Rozdział 24
Nastał właśnie
wieczór, kiedy pod znaną w Paryżu piekarnią podeszła dwójka nastolatków, z
czego jednym był chłopak w czarnym kostiumie, a drugą dziewczyna, należąca do
rodziny właścicieli. Stanąwszy pod drzwiami, ciemnowłosa zaczęła rozglądać się
dookoła. Idąc tu, młodzież kilka razy spotykała na swojej drodze ludzi, którzy
jak tylko spostrzegli jej towarzysza, rzucali się albo po autograf, albo
oferując pomoc lub transport. Za każdym razem Marinette musiała z takimi ludźmi
walczyć, aby się w końcu odczepili, co nie było łatwe nawet z pomocą Kota. Nie
chciała dopuścić, aby ktokolwiek widział, że do tego budynku wchodzi bohater
miasta.
Nie widząc
nikogo w okolicy, dziewczyna zwróciła się do przyjaciela.
- Mam do
ciebie prośbę, Czarny Kocie. – a gdy chłopak spojrzał na nią pytająco,
wyjaśniła. – Gdybyśmy oboje weszli do środka, moi rodzice nie daliby nam
spokoju, a do tego dopowiedzieliby sobie nie wiadomo co i by mnie nękali
jeszcze przez wiele dni. Głupio mi o to pytać, ale czy mógłbyś wejść do mnie
przez okno na dachu? Po prostu… nie chcę… no wiesz… - próbowała się jeszcze
wysłowić z zawstydzeniem, ale przerwał jej głośny śmiech Czarnego Kota.
- Hahaha,
spokojnie, nie musisz się tłumaczyć, Marinette. Wszystko rozumiem, nie przejmuj
się tym. – mówił z rozbawieniem, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę, o co
chodzi dziewczynie. Ostatnio, jak był u ciemnowłosej, by poćwiczyć przed
turniejem gier, jej rodzice nieustannie im przerywali, byle tylko sprawdzać, co
wspólnie robią. I skoro państwo Dupein-Chen tak zareagowali wtedy na
„Adrien’a”, to w przypadku „Czarnego Kota” mogło być jeszcze gorzej. – Nie
martw się, jakoś dam sobie radę. Aż tak poważnie ranny nie jestem. – dokończył
blondyn, rozciągając się, chcąc udowodnić swoje słowa. Jednak już po chwili
chłopak jęknął boleśnie, łapiąc się za prawie ramię.
- Wydaje mi
się, że jednak jesteś, więc się nie przemęczaj, Kocie. – podsumowała krótko
dziewczyna, choć blondyn wyłapał rozbawioną nutę w jej głosie. – Spróbuj nie
zlecieć z dachu. Za chwilę otworzę okno. – dokończyła, po czym weszła do
budynku, zostawiając chłopaka na zewnątrz.
Marinette
przeszła przez ciemną piekarnię, kierując się do schodów prowadzących do jej
mieszkania. Przechodząc przez drzwi, krzyknęła na powitanie.
- Wróciłam!
W jednej
chwili koło niej zjawiła się jej matka, która z zaniepokojeniem zaczęła
sprawdzać stan córki.
- Kochanie,
nic ci nie jest?! Jesteś ranna?! Coś cię boli?! – pytała przestraszona kobieta,
a Marinette patrzyła na nią zszokowana, nie wiedząc, skąd u niej takie
zaniepokojenie.
- M-mamo, o
co chodzi? Nie wiem…
- Uspokój
się, Sabrine. Widzisz, że jest cała i zdrowa. – odezwał się nagle ojciec
Marinette, Tom, odciągając swoją żonę od córki, po czym objął ją opiekuńczo. –
Martwiliśmy się o ciebie, Marinette. Zobaczyliśmy w telewizji, że wybuch pożar
parę ulic stąd. Mówili, że spowodowała go Volpina. Widzieliśmy też wyczyn
Czarnego Kota, kiedy to uratował z płomieni małą dziewczynkę. I wtedy
zauważyliśmy, że tam byłaś, więc zaczęliśmy się bać, że coś może ci się stać.
Dzwoniliśmy do ciebie wiele razy. Nie zauważyłaś? – zapytał spokojnie
mężczyzna, a ciemnowłosa momentalnie wyciągnęła komórkę i ujrzała chyba z
dziesięć nieodebranych połączeń z domu. Wyłączyła telefon i spojrzała pokornie
na rodziców.
-
Przepraszam was, że się tak o mnie baliście. Byłam akurat w okolicy i chciałam
tam jakoś pomóc. Tak po prostu… czułam, że muszę…
- Nic nie
mów. Liczy się, że nic się nie stało. Poza tym nie umknęło nam, że jako jedyna
zaopiekowałaś się Czarnym Kotem. – uśmiechnął się gospodarz domu, a jego żona
ze łzami w oczach przytuliła zaskoczoną córkę.
- A więc
byłaś tam bardzo potrzebna. Pomogłaś naszemu bohaterowi i sama stałaś się
bohaterką. Jesteśmy z ciebie dumni.
- M-mamo,
przesadzasz…
- Nie
przesadzamy, Marinette. Dla nas zawsze byłaś i zawsze będziesz bohaterką. –
dodał Tom, przyłączając się do rodzinnego uścisku. Stali tak wspólnie, a
dziewczyna czuła, że mogłaby tak przebywać przez wieczność, gdy nagle
przypomniała sobie, że ktoś na nią czeka na zewnątrz. Odsunęła się więc od
rodziców i rzekła.
- Bardzo wam
dziękuję. Teraz jednak jestem już zmęczona tym wszystkim. Położę się do łóżka.
-
Oczywiście, Marinette. A nie chcesz cos zjeść? Cały dzień byłaś poza domem.
- Nie
trzeba, mamo. Teraz jedynie czego chcę, to przespać całą noc i może też
jutrzejszy dzień. – zwróciła się z uśmiechem do rodzicielki, po czym ruszyła po
schodach do swojego pokoju, zostawiając rodziców w salonie.
Gdy zamknęła
za sobą klapę, podeszła szybko do okna, otworzyła, po czym zaczęła rozglądać
się dookoła i szeptać.
- Czarny Kocie? Kocie, jesteś tu?
Przez chwilę
odpowiadała jej cisza, gdy nagle coś trzasnęło, zgrzytnęło, a przed zaskoczoną
dziewczyną pojawił się nawoływany chłopak.
- To jest
trudniejsze, niż myślałem. Pomożesz mi, Marinette? – spytał wyraźnie wyczerpany
blondyn, trzymając się rozpaczliwie rynny nad oknem dziewczyny. Ta szybko
złapała chłopaka w pół, po czym zaczęła wciągać go do środka, z trudem
dźwigając ciało przyjaciela. Gdy w końcu oboje znaleźli się w pomieszczeniu,
Kot upadł z ulgą na podłogę, a ciemnowłosa usiadła na swoim łóżku, oddychając
ciężko.
- Uff, w
końcu się udało. Nic sobie nie zrobiłeś?
- Nieee,
wszystko jest okej. Tylko strasznie piecze mnie skóra pod skafandrem. Boli
niemiłosiernie, kiedy się poruszam.
- To czemu
mi o tym nie powiedziałeś? Mogłam znaleźć inny sposób, żeby cię tutaj sprowadzić.
- Nie
chciałem robić ci kłopotu. I tak już dużo dla mnie zrobiłaś. – odpowiedział
wdzięcznie chłopak, a Marinette potrząsnęła głową z dezaprobatą, uśmiechając
się nikle.
- Jeszcze mi
nie dziękuj. Nie wiesz, co chcę z tobą zrobić. – rzekła żartobliwie, a blondyn
zaśmiał się cicho.
- I tak już
nic nie pogorszy mojego stanu.
- Nie kuś,
Czarny Kocie. W łazience mam małą apteczkę. Może znajdę coś, co uśmierzy ten
ból. Musisz też schłodzić te oparzenia. Naleję wody do wanny. – wyjaśniła
rzeczowo ciemnowłosa, ruszając w stronę drzwi na drugim końcu pokoju. Po
wejściu do środka, dziewczyna najpierw puściła wodę do wanny, po czym podeszła
do szafki nad umywalką i wyciągnęła stamtąd wspomnianą apteczkę, w której to
zaczęła szukać jakiś leków przeciwbólowych lub maści. Nie minęła jednak chwila,
a wśród szumu wlewanej wody Marinette usłyszała ciche jęki Czarnego Kota z
sypialni. Zostawiła szybko apteczkę i wyszła pośpiesznie z łazienki, po czym
ujrzała, jak lekko spocony i wycieńczony chłopak czołga się w jej stronę.
- Co ty wyczyniasz?! Możesz tak sobie coś
zrobić! – rzekła przyciszonym, lecz gwałtownym głosem, nie chcąc pozwolić,
aby jej rodzice cokolwiek usłyszeli.
- Nie chcę,
żebyś się przeze mnie przemęczała. Po prostu sam chciałem dostać się do łazienki.
Zdaję sobie sprawę, że lekki nie jestem.
- Nie mów
głupstw, Kocie. Jesteś moim przyjacielem i zawsze mogę ci pomóc. To dla mnie
przyjemność. – zakończyła z lekkim uśmiechem, który również pojawił się na
twarzy chłopaka. – Chodźmy, woda się już chyba przelewa. – po tych słowach
pomogła blondynowi wstać i razem weszli do łazienki. Dziewczyna zakręciła kran,
po czym powoli umieściła obolałego chłopaka w wannie, który jęknął z wyraźną
ulga, jak tylko się zanurzył.
- Zostań tu
przez chwilę. Ja poszukam jakieś maści na twoją twarz. Też masz tam niewielkie
oparzenia. – rzekła w stronę Kota, po czym kontynuowała poszukiwania w
apteczce. W trakcie tej czynności dziewczyna nie zdawała sobie sprawy, że
chłopak obserwował ją uważnie, uśmiechając się przy tym lekko.
W końcu
Marinette wyciągnęła przed siebie znalezioną maść i plaster, uśmiechając się
zwycięsko do przyjaciela.
- Znalazłam!
– rzekła radośnie, po czym dodała. – Teraz możemy zająć się twoją twarzą.
- Gdybym cię
nie znał, to uznałbym, że chcesz mnie obrazić. – odpowiedział „obrażony” Kot, a
ciemnowłosa zachichotała cicho.
-
Przepraszam, nie chciałam, żeby tak to zabrzmiało. Nie obrażaj się.
- Spokojnie,
nie obrażam się. – zaśmiał się szybko blondyn. – Nigdy bym ci tego nie zrobił.
– dodał jeszcze, a Marinette uśmiechnęła się nikle, ponownie czując pieczenie
na policzkach. Wstała szybko, chcąc to ukryć, po czym rzekła.
- Chodźmy do
pokoju. Tam są lepsze warunki do tego typu operacji.
- Hehe, już
idę. – odpowiedział wesoło, dźwigając się na nogi. Po tych słowach dziewczyna
przypomniała sobie, w jakim on jest stanie, dlatego odwróciła się z zamiarem
pomocy. Jednak blondyn bez większego problemu podniósł się z wanny, i tylko na
chwilę skrzywił się lekko na twarzy.
- Wszystko w
porządku?
- Taaak,…
jest dobrze. Już nie boli tak mocno jak wcześniej. Ta kąpiel w zimnej wodzie
działa prawdziwe cuda. – odpowiedział spokojnie, choć słychać było u niego
głębokie oddechy. Czarny Kot wyszedł z wody i ruszył powoli w stronę pokoju Marinette,
a dziewczyna szła za nim, obserwując go uważnie. Oboje w końcu usiedli na łóżku
ciemnowłosej, która przyniosła też lampę dla lepszej widoczności.
- Okej,
Kocie. Uprzedzam, że robię to pierwszy raz. Postaraj się więc nie ruszać, to na
pewno nie będzie wtedy bolało.
- Dzięki za
ostrzeżenie. Tą informację znasz z książek czy z bajek? – zapytał rozbawiony
blondyn. – UŁA! – jęknął szeptem, gdy
dziewczyna szturchnęła go mocno w ramię.
-
Przepraszam, mówiłeś coś? – spytała „niewinnie” ciemnowłosa, uśmiechając się
przy tym szeroko.
- No dobrze już, dobrze. Nic więcej nie mówię.
– odpowiedział urażony chłopak, prostując się na siedzeniu i zastygając w
bezruchu. Marinette przystąpiła więc do działania, ostrożnie i z uwagą
nakładając bibułą maść na twarz chłopaka. Starała się to robić jak najbardziej
delikatnie, nie chcąc dokładać przyjacielowi cierpienia. Nie zauważyła, że przy
tej czynności zbliżyła się do Czarnego Kota, także ich twarze dzieliła
niewielka odległość. Chłopak obserwował poczynania przyjaciółki, z czego przy
tym zaczęło mu dziwnie szybciej bić serce. Stwierdził, że to przez sytuację, w
jakiej się znaleźli, ale w żaden sposób nie chciał tego przerywać. Adrien
nieustannie patrzył, jak Marinette w skupieniu smaruje mu twarz, dbając o każdy
skrawek jego skóry. Niemal czuł przez bibułę jej delikatne dłonie, jak bez
drgań godnych prawdziwej projektantki łagodzą jego poparzenia. Dzięki
niewielkiej odległości chłopak mógł ujrzeć każdy szczegół twarzy dziewczyny:
jej proste, gładkie rysy. Różowe, niewielkie usta. Piękne, ametystowe oczy. Wpatrując się w nie,
blondyn czuł, jak mógł się w nich zatopić. Adrien nie rozumiał, co się z nim
działo. Dlaczego akurat teraz zaczął to wszystko dostrzegać? Dlaczego wcześniej
nie zwracał na to uwagi? Przecież… dotąd liczyła się dla niego przede wszystkim
Biedronka. To jej poświęcał swoje myśli, uczucia, czy nawet sny. A teraz?
W tracie
wykonywanej czynności Marinette w końcu zauważyła, że Czarny Kot z uwagą
obserwuje każdy jej ruch. Doszło do niej również to, w jak bardzo bliskiej
sytuacji się znaleźli. Ciemnowłosa była tym zmieszana, ale stara się tego
chłopakowi nie okazywać. Gdy jednak za każdym razem zdawała sobie z tego
sprawę, to dziewczyna czuła, jak jej policzki zaczynają niepokojąco piec. Ta
świadomość dekoncentrowała Marinette, chociaż ciemnowłosa nie wiedziała, dlaczego. Nie potrafiła ona zrozumieć, dlaczego w
ostatnim czasie tak na nią zaczął działać Czarny Kot. Przecież był on tylko jej
przyjacielem, a swoje uczucia poświęcała ona Adrien’owi. Ale… czy przypadkiem
coś się pod tym względem nie zmieniło?
- Skończyłam!
– rzekła głośno Marinette, odsuwając się szybko od chłopaka. Ten otrzeźwiał
nagle i również zabrał swoją głowę, po czym pomasował lekko twarz.
- Dziękuje
ci bardzo. Od razu mi lepiej. – podziękował z uśmiechem chłopak.
- Nie ma za
co. Zawsze z chęcią pomagam. – odpowiedziała serdecznie, odstawiając maść i
bibułę na biurko. Między nimi zapanowała niezręczna cisza, której żadne z nich
nie wiedziało, jak przerwać. Dziewczyna stała przy stole i wodziła palcem po
drewnie, czekając, aż to Kot zacznie rozmowę. Chłopak zaś chciał, ale nie mógł
tego zrobić. Po jego głowie wciąż krążył temat Volpiny, a ciemnowłosa była
jedną z osób, z którymi chciał o tym porozmawiać. Jednak przedłużające się
milczenie stawiało go w bardzo niefortunnej i niekomfortowej dla Marinette
sytuacji.
- Wiesz,
Czarny Kocie…, chyba powinieneś już…
- Volpina...
– przerwał jej szybko blondyn. Dziewczyna umilkła zaskoczona, a po chwili
odwróciła się w stronę Kota. Ten nie patrzył na nią, tylko wodził wzrokiem
gdzieś obok. – …co o niej myślisz?
- N-nie
rozumiem…
- Na pewno
wiesz, o co mi chodzi, Marinette. O jej powrocie, pomocy mnie i Biedronce… oraz
o ponownym przejściu na stronę Władcy Ciem. Wiesz, że jej działania są
skierowane przeciwko nam i wszystkim mieszkańcom Paryża. Tego dowodem jest dzisiejszy
pożar. Każdy już widzi w niej zagrożenie. Ale ja…, ja nie jestem tego pewny. –
zawahał się Kot, milknąc na chwilę. Marinette wciąż stała przy biurku i
obserwowała w skupieniu przyjaciela. Nie odzywała się, nie chcąc mu przerwać.
Czekała, aż chłopak powie wszystko, co go niepokoiło. – Nie wiem, co o tym
myśleć, dlatego chciałbym poznać twoje zdanie, Marinette. Wiem, że jesteś
inteligentna i ufam ci. Potrzebuję w tym wszystkim rady. Powiedź, co o tym
myślisz. Proszę… - rzekł błagająco Kot, a Marinette stała zaskoczona jego
słowami. Chłopak zdawał sobie sprawę, że jeśli powie za dużo, to może się wydać
przed dziewczyną. Starał się więc tak dobierać słowa, aby nie zdradzić się tym,
że słyszał jej rozmowę z Alyą jako Adrien. Dziewczyna zaś nie spodziewała się,
że blondyn rozpocznie taki temat przy niej. Przecież to dotyczyło Biedronki,
nie jej.
- Czarny
Kocie…, nie wiem, czy jestem odpowiednią do tego osobą. Czy nie lepiej by było
porozmawiać o tym z Biedronką?
- Chciałbym,
ale to niemożliwe. Nie wiem, gdzie jest, ani jak się z nią skontaktować. –
odpowiedział smutno Kot, a ciemnowłosa umilkła, wyraźnie zawstydzona.
- „Prawda, przecież sama chciałam, żebyśmy nie
znali swoich tożsamości, a ja ostatnio nie zmieniałam się w Biedronkę, więc nie
mógł się z „nią” skontaktować.” – skomentowała w myślach dziewczyna. –
Rozumiem, Kocie, ale naprawdę myślę…
- Marinette,
proszę!
- Ale ja
nie…
- PROSZĘ! –
rzekł już głośniej chłopak, a w jego głosie słychać było desperację. Marinette
nie wiedziała, co robić, jednak po krótkiej chwili westchnęła cicho i z
pochyloną głową zaczęła mówić.
- Ja też nie
wiem, co mam o tym myśleć. Na początku uważałam, że ona jest jednak po stronie
Władcy Ciem, ale teraz… nie mam takiej pewności. – zaczęła, a blondyn
wsłuchiwał się w każde słowo. – Moja przyjaciółka uważa, że to tak naprawdę
Lila, która psuje reputację prawdziwej Volpiny. I broni jej całym sobą, mimo
braku dowodów na potwierdzenie swojej tezy. Mówiłam jej, że tylko tak siebie
oszukuje i wmawia sobie niektóre rzeczy, ale nie chciała mnie słuchać.
Pokłóciłam się z nią i już się do siebie nie odzywałyśmy. Mimo tego cały czas
stałam przy swoim, aż nagle ktoś sprawił, że zaczęłam inaczej na to patrzeć. –
przyznała dziewczyna, mając w głowie postać uśmiechającego się drwiąco
Gerard’a. – Zrozumiałam wtedy, że zbyt mocno wierze we własną ocenę, nie
słuchając przy tym innych. I że mogę przez to stracić swoich przyjaciół. Po
rozmowie z tą osobą chciałam jak najszybciej porozmawiać z przyjaciółką, jednak
nie zdążyłam. – zamilkła na chwilę, po czym kontynuowała. – Z tego wszystkiego
ja też nie wiem, co mam myśleć o Volpinie. Moja przyjaciółka nie wierzy w byle
kogo i bez żadnych dowodów. Nie przekonywałaby mnie o jej niewinności, gdyby
nie byłaby pewna tego, co robi. Chociaż sama nie wiem, skąd ona o tym wie. –
zakończyła Marinette, patrząc zamyślona w okno. Jej słowa zaskoczyła Kota i
napełniły go niemałą ulgą. Cieszył się, że dziewczyna podobnie myśli, chociaż
zupełnie inaczej patrzy na tą sprawę. Widać było, że stara się teraz patrzeć na
ludzi przez pryzmat innych, a nie własną ocenę.
- Więc
myślisz, że to nie wina Volpiny, tylko intryga Władcy Ciem?
- Nie wiem,
Kocie. Naprawdę nie wiem. – odpowiedziała zasmucona ciemnowłosa, patrząc
niepewnie w podłogę. – Teraz mam mętlik w głowie. Jakaś część mnie mi mówi, że
to wszystko jest ukartowane przez Volpinę, ale coś mnie jednak przekonuje, że
to wina Władcy Ciem. To mnie przerasta.
- I nie
tylko ciebie. – odrzekł z lekkim uśmiechem blondyn, na co dziewczyna spojrzała
w jego stronę zdziwiona. – Ja też nie wiem, co mam o tym myśleć. Z jednej
strony widzę, co ona czyni i jakie szkody powoduje, jednak z drugiej mam
wrażenie, że coś tutaj nie pasuje. Wydaje mi się, jakby to były dwie różne
osoby. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje.
- Masz
bardzo dobre serce, Czarny Kocie. – odezwała się nagle cicho Marinette, dziwiąc
tym chłopaka. – Świadczy o tym to, że nie spisujesz ludzi na straty. Starasz
się zauważyć u nich dobre strony, co jest piękne.
- Zupełnie
jak ty. – odpowiedział bezmyślnie uśmiechnięty chłopak, a ciemnowłosa
momentalnie się zarumieniła na jego słowa. Po krótkim namyśle chłopak
zorientował się, co właśnie powiedział. – Eeeee, chciałem powiedzieć…, że… to
również jest piękne w tobie! To znaczy…, że tak samo jak ja widzisz w innych
dobro! Tak! – tłumaczył wyraźnie zmieszany i wstrząśnięty chłopak, chcąc w
jakiś sposób wybrnąć z tej dziwnej sytuacji. Po chwili dziewczyna zachichotała
cicho, szokując tym blondyna.
- Hihihi,
nie wydaje mi się, Czarny Kocie. W tych dwóch sprawach się chyba mylisz. Byłam
gotowa stwierdzić, że Volpina to oszustka, ale tylko dzięki mojej przyjaciółce
mogłam spojrzeć na to z innej strony. A co do drugiego to się nawet nie
wypowiem.
- Przestań
tak mówić, Marinette. Teraz to ty się mylisz. – zaprzeczył wyraźnie Kot. –
Odkąd cię znam widzę, jak dbasz o innych. Jak starasz się im pomagać w każdej
sprawie. Z Akuma’mi masz podobnie. Nie widzisz w nich złych ludzi, tylko ofiary
Władcy Ciem. Nawet jeśli krzywdzą innych, ty starasz się zawrócić ich ze złej
strony. Jesteś jedną z nielicznych, którzy tak postępują, Marinette. – wyznał
Kot, a gdy dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, ten zrozumiał, że
powiedział za dużo. – No wiesz, pamiętam jak mi pomagałaś przeciwko
Ilustrachorowi. – dodał nieśmiało, drapiąc się po głowie. Ciemnowłosa
obserwowała go przez chwilę, a gdy przypomniała sobie jego wcześniejsze słowa,
odwróciła wzrok onieśmielona.
-
Przesadzasz. Te czułe słówka na mnie nie działają.
- Nie
śmiałbym ich używać. Mówię tylko prawdę.
- Zaczynam
powoli wątpić. – odpowiedziała Marinette, po czym oboje zaśmiali się wesoło.
- Dziękuję
ci, Marinette. – odezwał się po chwili Kot. – Rozmowa z tobą zawsze poprawia mi
humor.
- I
nawzajem. Dziwne, kiedy coś mnie trapi, zazwyczaj spotykam ciebie.
-
Przeznaczenie? – chłopak uśmiechnął się znacząco.
- Chciałbyś.
– odpowiedziała ze śmiechem, szturchając przyjaciela w bark. Oboje pogrążyli
się w rozmowie, zapominając zupełnie o swoich problemach. Z czasem Czarny Kot
nie czuł już bólu, a Marinette uspokoiła się z przeżyć dzisiejszego dnia. To
była ich pierwsza taka rozmowa i zaskakująco dobrze im się rozmawiało, choć
oboje się tego nie spodziewali.
Młodzież nie
zdawała sobie sprawy, że tuż pod wejściem do pokoju Marinette stali jej
rozdzice, którzy z uśmiechem słuchali rozmowy córki z chłopakiem. Choć na
początku zachowywali się oni cicho, państwo Dupein-Cheng usłyszeli w końcu
jakieś głosy, dochodzące z pokoju ciemnowłosej. Początkowo się tym
zaniepokoili, jednak po chwili przysłuchiwania uspokoili się, poznając po
rozmowie, z kim dziewczyna tam siedzi i co dla niego zrobiła. Byli dumni z
córki, że zaopiekowała się Czarnym Kotem, zwłaszcza po jego dzisiejszym
wyczynie. Nie chcąc się zdradzić, dorośli odeszli w uścisku do swojej sypialni,
pozostawiając młodzież samą sobie.
* * *
- To już
trwa zbyt długo, Volpino! – po okrągłym pomieszczeniu rozległ się wściekły głos
Władcy Ciem. – Ta twoja zabawa w niczym nie zbliża mnie do pozyskania
Miraculów!
- No proszę
cię, staruszku. Przecież się umówiliśmy, że na początku zniszczymy reputację
„dobrej” Volpiny, a dopiero potem odbiorę Biedronce i Kotu ich Miracula.
Powiedziałeś, że możesz poczekać, co nie?
- Możliwe,
ale ty zbyt mocno się to wczuwasz, by zaszkodzić Volpinie. Czyżbyś była
zazdrosna, że nie ty stałaś się przyjaciółką naszych bohaterów? – spytał
mężczyzna z wyraźną drwiną.
- Zamknij
się, Władco! Nie obchodzi mnie to, że nie jestem przyjaciółką tych dwoje! Nic
dla mnie nie znaczą, tylko wciąż wtryniają się w nieswoje sprawy! A zwłaszcza
nienawidzę Biedronki! – odpowiedziała gwałtownie brunetka, prostując się i
rzucając Władcy Ciem wściekłe spojrzenie.
- To w końcu
wykorzystaj ten gniew przeciwko niej, a nie chowaj go za tymi swoimi intrygami,
Volpino. Tak samo jak ja chcesz, aby Biedronka była skończona, a dzięki mnie
masz możliwość tego dokonania. Nie zapominaj też, że im szybciej wykonasz
zadanie, tym szybciej otrzymasz obiecaną nagrodę. – rzekł w jej stronę z małym
uśmieszkiem. Dziewczyna obserwowała go przez chwilę, po czym odpowiedziała.
- Zgoda,
Władco Ciem. Kończę z zabawą. Jutro dostaniesz swoje Miracula.
- Doskonale,
Volpino
- Masz
jakieś specjalne życzenia, co do miejsca?
- Wiem,
gdzie najlepiej będzie ci działać. Jutro wezwij Portusa do twojej szkoły.
Zabarykaduj wyjścia i uwięź tam wszystkich uczniów. Zakładnicy to zawsze
najlepsza motywacja dla bohaterów. A jak to nie wystarczy, zawsze można
pogrozić „niewinnym” wypadkiem – stwierdził z szaleńczym uśmiechem Władca Ciem,
który to również pojawił się na twarzy Volpiny.
- Podoba mi
się ten pomysł. A więc jutrzejszy dzień będzie dla kariery Biedronki ostatnim!
* * *
- Mam
przeczucie, że coś wisi w powietrzu.
- Czyżby
obudził się w tobie jasnowidz? – dało się słyszeć drwiącą odpowiedź, jednak
staruszek nie zareagował na zaczepkę, tylko obrzucił obecnego zniesmaczonym
spojrzeniem.
- Nie, ale
czuję zbliżające się niebezpieczeństwo. Władca Ciem rozwinął swoje Miraculum,
przez co stał się jeszcze potężniejszy. Jest w stanie teraz panować nad dwoma
osobami, a skoro jego moc jest większa, to tak samo silni są jego słudzy. Nie
rusza cię to?
- Nie,
ponieważ wiem, że nadal nie jest w stanie mi zagrozić.
- Ta pewność
siebie kiedyś cię zgubi. – rzekł ostrzegawczo Fu.
- Mylisz
się, starcze. Nie jestem typem człowieka, który jak dostanie szansę i super
umiejętności, to uważa, że jest niepokonany. A od początku mojego przybycia
tutaj mogę stwierdzić, że taką osobą jest właśnie Biedronka. Ciągłe sukcesy i
zwycięstwa zrodziły w niej pychę, czy wręcz zuchwałość. Z tego też powodu
wierzy bardziej sobie i nie daje szansy innym. Wiesz, czym się różnimy? Ja znam
moje możliwości oraz siłę i umiejętności wszystkich moich przeciwników. Wiem,
po co tu jestem i co mam zrobić. A każda walka to dla mnie wyzwanie. –
zakończył ze słyszalnym zadowoleniem w głosie.
- I nie
obawiasz się, że może w końcu przegrasz? – pytał zaniepokojony Fu, patrząc się
we włączony telewizor. Widoczny był akurat moment, kiedy to wybuch dzisiejszy
pożar i pokazywano relacje z miejsca zdarzenia. Kiedy to przy Volpinie stał
nieznany złoczyńca, który nagle zniknął, a po jego zniknięciu nastąpił wybuch w
płonącym budynku. W następnej chwili złoczyńca pojawił się przed zgromadzonymi,
pozdrowił ich drwiąco, po czym całkowicie zniknął. Staruszek patrzył jeszcze
przez chwilę na telewizor, a gdy spojrzał w końcu na chłopaka, ujrzał, że on
też patrzył na te wiadomości. – Czy zdolności tej Akumy nie budzą w tobie
grozy? Czy walka z nim… nie jest zbyt ryzykowna?
- Powiem ci
szczerze, Fu, że czekam na walkę z nim. Jego umiejętności są zupełnie inne od
tych, które dotąd spotkałem. – odpowiedział spokojnie Shadow. Wstał on po
chwili i ruszył w stronę okna z panoramą Paryża. Nastąpiła krótka cisza, którą
przerwał chłopak.
- Co jeszcze
jest ciekawe, nasza mała Biedronka zaczyna bawić się w detektywa. I bardzo się
temu poświęca. Wydaje mi się, że mógłbym trochę ostudzić jej ten cały zapał. –
rzekł chytrze, dziwiąc tą wypowiedzią Fu.
- A ty skąd
o tym wiesz?
- Powiedźmy,
że nie zdaje ona sobie sprawy z tego, jak daleko sięgają moje oczy.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, pięknie Marinette pomogła czarnemu kotu w opatrywaniu ran, i dobrze ze światopogląd się zmienił...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza