poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Miraculum: Rozdział 24

Jak zawsze spóźniony. :( Mam nadzieje, że mi to wybaczycie. Ale zgodnie z obietnicą kładę na Wasze ręce kolejny rozdział historii Biedronki i Czarnego Kota. Rozdział - jak zawsze dla mnie średni. Jego ocenę pozostawiam Wam. Zapraszam!!!


Rozdział 24

Nastał właśnie wieczór, kiedy pod znaną w Paryżu piekarnią podeszła dwójka nastolatków, z czego jednym był chłopak w czarnym kostiumie, a drugą dziewczyna, należąca do rodziny właścicieli. Stanąwszy pod drzwiami, ciemnowłosa zaczęła rozglądać się dookoła. Idąc tu, młodzież kilka razy spotykała na swojej drodze ludzi, którzy jak tylko spostrzegli jej towarzysza, rzucali się albo po autograf, albo oferując pomoc lub transport. Za każdym razem Marinette musiała z takimi ludźmi walczyć, aby się w końcu odczepili, co nie było łatwe nawet z pomocą Kota. Nie chciała dopuścić, aby ktokolwiek widział, że do tego budynku wchodzi bohater miasta.

Nie widząc nikogo w okolicy, dziewczyna zwróciła się do przyjaciela.

- Mam do ciebie prośbę, Czarny Kocie. – a gdy chłopak spojrzał na nią pytająco, wyjaśniła. – Gdybyśmy oboje weszli do środka, moi rodzice nie daliby nam spokoju, a do tego dopowiedzieliby sobie nie wiadomo co i by mnie nękali jeszcze przez wiele dni. Głupio mi o to pytać, ale czy mógłbyś wejść do mnie przez okno na dachu? Po prostu… nie chcę… no wiesz… - próbowała się jeszcze wysłowić z zawstydzeniem, ale przerwał jej głośny śmiech Czarnego Kota.

- Hahaha, spokojnie, nie musisz się tłumaczyć, Marinette. Wszystko rozumiem, nie przejmuj się tym. – mówił z rozbawieniem, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę, o co chodzi dziewczynie. Ostatnio, jak był u ciemnowłosej, by poćwiczyć przed turniejem gier, jej rodzice nieustannie im przerywali, byle tylko sprawdzać, co wspólnie robią. I skoro państwo Dupein-Chen tak zareagowali wtedy na „Adrien’a”, to w przypadku „Czarnego Kota” mogło być jeszcze gorzej. – Nie martw się, jakoś dam sobie radę. Aż tak poważnie ranny nie jestem. – dokończył blondyn, rozciągając się, chcąc udowodnić swoje słowa. Jednak już po chwili chłopak jęknął boleśnie, łapiąc się za prawie ramię.

- Wydaje mi się, że jednak jesteś, więc się nie przemęczaj, Kocie. – podsumowała krótko dziewczyna, choć blondyn wyłapał rozbawioną nutę w jej głosie. – Spróbuj nie zlecieć z dachu. Za chwilę otworzę okno. – dokończyła, po czym weszła do budynku, zostawiając chłopaka na zewnątrz.
Marinette przeszła przez ciemną piekarnię, kierując się do schodów prowadzących do jej mieszkania. Przechodząc przez drzwi, krzyknęła na powitanie.

- Wróciłam!

W jednej chwili koło niej zjawiła się jej matka, która z zaniepokojeniem zaczęła sprawdzać stan córki.

- Kochanie, nic ci nie jest?! Jesteś ranna?! Coś cię boli?! – pytała przestraszona kobieta, a Marinette patrzyła na nią zszokowana, nie wiedząc, skąd u niej takie zaniepokojenie.

- M-mamo, o co chodzi? Nie wiem…

- Uspokój się, Sabrine. Widzisz, że jest cała i zdrowa. – odezwał się nagle ojciec Marinette, Tom, odciągając swoją żonę od córki, po czym objął ją opiekuńczo. – Martwiliśmy się o ciebie, Marinette. Zobaczyliśmy w telewizji, że wybuch pożar parę ulic stąd. Mówili, że spowodowała go Volpina. Widzieliśmy też wyczyn Czarnego Kota, kiedy to uratował z płomieni małą dziewczynkę. I wtedy zauważyliśmy, że tam byłaś, więc zaczęliśmy się bać, że coś może ci się stać. Dzwoniliśmy do ciebie wiele razy. Nie zauważyłaś? – zapytał spokojnie mężczyzna, a ciemnowłosa momentalnie wyciągnęła komórkę i ujrzała chyba z dziesięć nieodebranych połączeń z domu. Wyłączyła telefon i spojrzała pokornie na rodziców.

- Przepraszam was, że się tak o mnie baliście. Byłam akurat w okolicy i chciałam tam jakoś pomóc. Tak po prostu… czułam, że muszę…

- Nic nie mów. Liczy się, że nic się nie stało. Poza tym nie umknęło nam, że jako jedyna zaopiekowałaś się Czarnym Kotem. – uśmiechnął się gospodarz domu, a jego żona ze łzami w oczach przytuliła zaskoczoną córkę.

- A więc byłaś tam bardzo potrzebna. Pomogłaś naszemu bohaterowi i sama stałaś się bohaterką. Jesteśmy z ciebie dumni.

- M-mamo, przesadzasz…

- Nie przesadzamy, Marinette. Dla nas zawsze byłaś i zawsze będziesz bohaterką. – dodał Tom, przyłączając się do rodzinnego uścisku. Stali tak wspólnie, a dziewczyna czuła, że mogłaby tak przebywać przez wieczność, gdy nagle przypomniała sobie, że ktoś na nią czeka na zewnątrz. Odsunęła się więc od rodziców i rzekła.

- Bardzo wam dziękuję. Teraz jednak jestem już zmęczona tym wszystkim. Położę się do łóżka.

- Oczywiście, Marinette. A nie chcesz cos zjeść? Cały dzień byłaś poza domem.

- Nie trzeba, mamo. Teraz jedynie czego chcę, to przespać całą noc i może też jutrzejszy dzień. – zwróciła się z uśmiechem do rodzicielki, po czym ruszyła po schodach do swojego pokoju, zostawiając rodziców w salonie.

Gdy zamknęła za sobą klapę, podeszła szybko do okna, otworzyła, po czym zaczęła rozglądać się dookoła i szeptać.

- Czarny Kocie? Kocie, jesteś tu?

Przez chwilę odpowiadała jej cisza, gdy nagle coś trzasnęło, zgrzytnęło, a przed zaskoczoną dziewczyną pojawił się nawoływany chłopak.

- To jest trudniejsze, niż myślałem. Pomożesz mi, Marinette? – spytał wyraźnie wyczerpany blondyn, trzymając się rozpaczliwie rynny nad oknem dziewczyny. Ta szybko złapała chłopaka w pół, po czym zaczęła wciągać go do środka, z trudem dźwigając ciało przyjaciela. Gdy w końcu oboje znaleźli się w pomieszczeniu, Kot upadł z ulgą na podłogę, a ciemnowłosa usiadła na swoim łóżku, oddychając ciężko.

- Uff, w końcu się udało. Nic sobie nie zrobiłeś?

- Nieee, wszystko jest okej. Tylko strasznie piecze mnie skóra pod skafandrem. Boli niemiłosiernie, kiedy się poruszam.

- To czemu mi o tym nie powiedziałeś? Mogłam znaleźć inny sposób, żeby cię tutaj sprowadzić.

- Nie chciałem robić ci kłopotu. I tak już dużo dla mnie zrobiłaś. – odpowiedział wdzięcznie chłopak, a Marinette potrząsnęła głową z dezaprobatą, uśmiechając się nikle.

- Jeszcze mi nie dziękuj. Nie wiesz, co chcę z tobą zrobić. – rzekła żartobliwie, a blondyn zaśmiał się cicho.

- I tak już nic nie pogorszy mojego stanu.

- Nie kuś, Czarny Kocie. W łazience mam małą apteczkę. Może znajdę coś, co uśmierzy ten ból. Musisz też schłodzić te oparzenia. Naleję wody do wanny. – wyjaśniła rzeczowo ciemnowłosa, ruszając w stronę drzwi na drugim końcu pokoju. Po wejściu do środka, dziewczyna najpierw puściła wodę do wanny, po czym podeszła do szafki nad umywalką i wyciągnęła stamtąd wspomnianą apteczkę, w której to zaczęła szukać jakiś leków przeciwbólowych lub maści. Nie minęła jednak chwila, a wśród szumu wlewanej wody Marinette usłyszała ciche jęki Czarnego Kota z sypialni. Zostawiła szybko apteczkę i wyszła pośpiesznie z łazienki, po czym ujrzała, jak lekko spocony i wycieńczony chłopak czołga się w jej stronę.

- Co ty wyczyniasz?! Możesz tak sobie coś zrobić! – rzekła przyciszonym, lecz gwałtownym głosem, nie chcąc pozwolić, aby jej rodzice cokolwiek usłyszeli.

- Nie chcę, żebyś się przeze mnie przemęczała. Po prostu sam chciałem dostać się do łazienki. Zdaję sobie sprawę, że lekki nie jestem.

- Nie mów głupstw, Kocie. Jesteś moim przyjacielem i zawsze mogę ci pomóc. To dla mnie przyjemność. – zakończyła z lekkim uśmiechem, który również pojawił się na twarzy chłopaka. – Chodźmy, woda się już chyba przelewa. – po tych słowach pomogła blondynowi wstać i razem weszli do łazienki. Dziewczyna zakręciła kran, po czym powoli umieściła obolałego chłopaka w wannie, który jęknął z wyraźną ulga, jak tylko się zanurzył.

- Zostań tu przez chwilę. Ja poszukam jakieś maści na twoją twarz. Też masz tam niewielkie oparzenia. – rzekła w stronę Kota, po czym kontynuowała poszukiwania w apteczce. W trakcie tej czynności dziewczyna nie zdawała sobie sprawy, że chłopak obserwował ją uważnie, uśmiechając się przy tym lekko.

W końcu Marinette wyciągnęła przed siebie znalezioną maść i plaster, uśmiechając się zwycięsko do przyjaciela.

- Znalazłam! – rzekła radośnie, po czym dodała. – Teraz możemy zająć się twoją twarzą.

- Gdybym cię nie znał, to uznałbym, że chcesz mnie obrazić. – odpowiedział „obrażony” Kot, a ciemnowłosa zachichotała cicho.

- Przepraszam, nie chciałam, żeby tak to zabrzmiało. Nie obrażaj się.

- Spokojnie, nie obrażam się. – zaśmiał się szybko blondyn. – Nigdy bym ci tego nie zrobił. – dodał jeszcze, a Marinette uśmiechnęła się nikle, ponownie czując pieczenie na policzkach. Wstała szybko, chcąc to ukryć, po czym rzekła.

- Chodźmy do pokoju. Tam są lepsze warunki do tego typu operacji.

- Hehe, już idę. – odpowiedział wesoło, dźwigając się na nogi. Po tych słowach dziewczyna przypomniała sobie, w jakim on jest stanie, dlatego odwróciła się z zamiarem pomocy. Jednak blondyn bez większego problemu podniósł się z wanny, i tylko na chwilę skrzywił się lekko na twarzy.

- Wszystko w porządku?

- Taaak,… jest dobrze. Już nie boli tak mocno jak wcześniej. Ta kąpiel w zimnej wodzie działa prawdziwe cuda. – odpowiedział spokojnie, choć słychać było u niego głębokie oddechy. Czarny Kot wyszedł z wody i ruszył powoli w stronę pokoju Marinette, a dziewczyna szła za nim, obserwując go uważnie. Oboje w końcu usiedli na łóżku ciemnowłosej, która przyniosła też lampę dla lepszej widoczności.

- Okej, Kocie. Uprzedzam, że robię to pierwszy raz. Postaraj się więc nie ruszać, to na pewno nie będzie wtedy bolało.

- Dzięki za ostrzeżenie. Tą informację znasz z książek czy z bajek? – zapytał rozbawiony blondyn. – UŁA! – jęknął szeptem, gdy dziewczyna szturchnęła go mocno w ramię.

- Przepraszam, mówiłeś coś? – spytała „niewinnie” ciemnowłosa, uśmiechając się przy tym szeroko.

- No dobrze już, dobrze. Nic więcej nie mówię. – odpowiedział urażony chłopak, prostując się na siedzeniu i zastygając w bezruchu. Marinette przystąpiła więc do działania, ostrożnie i z uwagą nakładając bibułą maść na twarz chłopaka. Starała się to robić jak najbardziej delikatnie, nie chcąc dokładać przyjacielowi cierpienia. Nie zauważyła, że przy tej czynności zbliżyła się do Czarnego Kota, także ich twarze dzieliła niewielka odległość. Chłopak obserwował poczynania przyjaciółki, z czego przy tym zaczęło mu dziwnie szybciej bić serce. Stwierdził, że to przez sytuację, w jakiej się znaleźli, ale w żaden sposób nie chciał tego przerywać. Adrien nieustannie patrzył, jak Marinette w skupieniu smaruje mu twarz, dbając o każdy skrawek jego skóry. Niemal czuł przez bibułę jej delikatne dłonie, jak bez drgań godnych prawdziwej projektantki łagodzą jego poparzenia. Dzięki niewielkiej odległości chłopak mógł ujrzeć każdy szczegół twarzy dziewczyny: jej proste, gładkie rysy. Różowe, niewielkie usta.  Piękne, ametystowe oczy. Wpatrując się w nie, blondyn czuł, jak mógł się w nich zatopić. Adrien nie rozumiał, co się z nim działo. Dlaczego akurat teraz zaczął to wszystko dostrzegać? Dlaczego wcześniej nie zwracał na to uwagi? Przecież… dotąd liczyła się dla niego przede wszystkim Biedronka. To jej poświęcał swoje myśli, uczucia, czy nawet sny. A teraz?

W tracie wykonywanej czynności Marinette w końcu zauważyła, że Czarny Kot z uwagą obserwuje każdy jej ruch. Doszło do niej również to, w jak bardzo bliskiej sytuacji się znaleźli. Ciemnowłosa była tym zmieszana, ale stara się tego chłopakowi nie okazywać. Gdy jednak za każdym razem zdawała sobie z tego sprawę, to dziewczyna czuła, jak jej policzki zaczynają niepokojąco piec. Ta świadomość dekoncentrowała Marinette, chociaż ciemnowłosa nie wiedziała, dlaczego.  Nie potrafiła ona zrozumieć, dlaczego w ostatnim czasie tak na nią zaczął działać Czarny Kot. Przecież był on tylko jej przyjacielem, a swoje uczucia poświęcała ona Adrien’owi. Ale… czy przypadkiem coś się pod tym względem nie zmieniło?

- Skończyłam! – rzekła głośno Marinette, odsuwając się szybko od chłopaka. Ten otrzeźwiał nagle i również zabrał swoją głowę, po czym pomasował lekko twarz.

- Dziękuje ci bardzo. Od razu mi lepiej. – podziękował z uśmiechem chłopak.

- Nie ma za co. Zawsze z chęcią pomagam. – odpowiedziała serdecznie, odstawiając maść i bibułę na biurko. Między nimi zapanowała niezręczna cisza, której żadne z nich nie wiedziało, jak przerwać. Dziewczyna stała przy stole i wodziła palcem po drewnie, czekając, aż to Kot zacznie rozmowę. Chłopak zaś chciał, ale nie mógł tego zrobić. Po jego głowie wciąż krążył temat Volpiny, a ciemnowłosa była jedną z osób, z którymi chciał o tym porozmawiać. Jednak przedłużające się milczenie stawiało go w bardzo niefortunnej i niekomfortowej dla Marinette sytuacji.

- Wiesz, Czarny Kocie…, chyba powinieneś już…

- Volpina... – przerwał jej szybko blondyn. Dziewczyna umilkła zaskoczona, a po chwili odwróciła się w stronę Kota. Ten nie patrzył na nią, tylko wodził wzrokiem gdzieś obok. – …co o niej myślisz?

- N-nie rozumiem…

- Na pewno wiesz, o co mi chodzi, Marinette. O jej powrocie, pomocy mnie i Biedronce… oraz o ponownym przejściu na stronę Władcy Ciem. Wiesz, że jej działania są skierowane przeciwko nam i wszystkim mieszkańcom Paryża. Tego dowodem jest dzisiejszy pożar. Każdy już widzi w niej zagrożenie. Ale ja…, ja nie jestem tego pewny. – zawahał się Kot, milknąc na chwilę. Marinette wciąż stała przy biurku i obserwowała w skupieniu przyjaciela. Nie odzywała się, nie chcąc mu przerwać. Czekała, aż chłopak powie wszystko, co go niepokoiło. – Nie wiem, co o tym myśleć, dlatego chciałbym poznać twoje zdanie, Marinette. Wiem, że jesteś inteligentna i ufam ci. Potrzebuję w tym wszystkim rady. Powiedź, co o tym myślisz. Proszę… - rzekł błagająco Kot, a Marinette stała zaskoczona jego słowami. Chłopak zdawał sobie sprawę, że jeśli powie za dużo, to może się wydać przed dziewczyną. Starał się więc tak dobierać słowa, aby nie zdradzić się tym, że słyszał jej rozmowę z Alyą jako Adrien. Dziewczyna zaś nie spodziewała się, że blondyn rozpocznie taki temat przy niej. Przecież to dotyczyło Biedronki, nie jej.

- Czarny Kocie…, nie wiem, czy jestem odpowiednią do tego osobą. Czy nie lepiej by było porozmawiać o tym z Biedronką?

- Chciałbym, ale to niemożliwe. Nie wiem, gdzie jest, ani jak się z nią skontaktować. – odpowiedział smutno Kot, a ciemnowłosa umilkła, wyraźnie zawstydzona.

- „Prawda, przecież sama chciałam, żebyśmy nie znali swoich tożsamości, a ja ostatnio nie zmieniałam się w Biedronkę, więc nie mógł się z „nią” skontaktować.” – skomentowała w myślach dziewczyna. – Rozumiem, Kocie, ale naprawdę myślę…

- Marinette, proszę!

- Ale ja nie…

- PROSZĘ! – rzekł już głośniej chłopak, a w jego głosie słychać było desperację. Marinette nie wiedziała, co robić, jednak po krótkiej chwili westchnęła cicho i z pochyloną głową zaczęła mówić.

- Ja też nie wiem, co mam o tym myśleć. Na początku uważałam, że ona jest jednak po stronie Władcy Ciem, ale teraz… nie mam takiej pewności. – zaczęła, a blondyn wsłuchiwał się w każde słowo. – Moja przyjaciółka uważa, że to tak naprawdę Lila, która psuje reputację prawdziwej Volpiny. I broni jej całym sobą, mimo braku dowodów na potwierdzenie swojej tezy. Mówiłam jej, że tylko tak siebie oszukuje i wmawia sobie niektóre rzeczy, ale nie chciała mnie słuchać. Pokłóciłam się z nią i już się do siebie nie odzywałyśmy. Mimo tego cały czas stałam przy swoim, aż nagle ktoś sprawił, że zaczęłam inaczej na to patrzeć. – przyznała dziewczyna, mając w głowie postać uśmiechającego się drwiąco Gerard’a. – Zrozumiałam wtedy, że zbyt mocno wierze we własną ocenę, nie słuchając przy tym innych. I że mogę przez to stracić swoich przyjaciół. Po rozmowie z tą osobą chciałam jak najszybciej porozmawiać z przyjaciółką, jednak nie zdążyłam. – zamilkła na chwilę, po czym kontynuowała. – Z tego wszystkiego ja też nie wiem, co mam myśleć o Volpinie. Moja przyjaciółka nie wierzy w byle kogo i bez żadnych dowodów. Nie przekonywałaby mnie o jej niewinności, gdyby nie byłaby pewna tego, co robi. Chociaż sama nie wiem, skąd ona o tym wie. – zakończyła Marinette, patrząc zamyślona w okno. Jej słowa zaskoczyła Kota i napełniły go niemałą ulgą. Cieszył się, że dziewczyna podobnie myśli, chociaż zupełnie inaczej patrzy na tą sprawę. Widać było, że stara się teraz patrzeć na ludzi przez pryzmat innych, a nie własną ocenę.

- Więc myślisz, że to nie wina Volpiny, tylko intryga Władcy Ciem?

- Nie wiem, Kocie. Naprawdę nie wiem. – odpowiedziała zasmucona ciemnowłosa, patrząc niepewnie w podłogę. – Teraz mam mętlik w głowie. Jakaś część mnie mi mówi, że to wszystko jest ukartowane przez Volpinę, ale coś mnie jednak przekonuje, że to wina Władcy Ciem. To mnie przerasta.

- I nie tylko ciebie. – odrzekł z lekkim uśmiechem blondyn, na co dziewczyna spojrzała w jego stronę zdziwiona. – Ja też nie wiem, co mam o tym myśleć. Z jednej strony widzę, co ona czyni i jakie szkody powoduje, jednak z drugiej mam wrażenie, że coś tutaj nie pasuje. Wydaje mi się, jakby to były dwie różne osoby. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje.

- Masz bardzo dobre serce, Czarny Kocie. – odezwała się nagle cicho Marinette, dziwiąc tym chłopaka. – Świadczy o tym to, że nie spisujesz ludzi na straty. Starasz się zauważyć u nich dobre strony, co jest piękne.

- Zupełnie jak ty. – odpowiedział bezmyślnie uśmiechnięty chłopak, a ciemnowłosa momentalnie się zarumieniła na jego słowa. Po krótkim namyśle chłopak zorientował się, co właśnie powiedział. – Eeeee, chciałem powiedzieć…, że… to również jest piękne w tobie! To znaczy…, że tak samo jak ja widzisz w innych dobro! Tak! – tłumaczył wyraźnie zmieszany i wstrząśnięty chłopak, chcąc w jakiś sposób wybrnąć z tej dziwnej sytuacji. Po chwili dziewczyna zachichotała cicho, szokując tym blondyna.

- Hihihi, nie wydaje mi się, Czarny Kocie. W tych dwóch sprawach się chyba mylisz. Byłam gotowa stwierdzić, że Volpina to oszustka, ale tylko dzięki mojej przyjaciółce mogłam spojrzeć na to z innej strony. A co do drugiego to się nawet nie wypowiem.

- Przestań tak mówić, Marinette. Teraz to ty się mylisz. – zaprzeczył wyraźnie Kot. – Odkąd cię znam widzę, jak dbasz o innych. Jak starasz się im pomagać w każdej sprawie. Z Akuma’mi masz podobnie. Nie widzisz w nich złych ludzi, tylko ofiary Władcy Ciem. Nawet jeśli krzywdzą innych, ty starasz się zawrócić ich ze złej strony. Jesteś jedną z nielicznych, którzy tak postępują, Marinette. – wyznał Kot, a gdy dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, ten zrozumiał, że powiedział za dużo. – No wiesz, pamiętam jak mi pomagałaś przeciwko Ilustrachorowi. – dodał nieśmiało, drapiąc się po głowie. Ciemnowłosa obserwowała go przez chwilę, a gdy przypomniała sobie jego wcześniejsze słowa, odwróciła wzrok onieśmielona.

- Przesadzasz. Te czułe słówka na mnie nie działają.

- Nie śmiałbym ich używać. Mówię tylko prawdę.

- Zaczynam powoli wątpić. – odpowiedziała Marinette, po czym oboje zaśmiali się wesoło.

- Dziękuję ci, Marinette. – odezwał się po chwili Kot. – Rozmowa z tobą zawsze poprawia mi humor.

- I nawzajem. Dziwne, kiedy coś mnie trapi, zazwyczaj spotykam ciebie.

- Przeznaczenie? – chłopak uśmiechnął się znacząco.

- Chciałbyś. – odpowiedziała ze śmiechem, szturchając przyjaciela w bark. Oboje pogrążyli się w rozmowie, zapominając zupełnie o swoich problemach. Z czasem Czarny Kot nie czuł już bólu, a Marinette uspokoiła się z przeżyć dzisiejszego dnia. To była ich pierwsza taka rozmowa i zaskakująco dobrze im się rozmawiało, choć oboje się tego nie spodziewali.

Młodzież nie zdawała sobie sprawy, że tuż pod wejściem do pokoju Marinette stali jej rozdzice, którzy z uśmiechem słuchali rozmowy córki z chłopakiem. Choć na początku zachowywali się oni cicho, państwo Dupein-Cheng usłyszeli w końcu jakieś głosy, dochodzące z pokoju ciemnowłosej. Początkowo się tym zaniepokoili, jednak po chwili przysłuchiwania uspokoili się, poznając po rozmowie, z kim dziewczyna tam siedzi i co dla niego zrobiła. Byli dumni z córki, że zaopiekowała się Czarnym Kotem, zwłaszcza po jego dzisiejszym wyczynie. Nie chcąc się zdradzić, dorośli odeszli w uścisku do swojej sypialni, pozostawiając młodzież samą sobie.

* * *

- To już trwa zbyt długo, Volpino! – po okrągłym pomieszczeniu rozległ się wściekły głos Władcy Ciem. – Ta twoja zabawa w niczym nie zbliża mnie do pozyskania Miraculów!

- No proszę cię, staruszku. Przecież się umówiliśmy, że na początku zniszczymy reputację „dobrej” Volpiny, a dopiero potem odbiorę Biedronce i Kotu ich Miracula. Powiedziałeś, że możesz poczekać, co nie?

- Możliwe, ale ty zbyt mocno się to wczuwasz, by zaszkodzić Volpinie. Czyżbyś była zazdrosna, że nie ty stałaś się przyjaciółką naszych bohaterów? – spytał mężczyzna z wyraźną drwiną.

- Zamknij się, Władco! Nie obchodzi mnie to, że nie jestem przyjaciółką tych dwoje! Nic dla mnie nie znaczą, tylko wciąż wtryniają się w nieswoje sprawy! A zwłaszcza nienawidzę Biedronki! – odpowiedziała gwałtownie brunetka, prostując się i rzucając Władcy Ciem wściekłe spojrzenie.

- To w końcu wykorzystaj ten gniew przeciwko niej, a nie chowaj go za tymi swoimi intrygami, Volpino. Tak samo jak ja chcesz, aby Biedronka była skończona, a dzięki mnie masz możliwość tego dokonania. Nie zapominaj też, że im szybciej wykonasz zadanie, tym szybciej otrzymasz obiecaną nagrodę. – rzekł w jej stronę z małym uśmieszkiem. Dziewczyna obserwowała go przez chwilę, po czym odpowiedziała.

- Zgoda, Władco Ciem. Kończę z zabawą. Jutro dostaniesz swoje Miracula.

- Doskonale, Volpino

- Masz jakieś specjalne życzenia, co do miejsca?

- Wiem, gdzie najlepiej będzie ci działać. Jutro wezwij Portusa do twojej szkoły. Zabarykaduj wyjścia i uwięź tam wszystkich uczniów. Zakładnicy to zawsze najlepsza motywacja dla bohaterów. A jak to nie wystarczy, zawsze można pogrozić „niewinnym” wypadkiem – stwierdził z szaleńczym uśmiechem Władca Ciem, który to również pojawił się na twarzy Volpiny.

- Podoba mi się ten pomysł. A więc jutrzejszy dzień będzie dla kariery Biedronki ostatnim!

* * *

- Mam przeczucie, że coś wisi w powietrzu.

- Czyżby obudził się w tobie jasnowidz? – dało się słyszeć drwiącą odpowiedź, jednak staruszek nie zareagował na zaczepkę, tylko obrzucił obecnego zniesmaczonym spojrzeniem.

- Nie, ale czuję zbliżające się niebezpieczeństwo. Władca Ciem rozwinął swoje Miraculum, przez co stał się jeszcze potężniejszy. Jest w stanie teraz panować nad dwoma osobami, a skoro jego moc jest większa, to tak samo silni są jego słudzy. Nie rusza cię to?

- Nie, ponieważ wiem, że nadal nie jest w stanie mi zagrozić.

- Ta pewność siebie kiedyś cię zgubi. – rzekł ostrzegawczo Fu.

- Mylisz się, starcze. Nie jestem typem człowieka, który jak dostanie szansę i super umiejętności, to uważa, że jest niepokonany. A od początku mojego przybycia tutaj mogę stwierdzić, że taką osobą jest właśnie Biedronka. Ciągłe sukcesy i zwycięstwa zrodziły w niej pychę, czy wręcz zuchwałość. Z tego też powodu wierzy bardziej sobie i nie daje szansy innym. Wiesz, czym się różnimy? Ja znam moje możliwości oraz siłę i umiejętności wszystkich moich przeciwników. Wiem, po co tu jestem i co mam zrobić. A każda walka to dla mnie wyzwanie. – zakończył ze słyszalnym zadowoleniem w głosie.

- I nie obawiasz się, że może w końcu przegrasz? – pytał zaniepokojony Fu, patrząc się we włączony telewizor. Widoczny był akurat moment, kiedy to wybuch dzisiejszy pożar i pokazywano relacje z miejsca zdarzenia. Kiedy to przy Volpinie stał nieznany złoczyńca, który nagle zniknął, a po jego zniknięciu nastąpił wybuch w płonącym budynku. W następnej chwili złoczyńca pojawił się przed zgromadzonymi, pozdrowił ich drwiąco, po czym całkowicie zniknął. Staruszek patrzył jeszcze przez chwilę na telewizor, a gdy spojrzał w końcu na chłopaka, ujrzał, że on też patrzył na te wiadomości. – Czy zdolności tej Akumy nie budzą w tobie grozy? Czy walka z nim… nie jest zbyt ryzykowna?

- Powiem ci szczerze, Fu, że czekam na walkę z nim. Jego umiejętności są zupełnie inne od tych, które dotąd spotkałem. – odpowiedział spokojnie Shadow. Wstał on po chwili i ruszył w stronę okna z panoramą Paryża. Nastąpiła krótka cisza, którą przerwał chłopak.

- Co jeszcze jest ciekawe, nasza mała Biedronka zaczyna bawić się w detektywa. I bardzo się temu poświęca. Wydaje mi się, że mógłbym trochę ostudzić jej ten cały zapał. – rzekł chytrze, dziwiąc tą wypowiedzią Fu.

- A ty skąd o tym wiesz?

- Powiedźmy, że nie zdaje ona sobie sprawy z tego, jak daleko sięgają moje oczy.


1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, pięknie Marinette pomogła czarnemu kotu w opatrywaniu ran, i dobrze ze światopogląd się zmienił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń