Bez większego usprawiedliwiania się ZAPRASZAM Was serdecznie do czytania, jak również do komentowania. Wasze uwagi oraz opinia pozwala mi dojrzeć wszelkie braki, które w przyszłości mogę zapełnić. MIŁEGO CZYTANIA!!!
Ps. Z racji tego, że nie zacząłem pisać jeszcze następnego rozdziału z serii "Miraculum", zawiadamiam, że termin wrzucenia kontynuacji jest za miesiąc. Do zobaczenia!
* * *
Miesiąc
później:
Minęło już sporo czasu od spotkania
ork’a z dwójką elfów. Przez następne dni Varok myślał, że Anduin zaryzykuje i
za niedługo ponownie go wezwie, jednak w tej sprawie się mylił. Wojownik
powrócił do swojej celi i przebywał tam, oczekując na trzecie, już ostatnie
spotkanie z królem.
Przez cały ten czas Saurfang myślał o
tym wszystkim, co się dotąd wydarzyło. O jego pierwszej rozmowie z młodym
królem, widoczną ciekawość młodzieńca do jego postaci, walkę z wściekłym
Greymane’em, a kilkanaście dni później spotkanie z żądną zemsty kapłanką.
Podczas tych dwóch pojedynków ork czuł wyraźnie, że może zginąć. Zarówno Genn
jak i Tyrande to osoby zaprawione w wojnach, z szerokim doświadczeniem i
znajomością walki. Każdy z nich to godny przeciwnik dla wojownika i Varok
musiał to przed sobą przyznać. Jednak mimo tego żadne z nich nie było w stanie
go wykończyć. Chociaż oboje pałali żądzą zemsty na Hordzie i chcieli wyładować
wściekłość na Saurfang’u, to Varok zdołał się przed tym obronić i pokonać
swoich przeciwników. W uczciwej i honorowej walce.
W obu tych przypadkach ork był bliski
śmierci. Dwukrotnie czuł, że to już koniec. Mimo tego jednak dwa razy wtedy
doznał zawodu. Ani Genn, ani Tyrande nie zdołali go zabić i Varok powoli tracił
nadzieję, że kiedykolwiek zginie w podobnym pojedynku. Ale nie zamierzał
wycofywać się ze swojej decyzji – jego następne spotkanie z Anduin’em będzie
tym ostatnim.
Jednak mijały dni, a król milczał.
Saurfang bez przerwy przebywał w celi i przez najdłuższy dotąd czas nie miał
kontaktu z nikim. Coś jednak zaczęło wisieć w powietrzu. Nasłuchując dźwięków
dobiegających z ulic Stormwind, Varok wyłapał jakieś przygotowania i nutkę
ekscytacji w głosie mieszkańców. Na dodatek dostarczany ork’owi posiłek był już
lekko zmieniony. Porcja została zwiększona o dodatkowy kawałek mięsa oraz do
butelki wody dodano jeden kufel piwa. Saurfang podejrzewał, że był do czegoś
przygotowywany i według ludzi potrzebował on do tego siły. Wojownik to przyjął,
ponieważ mogło to świadczyć o tym, że zbliża się ten oczekiwany przez niego
moment.
To wszystko trwało przez kilka
następnych dni, aż w końcu dało się słyszeć z zewnątrz dźwięk zabaw i
świętowania. Brzmiało to jak festyn z okazji jakiegoś wielkiego święta. Oprócz
ludzkich głosów Varok zdołał wyłapać gburowatą gwarę krasnoludów, spokojną i
poważną mowę elfów, wesoły akcent dreanei oraz pandaren’ów, jak też wyczuwalną
nutkę warknięć w przypadku worgen’ów. Utrzymało to Saurfang’a w przekonaniu, że
to było wydarzenie na miarę całego sojuszu Przymierza.
W końcu, po dwóch dniach od
rozpoczęcia zabaw, Varok usłyszał odgłos przekręcanego klucza w zamku i
otwieranych drzwi. W progu stanęło trzech strażników, a znajdujący się pośrodku
mężczyzna zwrócił się do więźnia.
- Już czas, Saurfang. – rzekł krótko,
ale to wojownikowi w zupełności wystarczyło. Już wiedział, że Anduin jednak go
posłuchał i postanowił to wszystko zakończyć. Varok powstał więc z miejsca i
wyszedł z celi, a za nim ruszyli w eskorcie żołnierze.
Wyszedłszy z więzienia, ork ujrzał
zmieniony obraz miasta. Z dachów zwisały girlandy, nad ulicami rozciągały się
chusty, na ścianach przymocowane były chorągiewki i flagi, a wzdłuż ulic
ciągnęły się stoiska z przeróżnymi atrakcjami. Idąc w stronę zamku, Varok
widział po drodze również chyba wszystkie rasy Azeroth należące do Przymierza,
co sam wcześniej wyłapał w celi. Dostrzegając wokół siebie to wszystko, Varok
zaczął się zastanawiać, czy w czasie, kiedy siedział on w celi, przypadkiem wojna
się nie zakończyła, a zwycięstwo przypadło całkowicie Przymierzu. Na samą tą
myśl Saurfang poczuł niepokój. W grę nie wchodziła już tylko Sylvanas, ale
również cała Horda.
Strażnicy poprowadzili ork’a przez
miasto na oczach zarówno mieszkańców, jak i przyjezdnych, aż w końcu dotarli do
zamku w Stormwind. Tym razem ponownie poprowadzili go do głównych wrót twierdzy,
strzeżonej znacznie pilniej niż ostatnio. Na murach znajdowało się więcej
żołnierzy, a dookoła głównej budowli maszerowały liczne patrole. Varok nie miał
pojęcia, co jest tego wszystkiego powodem. Festyn i wzmocniona straż nijak ze
sobą nie pasowały. Uznał jednak, że za chwilę pozna przyczynę, dlatego też
przestał o tym rozmyślać. Dotarłszy do głównych wrót, strażnicy otworzyli je i
wprowadzili Saurfang’a do środka.
Sala tronowa była zapełniona
żołnierzami oraz ważnymi osobistościami. Wzdłuż ścian stali wyprostowani
zbrojni, a pośrodku zebrali się wszyscy reprezentanci i liderzy sojuszu
Przymierza. Od krasnoludów był to Muradin Bronzebeard, przy gnomach stał Gelbin
Mekkatorque, z elfami Tyrande i Malfurion, a z pandaren’ami Aysa Cloudsinger.
Każdy miał również własną świtę, składającą się z dwóch lub trzech żołnierzy.
Byli obecni też dreanei oraz worgen’i, jednak ich liderzy - Velen i Genn –
stali obok króla, znajdującym się przed tronem. Z boku również dało się
zauważyć Khadgar’a, następcę Mediva, Ostatniego Strażnika. Varok zrozumiał już,
dlaczego tak mocno zaostrzono środki ostrożności, a festyn zorganizowano z
okazji zjazdu liderów Przymierza.
Na widok Saurfang’a zebrani rozstawili się, tworząc
przejście przez środek sali. Nie widząc żadnego ruchu ze strony eskortujących
go żołnierzy, ork ruszył przed siebie, kierując się w stronę królewskiego
tronu. Stał już tam Anduin, tylko ubrany nie w swoje eleganckie szaty, a w
pełni opancerzoną zbroję. W prawej dłoni trzymał swój miecz, Shalamayne, a
stojący obok Greymane miał w rękach jego hełm w kształcie głowy lwa.
W końcu Varok stanął na środku pomieszczenia i skierował
swój wzrok na króla. W całej sali nastała dłuższa cisza, a gdy wojownik
postanowił ją zakończyć, niespodziewanie dało się słyszeć głośny i zirytowany
głos.
- Co to ma znaczyć, Anduin?! Co ten ork tu jeszcze robi?! –
krzyknęła pewna postać, schowana w głębi sali za młodym Wrynn’em. Gdy Varok tam
spojrzał, ujrzał poważną i wyprostowaną kobietę o biało-złotych włosach, ubraną
w długą, niebieską suknię. Była to sama Jaina Proudmoore, potężny mag lodu,
groźny i niebezpieczny przeciwnik Hordy. W tej chwili na jej twarzy widział on
zdumienie, jak i mocne zdenerwowanie na widok jego osoby.
- Jest naszym więźniem, Jaina’o. Wezwałem go właśnie, aby…
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło, Anduin! Myślałam,
że już dawno poprowadzono go na egzekucję.
- Osobiście do tego nie dopuściłem. Z mojej woli Varok był
tu przetrzymywany i nie mógł mu spaść nawet włos z głowy. Potrzebowałem go i
nic by tego nie zmieniło, Jaina’o. – odpowiedział surowo król, chcąc zakończyć
tę rozmowę, jednak czarodziejka ani myślała, żeby przestać. Słowa Anduin’a
tylko tym bardziej ją rozzłościły.
- Był ci potrzebny?! Z tych potworów nie ma niczego
pożytecznego! Cała Horda to zbiorowisko oszustów i zdrajców! Nie pamiętasz, jak
zdradzili nas w czasie inwazji Płonącego Legionu?! Jak zostawili nas na śmierć?
Nie zapominaj, że to właśnie przez nich zginął Varian!
- Uspokój się, Jaina! To nie czas, żeby o tym rozpamiętywać!
– rzekł mocno Genn, widząc nagły smutek na twarzy młodzieńca.
- A ty powinieneś stać po mojej stronie, Genn! Varian był
twoim przyjacielem! Nie rozumiem, dlaczego pozwoliłeś na to, aby ten ork wciąż
żył i tutaj przebywał!
- O co ci…
- Zamilczcie oboje! Pamiętajcie, że nie jesteśmy tu sami. –
odezwał się dobitnie dotąd milczący Velen. Jaina chciała jeszcze coś dodać, ale
ktoś inny jej przerwał.
- Jaina, dziecko, uspokój się. – rzekł spokojnie Muradin,
przyciągając tym uwagę kobiety. – Nie warto się teraz unosić. Decyzja o losie
Saurfang’a leżała rękach króla i każdy z nas powinien to zaakceptować. Wiem, że
dla ciebie to będzie ciężkie, ale musisz odsunąć swoje dawne zatargi. Dla dobra
innych, ale też i dla siebie samej. – zakończył krasnolud, a Jaina spoglądała
przez chwile na niego ze zdumieniem. Znała Muradin’a od dzieciństwa, kiedy to
razem ze swoim przyjacielem Arthas’em spędzała czas w Loarderon’ie. Dla księcia
był niczym dobry wujek, a wobec niej również zachowywał przyjaźnie.
Powstrzymała się więc, westchnęła ciężko, po czym utkwiła swoje spojrzenie w
Anduin’ie, zerkając tylko z niezadowoleniem na Varok’a.
- Dobrze. Skoro to już za nami, przechodzę do obecnej
sprawy. – odezwał się król, przykuwając uwagę innych. – Wezwałem was wszystkich
w celu, abyśmy wspólnie przedyskutowali skutki wojny, naszych strat i aktualnej
sytuacji w Azeroth. Oprócz tego chciałbym was też prosić jako świadków tego, co
ma się zaraz odbyć. Dzisiaj zostanie przeprowadzona egzekucja Varok’a
Saurfang’a! – oświadczył Anduin, a słuchający zdumieli się jego słowami. Naraz
w całej sali zabrzmiały szepty i rozprawy między obecnymi, aż w końcu wystąpił Gelbin
i zabrał głos.
- Królu, czy jesteś pewny, że to właściwa decyzja? Dotąd
więźniów wojennych trzymano w zamknięciu, by odczekać z osądem do końca
trwającego konfliktu. Egzekucje przeprowadzano tylko w przypadku, kiedy
oskarżony dokonał strasznych czynów, dopuścił się zdrady lub stał się
niebezpieczny dla Przymierza. Nie sądzę, aby z takim pośpiechem podejmować tak
ważną decyzję.
- W takim razie bardzo źle sądzisz, Mekkatorque! – krzyknęła
Jaina, wychodząc z tłumu. – Nie ma tutaj nic, co by mogło przemówić w jego
obronie. Varok Saurfang, tak jak wszyscy z Hordy, odpowiadają za niezliczone
zniszczenia, śmierci naszych ludzi, jak i okropne czyny, pokazujące ich
morderczą naturę. Przypomnijcie sobie Theramore lub Darnassus!
- Zważ, że za zniszczenie Theramore odpowiedzialny był Garosh
Hellsream, ówczesny Wódz Hordy. Został już przez nas osądzony, a po jego
ucieczce do Dreanor’u również i zgładzony. To on odpowiadał za tą zbrodnię, a
nie cała Horda. Nie porównuj więc spraw sprzed lat do obecnych, Jaina’o.
- Horda też jest temu winna, ponieważ wykonywali oni rozkazy
Garosh’a, nie sprzeciwiając mu się zawczasu. Stanęli przeciwko niemu dopiero w
momencie, kiedy groziło im zniszczenie z naszych rąk w imię sprawiedliwości. –
odpowiedziała chłodno kobieta, urażona słowami gnoma. – Skoro jednak nie mogę
porównywać tamtych wydarzeń, to co powiecie w sprawie Darnassus? Czyżby to też
nie była wina Hordy?
- To już zostało omówione między nami, a królem, Jaina’o. –
odezwał się Malfurion, zabierając przy tym głos. – Wspólnie z Tyrande
przedstawiliśmy naszą sytuację, a przy tej rozmowie obecny był też Varok
Saurfang.
- I co? Nie powiecie mi chyba, że nie odpowiedział za tą
straszliwą zbrodnię? Pamiętajcie, że w tym wszystkim zginęli nie tylko elfy,
ale też wszystkie rasy mieszkające na Darnassus.
- Pamiętamy to doskonale, Jaina. Nie musisz nam tego
przypominać. – odrzekł chłodno druid, uciszając maga lodu. – Osobiście byliśmy
odpowiedzialni za Darnassus i zdajemy sobie sprawę z tego, jak wiele wtedy
utraciliśmy. – zamilkł na chwilę, a wszyscy czekali w ciszy na kontynuacje. –
Znam jednak Saurfang’a i wierzę, że nie chciał dopuścić do spalenia Darnassus.
Wiem, że każdy popełnia błędy, ale nie sądzę, aby Varok kiedykolwiek był w
stanie coś takiego zrobić. Ja i Tyrande nie oskarżamy go o tą zbrodnię. –
oświadczył spokojnie elf, jednak jego słowa nie spodobały się Jaina’ie.
- Oboje jesteście w błędzie! Nie rozumiecie, że daliście się
omamić?! Saurfang był tam obecny, więc również ponosi odpowiedzialność za
spalenie Darnassus, nawet jeśli osobiście tego nie zrobił!
- Ale skoro zarówno Malfurion, jak i Tyrande, którzy również
byli w centrum tych wydarzeń, nie obarczają go winą za ten czyn, to jak możemy
twierdzić, że jest inaczej? To w ich rękach leży, kto za to odpowiada. –
wtrącił się Gelbin, a czarodziejka spojrzała na niego zirytowana.
- Każdy musi odpowiedzieć za swoje zbrodnie! Uważam, że
oboje zostali oszukani przez Varok’a, który stara się uniknąć tej
odpowiedzialności. Dla mnie to niedopuszczalne, aby Saurfang’a nie dosięgła
sprawiedliwość!
- To nie leży w twojej decyzji, Jaina! – krzyknęła Tyrande,
występując przed małżonkiem i patrząc surowo na czarodziejkę. – Ta decyzja należy
do mnie i Malfurion’a! To my byliśmy odpowiedzialni za bezpieczeństwo
Darnassus!
- Tak samo, jak ja byłam odpowiedzialna za Theramore,
Tyrande! Tam zginęli ludzie, których osobiście sprowadziłam do Kalindoru,
uciekając przed demonami. To ja dbałam o ich bezpieczeństwo! Ale w jednej
chwili to wszystko straciłam. Winny był Garosh i ta jego przeklęta Horda!
Osobiście chciałam dopilnować, aby spotkała go sprawiedliwość i tego samego
chcę dla was! Nie rozumiem, jak możesz bronić tego ork’a?!
- Uspokójcie się! – krzyknął głośno Anduin, uciszając
kłócące się kobiety. – To już zaczyna posuwać się za daleko!
- Zauważmy, że dotąd nie usłyszeliśmy niczego od samego
oskarżonego. Chciałbym usłyszeć, co o tym wszystkim sądzi sam Saurfang. –
wtrącił spokojnie Muradin, spoglądając na wojownika. Pozostali zebrani również
skupili na nim swój wzrok, jednak nie doczekali się żadnej wypowiedzi z jego
strony. Ork nie zwrócił na nich nawet swojej uwagę, tylko bez przerwy
obserwował w skupieniu młodego króla. Jego milczenie wykorzystała Jaina,
zabierając ponownie głos w sali.
- Zdanie Saurfang’a w niczym by mu nie pomogło, aby się
uwolnić od odpowiedzialności. Przemówiły fakty! Horda nie zachowuje sojuszu i
zdradza nas, pozostawiając na pastwę wroga. Palą nasze wioski i miasta. Są
odpowiedzialni za straszliwe zbrodnie. Z tego też powodu żądam, aby została
niezwłocznie przeprowadzona egzekucja Varok’a Saurfang’a! – zakończyła dobitnie,
spoglądając z wyczekiwaniem na Anduin’a. Naraz wszyscy zaczęli głośno się
wyrażać na ten temat, przekrzykując siebie nawzajem. Król zaś patrzył w oczy
czarodziejki, zamyślił się, po czym krzyknął z mocą.
- DOSYĆ!!!
W jednej chwili wszyscy obecni zamilkli, obserwując z uwagą
młodego Wrynn’a. Ten westchnął krótko, po czym zaczął mówić.
- Zdaje sobie sprawę z tego, że każde z was w inny sposób
doznało strat ze strony Hordy. My wszyscy wiele utraciliśmy w czasie tej wojny,
walcząc o zwycięstwo Przymierza. Jednak Varok Saurfang nie jest odpowiedzialny
za to wszystko. Swoim honorem udowodnił, że dalekie od niego są te zbrodnie i
że nigdy nie ośmieliłby się je uczynić. Zważywszy jednak na pewne okoliczności
podtrzymuję moją decyzję. Varok Saurfang to groźny wróg i niebezpieczny
wojownik, który już wielokrotnie pokazał swoją wolę walki podczas bitew
przeciwko naszym wojskom. Dlatego też nie zmienię pod tym względem swojego
zdania. – oświadczył król, a w całej sali zaległa głęboka cisza. Zebrani tylko
spoglądali na siebie ukradkiem, nie ośmielając sprzeciwić się Anduin’owi. Tylko
Jaina uśmiechała się zwycięsko, zadowolona z wyroku Wrynn’a. Zaś Varok nie
zareagował widocznie na tą decyzję, tylko bez przerwy obserwował w skupieniu
Anduin’a.
- Czy mogę coś powiedzieć, Anduin’ie? – rozległo się nagle
pytanie z tłumu. Gdy król spojrzał w stronę źródła, na środek pomieszczenia
wystąpił Khadgar. Król kiwnął głową na pozwolenie, a czarodziej zaczął mówić. –
Z całym szacunkiem, ale uważam, że egzekucja Varok’a to zbyt pochopna decyzja. Saurfang
bardzo mocno przysłużył się podczas naszej wspólnej walce przeciwko Płonącemu
Legionowi, wspólnie z Hordą jednocząc się z Przymierzem. Jego zasługi dla dobra
naszego świata są liczne i znaczące. A nawet jeśli jest on aktualnie wrogiem
Przymierza, to nie powinniśmy decydować o jego losie, kiedy za naszymi murami
nieustannie trwa wojna. Jeńcy wojenni od niepamiętnych czasów byli
przetrzymywani w czasie konfliktu, a dopiero po zakończeniu wojny zapadała
decyzja w sprawie więźnia. Jeśli teraz zostanie przeprowadzona egzekucja
Varok’a, Horda przyjmie to jako złamanie praw i jawne morderstwo ich
zasłużonego przywódcy i wojownika. Dlatego też proszę, abyś odszedł od tego
zamysłu, Anduin. Dla dobra Przymierza. – zakończył przemowę Khadgar, patrząc z
wyraźna prośbą w stronę króla. Po sali przeszedł cichy pomruk zadowolenia i
poparcia słów maga, jednak po chwili wszyscy umilkli, czekając na odpowiedź
młodego Wrynn’a.
- Masz całkowitą rację, Khadgar’ze. – odezwał się z widocznym
uśmiechem Anduin, zaskakując tym wszystkich, a w szczególności Jaina’e. – Zawsze
cię szanowałem właśnie z powodu twego rozsądku i troski o nas wszystkich. Nie
martw się, Khadgar’ze, nigdy nie chciałbym przez swoją decyzję narazić naszych
towarzyszy. Dlatego też z uwagi na zasługi Varok’a postanowiłem dać mu
możliwość uniknięcia egzekucji. – po tych słowach młodzieniec zszedł z
podwyższenia i, minąwszy czarodzieja, stanął naprzeciwko ork’a. – Saurfang,
niniejszym wyzywam cię na pojedynek! Jeśli ze mną wygrasz, unikniesz śmierci i
pozostaniesz w celi aż do końca naszej wojny z Hordą. Jeśli jednak przegrasz,
niezwłocznie przeprowadzę na tobie egzekucję. – oznajmił poważnie król, a jego
słowa wręcz zszokowały pozostałych liderów Przymierza. Tylko Khadgar uśmiechnął
się na decyzję Anduin’a, zaś Jaina patrzyła z niedowierzaniem i wyraźnym
gniewem to na króla, to na ork’a. Gdy reszta zebranych się uspokoiła, również
zaczęli kiwać twierdząco głowami, patrząc się z uwagą na dotąd milczącego
Varok’a. Spodziewali się szybkiej zgody z jego strony, jednak z zaskoczeniem
się jej nie doczekali.
Saurfang stał nieruchomo i wciąż obserwował z zamyśleniem
króla. Analizował on każde słowo Anduin’a, wyszukując w nich jakiś ukryty
haczyk. Nie musiał się długo zastanawiać, by po chwili zamknąć oczy i westchnąć
z wyraźnym zmęczeniem. Gdy zaś je otworzył, w jego oczach widoczna była
stanowczość oraz podjęcie decyzji.
- Nie. – nastąpiła odpowiedź, której to dosłownie nikt się
nie spodziewał. Anduin drgnął lekko, wyraźnie zaskoczony, jednak zanim zdążył
choćby otworzyć usta, Saurfang dokończył wypowiedź. – Nie mam zamiaru brać
udziału w twojej grze, Anduin. Jeśli naprawdę chcesz się ze mną zmierzyć, to na
moich warunkach. Wyzywam cię na Mak’gora, Anduin!
* * *
W centrum miasta słychać wciąż było śmiechy i odgłosy zabaw.
Mieszkańcy z radością oddawali się wszelkim atrakcjom, nie zauważając
przeskakujący nad nimi cień. Po dachach budynków przemieszczała się ciemna
postać, w dość szybkim tempie zbliżając się do celu, górującego nad innymi
budowlami. Po krótkiej chwili przeszła ona przez mury twierdzy.
* * *
W całej sali wciąż panowała martwa cisza. Słowa Varok’a
wstrząsnęły zebranymi, odbierając im całkowicie mowę. Mak’gora – legendarny
pojedynek, jedna z najstarszych tradycji w Hordzie. Odbywał się miedzy dwoma
wojownikami, walczącymi o przywództwo nad klanem lub całą Hordą. Orkowie
wierzyli, że same duchy błogosławią tą walkę, dlatego też był zakaz używania
wszelkiej magii, czy innych nadprzyrodzonych zdolności, poza walką wręcz. Każde
Mak’gora było inne. Przeciwnicy mogli ustalić wszelkie warunki pojedynku, na
które obaj musieli się zgodzić. Niezmiennie zaś Mak’gora – to starcie na śmierć
i życie.
- Twoje żądanie jest niedorzeczne, Saurfang! – odezwał się w
końcu Genn, patrząc na ork’a z widocznym szokiem. – Król przedstawił ci swoją
hojną decyzję, a ty ją odrzucasz, żądając do tego jeszcze Mak’gora? Dlaczego
akurat Mak’gora? W niczym się nie ono nie różni od…
- Mylisz się, Greymane. Mak’gora we wszystkim przewyższa
wasze zwyczaje. Jest święte i same duchu pilnują jego porządku. Każdy, który
złamał zasady, tracił ich poparcie oraz honor. Dla nas, ork’ów, to największa
hańba. Poza tym nie zamierzam być wam podporządkowany. Myśleliście, że jeśli
pozwolicie mi walczyć o swoje życie, to bez wahania się na to zgodzę? Już dość
Anduin się mną bawił. Po prostu chcieliście mnie tu dalej trzymać, kiedy to
zapewne wywalczę sobie prawo do życia. Ale koniec z tym. Wybieraj, Anduin! Albo
przystaniesz na moje warunki, albo już teraz szykuj się do walki! – rzekł
dobitnie Varok głosem nie znoszącym sprzeciwu. Stał wyprostowany i dumny,
patrząc oczekująco na młodego Wrynn’a. Tamten, widząc jego spojrzenie,
wzdrygnął się lekko i pochylił głowę, zastanawiając się nad decyzją.
- Nasz król nie musi niczego wybierać! To ty masz się
podporządkować do naszych…
- Już wystarczy, Genn. – dało się słyszeć spokojny głos
młodzieńca, na który to mężczyzna zamilkł i spojrzał z obawą na króla.
- Anduin, nie musisz robić tego, czego chce Saurfang. To
nie…
- Jedyne, czego chcę, to aby on zrobił to, co król powinien
zrobić. – dodał jeszcze Varok, a oczy Anduin’a błysnęły na jego słowa.
- Spokojnie, Genn. Już postanowiłem. – zwrócił się do
doradcy stanowczo, a siwowłosy drgnął zaskoczony, niemal słysząc w głosie
Wrynn’a ton jego zmarłego ojca. Umilkł bez wahania i odsunął się zza króla.
Anduin kiwnął do niego w podzięce, po czym rzekł w stronę ork’a. – Zgoda,
Saurfang! Przyjmuję twoje wyzwanie! – oświadczył głośno, na co po zebranych
przeszedł lekki dreszcz, a cichy szept rozniósł się po sali. Na twarzy zaś
Varok’a pojawił się mały, zadowolony uśmiech.
- Straże! Rozstąpić się! – wydał rozkaz Greymane, na co
zbrojni odwrócili się i ruszyli w stronę ścian, tworząc na środku duże koło.
Wszyscy zebrani również ustąpili miejsca, obserwując wszystko z mieszanymi
uczuciami. Muradin obserwował to ze spokojem i rosnącym zainteresowaniem, u
Malfurion’a i Tyrande widoczna była obawa i zaniepokojenie, a Mekkatorque oraz Aysa
patrzyli w skupieniu na te wydarzenia.
Gdy pośrodku pomieszczenia nie było już nikogo, Anduin
skinął głową w stronę swojego doradcy. Ten sięgnął ręką po coś, co stało oparte
i ukryte z tyłu trony. Gdy wyciągnął to przed siebie, Varok ujrzał w jego
rękach swój dwuręczny topór. Greymane oddał broń królowi, a ten chwycił ją i
odwrócił się w stronę Saurfang’a. Ważył ją przez chwilę w dłoniach, po czym
rzucił ją do ork’a. Topór uderzył z głośnym brzdękiem o podłogę, dosuwając się
tuż pod nogi swojego właściciela. Varok pochylił się i złapał za rękojeść,
ponownie się prostując. W tym samym czasie Anduin odebrał od Genn’a swój hełm,
po czym założył go na głowę.
- Jestem gotowy. – zwrócił się do ork’a, wchodząc do środka
koła i wyciągając zza pasa swój Shalamayne. – Khadgar’ze! – zwrócił się jeszcze
do czarodzieja. – Pobłogosławisz ten pojedynek? – zapytał król, a mężczyzna
kiwnął głową, występując z szeregu i stając pomiędzy walczącymi.
- Mak’gora to święty pojedynek. Stojąc tutaj, macie
świadomość i zgadzacie się na warunki, które tego dotyczą. Walczycie na śmierć
i życie, a waszą bronią są tylko wasze umiejętności walki. Wszystko inne będzie
traktowane jako oszustwo i złamanie zasad. Skoro jesteście gotowi, w takim
razie…
- Trzy powalenia. – przerwał mu nagle Varok, dziwiąc swoimi
słowami Anduin’a i Khadgar’a. – Ustalmy nowy warunek. Pojedynek się zakończy,
jeśli trzy razy powalę cię na ziemię. Tobie wystarczy, jeśli zdołasz powalić
mnie chociaż raz. – wyjaśnił Saurfang.
- Dlaczego chcesz walczyć akurat przy takich warunkach? –
zapytał król, zaskoczony jego propozycją.
- Abyś miał cień szansy na pokonanie mnie. – odpowiedział
ork, uśmiechając się przy tym drwiąco. Jego słowa uraziły mocno Anduin’a, który
odpowiedział stanowczo.
- Niech tak będzie, Saurfang! Obyś tylko nie przeliczył
swoich zdolności! – odrzekł wyraźnie zirytowany Wrynn, na co Varok zaśmiał się
krótko.
- Jesteście gotowi? – upewnił się jeszcze Khadgar, a gdy
obaj kiwnęli głowami, rzekł głośno. – Niech się rozpocznie Mak’gora!
* * *
Zamaskowana postać sunęła wzdłuż ścian budynku, starając się
wspiąć na sam szczyt. Chowała się w cieniu, gdy jakiś strażnik odwracał się w
jej stronę. Zwinnie przeskakiwała od kolumny do kolumny, kryjąc się przed
oczami innych. Jej cel wspinaczki znajdował się na dachu, jako idealny dla niej
punkt obserwacyjny.
* * *
Na sygnał Anduin ruszył pierwszy na ork’a, atakując go
mieczem z góry, by w ten sposób zaskoczyć przeciwnika. Varok zablokował cios,
po czym odepchnął młodzika i wyprowadził atak od boku, jednak chłopak zdołał
uchylić się przed ostrzem topora. Walka zaczęła się powoli rozkręcać, a
walczący stopniowo pokazywali swoje umiejętności w starciu. Anduin wyprowadzał
szybkie ciosy, dźgając ostrzem i starając się atakować Saurfang’a ze wszystkich
stron. Varok jednak blokował każde uderzenie i wykorzystując swą siłę, odrzucał
chłopaka, biorąc przy tym mocne zamachy swoim toporem. Żaden jednak cios nie
dosięgnął w obu przypadkach przeciwnika. Anduin postawił na szybkość, mając
nadzieję, że ork za nim nie nadąży, jednak Saurfang wykazywał się czujnością i
bardzo szybkim refleksem, zwinnie też unikając ostrza młodego Wrynn’a. Również
z twarzy wojownika nie znikał spokój i opanowanie, uzmysławiając tym Anduin’a,
z jak utalentowanym i znakomitym przeciwnikiem walczy. Godny legend, które
krążyły na jego temat.
Starcie trwało bez przerwy, a żaden z walczących nie
ustępował drugiemu. W pewnym momencie Anduin doskoczył do Varok’a,
wyprowadzając z lewej szerokie cięcie. Ork nie zablokował ciosu, tylko
niespodziewanie kucnął do ziemi, unikając w ten sposób uderzenia. A gdy tylko
ostrze przeleciało mu nad głową, podniósł się szybko, uderzając przy tym
zaskoczonego króla w głowę drugim końcem rękojeści topora. Siła ataku odrzuciła
chłopaka, który z głośnym łoskotem upadł na podłogę, a jego hełm poturlał się
kawałek dalej.
- Anduin! – krzyknął przestraszony Greymane, chcąc podbiec
do króla, jednak powstrzymał go Velen, blokując mu ręką drogę. Mężczyzna
spojrzał zaskoczony na przyjaciela, chcąc się temu sprzeciwić, jednak widząc
jego skupiony wzrok, którym obserwował walczącego ucznia, Genn uspokoił się, zostając
na miejscu. Skoro nawet Velen postanowił zaufać Anduin’owi, to nie miał on
prawa się temu sprzeciwiać. Tą osobą, która najbardziej znała możliwości
młodego Wrynn’a, był właśnie prorok.
W tym samym czasie Anduin zaczął powoli podnosić się z
ziemi. Robił to jednak z trudem, dysząc przy tym ciężko, wyraźnie zmęczony. Gdy
zdołał oprzeć się kolanami o podłoże, usłyszał za sobą głos.
- To wszystko, na co cię stać? Z takimi umiejętnościami
chcesz sprostać wymaganiom Varian’a? – mówił drwiąco Varok, a jego słowa
wstrząsnęły Anduin’em. – Nigdy nie staniesz się takim, jakim chciał cię widzieć
twój ojciec. Brak ci siły i woli ducha, które on w sobie posiadał. – zakończył
zimno wojownik.
- MILCZ!!! – ryknął król, wstając na równe nogi, po czym z
krzykiem rzucił się na Saurfang’a. – Pokażę ci, że też potrafię walczyć!
Udowodnię, że nie zawiodę ojca! – krzyczał wściekle młody Wrynn, atakując
przeciwnika z nową siłą, który to musiał zasłaniać się przed nimi swoją bronią.
Varok prychnął krótko, odepchnął od siebie chłopaka i sam zaczął ciąć toporem w
jego stronę. Anduin coraz odważniej wyprowadzał ataki, ze wszystkich sił chcąc
obalić przeciwnika. Musiał wygrać, inaczej nie mógłby spojrzeć swojemu ojcu w
oczy. Nie chciał go zawieść, dlatego też wykorzystywał w walce każdy cios czy
ruch, który nauczył się od tego wielkiego wojownika Przymierza. Chłopak parł dalej,
uderzając w Saurfang’a ze wszystkich stron, a z każdym ciosem światłość jego
miecza jaśniała coraz bardziej.
- To twój koniec, Saurfang! Nie pozwolę, aby ktokolwiek obrażał
imię mojego ojca!
- krzyknął jeszcze młody Wrynn, podbiegając szybko do ork’a
i z całej siły zamachnął się od góry swoim mieczem. Nastąpiło potężne
uderzenie, które skruszyło podłoże i wywołało niewielki wybuch. Zupełnie jak
podczas bitwy o Lordaeron. Wszyscy obecni zakryli twarze przed dymem i kurzem,
tracąc na chwilę walczących z oczu. W między czasie Genn westchnął z wyraźną
ulgą, gdyż przypuszczał, że tym ciosem Anduin pokonał swojego wroga.
Gdy kurz opadł, oglądający spojrzeli na środek sali, by po
chwili rozszerzyć oczy z zaskoczenia. Anduin stał pochylony na nogach, dyszał
ciężko, a jego miecz napierał na coś bardzo wytrzymałego. Tym czymś była
rękojeść topora Varok’a, którą sam ork trzymał nad swoją głową, osłaniając się
przed uderzeniem. Co wszystkich zaskoczyło, pod stopami wojownika ziemia była
skruszona i wgnieciona, co świadczyło o sile ataku króla, jednak mimo tego ork
to zatrzymał. Zadziwiło ich, jakim potężnym wojownikiem musi być Saurfang.
- Rozczarowałeś mnie. – dało się słyszeć surowy głos
Varok’a. Ork podniósł głowę i wtedy Anduin ujrzał z szokiem zdenerwowane
spojrzenie w oczach wojownika. Ten złapał błyskawicznie Wrynn’a za rękę,
podniósł go bez trudu i z całej siły rzucił nim o ziemię. Chłopak przewracał
się kilka razy po podłożu, po czym jęknął głośno z bólu.
- ANDUIN!!! – krzyknął już mocniej Greymane, coraz bardziej
bojąc się o swojego króla. Wśród obecnych dało się też słyszeć zaniepokojenie i
strach. Anduin’owi pozostała już ostatnia szansa na pokonanie Varok’a.
Saurfang podszedł wolno i stanął nad młodzieńcem, obserwując
go z wyraźnym chłodem. Anduin zaś leżał na ziemi i dyszał głośno, wewnętrznie
zaś czuł narastający strach. Powoli zaczął tracić nadzieję, że zdoła on pokonać
takiego wojownika, jakim jest Saurfang. Że upadnie i zawiedzie ostatnią wolę
swojego ojca.
- Myślisz, że jak będziesz naśladował swojego ojca, to go
nie zawiedziesz? Że jak będziesz decydował i kierował królestwem jak on, to
wypełnisz jego wolę? Znałem Varian’a i wiem, że tylko bardziej byś go tym
zawiódł. – rzekł Varok, a jego słowa zmroziły Wrynn’a, który całą swoją uwagę
skupił teraz na wojowniku. Reszta obecnych również w milczeniu słuchała słów
Saurfang’a, który po krótkiej przerwie kontynuował. – Dotąd pewnie uważałeś, że
Varian pragnął, abyś stał się dokładnie taki sam jak on. Że tylko dzięki temu
będziesz królem, jakim chciał cię on widzieć. Byłeś w błędzie i źle zrozumiałeś
jego nauki.
- A niby skąd możesz wiedzieć, czego chciał mnie nauczyć mój
ojciec? Dlaczego mówisz tak, jakbyś go znał lepiej niż ja?! – krzyknął
zdenerwowany Anduin, ale w jednej chwili uspokoił się, widząc smutek i żal w
oczach Saurfang’a.
- Ponieważ tak samo jak Varian, też byłem ojcem. –
odpowiedział krótko Varok, a jego odpowiedź zaskoczyła króla. – Już od
najmłodszych lat mojego syna chciałem, aby wyszkolił się na wspaniałego
wojownika. Wpajałem mu zasady honoru i uczciwej walki, wierząc, że w
przyszłości zdoła mnie przewyższyć. Ale w żadnym razie nie chciałem, aby we
wszystkim mnie naśladował. To on sam miał znaleźć własną drogę, którą by
kroczył w zgodzie z prawami Hordy. Stąd też wiem, że Varian to samo życzył
tobie. Abyś to TY, a nie ON, rządził po nim tym królestwem i nim kierował, jak
na króla przystało! – zakończył dobitnie Varok, odsuwając się od młodego
Wrynn’a. – Wstawaj, królu Przymierza! Nasz pojedynek jeszcze się nie zakończył.
– zwrócił się jeszcze do młodzieńca, a jego słowa otrzeźwiły Anduin’a.
Powoli, z lekkim wahaniem młody Wrynn zaczął się podnosić.
Chwycił za leżący blisko miecz i oparł się nim o ziemię, wstając na równe nogi.
Jego wzrok wciąż był jednak wbity w podłogę, a sam Anduin nieustannie powtarzał
w głowie słowa Saurfang’a. Na myśl o nich, młodzieniec zaczął przypominać sobie
wszystkie momenty, kiedy to jego ojciec chciał go czegoś nauczyć. Zarówno tych
spokojnych, jak i surowych naukach Varian’a, młody Wrynn zauważył wszystko, o
czym powiedział teraz Varok. Jego ojciec nigdy nie twierdził, że ma być taki
sam jak on. Chciał jedynie, aby Anduin stał się królem, którego będzie
„potrzebować Przymierze”.
Młodzieniec w końcu podniósł głowę, a Varok z zadowoleniem
ujrzał wyraźną stanowczość i dojrzałość w jego spojrzeniu. Pewniej chwycił swój
topór i stanął w lekkim rozkroku, pokazując gotowość do walki. Anduin zaś
spojrzał na Shalamayne i wpatrując się w światło miecza, rzekł w myślach.
- „Bądź ze mną,…
ojcze. Abyś mógł być ze mnie dumny” – po tych słowach zwrócił swój wzrok na
przeciwnika, również stając w rozkroku i szykując się do walki.
- To twoja ostatnia szansa, Anduin.
- I tyle mi wystarczy, abym mógł cię pokonać, Varok’u. – po
tych słowach obaj ponownie rzucili się na siebie. Rozpoczęła się trzecia,
decydująca runda, która gdy tylko się zakończy, pokaże wygranego oraz
przegranego. Obaj walczący zdawali sobie z tego sprawę, dlatego też zaczęli
walczyć ze wszystkich sił. Anduin ciął i zadawał pchnięcia mieczem, chcą w
jakiś sposób obalić ork’a. Teraz jednak zniknął początkowy strach, czy
późniejsza wściekłość. Król czuł wyłącznie spokój i opanowanie dzięki przemowy,
którą wypowiedział wcześniej Saurfang. Jego słowa go pokrzepiły i uświadomiły,
w jak wielkim błędzie dotąd żył. Varok zaś był w pewnym sensie zadowolony z
Anduin’a. Chłopak walczył tak, jak sam chciał, a nie naśladował ruchów swojego
ojca. Również z widocznym opanowaniem zaczął on walczyć, skupiając się głównie
na walce, odganiając przy tym dekoncertujące myśli. Varok mógł stwierdzić, że
nauczył młodzieńca wszystkiego, co aktualnie mógł. Teraz liczył się już tylko
pojedynek, w którym to nie zamierzał chłopakowi dawać forów.
Varok i Anduin walczyli zażarcie, a każdy z nich chciał
wygrać. Ork wyprowadzał potężne ciosy swoim toporem, zbyt mocne, aby
młodzieniec mógł je wszystkie sparować. Dlatego też Anduin unikał większości
uderzeń, szukając odpowiedniego momentu do zadania kontry. Gdy nagle Saurfang
zamachnął się toporem z prawej, król przejął uderzenie mieczem i wykorzystując
jego siłę, przerzucił atak nad sobą, po czym ruszył w idealnym momencie na
przeciwnika. Varok zaś obrócił się szybko na pięcie i zdołał zablokować cięcie
mieczem, jednak już ten pierwszy cios dał Anduin’owi szansę zaatakowania
przeciwnika, który to teraz musiał się bronić. Król nieustannie napierał, nie
dając wojownikowi możliwości wyprowadzenia ciosów. Pod naporem ataków Saurfang
zaczął się powoli cofać, a to było dla młodzieńca sygnałem, że najwyższy czas
zakończyć tą walkę.
Anduin odsunął się na moment, po czym z rozpędu i z
wyskokiem ciął Varok’a od góry. Ten zablokował z łatwością cios, jednak
niespodziewanie po wylądowaniu młody Wrynn obniżył rękę i wyprowadził cios od
dołu, uderzając zaskoczonego ork’a w szczękę głowicą miecza. Korzystając jego
chwilowe oszołomienie, Anduin skoczył i kopnął Varok’a w pierś, odpychając go
od siebie. Gdy Saurfang próbował zachować równowagę, Anduin zaczął do niego
biec, chcąc wykorzystać daną mu okazję.
- „Tak, Anduin! Jest
twój!”
- „Tak trzymaj!”
Młody Wrynn podbiegł do Varok’a, po czym skoczył i
wyprowadził cios pięścią, zaciśniętą na rękojeści miecza. Zwycięstwo było
dosłownie na wyciągnięcie ręki.
Niespodziewanie atak został zatrzymany, a król otworzył
szeroko oczy z zaskoczenia. Jego pięść spoczywała w zielonej dłoni ork’a, który
stał lekko pochylony, z tyłu zaś oparty swoim toporem o ziemię.
- Całkiem nieźle, młody… - Anduin usłyszał głos Varok’a,
który podniósł głowę i uśmiechnął się pewnie do młodzieńca. - … ale jeszcze
trochę musisz się poduczyć. – po tych słowach podniósł dłoń króla do góry, po
czym zamachnął się drugą ręką. Było już za późno, aby spróbować się jakoś
bronić. Zaskoczenie i szok zamurowały całkowicie młodzieńca. Z ogromną siłą
Saurfang trafił króla w pierś, odrzucając chłopaka przez całą długość
pomieszczenia. Jak w zwolnionym tempie wszyscy obserwowali, jak młody Wrynn
upada po raz trzeci na ziemię.
- ANDUIN, NIE!!! – krzyknął przestraszony Genn, wyrywając
się z tłumu i biegnąć w stronę króla.
- Stój!!! – dało się słyszeć rozkaz, na który to Greymane
zatrzymał się i tylko patrzył z zaskoczony, jak Anduin wyciągnął w jego stronę
rękę w geście zatrzymania. Następnie młodzieniec podniósł się powoli z ziemi i
ustawił się w pozycji klęczącej. Głowę zaś miał pochyloną w dół. – Przegrałem.
Varok wygrał uczciwie i z honorem. Sam się zgodziłem na te warunki.
- Nie możesz, królu! Nie możesz się na to zgodzić! Jesteś
potrzebny Przymierzu!
- Decyzja już zapadła. Nie mogę jej zmienić.
- Ale to…
- Genn, milcz. – odezwał się spokojnie, ale z wyraźną
stanowczością Velen, występując z tłumu, a za nim Khadgar. Greymane chciał mu
coś odpowiedzieć, ale widząc jego twarz, momentalnie się powstrzymał. W wyrazie
proroka widoczny był smutek i żal, ale też dało się wychwycić dumę w jego
oczach. – Anduin postępuje tak, jak prawdziwy król. Pojedynek był uczciwy i
przez nas wszystkich zatwierdzony. Nie mamy tu nic do gadania. – stwierdził
cicho Velen, a mężczyzna spuścił wzrok, chcąc się uspokoić. Prorok podszedł do
ucznia i położył rękę na jego barku, mówiąc. – Jestem z ciebie dumny, Anduin. I
jestem pewny, że Varian również by był. – a po tych słowach zabrał dłoń i
odsunął się trochę. Po krótkiej walce myśli Greymane również położył swoją rękę
na królu i po chwili stanął tuż obok Velen’a, obserwując Anduin’a ze smutkiem.
W całej sali zapanowała głęboka cisza, przerywana tylko
lekko słyszalnym drżeniem czy szeptaniem obecnych. W końcu Anduin podniósł
wzrok i rzekł do Saurfang’a.
- Przegrałem, Varok’u. Moje życie jest w twoich rękach. –
oświadczył młody Wrynn, godząc się na swój los. Ork obserwował go przez moment,
a po chwili pewniej chwycił topór i zaczął zbliżać się do klęczącego młodzieńca.
Nie spuszczał z niego swojego wzroku, wpatrując się prosto w jego oczy. Nie
widział w nich zawahania, czy strachu. Ujrzał jedynie lekki lęk, ale też
widoczną i silną stanowczość. Anduin bał się śmierci, to pewne, ale też nie
zamierzał się wycofać z warunków Mak’gora. Ork mógł śmiało stwierdzić, że oto
klęczał przed nim prawdziwy król Przymierza i godny następca Varian’a Wrynn’a.
Słońce oświetlało przez górne okno sylwetkę młodzieńca, do
którego podszedł właśnie Saurfang. Jakiś cień przemknął przemkną za Anduin’em,
co nie uszło uwadze Varok’a. Skupił jednak swój wzrok na królu, który patrzył
się na niego dumnie.
- Jesteś honorowym wojownikiem, Saurfang. To będzie dla mnie
zaszczyt. – rzekł jeszcze młodzieniec, po czym pochylił swoją głowę. Wszyscy
obserwowali to ze smutkiem i w milczeniu, poza Jainą, która dodatkowo patrzyła
się na ork’a z wyraźną nienawiścią. Varok zacisnął mocniej ręce na rękojeści
topora, po czym podniósł go do góry. Stał tak przez chwilę i patrzył na
Anduin’a, aż nagle zaryczał głośno i opuścił broń.
* * *
Ciemna postać przemknęła się do okna i wyjrzała przez nie
lekko. Ujrzała zebranych dookoła sali żołnierzy, a wraz nimi również krasnoludów,
elfów, gnomów, dreanei, worgen’ów i pandaren’ów. Na środku zaś zauważyła
jeszcze kilka osób, a w tym samego Anduin’a i stojącego nad nim Varok’a. Postać
uśmiechnęła się, chwytając za przewieszony na plecach łuk, wyciągając przy tym
strzałę. Król Przymierza klęczał z pochyloną głową, a ork skierowany był do
niej plecami, tak więc nie mogli ją zauważyć, co stwierdziła z zadowoleniem.
Jej zadanie wydawało się teraz wręcz banalne.
Nałożyła strzałę na cięciwę i wymierzyła w klęczącego
Anduin’a. W tej samej chwili zauważyła, jak Saurfang podniósł swoją broń,
szykując się do ścięcia króla. Zabójczyni mogła na spokojnie poczekać, aż ork
wykona robotę za nią, ale nie zamierzała się wyręczyć. Miała rozkazy i musiała
się ich trzymać. Podniosła się więc i naciągnęła cięciwę, gdy nagle ujrzała z
przerażeniem, jak w jej stronę błyskawicznie mknie zabójczy topór.
* * *
Anduin usłyszał ryk, ale po nim poczuł tylko mocny powiew,
jakby ktoś machnął czymś szerokim blisko jego głowy. Usłyszał za to krótkie,
zaskoczone okrzyki, a zaraz po tym dźwięk stłuczonego szkła. Młodzieniec w
końcu nie wytrzymał i podniósł wzrok, rozglądając się dookoła. Wszyscy obecni,
wraz z Varok’iem, Genn’em i Velen’em patrzyli na coś, co znajdowało się tuż pod
wysokim sufitem. Gdy i on tam spojrzał, ujrzał stłuczone okno, w którym
znajdował się topór Saurfang’a. Co wydawało się królowi dziwne, broń wyglądała,
jakby była wbita w „coś”. Po krótkiej chwili wszyscy ujrzeli, jak szeroki topór
przechyla się i zaczyna opadać w dół, ciągnąć za sobą owe „coś”. Gdy z głośnym
brzdękiem uderzył o podłogę, powstało nagłe poruszenie wśród obecnych, a
strażnicy dobyli mieczy. Na samym środku pomieszczenia leżały zwłoki wysokiej
postaci w długiej pelerynie, a obok niej leżał łuk z założoną na cięciwie
strzałą. Po bliższym sprawdzeniu Anduin, Varok i inni mogli stwierdzić, że była
to umarła elfka.
- Zabójca! – krzyknął Greymane.
- W Stormwind? – odrzekł Velen.
- To pułapka. – oświadczył Varok, rozglądając się szybko
dookoła. W tej samej chwili z cieni wyłonili się skrytobójcy, którzy jak na
sygnał rzucili się na strażników i liderów Przymierza. Wielu żołnierzy padło,
ranieni w plecy, jak i kilku ze wszystkich eskort, ale sami przywódcy ras nie
dali się zaskoczyć. Jeden z zamachowców ruszył od razu na Muradin’a, ten jednak
złapał go instynktownie za wyciągniętą rękę, podniósł i odrzucił na ścianę,
dobywając swoje dwa topory. Malfurion oplótł najbliższych przeciwników długimi pnączami,
a Tyrande błyskawicznie wyciągnęła łuk i posłała pierwszą strzałę prosto w
głowę nadbiegającego wroga. Gelbin również sobie radził, gdy jednak okrążyło go
pięciu zabójców, nagle przez ścianę przebił się wezwany przez niego mech, który
odrzucił przeciwników od właściciela. Gnom zaśmiał się głośno i wskoczył do
maszyny, będąc już całkowicie gotowym do starcia. Aysa zaś zwinnie unikała
wszelkich ciosów i z równą precyzją sama je zadawała, wykorzystując swoją
znajomość sztuki walki pandaren’ów. Genn i Velen stanęli tuż przy królu -
mężczyzna w swojej wilczej formie, a prorok z dzierżącą w dłoni magią światła.
Sam Anduin podniósł wyżej swój miecz, przygotowując się na nacierających
przeciwników.
Jeden z zabójców postanowił podejść Jaina’e od pleców, lecz ta
tylko zerknęła za siebie i machnęła od niechcenia ręką w jego stronę, a
zaskoczony przeciwnik w jednej chwili został zamrożony, by następnie
eksplodować na małe kawałki. Kolejny zdołał podejść i zaatakować czarodziejkę,
ale ta zablokowała atak kosturem i wyciągnąwszy rękę do piersi napastnika,
przebiła go na wylot lodowym soplem. Prychnąwszy z pogardą na leżące zwłoki,
krzyknęła w stronę króla.
- Anduin, co to ma znaczyć?! Jak te ścierwa zdołały dotrzeć
tutaj niezauważone?!
- Z powodu zabaw zezwoliłem na zdjęcie barier ochronnych!
Myślałem, że zwiększona ilość strażników wystarczy do zapewnienia
bezpieczeństwa! – odpowiedział głośno młodzieniec, przebijając jednego z
zabójców i odrzucając go od siebie. Szykował się właśnie na odparcie
nacierającego na niego przeciwnika, gdy nagle zielona dłoń złapała tamtego za
szyję i z rozmachem rzuciła nim o ścianę. Varok zaryczał głośno, po czym ruszył
na następnych przeciwników.
- Ale to wciąż za mało, żeby wyjaśnić, skąd oni się tutaj
wzięli! Skąd oni wiedzieli, że spotykamy się właśnie dzisiaj w Stormwind?! Ktoś
nas zdradził, Anduin! – stwierdziła wściekła Jaina, patrząc znacząco na
Saurfang’a. Młody Wrynn odgadł, o co jej chodzi, dlatego też zaprzeczył surowo.
- To nie mógł być Varok! Jest tutaj od wielu miesięcy, nie
miał jak to zrobić! Zajmiemy się tym później, Jaina! Teraz musimy ich stąd
przegonić! – zarządził stanowczo Anduin, nacierając na wrogów wraz z Genn’em i
Velen’em, a czarodziejka tylko prychnęła niezadowolona, idąc w ich ślady.
Walka rozkręciła się już na dobre. W całym pomieszczeniu
ścierali się ze sobą członkowie Przymierza oraz skrytobójcy Hordy. Najeźdźcy
zablokowali wszelkie wyjścia z tego miejsca, nie chcąc dopuścić do
zaalarmowania Stormwind o ich obecności, przynajmniej dopóki nie wykonają powierzonego
im zadania. Nie było to łatwe, gdyż obrońcy stawali mężny opór, z powodzeniem
odpierając ataki wroga. Między walczącymi przebywał również Saurfang, stojący
pomiędzy obiema frakcjami. Choć teoretycznie powinien wykorzystać okazję i
zbiec z twierdzy, to jednak został, aby pomóc nie zamachowcom, a obrońcom
króla. Ork nie zamierzał postępować nieuczciwie i bez honoru, dlatego też
wspomagał tych, którzy walczyli o przetrwanie. W czasie walki pocieszeniem dla
Varok’a był fakt, że wśród skrytobójców widział tylko i wyłącznie Forsaken’ów
Sylvanas. Świadczyło to o tym, że w zamachu na Anduin’a brały udział tylko jej
sługusy, a nie prawdziwa Horda.
Jedna tylko rzecz zaczęła lekko niepokoić
wojownika. Walki trwały już dłuższy czas, a nieumarłych zdawało się nie ubywać.
W końcu jednak zrozumiał, dlaczego tak się dzieje. Gdy jeden z nich próbował
dosięgnąć Saurfang’a swoimi ostrzami, ten wyminął zwinnie atak i z obrotu
przeciął zgniłe ciało na pół. Szczątki przeciwnika upadły na podłogę i
znieruchomiały, tracąc jakiekolwiek oznaki życia. Po krótkiej obserwacji Varok
już odwracał od nich wzrok, gdy nagle wyłapał niewielki ruch z ich strony. Gdy
ponownie na nie spojrzał, ujrzał, jak z obu części ciała zaczyna emanować
ciemna, złowroga energia, która po chwili zaczęła łączyć je ze sobą, by na koniec
podnieść z ziemi na nowo ożywione zwłoki. Przeciwnik ponownie rzucił się
Saurfang’a, tym razem jednak został szybko przez niego złapany, by w przypływie
furii zgnieść go w dłoni i rzucić im w najbliższą ścianę. Rozłoszczony wcześniejszym
widokiem Varok zaczął rozglądać się dookoła, w głowie zaś mając tylko jedno
zdanie.
- „A więc tu jesteś…
Sylvanas!!!”
* * *
W ferworze walki nikt nie zauważył, jak wzdłuż ścian
przemyka się skryty cień. Kryjąc się w mroku, mroczna zjawa krążyła wokół sali,
obserwując z uwagą przebieg trwających starć. Z małym uśmiechem widziała, jak
coraz to kolejni zbrojni padają pod ostrzem jej sługusów, nie spodziewając się
wcale, że śmierć nie przerwie ich udziału w tej walce. Trzymając się w mroku,
zjawa przybierała ludzki wygląd i podnosiła rękę w stronę zabitego, przywołując
swoją moc. W tej samej chwili świeże ciało podnosiło się ponownie z ziemi, a
gdy otwierało oczy, nie było w nich widać choćby iskierki życia, tylko pusty,
mętny wzrok, wbity w jakiś losowy punkt. Następnie nieumarły chwytał swoją broń
i ruszał do walki, ale tym razem przeciwko żyjącym, którzy przed dosłownie
chwilą byli jeszcze jego sojusznikami. Tak właśnie kończył każdy biedak, który
padł podczas aktualnego starcia Przymierza z Forsaken’ami.
Postać już chciała wrócić w swoja widmową formę, gdy
zauważyła nagle pod ścianą zgniłe zwłoki jednego z jej żołnierzy. Prychnęła
krótko, ale uniosła swą dłoń, przelewając na zepsute ciało swoją energię, by po
kilku sekundach martwy ponownie stanął na nogi, gotowy do dalszej walki. Zanim
jednak postać schowała się w mroku, została ona w końcu zauważona przez jednego
z żołnierzy.
- Banshee Quinn!!! – krzyknął z mieszaniną szoku,
przerażenia, ale też wściekłości. Dwóch jego kompanów usłyszało jego głos i
również ujrzeli pod ścianą przywódczynię Forsaken’ów. Cała trójka ruszyła na
przeciwniczkę, zaślepiona żądzą zemsty za poległych przyjaciół, nawet na chwilę
nie przemyślając swojego ruchu.
Sylvanas prychnęła krótko, wyciągnęła łuk i błyskawicznie
wystrzeliła strzałę prosto w głowę jednego z żołnierzy. Pozostała dwójka
zdążyła do niej dobiec i razem ją zaatakowali, mierząc w jej głowę oraz pierś.
Nieumarła zablokowała swoim łukiem atak zmierzający od góry, uskakując lekko
przed uderzeniem drugiego strażnika, wyciągając przy tym zza pasa mały sztylet.
Odepchnęła łukiem żołnierza, zwinnie się obróciła i rzuciła w drugiego swoim
sztyletem, trafiając go w szyję, po czym posłała ostatniemu strzałę prosto w
pierś. Po szybkiej walce Sylvanas ukryła się w cieniu, jednak mimo tego jej
małe przedstawienie zostało wyłapane przez innych przeciwników, przez co już
cała sala wiedziała, łącznie z Anduin’em, że osławiona Banshee Quinn jest tu
obecna.
Nieumarli w końcu zaczęli zdobywać w tej walce przewagę. Ich
jednostki wzrastały z każdym poległym żołnierzem, a dzięki pomocy Sylvanas wcale
ich nie ubywało. Liderzy Przymierza wraz z nielicznymi już strażnikami zebrali
się na środku pomieszczenia, chcąc wspólnie bronić się przed agresorem.
Zakrwawieni i zmęczeni obserwowali, jak skrytobójcy i nieumarli zbliżali się
powoli, otaczając ich i odcinając drogę ucieczki. Anduin i reszta przywódców
tracili powoli nadzieję, a ukryta w mroku Sylvanas czuła z zadowoleniem
zbliżające się zwycięstwo.
Nagle główne wrota i boczne drzwi otworzyły się z hukiem,
wpuszczając do środka jasne promienie słońca. Przez próg zaczęli przebiegać
liczni żołnierze i rycerze, pędzący na pomoc swojemu królowi i uderzając
jednostki wroga od tyłu. Niespodziewana odsiecz zaskoczyła mocno nieumarłych,
co odpowiednio wykorzystał Saurfang. Ork rzucił się z rykiem na nieprzyjaciół,
a wraz z nim ruszyli też pozostali liderzy Przymierza. Wojska ludzi zaczęły
odpychać siły nieumarłych, łamiąc wrogie szeregi i przypierając ich do ściany.
W końcu skrytobójcy rzucili się do ucieczki, przebijając się przez żołnierzy
Stormwind do najbliższych drzwi, a za nimi ruszyli w pościg rycerze Przymierza.
Nieoczekiwana pomoc i zbliżające się zwycięstwo sprawiło, że
nikt nie zdołał zauważyć, jak przed głównymi wrotami staje wyprostowana
Sylvanas. Może jej jednostki zostały rozbite, ale za to wciąż miała ona szansę
postawić na swoim. Z zadowoleniem patrzyła, jak na podniesieniu stoi Anduin, motywujący
swoich żołnierzy do ostatecznego ataku. Nie zdawał sobie sprawy, że był w tym
momencie idealnym i odsłoniętym celem. Liderka Forsaken’ów nie zamierzała
zmarnować tej szansy, wyciągając zza pleców jedną ze strzał. Różniła się ona na
tle innych grotów i została przez Sylvanas specjalnie przygotowana dla
Anduin’a. Z uciechą nazywała ją: „Ostatnie pożegnanie”.
Gdy nieumarła elfka napięła cięciwę łuku, młody Wrynn w
końcu odwrócił wzrok i zauważył stojącą niedaleko przeciwniczkę. Jej widok z
gotowym wystrzałem zmroził całkowicie króla, który ze strachem wpatrywał się w
jej uśmiechniętą i pewną siebie twarz. Velen, Genn oraz reszta również na nią
spojrzeli, ale zanim ktokolwiek zdążył zareagować, elfka mrugnęła szybko do
młodzieńca i rzekła cicho, ale słyszalnie.
- Żegnaj, Anduin. – po czym wystrzeliła strzałę. Jak w
zwolnionym tempie wszyscy obserwowali, jak strzała przecina powietrze,
zmierzając prosto w pierś Anduin’a. Młody Wrynn patrzył na to z rosnącym
przerażeniem, a Sylvanas z wyraźnym zadowoleniem. Greymane i Velen wspólnie
krzyczeli, biegnąc w stronę nieruchomego króla.
Nagle znikąd przed Anduin’em pojawiła się zielona postać,
stając na torze lotu strzały. Zaskoczony młodzieniec zdołał tylko zauważyć, jak
po chwili Varok wzdryga się lekko, z jego pleców przebija się grot pocisku.
- SAURFANG!!! – krzyknął przerażony król, odzyskując tym samym
władzę nad ciałem. Młodzieniec podbiegł szybko do ork’a i złapał go za plecy,
gdy ten zaczął powoli się chwiać. Genn i Velen stanęli oszołomieni, a Sylvanas
skrzywiła się niezadowolona.
- BRAĆ JĄ!!! – ryknął głośno i dobitnie król, wskazując na
nieumarłą, a rycerze ruszyli jednocześnie na przeciwnika. Ta zebrała w sobie
moc, po czym uwolniła ją wokół siebie, odrzucając nadbiegających żołnierzy. W
następnej chwili zmieniła się w formę banshee i wyleciała przez otwarte wrota,
oddalając się od twierdzy. Mknąc tak w powietrzu, Sylvanas warknęła wściekła,
że nie udało jej się dopaść Anduin’a, mimo opracowanego przez nią doskonałeo
planu. Gdy jednak zastanowiła się nad tym dłużej, stwierdziła z cieniem
uśmiechu, że w sumie nie poszło to tak źle. Będzie miała jeszcze wiele
możliwości na dopadnięcie młodego Wrynn’a, a teraz przynajmniej pozbyła się tego,
który już od dawna ją irytował. Nie odchodziła z tej walki z niczym, jak sama
stwierdziła z zadowoleniem.
* * *
- Varok, trzymaj się! Zaraz uleczę twoja ranę! – zapewniał
wciąż przerażony tym wszystkim Anduin, klęcząc przy ciele rannego ork’a. Velen
i Genn stali przy nich, bacznie ich obserwując, a Greymane wydawał przy okazji
rozkazy.
- Każcie czarodziejom natychmiast włączyć bariery magiczne!
Niech przeszukają oni cały zamek! Może gdzieś jeszcze kryją się tutaj te
nieumarłe ścierwa. Wzmocnić obronę sali tronowej! – krzyczał naokoło, a wszyscy
żołnierze zasalutowali i ruszyli wypełnić powierzone im rozkazy. Tymczasem
Anduin wezwał moc światłości, a gdy jego dłoń zajaśniała jasno, przyłożył ją do
krwawiącej rany Saurfang’a. W skupieniu przelewał w nią swoją leczniczą magię,
a po dłuższej chwili podniósł ze spokojem rękę. Gdy jednak spojrzał na miejsce,
gdzie spodziewał się ujrzeć nietkniętą skórę, z wyraźnym szokiem ponownie ją
ujrzał, tym razem w jeszcze gorszym stanie. Od rany ork’a zielona skóra zaczęła
ciemnieć i szarzeć, rozszerzając się na całe jego ciało, z którego też zaczął
wydobywać się drażniący, zgniły zapach. Sam Saurfang zaczął coraz to szybciej i
gwałtowniej oddychać.
- Co to ma znaczyć?! Dlaczego moja moc nie działa?! –
krzyczał coraz bardziej spanikowany Anduin, tym razem przykładając do ork’a
obie dłonie i przelewał w niego więcej magii światłości, jednak stan Varok’a
mimo tego się nie poprawiał. – Nie rozumiem! Velen’ie, proszę, pomóż mi! Musimy
go ratować! – zwrócił się z błaganiem do swojego nauczyciela, a ten kiwnął
głową, klękając naprzeciwko ucznia. Gdy jednak przyłożył swoje dłonie do rany,
natychmiast je zabrał, wzdrygając się ze wstrętem.
- O co chodzi?! Co się stało?!
- Ta strzała była przesiąknięta potężną magią śmierci. Jest
tak namacalna, że wyczuwam ją nawet przez dotyk. Sylvanas musiała długo nad nią
pracować.
- To akurat nieważne! Możesz mu pomóc?1
- Obawiam się, że jest już za późno. – odpowiedział smutno
Velen, a jego odpowiedź przeraziła całkowicie Anduin’a.
- Nie! To niemożliwe! Musi być jakiś…!
- Nie, Anduin. Już… nic nie możesz zrobić. – odezwał się
nagle spokojny Saurfang, uciszając w jednej chwili króla, który spojrzał na
niego zaskoczony.
- C-co? Nie rozumiem…
- Ta strzała była przeznaczona dla ciebie. Sylvanas nie
starałaby się tak, gdyby nie miała pewności, że zdoła ciebie się tym pozbyć. Nie
zmienisz już tego.
- A-ale, ale…
- Posłuchaj mnie! Chociaż raz weź się w garść i postaraj się
zachowywać jak król. – przerwał mu stanowczo Saurfang, a Anduin zamilkł
momentalnie, patrząc już tylko ze smutkiem na leżącego pod nim ork’a.
W całej sali zapadła martwa, zimna cisza. Wszyscy obecni
stali dookoła, patrząc się na nich z widocznym smutkiem, zaskoczeniem oraz
strachem. Nikt nie ośmielił się nawet kichnąć, żeby nie przerywać tego
milczenia.
- Heh…, śmieszne. – zaśmiał się lekko Varok, przyciągając
tym uwagę innych, - Nieraz zastanawiałem się, co mnie jeszcze na tym świecie
trzyma. Dlaczego wciąż i wciąż udaje mi się przeżyć. Choć sam osobiście
chciałem to już zakończyć, to jak na złość nie mogłem umrzeć jak prawdziwy
wojownik. Nie mogłem znaleźć na to wszystko odpowiedzi…, aż do teraz.
Najwyraźniej duchy tak mnie prowadziły, abym nie umarł, dopóki nie spłacę
starego długu. Dług, który byłem winny Varian’owi. – na dźwięk imienia ojca
Anduin zadrżał, coraz mocniej wsłuchując się w słowa Varok’a. – To on pomógł mi
ocalić mojego syna. Zapewnił mi bezpieczeństwo, żebym mógł w spokoju go zabrać
z tamtej przeklętej twierdzy. Obaj darzyliśmy się wzajemnym szacunkiem, gdyż
mimo różnic byliśmy do siebie bardzo podobni. Nie mogłem więc umrzeć, dopóki
nie spłaciłbym długu wobec tego, któremu zawdzięczałem tak wiele. – mówił
spokojnie i bez przerwy ork. Z jego rany zaczęły rozprzestrzeniać się czarne
linie, biegnąc po całym jego ciele. Młody Wrynn patrzył na to z przerażeniem,
ale w żadne sposób nie przerywał Saurfang’owi. – Miałem żyć właśnie do tej
chwili. Wszystkie moje decyzje i wola duchów prowadzili mnie do tego momentu.
Abym wreszcie spłacił mój dług „honoru”. Pytałeś mnie, co znaczy dla Hordy
„prawdziwy honor”. To moja ostania szansa, abym mógł się podzielić z tobą tym,
co rozumiał sam Varian. – stwierdził Saurfnag, a młodzieńcowi szybciej zabiło
serce. Reszta obecnych nastawiła ucha, również chcą usłyszeć jego wypowiedź.
- „Honor” to nasza tożsamość. Pokazuje nam cele, do których
mamy dążyć. To nasz drogowskaz i nasza droga. To dar i błogosławieństwo zesłany
dla nas przez samych duchów, abyśmy kierowali się nim w walce i w życiu,
stawiając go ponad wszystko. Ale „Prawdziwy Honor”… dotyczy również rodziny.
Wychowanie młodych, przekazywanie wiedzy, a także walka i obrona tych, na
których nam zależy. Od tej właśnie strony Varian poznał znaczenie naszego
„honoru”…, wtedy w Lodowej Cytadeli. Że mimo różnic, czy też konfliktu między
Przymierzem a Hordą, obaj mogliśmy stanąć naprzeciwko siebie jak dwaj
wojownicy. Walczący w imię tego, w co wierzymy oraz mający synów, swoich
następców. Śmiem twierdzić, że Varian mnie przepuścił, ponieważ ujrzał wtedy we
mnie samego siebie. To właśnie oznacza: „Prawdziwy Honor”. Łączy Hordę w jedno
i jest ponad wszelkimi różnicami rasowymi. Honor… to Horda. – mówił z coraz
większym wysiłkiem, a jego oddech przyśpieszył lekko. Czuł rosnący ból w
okolicach rany, który zaczął poszerzać się na całe ciało. Trwało to przez
dłuższą chwilę, w czasie której Varok w milczeniu znosił cierpienie, czujnie
obserwowany przez Anduin’a oraz reszty obecnych.
Nagle wszystko ustało, a Saurfang przestał cokolwiek czuć.
Żadnego bólu czy choćby ciepła i zimna. Jedynie, co mógł stwierdzić, że to
uczucie zaczęło go ogarniać od strony nóg. Chcąc coś sprawdzić, Varok podniósł głowę
i spojrzał na dolną część swojego ciała, a widok, jaki zastał, rozwiązał
wszelkie domysły. Jego stopy całkowicie się rozsypały, zamieniając się w proch.
Również jego buty oraz zbroja zaczęły się kruszyć i rozpadać. Śmiercionośna
fala przesuwała się coraz wyżej, powoli pochłaniając całe jego ciało. Reszta
zebranych zauważyła w końcu, co się dzieje, a najbliżej stojący odskoczyli do
tyłu z przerażeniem i z wyraźną obawą. Anduin jednak został na miejscu i choć
ten widok również ogarniał go strachem, to nie zamierzał uciec i opuścić
Saurfang’a. Varok zauważył tą stanowczość w oczach młodego Wrynn’a i ork coraz
wyraźniej widział w nim następcę Varian’a.
Ostatkiem sił wojownik podniósł rękę i skierował ją na
klatkę piersiową młodzieńca, by następnie przyłożyć ją dwukrotnie do jego
piersi w nieznanej nikomu kombinacji. Zaskoczony Anduin śledził ruchy ork’a,
nie rozumiejąc jednak znaczenia tego czynu.
- Co to znaczy, Varok’u? – zapytał cicho, a Saurfang
uśmiechnął się drwiąco.
- A to już moja osobista sprawa. – odpowiedział krótko, po
czym kontynuował. – Zapamiętaj, Anduin. W twoich rękach leżą losy twojego ludu
oraz całego Przymierza. Kieruj się swoimi przekonaniami, a z pewnością nie
zawiedziesz ojca. – zakończył z lekkim uśmiechem, który pojawił się również na
twarzy młodzieńca.
- Dziękuję… za wszystko. – odrzekł Anduin ze łzami w oczach.
Nim rozkład dotarł do jego rany, Varok zdołał podnieść rękę i położyć ją na
swojej piersi. A patrząc w oczy Anduin’a, rzekł.
- Za Hordę, królu Przymierza. – a w odpowiedzi młody Wrynn
również przystawił swoją dłoń i odpowiedział z szacunkiem.
- Za Przymierze, czempionie Hordy.
Varok uśmiechnął się szerzej i jeszcze ostatkiem sił zdołał
szepnąć.
- Za… Azeroth. – po tych słowach rozkład doszedł do jego
głowy, a po krótkiej chwili w dłoniach i na kolanach Anduin’a znajdował się już
tylko szary proch, będący pozostałością po jednym z największych legend Hordy
oraz Azeroth.
W całej sali zapadła ciężka cisza. Wszyscy obecni byli w
głębokim szoku, zaniemówieni tym, co się niedawno tutaj działo. A już
szczególnie ostatnią rozmową króla z wojownikiem Hordy. Teraz każdy wpatrywał
się uważnie w młodego Wrynn’a z wyraźnym współczuciem. Sam Anduin nie ruszał
się z miejsca i wciąż klęczał na ziemi, patrząc się w miejsce, w którym zmarł
potężny Saurfang. Nadal to do niego nie dotarło, że Varok poświęcił swoje życie,
ratując go przed śmiercią. Że ten nieśmiertelny wojownik odszedł z tego świata.
Przez ostatni czas ork nieustannie imponował Anduin’owi. Swoją
dumą, walecznością oraz wiarą w honor Hordy. Jego oddanie i chęć walki w
imieniu swoich braci i towarzyszy było dla młodego Wrynn’a jak żywy obraz prawdziwego
lidera… czy też Warchef’a. Widząc w swojej głowie postać Varok’a, Anduin dostrzegał
przy nim również swojego ojca. Przez ten krótki czas Anduin czuł się tak, jakby
to właśnie sam Varian go nauczał. Że mimo śmierci wciąż go prowadził. To
wrażenie sprawiało, że Anduin trwał w dziwnym stanie oszołomienia i czy też
ekscytacji.
Nagle młodzieniec poczuł, jak ktoś kładzie rękę na jego
ramieniu, przywracając mu świadomość. Zaskoczony Wrynn spojrzał w górę i ujrzał
postać swojego nauczyciela. Velen obserwował ze współczuciem ucznia, nic przy
tym nie mówiąc. Po chwili Anduin uśmiechnął się z wdzięcznością do proroka,
wstając na nogi i rozglądając się dookoła. Widząc, jak wszyscy się na niego
patrzą, wyprostował się i rzekł głośno.
- Oddajmy wszyscy cześć Varok’owi Saurfang’owi! Pożegnajmy
prawdziwego i honorowego wojownika Hordy! – przemówił stanowczo i poważnie
król, klękając z szacunkiem przed prochami ork’a. Kolejno obecni czynili to
samo, w milczeniu żegnając orczego czempiona. Nie wszyscy jednak to zrobili.
Jaina stała przez chwilę wyprostowana, a po chwili odwróciła się i wyszła z
sali, nie patrząc na nikogo i kierując się w stronę portu.
- „To nic nie znaczy.
Horda zawsze będzie taka sama! Przepadną na zawsze! Za Theramore… i mojego
ojca!”
* * *
Z czasem sala stopniowo pustoszała, a liderzy wychodzili w
milczeniu, aż pozostał już tylko sam Anduin. Genn i Velen byli ostatnimi,
którzy opuścili pomieszczenie, chcą zostawić młodzieńca samego. Anduin nie
wiedział, ile czasu tam spędził, klęcząc przy prochach Saurfang’a, pogrążony w
myślach.
Trwając w tej pozycji, usłyszał w końcu za sobą odgłos
zbliżającej się osoby i charakterystyczny stukot drewna o podłogę. Gdy kroki
ucichły, nagle prochy Varok’a uniosły się z ziemi, lewitując dookoła króla. Ten
śledził ich ruch, kierując za nimi swój wzrok, aż ujrzał, jak znikają we
wnętrzu porcelanowej urny, trzymanej przez Khadgar’a. Gdy czarodziej przymknął
przedmiot, Anduin wstał z miejsca i rzekł w jego stronę.
- Zadbasz o nie?
- Oczywiście. Trafią w odpowiednie ręce. – odpowiedział
spokojnie, przypatrując się młodemu Wrynn’owi. – Radzisz sobie z tym, Anduin?
- Tak… myślę, że tak. Po prostu… nie spodziewałem się, że
tak wszystko się potoczy.
- To zrozumiałe. Mimo tego zachowałeś zimną krew i w
godzinie próby pokierowałeś nas jak prawdziwy król. Twój ojciec byłby z ciebie
dumny.
- Dziękuję, Khadgar’ze. Bardzo dziękuję. – odpowiedział z
wdzięcznością młodzieniec, a czarodziej uśmiechnął się pocieszająco. Anduin
odwrócił na chwilę głowę za siebie, rozglądając się po pomieszczeniu. Prawie
wszystko było powywracane do góry nogami i uszkodzone przez niedawną walkę.
Dodatkowo zauważył, że ożywione wcześniej ciała zdążyły się przez ten czas
rozpaść na proch, przez co cała sala nie wyglądała tak, jakby niedawno działa się
tutaj jakaś potyczka.
Rozglądając się tak, nagle młodzieniec spostrzegł coś
leżącego na ziemi. Zostawił maga i podszedł on do tego przedmiotu, z bliska
rozpoznając w nim dwuręczny topór Saurfang’a. Młody Wrynn podniósł go i przyjrzał
mu się, podchodząc przy tym z powrotem do siwowłosego. Przez chwilę ważył oręż
w rękach, po czym podał czarodziejowi, mówiąc.
- Oddasz to im?
- Masz moje słowo, Anduin. – odrzekł Khadgar, a broń ork’a
uniosła się z dłoni Wrynn’a i zawisła nad ziemią tuż za czarodziejem. Król
milczał przez chwilę, po której zwrócił się do siwowłosego.
- Khadgar’ze? – a gdy ten spojrzał na niego, dokończył. –
Chcę to od ciebie usłyszeć. Co ja mam teraz zrobić?
Khadgar zastanowił się nad pytaniem, po czym odpowiedział.
- A co uważasz, że powinieneś zrobić? – czarodziej odbił
piłeczkę, a po jego słowach Anduin zamyślił się lekko. Szybko jednak spojrzał
poważnie na siwowłosego i oświadczył.
- Musimy wygrać tę wojnę. Naszym zadaniem jest ochrona tych,
którzy powierzyli nam swoje bezpieczeństwo. Musimy też powstrzymać Sylvanas
Windrunner! Dopóki ona kieruje Hordą, nie jesteśmy w stanie zapewnić innym
swojej ochrony. Ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby nie zawieść tych
wszystkich, którzy mi zaufali oraz abym stał królem, jakim chciał mnie widzieć
mój ojciec!
Po usłyszeniu tych słów Khadgar uśmiechnął się nikle i
szepnął.
- Już nim jesteś,… królu Przymierza.
* * *
Kilka dni później:
Na horyzoncie zapadał już zmrok. Ciemność zaczęła ogarniać
ziemie Durotar’u, jednej z pierwszych krain zajętych przez Hordę na drodze do
zbudowania własnego „domu”. Na wysokim wzgórzu stał czarodziej Khadgar, a
naprzeciw niego znajdowali się wódz tauren’ów - Baine oraz najpotężniejszy
szaman w Azeroth, pierwszy Warchef Nowej Hordy - Thrall. Mężczyzna wyjął
właśnie z płaszcza porcelanową urnę i podał ją w ręce ork’a.
- Oddaję to wam. Niech spoczną w odpowiednim miejscu.
- Zadbamy o to. Saurfang będzie zapamiętany jako największy
wojownik honoru w historii Hordy. – odrzekł Thrall, kłaniając się w podzięce,
po czym odwrócił się w stronę tauren’a. – Ty je weź, Baine. Wierzę, że
odpowiednio się nimi zaopiekujesz.
- To będzie zaszczyt, Thrall’u. – odpowiedział poważnie
wojownik, przyjmując urnę i trzymając ją w rękach. Gdy szaman ponownie spojrzał
na Khadgar’a, ten sięgał dłonią za plecy, mówiąc.
- Mam tu coś jeszcze. – po czym wyciągnął i pokazał im w
ostatnim świetle dnia słynny topór Varok’a Saurfang’a. – To również wam
przekazuję. To oręż prawdziwego wojownika Hordy. – oświadczył poważnie, podając
go w stronę Thrall’a. Ten zawahał się na moment, lecz po chwili chwycił za
trzonek, odbierając broń od czarodzieja. Ork w milczeniu obracał w dłoniach
sławne ostrze, widząc w głowie postać jego właściciela. Varok Saurfang był dla
Hordy legendą, wojownikiem najbardziej doświadczonym i szlachetnym. Dla wielu
stanowił on wzór prawdziwego czempiona Hordy. I choć Thrall był wcześniej dla
ork’ów Warchef’em, to również i on podziwiał Saurfang’a - jako przykład
prawdziwego oddania za swoich braci oraz prawdziwego honoru.
- Nie znajdzie się na świecie drugi taki ork. Varok
Saurfang… jako jedyny znał prawdziwe znaczenie „honoru”. To on, wraz z
Vol’jin’em i Baine’em stał na straży naszych świętych wartości, gdy Horda
zaczęła schodzić ze swojej ścieżki. Strzegł nas… jak prawdziwy Warchef. –
wyznał cicho ork, pogrążony w myślach. - Horda... już tak wiele wyrządziła zła. Przymierze ma prawo nas
nienawidzić, gdyż nasze czyny sprowadzały na wszystkich śmierć i
zagładę. I mimo starań Vol'jin'a nie udało się osiągnąć pokoju. Varok
poświęcił swoje życie też dla nas, aby przypomnieć nam wartość naszego
honoru. Obawiam się jednak, że to nie wystarczy, aby całkowicie oczyścić
Hordę z grzechów. Boję się, że wielu honorowych wojowników polegnie,
aby przywrócić całej Hordzie prawdziwy honor, który zatraciliśmy.
Między obecnymi zapadła głęboka cisza, przerywana tylko odległymi odgłosami zwierząt czy przez szum wiatru. Po chwili milczenia Baine podniósł głowę i spojrzał wyczekująco na szamana.
Między obecnymi zapadła głęboka cisza, przerywana tylko odległymi odgłosami zwierząt czy przez szum wiatru. Po chwili milczenia Baine podniósł głowę i spojrzał wyczekująco na szamana.
- Co teraz, Thrall? Hordzie potrzebny jest PRAWDZIWY
Warchef. – zwrócił się stanowczo do niego, przykuwając przy tym też uwagę Khadgar’a.
Thrall milczał, zastanawiając się nad jego słowami. W końcu ork spojrzał w dal,
wpatrując się w zarys oświetlonej twierdzy Orgrimmar, stolicy ork’ów. Następnie
odwrócił się w przeciwnym kierunku, dostrzegając wystający ponad góry olbrzymi
miecz Sargeras’a, źródło tego wszystkiego, co siędzieje na Azeroth. Po chwili
milczenia ork przymknął oczy i westchnął głęboko, po czym otworzył je i
spojrzał z widoczną powagą i stanowczością na resztę zebranych.
- To prawda…, ale teraz wokół nas dzieje się coś znacznie
poważniejszego. Nasz świat stoi nad zagładą, a Hordzie i Przymierzu grozi
zniszczenie przez trwającą wojnę. Musimy wesprzeć naszych braci i uchronić ich
przed pogrążeniem się w ciemności. Przypomnimy im nasze święte wartości i
zawrócimy ich na ścieżkę honoru. Sprawą Sylvanas zajmiemy się później. Teraz
ważne jest przywrócić Hordzie dawną świętość i ocalić ich przed zagładą. Tego
chciałby Vol’jin… oraz Varok. – oświadczył Thrall, spoglądając Baine’a i Khadgar’a.
Tauren pokiwał z uśmiechem głową, zgadzając się z jego słowami. Czarodziej zaś
uśmiechnął się nikle i rzekł.
- Saurfang z pewnością byłby z was rad. Tak jak on…
jesteście w Hordzie strażnikami „Prawdziwego Honoru”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz