywołując u niego szeroki uśmiech.
- „Całkiem niedaleko mam stąd do Marinette.
Dziwne, że dopiero teraz to zauważyłem. Wcześniej jakoś nie zwracałem na to
szczególnej uwagi. Ale teraz…, ciekawe.” – skomentował zamyślony, jednak
wciąż uśmiechnięty Adrien, przywołując sobie do głowy obraz dziewczyny. Niby
już wcześniej to wiedział, ale ciemnowłosa wciąż go zachwycała swoją dobrocią,
odpowiedzialnością i miłością do drugiej osoby. Ta dziewczyna wyróżniała się
właśnie tym, że zawsze starała się widzieć dobro u innych i jako jedna z
nielicznych dawała takim ludziom szansę, choć reszta społeczeństwa by się na to
nie zgodziła. Marinette go inspirowała i nieustannie zaskakiwała pod tym
względem, stając się całkowicie inną i niezwykłą dziewczyną.
Idąc jednak
dalej, mając wciąż w swojej głowie tą myśl, doszedł on do miejsca, przy którym
z jego twarzy zniknął uśmiech. Znalazł się na znanym mu skrzyżowaniu, gdzie to
ostatnio miała miejsce kolejna „zdrada” Volpiny. To wspomnienie sprawiło, że
chłopak przypomniał sobie dzisiejszą rozmowę Marinette z Alyą, którą usłyszał w
klasie. Adrien zdawał sobie sprawę, że nie powinien podsłuchiwać dyskusji
innych, jednak temat ich rozmowy sprawił, że nieważne jak bardzo starał się
skupić na czymś innym, to do jego uszu nieustannie dochodziły słowa, które
wypowiadała zarówno Alya, jak i sama Marinette.
Wydawałoby
się, że sprawa odnoście Volpiny nie budzi żadnych wątpliwości, jednak Adrien
nie wiedzieć czemu czuł, że coś się w tym wszystkim nie zgadza. Oprócz sytuacji
zdrady, blondyn przypomniał sobie jeszcze krótką chwilę, kiedy to po wydostaniu
się z pułapki, Volpina podbiegła do nich, twierdząc, że to nie ona ich
wykorzystała. Już wtedy jej zachowanie sprawiło, że Adrien’a dopadły
wątpliwości. Chłopak porównał te dwie sytuacje, a wynik świadczył o tym, że
faktycznie Volpina mogła mówić prawdę. Zachowanie dziewczyny w tych przypadkach
było skrajnie różne, jednak mimo tego nie czyniło to dowodu na poparcie jej
słów. To wciąż leżało wśród domysłów i przypuszczeń, a faktem nadal pozostawał
wniosek, że Volpina jest… BUUUM!!!
Nastąpił
głośny wybuch, a nagła fala wiatru odrzuciła zszokowanego Adrien’a na kilka
metrów. Gdy obolały blondyn zdołał podnieść się na tyle, by móc rozejrzeć się
dookoła, przeraził go widok, który zastał przed sobą. Znajdował się naprzeciwko
kilkupiętrowego budynku, w którym znajdowało się największe przedszkole w
Paryżu. Od spodu budowli wybuch potężny pożar, który wyglądał, jakby miał w
kilka minut pochłonąć cały blok, odcinając przy tym drogę ucieczki z górnych
pięter. To miejsce znajdowało się już niedaleko domu Adrien’a, a ta świadomość
sprawiała, że blondyn był zaskoczony jak bardzo pochłonęły go jego myśli.
Gdy chłopak
stanął już na nogi, zewsząd zaczęli pojawiać się okoliczni mieszkańcy, chcąc
uciec z tego miejsca jak najdalej. Również z płonącego budynku dorośli
wybiegali w popłochu, niosąc i osłaniając swoich wychowanków, a ta odważniejsza
część społeczności rzuciła się do pomocy osobom, znajdującym się na pierwszym
piętrze płonącego budynku.
- „Muszę im pomóc!” – stwierdził w myślach
Adrien, jednak zanim zdążył zrobić choćby krok, pomimo ogólnego hałasu zdołał
usłyszeć głośny, drwiący śmiech. Gdy spojrzał on w górę, między płomieniami
oraz kłębach dymy ujrzał na dachu uśmiechającą się szeroko Volpinę oraz
stojącego obok niej innego złoczyńcę. Ubrany był czarny, elektroluminescencyjny
kostium o niebieskich wzorkach, a na głowie miał założony ciemny kask. Zaraz po
tym blondyn popatrzył na rudowłosą akurat w chwili, kiedy to ponownie zaczęła
się głośno śmiać. Gdy skończyła, spojrzała w dół na uciekających ludzi, po czym
odezwała się dobitnie.
- I co wy na
to? – zaczęła mówić, a Adrien’owi wydawało się, jakby słyszał ją w swojej
głowie. - Nadal czujecie się bezpieczni? Wciąż wierzycie, że Biedronka i Czarny
Kot mogą was ocalić? Mylicie się. Tamci dwoje są już skończeni. Już niedługo
upadną przed moją mocą i potęgą Władcy Ciem. Przekonacie się, że nic nie jest w
stanie nas powstrzymać. – zrobiła przerwę, po czym zwróciła się do mężczyzny
obok. – Portusie, czas na nas. Dokończ zadanie. – dodała złośliwie rudowłosa, a
„Portus” skinął głową, złapał dziewczynę za rękę, po czym zniknęli w jasnym
błysku. Adrien nawet nie zdążył się nadziwić jego umiejętnością, gdy nagle
nastąpił kolejny wybuch, a blondyn ponownie został odrzucony, tym razem na
marmurowy murek. Gdy otworzył oczy, zdołał ujrzeć przed budynkiem ponownie tego
mężczyznę, jak mówi na głos. - Upominek i pozdrowienia od Władcy Ciem. – po
czym znika w błysku.
Gdy chłopak
dźwignął się na nogi, usłyszał nagle głośny krzyk, dochodzący z płonącego
budynku. Gdy spojrzał w tamtą stronę, z przerażeniem ujrzał, jak z okna na
najwyższym piętrze wychyla się mała dziewczynka i krzyczy rozpaczliwie.
- RATUNKU!
RATUNKU! NA POMOC!!!
Przerażony
Adrien rozejrzał się szybko, badając sytuację. Większość ludzi już uciekła,
jednak na ulicy pozostali wciąż ludzie, którzy usłyszeli wołanie o pomoc i
pokazywali palcami w tamtą stronę. Blondyn ujrzał w dali straż pożarną, a za
nimi również karetki i samochody policyjne.
- „To na nic! Nie zdążą!” – stwierdził w
myślach chłopak. Po ostatnim wybuchu ogień rozprzestrzeniał się za szybko, a za
dosłownie kilka minut płomienie doszłyby do miejsca, gdzie uwięziona była
dziewczynka. – „Muszę ją uratować!”
Adrien
odwrócił się stanowczo od budynku i, nie zwracając uwagi na pozostałych ludzi,
zaczął przebijać się jak najszybciej w stronę rzeki, rozpychając po drodze
wszystkich na drodze. Dotarłszy do barierki, chłopak przeskoczył przez nią
zwinnie, lądując gładko na chodniku tuż przy kanale. Ujrzawszy wgłębienie w
murze, pobiegł tam szybko, rozglądając się jeszcze, czy nikt za nim nie szedł.
Nie czekając włożył swą rękę do plecaka i wyciągnął szamocącego się Plagg’a.
- Nie mamy
czasu! Plagg, wysuwaj pazury! – krzyknął dobitnie, wciągając niezadowolone kwami
do pierścienia. Po chwili z kanału wyskoczył gotowy do akcji Czarny Kot,
biegnąc w stronę rzeki i wyciągając po drodze swój koci kij. Chłopak odbił się
od murku jak najmocniej mógł, po czym skierował jeden koniec broni na drugi
brzeg i go wydłużył. Przedmiot trafił w przeciwległy murek, a blondyn pomknął
na kiju wprost w stronę palącego się budynku. Zaraz potem skrócił przedmiot i z
dużą prędkością wleciał przez okno do środka.
* * *
Po rozbiciu
szyby Czarny Kot wylądował gładko na podłodze, po czym rozejrzał się szybko po
pomieszczeniu. Zewsząd otaczały go płomienie i dym, trudno mu było cokolwiek
zauważyć, a do tego poczuł to palące ciepło, przenikające nawet przez jego
skafander.
- „Muszę ją jak najszybciej znaleźć! Tu jest
nie do wytrzymania!” – stwierdził w myślach, po czym krzyknął. – HALO,
gdzie jesteś?!
- Tutaj! Proszę,
na pomoc!!! – usłyszał głos, dobiegający z wyższego piętra. Chłopak rzucił się
w stronę drzwi, gdzie jak przypuszczał, musiały być schody na górę. Kot
wywarzył je bez trudu, ale następnej chwili cofnął się gwałtownie, znajdując
się tuż nad klatką schodową. Albo nad czymś, co kiedyś miało nią być. Teraz to
widział zapadające się schodki, oderwane konstrukcje, a na samym dole widok
dosłownie z piekła wzięty: szkarłatna czeluść, wypełniona płonącą pożogą.
Na ten widok
Adrien wzdrygnął się przerażony. Nie zamierzał jednak się cofać, tylko poszukał
wzrokiem czegoś, po czym mógłby się wspiąć. Na przeciwległej ścianie ujrzał
kilka schodków, trzymających się jeszcze na swoim miejscu. Jeśli chłopak dobrze
by się od nich odbił, z pewnością doskoczyłby na wyższe piętro. Problemem było
jednak to, że płomienie zdążyły już to nieźle uszkodzić, mimo wszystko Adrien
musiał zaryzykować. Temperatura wciąż wzrastała, a twarz zaczęła go już
boleśnie piec.
Czarny Kot
wziął rozbieg, skoczył na schodki, po czym błyskawicznie odbił się w stronę
wejścia na następne piętro. W trakcie odbicia chłopak poczuł, jak zwęglone
drewno łamie się pod jego ciężarem, jednak blondyn zdołał w tej samej chwili
uciec z nad przepaści. Gdy Adrien wylądował gładko na podłodze, westchnął z
wyraźną ulgą, po czym ponownie spojrzał na już całkowicie zniszczoną klatkę
schodową.
- „Tamtędy już nie wrócę.” – stwierdził
gorzko, by po chwili ponownie krzyknąć. – Halo! Już jestem blisko! Gdzie
jesteś?! – jednak nie uzyskał odpowiedzi. Przerażony Adrien ruszył szybko
korytarzem, gdy nagle usłyszał cichy szloch.
-
P-p-pomocy…, niech k-ktoś m-mi… p-pomoże. – dobiegał cicho głos z najbliższego
pokoju. Chłopak popędził w stronę drzwi, wywarzył je bez zatrzymania, po czym
rozejrzał się po pokoju. Niemal wszystko otaczały płomienie, poza jednym
miejscem. W rogu pokoju siedziała skulona, przerażona dziewczynka, osłonięta
dużą, drewnianą szafą już w połowie spaloną. Adrien ruszył szybko przez pokój,
przeskakując przez płonący stół i kilka krzeseł, lądując przed dziewczynką.
- Już
jestem! Spokojnie, zabiorę cię stąd! – krzyknął z wyraźną ulgą, a dziewczyna
spojrzała na niego z zapłakaną twarzą. Po krótkiej obserwacji chłopak przeraził
się stanem osóbki. Jej ubranie było rozpalone, na odsłoniętych częściach ciała
blondyn ujrzał pęcherze, a czarne włosy już niemal całkowicie przyjęły kolor
szkarłatu. – „Muszę ją stąd jak
najszybciej wyciągnąć!” – krzyknął w myślach, wyciągając w jej stronę ręce.
– Chodź, zabiorę cię stąd. – rzekł spokojnie w jej stronę, jednak dziewczynka zaprzeczyła
głową i tylko bardziej przyparła do ściany. – Spokojnie, nic ci nie grozi.
Popatrz na mnie, wszystko w porządku. Nie bój się. – mówił z pocieszającym
uśmiechem, wyciągając lekko rękę w jej stronę. – Nic ci się nie stanie,
obiecuję. Razem stąd wyjdziemy, a ja zabiorę cię do twoich rodziców, zgoda? –
zapytał, a po krótkiej chwili dziewczynka pokiwała głową i powoli przysuwała
się w stronę chłopaka. Gdy już prawie ją dosięgał, Adrien usłyszał nagle
podejrzany dźwięk. Chłopak spojrzał w górę i ujrzał , jak sufit zaczął się
łamać. Przerażony złapał szybko dziewczynkę, po czym skoczył w tył, osłaniając
ją własnym ciałem. Sekundę później Kot usłyszał, jak konstrukcja wali się w
miejscu, gdzie jeszcze chwilę temu się znajdowali.
Chłopak
odetchnął, po czym spojrzał na trzymaną w rękach dziewczynkę, wtuloną mocno w
jego ciało.
- Spokojnie,
to nic. Jesteś bezpieczna. Zaraz stąd wyjdziemy. – uspokajał ją bez przerwy
Kot, wstając na nogi i wyprowadzając ją z pokoju. Ruszył szybkim tempem w
stronę klatki schodowej, gdy ponownie usłyszał zgrzyt i tuż przed nim zawalił
się dach, odcinając mu drogę. Przerażony Adrien rozglądał się rozpaczliwa za
jakimkolwiek wyjściem z tej pułapki, gdy nagle ujrzał na drugim końcu korytarza
okno. Nie widząc innej możliwości, chłopak spojrzał na dziewczynkę, po czym
wygodniej ją ustawił i rzekł. – Spokojnie, już prawie jesteśmy. Zaraz zabiorę
cię do rodziców. Tylko się trzymaj, ok.? – a gdy dziewczynka pokiwała
zauważalnie głową, Adrien pogładził ją lekko po głowie, o czym wziął rozbieg.
- A więc…
wychodzimy! – krzyknął chłopak, słysząc za sobą zbliżające się wybuchy i
odgłosy zawalania. Ruszył biegiem przez korytarz, mijając wszystkie
pomieszczenia i wyłaniające się z nich płomienie, uskakując przed zawalającą
się podłogą, po czym wzmocnił uścisk na dziewczynce, przygotowując się tym do
skoku. Docierając do końca, Adrien odbił się od podłoża, wybijając okno i
wydostając się na zewnątrz.
* * *
Kilka minut wcześniej:
- „Szlag, nie odbiera.” – Marinette
stwierdziła niespokojnie w myślach, po raz piąty słysząc w komórce odgłos
automatycznej sekretarki. Ciemnowłosa usilnie chciała skontaktować się z Alyą,
jednak dziewczyna bezustannie odrzucała jej połączenia. – „Najwidoczniej bardzo ją dzisiaj skrzywdziłam.” – na tą myśl
nastolatka skrzywiła się zrozpaczona. Tak bardzo chciała się spotkać z
przyjaciółką i przeprosić ją za te słowa, które wypowiedziała na lekcji, jednak
rudowłosa nie dawała jej tej szansy. Z niezadowoleniem Marinette zdała sobie
sprawę, że jej rozmowa z Gerard’em zaczęła się powoli spełniać.
Dziewczyna
była w drodze do domu, w czasie której próbowała skontaktować się z Alyą. W jej
głowie nieustannie pojawiało się ostrzeżenie, które przedstawił Gerard: że im
dalej będzie tak postępowała, to zacznie powoli tracić swoich przyjaciół. To ją
prześladowało i nie dawało spokoju. Bała się, że może się tak stać i dlatego
nie chciała do tego dopuścić. Musiała więc jak najszybciej pogadać z Alyą, bo
każda minuta niepewności to była jak godzina tortury.
Będąc już
blisko swojego domu, dziewczyna zatrzymała się przed drzwiami, bijąc się z
myślami. Po chwili zawróciła i z nową decyzją ruszyła przez most na drugi
koniec rzeki. Postanowiła udać się pod dom swojej przyjaciółki i czekać tam, aż
Alya ją wysłucha. I jeśli będzie musiała, to wymusi na nią rozmowę, choćby miała
tam stać do nocy.
Z tym
postanowieniem dziewczyna nie zdążyła jednak zrobić kilku kroków, gdy nagle
usłyszała wybuch. Z przerażeniem ujrzała, jak między budynkami wzbija się dym,
a ulica zaczyna zapełniać się uciekającymi ludźmi. Z uwagi na szybkość pojawienia
się mieszkańców musiała być bardzo blisko centrum zamieszania. Porzuciła więc
poprzedni zamiar i z obowiązkiem bohatera ruszyła w najbliższy zaułek, chcąc
wkroczyć na scenę jako Biedronka. Gdy jednak się tam znalazła, z
niezadowoleniem ujrzała, jak przebiegają przez niego ludzie, uniemożliwiając
dla niej przemianę. Wszędzie pełno było uciekających mieszkańców, starających
się jak najszybciej oddalić od miejsca wybuchy. Po chwili zawahania Marinette
ruszyła biegiem w przeciwną stronę, przepychając się między ludźmi.
- „Może już tam nie ma nikogo, kto by mnie
zauważył. Muszę jak najszybciej znaleźć miejsce, żeby się przemienić!” – z
tą myślą ciemnowłosa biegła dalej, rozglądając się jeszcze naokoło w
poszukiwaniu Czarnego Kota. Miała nadzieję, że on też zauważył wybuch i również
był w drodze, z już przygotowanym przynajmniej strojem bohatera.
* * *
Gdy
dziewczyna dotarła na miejsce, przeraził ją widok, który zastała: cały budynek
płoną szkarłatnym ogniem, ze wszystkich okien buchały płomienie, a ludzie pod
blokiem krzyczeli i machali rękami, powodując tylko większy chaos. Straż
pożarna była już na miejscu i starała się jakoś ugasić ogień, jednak dzisiejsza
walka z tym żywiołem nie należała do łatwych. Wśród tego wszystkiego Marinette
zauważyła, że jedna kobieta jako jedyna w tym miejscu płakała i wtulała się w
ramiona swojego męża, który również wyglądał na załamanego. Zaniepokojona
dziewczyna przybliżyła się szybko do nich, gdy nagle doszedł do niej szloch tej
kobiety.
- Moje
dziecko! Moje biedne dziecko! Jak mogliśmy ją tam zostawić?! Moja córeczka!
Moja… mała… córeczkkka! – krzyczała załamana matka do męża, który gładził ją
delikatnie po głowie i uspokajał, choć on sam wyglądał, jakby miał się za
chwilę rozpłakać. Marinette dalej nie słuchała, tylko odbiegła od nich, chcąc
jak najszybciej przemienić w Biedronkę.
- „Muszę się śpieszyć! Muszę uratować tą…!”
– jej myśli przerwały nagłe odgłosy wybuchów. Marinette odwróciła się w chwili,
kiedy to podstawa budynku wybuchła potężnie, odrzucając pobliskich strażaków.
Wszyscy obserwowali z przerażeniem, jak z każdego okna buchają większe
płomienie, a cała budowla zaczyna się zawalać.
-
NNNNIIIIIIIIIIIIIEEEEEEEEEEEEEEE!!! – Marinette usłyszała głośny wrzask, gdy
nagle rozległ się dźwięk stłuczonej szyby, a z najwyższego piętra wyskoczyła na
zewnątrz jakaś czarna postać. Jak w zwolnionym tempie, Marinette i wszyscy
obecni patrzyli, jak ta osoba spada w dół, by w ostatniej chwili obrócić się i
uderzyć plecami w dach stojącego w pobliżu samochodu.
Nastąpiła
martwa cisza, przerywana jedynie odgłosami palenia i płomieni, jednak nikt na
to nie zważał. Wszyscy patrzyli na tą osobę, leżącą na wgniecionym aucie,
wyraźnie coś trzymającą w swoich ramionach. Podczas tej obserwacji Marinette
zauważyła, jak ze stroju tej osoby wystaje długi, znajomy „ogon”, uświadamiając
przy tym dziewczynę, kim jest ta postać.
- CZARNY
KOCIE!!! – krzyknęła głośno, podbiegając szybko do chłopaka, a w jej ślady
poszli również pozostali obecni. Blondyn nie był w najlepszym stanie: oddychał
ciężko, cały się trząsł, a na jego twarzy Marinette zauważyła wyraźne
poparzenia. – Czarny Kocie! Jesteś cały?!
-
Ma-marinette? – usłyszała niewyraźny szept, gdy chłopak otworzył z trudem oczy
i spojrzał na stojącą blisko niego dziewczynę.
- Tak, to
ja! Nic ci się nie stało? Coś cię boli? – pytała wciąż roztrzęsiona dziewczyna,
na co chłopak zamknął oczy, po czym zaśmiał się lekko.
- Nie mnie
powinnaś o to pytać. Lepiej zapytaj się jej… - odpowiedział już w miarę
normalnym tonem, po czym rozluźnił uścisk, a z jego ramion wyłoniła się mała,
zapłakana dziewczynka.
- DARIA!!! –
młodzież usłyszała głośny krzyk, który należał do matki dziecka. Kobieta
zerwała się z miejsca i pobiegła w ich stronę, by w końcu zabrać córkę i wziąć
ją w objęcia, nie w ogóle zważając na chłopaka, który jęknął boleśnie.
- Aaaauuuuu!
- Hej, może
by pani uważała?! – odezwała się głośno ciemnowłosa, patrząc zdenerwowana na
kobietę. Ta z początku spojrzała na nich zaskoczona, jednak po chwili z równym
zdenerwowaniem chciała coś odpowiedzieć, gdy nagle powstrzymała ją dłoń jej
męża.
- Spokojnie,
przestań. – rzekł do niej tonem nie znoszącym sprzeciwu, a ta zamilkła,
wyraźnie zmieszana. Mężczyzna zaś przytulił szybko córeczkę, wziął ją na ręce,
po czym ruszył w stronę Marinette i Czarnego Kota. Gdy przy nich stanął,
zwrócił się do nastolatka.
- Dziękuję
ci. Uratowałeś nasze dziecko. – rzekł z lekkim uśmiechem i wyraźną
wdzięcznością, po czym spojrzał na dziewczynkę. – Co się mówi, kiedy ktoś
uratuje ci życie? – spytał zachęcająco, a mała uśmiechnęła się szeroko, po czym
sama spojrzała na swojego wybawiciela.
- Dziękuję
bardzo! – odpowiedziała z zaangażowaniem, a blondyn zaśmiał się cicho, po czym
wyciągnął w jej stronę rękę.
- Zawsze do
usług, księżniczko. – rzekł z uśmiechem, a rozpromieniona dziewczynka chwyciła
go oburącz za dłoń, ściskając jak najmocniej mogła. Stojąca obok Marinette
również się uśmiechnęła, podziwiając zachowanie swojego przyjaciela. Po
krótkiej chwili mężczyzna uścisnął dłoń chłopakowi, a zaraz po tym ruszył w
stronę oczekującej ich żony. Ta z uśmiechem wzięła córkę w ramiona, po czym
sama ukłoniła się z wdzięcznością do Czarnego Kota. Po tej czynności cała
rodzina ruszyła przez tłum, oddalając się od tego miejsca.
Wciąż
uśmiechnięta ciemnowłosa spojrzała na blondyna akurat w chwili, kiedy próbował
on zejść z auta i stanąć na własnych nogach. Pierwszy etap się powiódł, jednak
w czasie drugiego tylko szybka reakcja dziewczyny uchroniła chłopaka przed
spotkaniem się twarzą w twarz z asfaltem.
- Ostrożnie!
– rzekła głośno dziewczyna, a Czarny Kot jęknął boleśnie, starając się utrzymać
na nogach, oddychając przy tym ciężko.
- T-to nic.
– odpowiedział w jej stronę, próbując ponownie się uśmiechnąć i uspokoić
Marinette, jednak coś mu z tego nie wyszło i jego uśmiech nie przekonał
ciemnowłosej. Ta zaś pomachała głową z dezaprobatą, po czym zwróciła się do
przyjaciela.
- Czarny
Kocie, nie powinieneś się teraz przemęczać. Jesteś ran…
- Nie, nie!
To nie będzie potrzebne. – przerwał jej chłopak na widok zbliżających się w ich
stronę lekarzy z noszami. Mężczyźni zawahali się, jednak widząc nagłą
stanowczość u blondyna, zawrócili z powrotem do ambulansu.
- Naprawdę,
Czarny Kocie? Przecież jesteś ranny i potrzebujesz pomocy. Może lepiej byłoby
pojechać z lekarzami do szpitala?
- Nie,
naprawdę, nic mi nie jest. Jestem po prostu zmęczony i osłabiony. Wiesz, ten
dym i ogień.
- Ale…
- Ja już
muszę iść. Mam dzisiaj coś jeszcze do zrobienia. – przerwał jej szybko Kot, po
czym utrzymał się już pewniej na nogach, zszedł z ramienia Marinette i ruszył
wyprostowany w stronę najbliższej uliczki.
- Dzięki
wielkie, Marinette. I do zobaczenia! – rzekł jeszcze z uśmiechem do dziewczyny,
a po chwili zniknął między blokami. Ciemnowłosa stała jeszcze przez chwilę w
miejscu, bijąc się z myślami, a po chwili ruszyła w ślad za Czarnym Kotem.
Nastolatka martwiła się o przyjaciela i osobiście uważała, że jego stan nie
pozwala mu na samotne poruszanie się. Postanowiła więc sprawdzić, czy
chłopakowi przynajmniej udało się wyjść z zaułka, do którego wszedł.
Po wejściu w
uliczkę, Marinette ruszyła naprzód, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu
znajomego jej blondyna. Pełno było tutaj różnych kontenerów na śmieci,
porozrzucanych koksowników oraz starych ubrań. Ogólnie to miejsce nie należało
do najczystszych, mimo to dziewczyna ruszyła naprzód, nie patrząc na otoczenie.
Po kilku minutach ciemnowłosa dochodziła już do końca uliczki, a Kota nigdzie
nie było widać. Nagle Marinette usłyszała, jak coś porusza się za ostatnim
kontenerem i cicho stęka. Na twarzy dziewczyny pojawił się mały uśmiech, który
poszerzył się i nabrał pewnej pewności, gdy po ominięciu pojemnika ujrzała
siedzącego i opartego o ścianę przyjaciela.
- Ooo,
proszę! Chyba znalazła małego, zabłąkanego Koteczka. – odezwała się Marinette
żartobliwie, a jej pojawienie się zaskoczyło wyraźnie blondyna. Po chwili
jednak i on się uśmiechnął, po czym odpowiedział.
- Zabłąkany
Kotek chyba jednak potrzebuje pomocy. I z wdzięcznością przyjmie każdą
wyciągniętą do niego dłoń. – na jego słowa dziewczyna zaśmiała się lekko, po
czym z schyliła się i pomogła mu wstać.
- A więc
przyjmiesz i moją. – dodała jeszcze, po czym rzekła. – Chodźmy. Darujmy sobie
szpital, skoro od nich nie chcesz pomocy. Ale blisko jest mój dom. Tam będziesz
mógł odpocząć przed powrotem do siebie.
- Dziękuję
raz jeszcze, Marinette. – odpowiedział z wyraźną ulgą i wdzięcznością,
posyłając dziewczynie miły uśmiech, na który ciemnowłosa poczuła w sobie
delikatne ciepło. Oboje w końcu ruszyli w stronę mieszkania Marinette, a w
drodze pogrążyli się w rozmowie na temat dzisiejszego bohaterstwa Czarnego
Kota.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, uff udało się uratować tą dziewczynkę z tego płonącego budynku przydało by siesię coś zła Volpona atakuje... Alya nagrywa zostawia telefon aby nagrywał, a sama się przemienia i mamy dwie Volpony, a potem wrzuca nagranie na bloga...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza