poniedziałek, 15 października 2018

WoW: Prawdziwy Honor, cz.2

Bardzo przepraszam za spóźnienie, ale tyle miałem na głowie, że nie zdążyłem poprawić i wrzucić rozdział w niedzielę. Liczę, że jakość opowiadania zdoła wywalczyć przebaczenie dla mnie od Was (na co ja liczę?). A że się śpieszę, to bez zagadywania... ZAPRASZAM!!!

* * *

2 tygodnie później:
Od ostatniego spotkania Varok’a z królem minęło sporo czasu. Saurfang nie ruszał się nawet na krok ze swojej celi, mając jako towarzysza tylko dominującą ciszę i słabe światło świecy. Jedynie od czasu do czasu ktoś otwierał szparę w drzwiach, aby rzucić okiem na ork’a, by upewnić się, że nie opuścił on tego pokoju. A gdy źródło światła powoli zanikało, strażnicy przynosili mu kolejną święcę, stawiali na miejsce i bez słowa wychodzili na zewnątrz. Saurfang’owi to nie przeszkadzało, a nawet było mu to na rękę. Nie czuł nawet najmniejszej ochoty, aby ucinać sobie z nimi pogawędkę, a tak ork mógł bez przeszkód pogrążyć się w przemyśleniach.

Przez głową Varok’a nieustannie przelatywało pytanie, co się dzieje w całym Azeroth. Jak przebiega wojna, kto zdobywa przewagę, gdzie trwają walki i jak wielu jest poległych. Saurfang przejmował się tym, gdyż wśród tych wszystkich wojowników są tacy, którzy nie zapomnieli dawnego ducha Hordy. Takimi osobami był Baine, Thall, a nawet Gazlowe, ale też taki młody szaman, troll Zekhan, którego spotkał tuż przed bitwą o Lordaeron. Dla Varok’a było to zaskakujące, jak taki niedoświadczony młodzik mógł zawrócić takiego upartego i dumnego ork’a przed rzuceniem się w samobójczą walkę z wojskami Przymierza. I że zdołał mu przypomnieć, czym jest Horda dla wszystkich, którzy zostali do niej przyjęci i dlaczego warto umrzeć w jej obronie. Saurfang zrozumiał, że tacy właśnie młodzi jak Zekhan byli przyszłością Hordy i obrońcami ich najświętszych wartości. Ta świadomość dodawała Saurfang’owi siły, aby każdego dnia mieć nadzieję na powrót wojowników Hordy do starych tradycji. Na tą myśl Varok ujrzał w wyobraźni dawną scenę, kiedy to czuł dokładnie to samo: za każdym razem kiedy patrzył on na swojego syna. Ork odgonił jednak te wspomnienia, nie chcąc ponownie poddać się żałobie, tylko ze skupieniem spoglądać w przyszłość, a nie w przeszłość.

Ciszę zakończył dźwięk otwieranej klapy w drzwiach, przez którą to strażnicy wsunęli ork’owi jego dzisiejszy posiłek. Z politowaniem Varok spojrzał na srebrną tacę, na której to znajdował się upieczony, dekoracyjnie przyozdobiony kurczak, miska z soczystymi owocami i butelką czerwonego wina. Od rozmowy z królem jego racje diametralnie się zmieniły, a stary ork otrzymywał dania na miarę szlachty Stormwind. To jednak wcale nie ucieszyło wojownika. Ten westchnął krótko, po czym wyciągnął rękę w stronę tacy. Oderwał on jedną nóżkę i zjadł ją w jednej chwili. Chwycił jeszcze kilka jabłek z misy i po kolei zgniatając je w dłoni, wysycał z rąk słodki sok. Wytarłszy po tym usta, Varok podszedł do drzwi, uchylił klapę i wykopał resztę posiłku na zewnątrz. Z uśmiechem słuchał, jak jeden ze strażników rzuca srogie przekleństwa nad zmarnowanym jedzeniem, po czym wrócił on na swoje miejsce. Ta sytuacja powtarzała się każdego dnia, a mimo jawnego sprzeciwu Varok’a, strażnicy wciąż przynosili mu takie oraz inne dania, a to specjalne traktowanie tylko Saurfang’a irytowało. Zaspokajając jednak częściowy głód, ork ponownie pogrążył się w przemyśleniach, będąc gotowym na to, że przez kolejne dni nie stanie się nic niezwykłego.

Jak się później okazało, Varok nie miał w tym racji.

Następnego dnia, gdy nadeszła pora posiłku, ork zamiast dźwięku klapy usłyszał za sobą odgłos przekręcania klucza w drzwiach, które następnie się otworzyły, a u progu stanęło pięciu zbrojnych. Żołnierze weszli do środka i okrążyli siedzącego ork’a, a stojący naprzeciw niego strażnik rzekł.

- Pójdziesz z nami, Saurfang. Król cię wzywa. - oznajmił poważnie, wskazując ręką drzwi. Varok podniósł na niego wzrok, po czym spojrzał na wszystkich stojących dookoła. Choć stali oni wyprostowani i dumni, ork momentalnie zauważył, że to tylko pozory. Jak drapieżniki potrafią wyczuć strach u ofiary, tak też Saurfang widział przerażenie w oczach żołnierzy. Każdy z nich drżał delikatnie, spoglądając na ork’a z wyraźną obawą. Najwidoczniej jego wcześniejsza walka Genn’em i poturbowanie ich kapitana sprawiło, że przestali patrzeć na niego z góry. Teraz zdali sobie sprawę, że przetrzymują tutaj nie byle jakiego ork’a.

Varok wstał po krótkiej chwili i wyszedł z celi, a za nim podążyli jego strażnicy. Ich dowódca wyprzedził ork’a i zaczął prowadzić eskortowanego do wyjścia z więzienia. Na zewnątrz ponownie skierowali oni swe kroki w stronę zamku, jednak minęli główne wejście, a weszli w boczne skrzydło budowli. Tam przeszli przez kilka korytarzy, aż dodarli do ciężkich, podwójnych drzwi.

- Król cię oczekuje. – oświadczył dowódca, odsuwając się i zapraszając Varok’a do środka. Ten popatrzył na niego podejrzliwie, po czym podszedł do wrót. Strażnik zapukał mocno w drzwi, które po chwili zostały otwarte, a Saurfang przez nie przeszedł do środka.

Zaskoczony ork stał pośrodku przestronnej sali, ozdobionej na ścianach licznymi gobelinami i obrazami, wzdłuż których ustawione były zbroje rycerskie. Na samym środku znajdował się szeroki stół, ustawiony w kształcie litery „U”, o pozłacanych nóżkach i kątach. Aktualnie uginał się on od ilości ustawionego tam najróżniejszego jedzenia czy dań, a wiele pochodziło od innych ras, jak zauważył ork. Przy samym środku stołu siedział sam Anduin, po jego bokach znajdowali się Genn i Velen, a wokół nich było jeszcze kilka osób, sądząc po strojach, szlacheckiej krwi.

Aktualnie wszyscy obecni przyglądali się Varok’owi. Jedni obojętnie, inni z wyraźną złością, a zdecydowana większość z lekką obawą. Sam Anduin obserwował gościa ze spokojem i widocznym zainteresowaniem, aż w końcu wstał od stołu, a w jego ślady poszli Genn i Velen oraz reszta zgromadzonych. Król opuścił ręce w geście spoczynku, a szlachta wykonała polecenie, jednak doradcy władcy pozostali na miejscach. Następnie młody Wrynn zwrócił się do ork’a.

- Varok’u, cieszę się, że dotarłeś do nas tak szybko. Zapraszam do nas. – rzekł z małym uśmiechem, wskazując wojownikowi miejsce tuż obok Velen’a. Saurfang przez krótką chwilę nie ruszał się z miejsca, obserwując uważnie Anduin’a. Podczas pobytu w celi nawet przez głowę mu nie przeszło, że chłopak mógłby go wezwać w miejsce inne, niż sala tronowa. A zaproszenia na posiłek to w ogóle się nie spodziewał.

- Co to za gra, Anduin? Po co żeś mnie tu sprowadził? – spytał nieufnie Varok, dziwiąc tym lekko króla.

- Pomyślałem, że przyda ci się mała odmiana. Wezwałem cię, ponieważ ponownie chciałem z tobą porozmawiać, a najlepiej to się czyni przy posiłku.

- Przestań mnie zwodzić, chłopcze. Twoja dobroć nie jest mi w niczym potrzebna.

- Uważaj na słowa, Saurfang! – podniósł głos Greymane, wskazując na ork’a ręką z wyraźnym ostrzeżeniem. Ten prychnął krótko, jednak nie dodał żadnego kąśliwego komentarza. Anduin wyciągnął dłoń do doradcy chcąc go uspokoić, po czym odrzekł Varok’owi.

- Moją dobroć okazuję każdemu, kto na nią zasługuje. Czy to mój przyjaciel, czy też wróg. Nie kieruję się walką czy bezdusznością. Król nie może za tym iść. Mój ojciec nauczył mnie, że należy podążyć ścieżką sprawiedliwości i rozwagi. Ja do tego dodałem też dobroć i pokorę. To moja droga i podążę nią, nieważne z jak wielkimi przeszkodami będę musiał się zmierzyć. – oświadczył dumnie Anduin. Velen i Genn zerknęli na niego z wyraźnym uznaniem, a sam Varok musiał przyznać, że szczeniak go zaskoczył. Coraz bardziej zaczął on przypominać prawdziwego króla. – Ponawiam swoją prośbę, Varok’u. Ale jeśli tego nie chcesz, to nie będę nalegał. – dodał młodzieniec, spoglądając wyczekująco na ork’a. Ten zastanawiał się przez chwilę, aż w końcu ruszył w stronę wskazanego wcześniej miejsca. Gdy Saurfang spoczął, Anduin uśmiechnął się lekko w jego stronę, po czym rzekł.

- Częstuj się.

Varok spojrzał na potrawy, które przed nim się znajdywały. Różnorodność i wyraźna specyfika dań aż bila ork’a w oczy, a ilość tego wszystkiego wystarczyłaby dla niejednej kompanii wojska. Saurfang w końcu wyciągnął rękę i przybliżył do siebie tacę z upieczonym prosiakiem z owocami. Zdawał sobie sprawę z tego, że jest on obserwowany przez niektórych szlachciców, jednak w żaden sposób go to nie ruszało. Można było powiedzieć, że miał ich zainteresowanie w głębokim poważaniu. Bez ceregieli oderwał on tłustą nóżkę z ciała, po czym w milczeniu zaczął ogryzać mięso. Gdy w jego dłoni znajdowała się już sama kość, odrzucił ją na swój talerz i odsunął od siebie tacę. Następnie chwycił najbliższy dzban i kubek, a gdy upewnił się, że w środku znajduje się woda, nalał sobie do pełna, po czym odstawił na miejsce. Jednym haustem wypił napój, otarł ręką usta, a po chwili odsunął się lekko od stołu i zgarbiony pochylił głowę do przodu. Anduin z uwagą obserwował poczynania ork’a, a gdy ten od dłuższej chwili znajdował się w tej pozycji, w końcu zwrócił się do niego.

- Niewiele zjadłeś, Varok’u. Nie sądzę, aby jedna nóżka wystarczyła, abyś się najadł. – odezwał się miło młody Wrynn, przyciągając tym uwagę wojownika. Ten spoglądnął na chłopaka, po czym ponownie zawiesił głowę.

- Jem tyle, ile trzeba. Nie potrzebuję więcej.

- Na pewno? Mamy bardzo bogatą spiżarnię, więc jeśli byś chciał coś specjalnego…

- Nie mam ochoty na nic specjalnego! – przerwał mu gwałtownie Varok, uciszając tym Anduin’a i zwracając na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych. – W tej samej chwili moi bracia walczą o przetrwanie Hordy z waszymi siłami. Żaden z nich nie ma choćby odrobiny czasu, aby się w spokoju najeść. Nieustannie w walce, mogą jedynie jeść to, co znajdą, i to w małej ilości. Ja nie mogę sobie pozwolić na lepszą sytuację od nich. Jem tyle, aby mi starczyło na przeżycie i walkę, tak samo jak moi kompani. Nie zamierzam się opychać waszymi potrawami, skoro reszta wojowników Hordy nie ma takiej możliwości. Horda trzyma się razem, bez względu na okoliczności, czy miejsce. Tacy po prostu jesteśmy. – mówił dumnie Saurfang, a Anduin słuchał go z uwagą, będąc zaskoczony jego oddaniem wobec swoich rodaków. Powoli zaczął rozumieć, dlaczego jego ojciec widział w Varok’u jednego z najbardziej honorowych ork’ów w Hordzie.

- Naprawdę, jesteś prawdziwym ork’iem. – dało się słyszeć głos, który należał do Velen’a. Anduin, Genn oraz Saurfang spojrzeli na proroka i ujrzeli zdziwieni, jak ten uśmiecha się lekko i patrzy z uznaniem na Varok’a. – Prawdziwym, „nieskażonym” ork’iem. Kierującym się honorem i najsilniejszą więzią z braćmi. Jak prawdziwy… Warchef. – zakończył, a po jego słowach Saurfang uśmiechnął się minimalnie. Przypomniał sobie, że przecież Velen jako jeden z nielicznych żyjących był na Dreanor’ze i spotkał się z mieszkającymi tam ork’ami. Poznał ich, zanim przybył Płonący Legion. I choć prorok powinien raczej nienawidzić Hordy za zniszczenie dreanei, to jego słowa wiele znaczyły dla Saurfang’a. Był to dowód jego wybaczenia za zbrodnie, ale też sygnał wiary w „prawdziwą” Hordę.

Greymane spoglądał uważnie na ork’a i Velen’a, zastanawiając się nad słowami dreanei’a. Velen był znany z mądrości i sprawiedliwego serca, tak więc jego słowa i zdanie szanowano w Stormwind. Skoro więc on uznał Varok’a i pochwalił go, to musiało znaczyć, że naprawdę był to ork honoru. A już wcześniej przekonał się na własnej skórze, jak wojownik potrafi bronić godności Hordy. Poznał, że Saurfang walczył wtedy z całych sił, a tak postępują tylko ci, którzy prawdziwie wierzą w swoją sprawę. I tak samo jak wtedy, tak i teraz Varok zaimponował Genn’owi. Mężczyzna wciąż czujnie go obserwował, ale w jego oczach widoczny był szacunek, a nie nienawiść.

- Nie graj ze mną w jakieś podchody. Anduin. Nie wezwałeś mnie chyba, żebym tak zwyczajnie zjadł z tobą posiłek. – głos Saurfang’a otrzeźwił wszystkich, a młody król wyprostował się szybko, po czym odpowiedział.

- Masz rację. Nie zaprosiłem cię dla tak błahego powodu. Ale proszę cię o cierpliwość. Już za chwilę powinni… - nie dokończył, ponieważ rozległo się głośne pukanie, a po chwili otworzono wrota, przez które przeszli oczekiwani przez króla goście. Była to para elfów, mężczyzna i kobieta. Elf miał zielone włosy oraz długą brodę, jego głowę zdobiło szerokie poroże, a na ciele posiadał liczne błękitne tatuaże. Wokół bioder przepasany był szeroki pas, ozdobiony szmaragdowymi liśćmi, a zwisała z niego brązowa, niedźwiedzia skóra. Na nogach założone miał ciemne, płócienne spodnie oraz wysokie, grube buty. Dodatkowo jego ramiona zdobiły długie, orle skrzydła. Elfka zaś, jego żona, ubrana była w srebrnobiałą suknię, lnianą i zdobioną złotymi ozdobami. Posiadała długie, szmaragdowe włosy, a jej głowę zdobił złoty diadem, z umieszczonym pośrodku szafirem. Przez plecy miała przełożony biały łuk.

- Witaj, Malfurion’ie! I ty, Tyrande! – przywitał ową dwójkę Anduin, powstając z miejsca. Druid i jego małżonka skłonili się lekko, a po chwili elf odpowiedział młodzieńcowi.

- Bądź pozdrowiony, królu Anduin’ie. Dziękujemy za twoje zaproszenie.

- Przestań, Malfurion’ie. Dobrze wiesz, że nie lubię, kiedy mnie tak tytułujecie.

- Tytuły są nadawane tym, którzy na nie zasługują. Udowodniłeś, że miano „króla” ci się należy, Anduin.

- Dziękuję za słowa uznania. Jednak jeszcze wiele muszę się nauczyć. – odrzekł z wdzięcznością młody Wrynn. Chciał jeszcze coś dodać, jednak niespodziewanie ktoś mu w tym przeszkodził.

- Co to ma znaczyć?! – odezwała się nagle Tyrande, dostrzegając wśród obecnych Varok’a. – Skąd się tutaj wziął ten morderca?! – pytała z nieukrywaną wściekłością, wpatrując się w ork’a z odrazą.

- Saurfang, mimo iż jest naszym więźniem, również dostał zaproszenie na to dzisiejsze spotkanie. Chciałem…

- Co to za gra, Anduin’ie?! Nie życzę sobie, aby to „coś” siedziało z nami tutaj przy stole! Należy go natychmiast uwięzić! – krzyczała elf’ka, zagłuszając kompletnie młodzieńca.

- Uspokój się, Tyrande. To nie jest czas, ani miejsce na takie słowa.

- Ale, Malfurion’ie…

- Anduin z pewnością miał dobry powód, aby zaprosić do nas Saurfang’a. Nie zapominaj, że my też przybyliśmy w gości. – dodał poważnie druid, a kapłanka umilkła i tylko rzucała ork’owi wściekłe spojrzenie.

Jednak Varok na to nie zważał, tylko od początku ich przybycia nie spuszczał wzroku z Malfurion’a. W końcu i elf na niego spojrzał i przez krótką chwilę obaj wpatrywali się sobie w oczy. Wojownik widział w oczach druida spokój, opanowanie,… ale też zimną, czy nawet chłodną obojętność. Pierwszym, który opuścił wzrok, był Varok Saurfang. I choć zazwyczaj to ork wytrzymywał bez przeszkód wzrok oponenta, to teraz wewnętrznie czuł, że tym razem musi on ustąpić. Był to winny Malfurion’owi, ale też i wiele więcej.

Nowoprzybyli bez dalszych słów zajęli miejsce po drugiej stronie króla, na wskazanych przez niego miejscach. Przez następne minuty w sali zapadła cisza, przerywana jedynie odgłosami zderzających się sztućców i cichego przełykania. Malfurion i Tyrande nałożyli na talerze wegetariańskie porcje, po czym zaczęli powoli jeść, obserwowani przez Anduin’a i jego doradców. Gdy skończyli, młody król zwrócił się w ich stronę.

- Malfurion’ie, chciałbym się spytać, jak się układa wam oraz waszym siostrom i braciom. Czy udało się wam znaleźć schronienie?

- Udało się, Anduin’ie. Z pomocą przyszła nam Lady Greymane, która przeniosła wszystkich z Terdlasil’u do Gilneas, i tam również nas ugościła. Oczywiście, wiele osób do dzisiaj nie może się przyzwyczaić do nowego świata. Lasy Ashenvale były naszym domem przez tysiąclecia i mocno związaliśmy się duchowo z tym miejscem. Z czasem jednak wszyscy się dostosują do sytuacji.

- Bardzo mnie to cieszy. Ale czy nie zamierzaliście się przenieść  w okolice Nordrasil’u? Tamtejsze tereny wciąż są wasze i stanowią dobry punkt obronny. To zapewniłoby wam bezpieczeństwo i spokój.

- Teraz już nigdzie nie jest się bezpiecznym. Wojna w końcu dosięgnie każdy skrawek ziemi, niosąc za sobą płacz i smutek. Ashenvale nie zapewni nam już spokoju. Pozostaniemy w Gilneas i poczekamy na czas, aby móc wrócić do Kalimdor’u. – zakończył poważnie druid, a Tyrande pokiwała głową na znak zgody ze słowami męża.

- Obiecuję wam, że to wkrótce nastąpi. Ze wszystkich sił będę walczyć o wasz dom. Macie moje słowo oraz wsparcie. – odrzekł z powagą Anduin, przykładając prawą rękę do serca. Gdy ją opuścił, odwrócił głowę i spojrzał w przestrzeń, przypominając sobie jak wielkim kosztem przebiega ta wojna.

- Najpierw Darnassus…, potem Lordaeron…, Ashenvale…, i wiele innych. Obie strony straciły tak wiele. Ta wojna pochłonęła już tysiące niewinnych istnień.

- A ta liczba cały czas będzie rosnąć. – przerwał królowi głos, należący do Saurfang’a. Gdy wszyscy spojrzeli na ork’a, ten wpatrywał się w stół, nawet na chwilę nie podnosząc głowy. Najwyraźniej zamyślił się tak samo jak Anduin. – Nieważne, jak zaplanujecie swoje kroki. Ta wojna pociągnie za sobą znacznie więcej, niż możecie sobie teraz wyobrazić.

- Wszystko przez tę waszą Hordę! To wy jesteście temu winni! – podniosła głos Tyrande, wpatrując się z wściekłością na Varok’a. – Czerpiecie przyjemność z zabijania i bezsensownej walki!

- Milcz, Tyrande! – ryknął ork, rzucając kapłance srogie spojrzenie. – Nie wypowiadaj się na temat, który nie rozumiesz. Prawdziwa Horda nigdy tak nie postępowała.

- Ojj, ja już doskonale znam waszą rasę, Saurfang! Wy nigdy nie będziecie w stanie oprzeć się waszej prawdziwej naturze. Może kiedyś byliśmy sprzymierzeńcami, ale ten czas minął. Wtedy waszym przywódcą był Thrall i tylko on starał się utrzymać pokój między nami. Ale jeden ork nie zmieni was wszystkich! Garosh poszerzał tereny, niszcząc nasze lasy. Razem z twoją Hordą był zagrożeniem dla nas wszystkich. Po nim Vol’jin próbował was zmienić, ale mu się nie udało. A teraz, kiedy Sylvanas jest Warchef’em, twoi ork’owie zabijają i mordują w jej imieniu, kierując się waszą prawdziwą naturą. To Horda spaliła Darnassus i dokonała rzezi w Ashenvale! To wy jesteście winni tego wszystkiego!

- MILCZ, TYRANDE!!! – ryknął rozłoszczony Varok, wstając z krzesła i patrząc groźnie na elfkę. – Nie przyrównuj Hordy do działań nieumarłych Sylvanas! Żaden ork nie dopuściłby się tego, co stało się w Ashenvale! To skrytobójcy z szeregów Sylvanas zamordowali tych elfów! Żaden z innych liderów Hordy nie miał pojęcia o jej planach. Horda nie miała z tym nic wspólnego! Zaś Darnassus… - ork zawahał się przez chwilę, ponownie widząc w głowie szkarłatne niebo, Drzewo Życia pogrążone w płomieniach oraz jęki i płacz konających elfów, patrzących na tą straszliwą scenę. - …nie tak to było zaplanowane. Mieliśmy zdobyć Drzewo Życia, a nie je niszczyć. Ten rozkaz wyszedł od samej Sylvanas. Nie chciałem do tego dopuścić, ale było już za późno. Moi bracia… dopuścili się niehonorowego czynu. Na rozkaz Warchef’a.

- Sam to zauważyłeś, Saurfang? Wasza Horda nigdy…

- Oni nie mieli wyboru! Dla nas „Warchef” jest naszym przywódcą i wielkim wojownikiem. To on nas prowadzi po tym świecie, starając się utrzymać nasz nowy „dom”. Horda walczy, aby przetrwać. Dla wielu Horda to wszystko, co mamy. I dla tego potrzebujemy kogoś, kto może nas poprowadzić. Teraz Warchef’em jest Sylvanas i to ona w oczach moich braci walczy o nasze przetrwanie. I dlatego będą jej posłuszni, dopóki nie pojawi się ktoś, kto ponownie przypomni im nasze dawne wartości. O prawdziwej i honorowej Hordzie.

- To nic wam nie da. – odpowiedziała niemal natychmiast Tyrande. – Żadna zmiana w waszej Hordzie nie sprawi, że naprawdę się zmienicie. Bronisz swoich, a sam również postępujesz przeciwnie wobec tego waszego „honoru”. – dodała zgliźliwie kapłanka, na co Varok wzdrygnął się widocznie.

- Tyrande, już wystarczy. – odezwał się spokojnie dotąd milczący Malfurion, wpatrując się jednak z powagą w małżonkę. – To nie miejsce na takie rozmowy. Już dość naruszyliśmy gościnność…

- Nie, najdroższy. Oni wszyscy muszą to usłyszeć. Prawdziwy obraz tego „honorowego” ork’a. Bronisz swoich, a sam się tych zasad nie trzymasz, Saurfang. – zwróciła się do Varok’a, który obserwował ją z wyraźnym wahaniem. – Ośmieliłeś splamić swój honor, ratując niby tą, za którą nie odpowiada Horda. Raniłeś Malfurion’a w plecy, kiedy walczył z waszym Warchef’em! Nie jesteś lepszy od tych, którzy na jej rozkaz spalili Darnassus! – zakończyła głośno Tyrande, wstając z miejsca i wskazując oskarżycielsko na wojownika.

W sali nastąpiła cisza, nieprzerywana żadnym stukiem, czy nawet najmniejszym dźwiękiem. Wszyscy obecni wpatrywali się w ork’a, czekając na jego odpowiedź na to oskarżenie. Sam Anduin, Genn i Velen skupieni byli na Varok’u, zaintrygowani tą wymianą zdań. Po krótkiej chwili Saurfang poniósł wzrok i spojrzał z powagą na kapłankę.

- Żałuję tego, co zrobiłem, ale już tego nie zmienię. To już zawsze będzie skazą w mojej duszy wojownika. W obronie tej, która niszczy Hordę, zraniłem tego, który walczył tylko w obronie swojego ludu. Nie mogę prosić nawet o jego wybaczenie. – zamilkł chwilowo, nie ośmielając się spojrzeć Malfurion’owi w oczy. Wpatrywał się nieustannie na Tyrande, a z jego oczu biła zażartość oraz powaga. – Z tego też powodu nie wykonałem rozkazu i nie zabiłem Malfurion’a. Ja zabijam tylko w walce oraz na wojnie. Dla niczego nie łamię zasad honoru.

- Nie mów mi tu, że nie zadałeś ostatecznego ciosu Malfurion’owi z uwagi na twój „honor”. Po prostu stchórzyłeś, kiedy twoje własne życie było zagrożone. Swój „honor” nie cenisz wyżej od swojego żałosnego życia. – odpowiedziała kapłanka z kpiną i wyraźną pogardą, a po jej słowach po całym pomieszczeniu przeszedł pomruk niepokoju. Każdy, kto spojrzał w tej chwili na wojownika, ujrzał, jak Tyrande przekroczyła niewidzialną linię. Varok spiął wszystkie mięśnie, zacisną pięści na stole tak, że aż drewno zaczęło się łamać, a z twarzy zniknęła wszelka oznaka spokoju i cierpliwości. Teraz w jego oczach płonęła prawdziwa wściekłość, a sam ork dyszał lekko, wpatrując się tym wzrokiem w elfkę.

- Uważaj na słowa, Tyrande. Niczego innego nie cenię tak, jak mojego honoru. W jego obronie stanę do walki z każdym, bez wyjątku.

- Walczysz nie z powodu honoru, ale tego, że tak naprawdę boisz się śmierci. Jesteś zwykłym tchórzem!

- Milcz, kapłanko!

- Tyrande, przestań!

- Wreszcie dokończę to, co miałam zrobić wiele dni temu. Pomszczę zadanie bólu mojemu 
ukochanemu! – rzekła groźnie kobieta, ściągając z pleców swój łuk.

- Popełniasz duży błąd, elfko!

- Tyrande, schowaj łuk! – rzekł mocniej Malfurion.

- Przestańcie natychmiast! – odezwał się dotąd milczący Anduin.

- JESTEŚ ZWYJŁYM TCHÓRZEM, ORKU!

- RRRRRRAAAAAAAUUUUUUUU!!! – Varok ryknął straszliwie, chwytając za najbliższe krzesło, po czym rzucił nim w elfkę. Ta przeskoczyła nad stołem, unikając lecący przedmiot, a po szybkiej przewrotce stanęła na nogach, wyciągając przy tym strzałę i po nałożeniu na łuk wycelowała w ork’a. Widząc to, Saurfang złapał za stół i przewrócił go pośpiesznie, zasłaniając się przed strzałem kapłanki.

W całej sali zapanowała panika. Szlachta rzuciła się do ucieczki, byle znaleźć się jak najdalej od walczącej dwójki. Genn i Velen stanęli przy Anduin’ie, chcąc go bronić w razie zagrożenia. Malfurion zaś wstał  z zamiarem powstrzymania wojownika i swojej ukochanej. Wzywał już swoją moc, gdy nagle ujrzał, jak król kieruje w jego stronę rękę w geście zatrzymania. Druid ze zdziwieniem spojrzał na Anduin’a, jednak ten nieustannie obserwował walczącą dwójkę, a w jego oczach widział zaintrygowanie, czy nawet… ekscytację. Nie rozumiał, co się tu tak naprawdę działo, ale postanowił mu zaufać. Zaprzestał i w skupieniu śledził przebieg walki, by w razie konieczności ją przerwać.

Tymczasem starcie między wojownikiem a kapłanką rozkręciło się na dobre. W opustoszałej już sali Varok zwinnie uchylał się przed strzałami Tyrande, ale w żaden sposób nie mógł zbliżyć się do elfki. Kapłanka utrzymywała dystans pomiędzy nimi, za każdym razem oddalając się, gdy tylko Saurfang starał się ją zaatakować. Ork jednak dalej próbował, a każda sekunda walki pobudzała jego ducha. Przy ostatnim strzale Varok z przewrotką znalazł się za przewróconym stołem i chwyciwszy za najbliższe krzesło, wychylił się z zamiarem rzutu. Jednak gdy tylko się odsłonił, w jego ciało wbiła się z dużą siłą strzała, odpychając ork’a na ziemię. Na ten widok Tyrande uśmiechnęła się pewnie, po czym krzyknęła.

- To na nic, Saurfang! Jesteś zbyt przewidujący! Przygotuj się na sprawiedliwość! – po tych słowach naciągnęła kolejną strzałę i wycelowała w stół, czekając na choćby maleńkie wychylenie się przeciwnika.

W tym czasie Varok oparł się o mebel, po czym spojrzał na swoją klatkę piersiową. Na prawo od mostka tkwiła w jego ciele drewniana, długa strzała, o charakterystycznej dla nocnych elfów ciemnoniebieskiej lotce. Gdy wojownik chwycił za drewno, poczuł ze stęknięciem, jak bardzo głęboko wbita była strzała. Varok zdał sobie sprawę, że przeżył on tylko dzięki temu, że strzał kapłanki nie dosięgnął zamierzonego celu. Gdyby trafiła kilka centymetrów w lewo, ork zapewne krztusiłby się teraz własną krwią. Tylko dzięki szczęściu Varok to przeżył.

- „Żyję. Ja… mogłem umrzeć.” – ta świadomość uderzyła w Saurfang’a tak nagle, że aż znieruchomiał. To, czego tak pragnął, prawie go dosięgnęło. Honorowa śmierć… prawdziwego wojownika. Czyżby to miałby być ten dzień? Na który tak długo czekał?

Na twarzy Varok’a pojawił się nikły uśmiech. Ta myśl pobudziła ork’a i napełniła ekscytacją. Wyrwał strzałę z ciała i nie zważając na ból, podniósł z podłogi najbliższy kubek oraz kilka noży. Jeśli miał dzisiaj umrzeć, to na pewno podczas walki, a nie skryty za stołem.

Tyrande czekała cierpliwie na wychylenie się ork’a, obserwując czujnie stół. Znając naturę jego rasy, przewidywała, że Saurfang niedługo ponowi atak. A wtedy nie zamierzała spudłować. Nagle ujrzała, jak mebel drga lekko. Kapłanka przygotowała się do strzału, gdy niespodziewanie stół zaczął sunąć w jej stronę. Zaskoczona elfka uspokoiła się po chwili i wycelowała w środek stołu, wystrzeliwując strzałę. Grot przebił się przez drewno, jednak mebel wciąż się zbliżał. Znajdujący się za nim Saurfang z wyprzedzeniem odsunął głowę od miejsca, gdzie teraz tkwiła strzała.

- „Sama też jest przewidująca.” – stwierdził z zadowoleniem Varok. Spodziewał się, że jak tylko wyjrzy za stół, to niechybnie zginie. A gdyby nie próbował się do niej zbliżyć, to nijak mógłby wygrać. Znalazł więc inny sposób, aby do niej dotrzeć.

Tyrande poznała z niezadowoleniem, że ruch Saurfang’a ją ograniczył. Stojąc w tym miejscu, tylko pozwoliłaby mu się podejść. Musiała się oddalić, aby nie ryzykować bezpośrednim starciem, dlatego też odskoczyła w bok, biegnąc wzdłuż ściany pomieszczenia.

Varok tylko na to czekał. Ujrzał, jak kapłanka oddala się i że nie grozi mu już strzał w głowę. Puścił stół i ruszył w pościg za elfką. W krótkim czasie Tyrande dobiegła do rogu sali, po czym się odwróciła. Widząc szarżującego ork’a, uśmiechnęła się drwiąco na głupotę przeciwnika i chwyciła za strzałę. Gdy Varok to ujrzał, zatrzymał się, czekając w gotowości na jej ruch. Gdy Tyrande strzeliła z łuku, wojownik rzucił w jej stronę metalowym kubkiem. Z zadowoleniem ujrzał, jak przedmiot odbija wystrzeloną strzałę, a pewny siebie uśmiech znika z twarzy elfki. Wykorzystując jej szok, Saurfang cisnął w nią jednym z noży, trzymanym w drugiej ręce. Tyrande próbowała jeszcze chwycić za kolejną strzałę, jednak tuż przy jej dłoni trafił rzucony nóż. Kapłanka chciała się oddalić, gdy nagle poczuła, jak coś ciągnie ją za rękę. Gdy tam spojrzała, ujrzała zszokowana, jak kawałek jej rękawa jest przybity do ściany przez wspomniany nóż. Sięgnęła w jego stronę, gdy nagle następne ostrze wbiło się w kamień, tym razem tuż przy jej nodze, trafiając w suknię. Przerażona już tym Tyrande spojrzała na Varok’a, który zbliżał się do niej powoli, trzymając w dłoni trzeci, ostatni nóż.

- N-nie możesz…

- Czego? – odpowiedział zimno, szykując się do rzutu.

- Saurfang, NIE!!!

- TYRANDE!!! – krzyknął przestraszony Malfurion, podnosząc ręce w stronę ork’a, jednak było już za późno. Saurfang cisnął nożem w kapłankę, a ta, widząc nadlatujące ostrze, zamknęła oczy z przerażenia.

Usłyszała świst i głośne uderzenie metalu o ścianę. Nie czując jednak żadnego bólu, z wahaniem uniosła powieki. Spojrzała na swoje ciało, nie widząc nigdzie noża. Gdy jednak obróciła głowę w lewo, z zaskoczeniem ujrzała swoje odbicie na ostrzu, wbitego na poziomie jej twarzy. Instynktownie opuściła jeszcze wzrok na ziemię, zauważając opadający pęczek ciemnozielonych włosów.

- Na polu bitwy, w normalnej walce już byś nie żyła. – odezwał się chłodno Saurfang, przyciągając tym uwagę Tyrande, Malfurion’a oraz króla. – Nasz pojedynek był sprawiedliwy i honorowy. Bez żadnych oszust czy pomocy od innych. Z czystym sumieniem mogłem cię teraz zabić, kapłanko. – mówił surowym tonem, aż po ciele elfki przeszedł dreszcz. – Ale tego nie zrobiłem. Nie przez strach, czy nawet litość. Byłem to winny Malfurion’owi. – wskazał ręką na druida. Elf był zdziwiony jego słowami, ale mu nie przerywał i obserwował go uważnie. – Tamten atak w plecy pozbawił mnie honoru. Pozbawił mnie tego, co cenię najbardziej. I choć nie dokończyłem tego, co zacząłem, to wciąż mnie to prześladowało. Ten czyn był skazą, której nie mogłem się w żaden sposób pozbyć. Uznaj więc to za wyrównanie rachunków, Tyrande. Twoje życie za to, co byłem winny życiu twojego ukochanego. - zakończył Saurfang, rozluźniając napięte mięśnie. W tej samej chwili Malfurion ominął stół i pobiegł szybko do swojej małżonki. Wyrwał ze ściany oba noże, po czym chwycił kapłankę w ramiona.

- Tyrande, najdroższa! Nic ci nie jest?

- N-nie, chyba nie, ukochany.

- Twierdzisz, że boję się śmierci? Że moje czyny opierają się na chęci ratowania swojego życia? – ponownie usłyszeli poważny głos ork’a. Gdy jednak na niego spojrzeli, ujrzeli jak patrzy on w ziemię, wyraźnie zamyślony i… zmęczony. – Mylisz się. Niczego innego nie pragnę tak jak śmierci. Żyję już zbyt długo i już dość wydarzeń widziały moje oczy. Nie zliczę bitew i wojen, w których brałem udział. Żyłem, kiedy powstała Horda, jak przybyła do Azeroth, walczyła o przetrwanie i mierzyła się z demonami. Byłem pod przywództwem wszystkich Warchef’ów Hordy i widziałem metody przywódcze każdego z nich. Z tego wszystkiego widziałem jednak to, czego nie powinienem ujrzeć: śmierć mojego syna. – zamilkł na chwilę, po czym kontynuował. – Widziałem, jak umierają moi bracia i towarzysze. Jak ginął w walce i z honorem. A ja… żyję aż do tej pory. Śmierć nie może mnie dosięgnąć. –przerwał ponownie, wzdychając lekko. - Jestem już tym zmęczony. Chcę już tylko dołączyć do moich poległych braci. W pewnym momencie… postanowiłem to zakończyć. W obecnej Hordzie nie było dla mnie miejsca. Byłem gotów iść na samobójczą walkę. Jednak zanim to zrobiłem,… ktoś zdołał mnie zawrócić z tej drogi. Przypomnieć mi, że wciąż mam dla kogo żyć. – zakończył Saurfang, wspominając tego młodego troll’a, którego spotkał przed bitwą o Loarderon.

Po chwili odwrócił się i spojrzał na Anduin’a. Spostrzegł, jak młody król obserwuje go zaintrygowany i z widoczną ciekawością. Wspominając jego zachowanie i wcześniejsze słowa, Varok zdał sobie sprawę z tego, że to wszystko było zaplanowane przez chłopaka. Zaproszenie na posiłek, wezwanie kapłanki i druida oraz spotkanie między przeciwnikami. Na samą myśl, że brał udział w jakiejś wymyślonej grze, wojownik czuł się wykorzystany i wściekły.

- Dość już tego wszystkiego, Anduin! Te twoje podchody zaczynają mi poważnie działać na nerwy. – zwrócił się groźnie do Wrynn’a.

- Co? Nie rozumiem, o czym mówisz. – odpowiedział „zaskoczony” chłopak.

- Nie myśl, że mnie oszukasz, młody! Chcesz mi wmówić, że sprowadziłeś mnie tu, kiedy akurat zaprosiłeś na posiłek Tyrande i Malfurion’a? Nie wierzę w taki zbieg okoliczności. Chciałeś, abym spotkał się z nimi, bo z powodu Darnassus żywili do mnie niechęć, czy raczej nienawiść. Okłamałeś zarówno mnie, jak i swoich sojuszników. – wskazał na dwójkę elfów, którzy obserwowali tą wymianę zdań z wyraźnym zdziwieniem. – To nie jest zachowanie godne króla.

- Varok, posłuchaj…

- Nie, to ty mnie słuchaj, Anduin! Po raz ostatni wykorzystałeś mnie do swoich celów. Nie mam zamiaru brać udział w tej twojej grze! – przerwał ostro Saurfang, stojąc wyprostowany i rzucając chłopakowi srogie spojrzenie. Po chwili odwrócił się do niego plecami i ruszył w stronę drzwi. Stanąwszy przy nich, załomotał w nie pięścią, a gdy się otworzyły, zwrócił się jeszcze do króla. – To nasze ostatnie, pokojowe spotkanie, chłopcze. Kiedy następnym razem mnie do siebie przyprowadzisz,… zabiję cię! – rzekł w stronę Anduin’a, szokując go tymi słowami. – Miej to na uwadze i zastanów się dobrze, kiedy będziesz chciał mnie ponownie widzieć. I dobrze ci radzę, przygotuj się na to spotkanie. – po tych słowach wyszedł z sali, a za nim ruszyło kilku strażników. 

Zanim jednak drzwi się zamknęły, ork zdołał usłyszeć zdanie.

- Jak sobie życzysz, Saurfang.


1 komentarz:

  1. Rozdział równie dobry co poprzedni.
    Pozdrawiam, Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń