* * *
2 tygodnie później:
Od ostatniego spotkania Varok’a z królem minęło sporo czasu.
Saurfang nie ruszał się nawet na krok ze swojej celi, mając jako towarzysza
tylko dominującą ciszę i słabe światło świecy. Jedynie od czasu do czasu ktoś
otwierał szparę w drzwiach, aby rzucić okiem na ork’a, by upewnić się, że nie
opuścił on tego pokoju. A gdy źródło światła powoli zanikało, strażnicy
przynosili mu kolejną święcę, stawiali na miejsce i bez słowa wychodzili na
zewnątrz. Saurfang’owi to nie przeszkadzało, a nawet było mu to na rękę. Nie
czuł nawet najmniejszej ochoty, aby ucinać sobie z nimi pogawędkę, a tak ork
mógł bez przeszkód pogrążyć się w przemyśleniach.
Przez głową Varok’a nieustannie przelatywało pytanie, co się
dzieje w całym Azeroth. Jak przebiega wojna, kto zdobywa przewagę, gdzie trwają
walki i jak wielu jest poległych. Saurfang przejmował się tym, gdyż wśród tych
wszystkich wojowników są tacy, którzy nie zapomnieli dawnego ducha Hordy.
Takimi osobami był Baine, Thall, a nawet Gazlowe, ale też taki młody szaman, troll
Zekhan, którego spotkał tuż przed bitwą o Lordaeron. Dla Varok’a było to
zaskakujące, jak taki niedoświadczony młodzik mógł zawrócić takiego upartego i
dumnego ork’a przed rzuceniem się w samobójczą walkę z wojskami Przymierza. I
że zdołał mu przypomnieć, czym jest Horda dla wszystkich, którzy zostali do
niej przyjęci i dlaczego warto umrzeć w jej obronie. Saurfang zrozumiał, że
tacy właśnie młodzi jak Zekhan byli przyszłością Hordy i obrońcami ich
najświętszych wartości. Ta świadomość dodawała Saurfang’owi siły, aby każdego
dnia mieć nadzieję na powrót wojowników Hordy do starych tradycji. Na tą myśl
Varok ujrzał w wyobraźni dawną scenę, kiedy to czuł dokładnie to samo: za
każdym razem kiedy patrzył on na swojego syna. Ork odgonił jednak te
wspomnienia, nie chcąc ponownie poddać się żałobie, tylko ze skupieniem
spoglądać w przyszłość, a nie w przeszłość.
Ciszę zakończył dźwięk otwieranej klapy w drzwiach, przez
którą to strażnicy wsunęli ork’owi jego dzisiejszy posiłek. Z politowaniem
Varok spojrzał na srebrną tacę, na której to znajdował się upieczony,
dekoracyjnie przyozdobiony kurczak, miska z soczystymi owocami i butelką
czerwonego wina. Od rozmowy z królem jego racje diametralnie się zmieniły, a
stary ork otrzymywał dania na miarę szlachty Stormwind. To jednak wcale nie
ucieszyło wojownika. Ten westchnął krótko, po czym wyciągnął rękę w stronę
tacy. Oderwał on jedną nóżkę i zjadł ją w jednej chwili. Chwycił jeszcze kilka
jabłek z misy i po kolei zgniatając je w dłoni, wysycał z rąk słodki sok.
Wytarłszy po tym usta, Varok podszedł do drzwi, uchylił klapę i wykopał resztę
posiłku na zewnątrz. Z uśmiechem słuchał, jak jeden ze strażników rzuca srogie
przekleństwa nad zmarnowanym jedzeniem, po czym wrócił on na swoje miejsce. Ta
sytuacja powtarzała się każdego dnia, a mimo jawnego sprzeciwu Varok’a, strażnicy
wciąż przynosili mu takie oraz inne dania, a to specjalne traktowanie tylko
Saurfang’a irytowało. Zaspokajając jednak częściowy głód, ork ponownie pogrążył
się w przemyśleniach, będąc gotowym na to, że przez kolejne dni nie stanie się
nic niezwykłego.
Jak się później okazało, Varok nie miał w tym racji.
Następnego dnia, gdy nadeszła pora posiłku, ork zamiast
dźwięku klapy usłyszał za sobą odgłos przekręcania klucza w drzwiach, które
następnie się otworzyły, a u progu stanęło pięciu zbrojnych. Żołnierze weszli
do środka i okrążyli siedzącego ork’a, a stojący naprzeciw niego strażnik rzekł.
- Pójdziesz z nami, Saurfang. Król cię wzywa. - oznajmił poważnie,
wskazując ręką drzwi. Varok podniósł na niego wzrok, po czym spojrzał na
wszystkich stojących dookoła. Choć stali oni wyprostowani i dumni, ork
momentalnie zauważył, że to tylko pozory. Jak drapieżniki potrafią wyczuć
strach u ofiary, tak też Saurfang widział przerażenie w oczach żołnierzy. Każdy
z nich drżał delikatnie, spoglądając na ork’a z wyraźną obawą. Najwidoczniej
jego wcześniejsza walka Genn’em i poturbowanie ich kapitana sprawiło, że
przestali patrzeć na niego z góry. Teraz zdali sobie sprawę, że przetrzymują
tutaj nie byle jakiego ork’a.
Varok wstał po krótkiej chwili i wyszedł z celi, a za nim
podążyli jego strażnicy. Ich dowódca wyprzedził ork’a i zaczął prowadzić
eskortowanego do wyjścia z więzienia. Na zewnątrz ponownie skierowali oni swe
kroki w stronę zamku, jednak minęli główne wejście, a weszli w boczne skrzydło
budowli. Tam przeszli przez kilka korytarzy, aż dodarli do ciężkich, podwójnych
drzwi.
- Król cię oczekuje. – oświadczył dowódca, odsuwając się i
zapraszając Varok’a do środka. Ten popatrzył na niego podejrzliwie, po czym
podszedł do wrót. Strażnik zapukał mocno w drzwi, które po chwili zostały otwarte,
a Saurfang przez nie przeszedł do środka.
Zaskoczony ork stał pośrodku przestronnej sali, ozdobionej
na ścianach licznymi gobelinami i obrazami, wzdłuż których ustawione były
zbroje rycerskie. Na samym środku znajdował się szeroki stół, ustawiony w
kształcie litery „U”, o pozłacanych nóżkach i kątach. Aktualnie uginał się on
od ilości ustawionego tam najróżniejszego jedzenia czy dań, a wiele pochodziło
od innych ras, jak zauważył ork. Przy samym środku stołu siedział sam Anduin,
po jego bokach znajdowali się Genn i Velen, a wokół nich było jeszcze kilka
osób, sądząc po strojach, szlacheckiej krwi.
Aktualnie wszyscy obecni przyglądali się Varok’owi. Jedni
obojętnie, inni z wyraźną złością, a zdecydowana większość z lekką obawą. Sam
Anduin obserwował gościa ze spokojem i widocznym zainteresowaniem, aż w końcu
wstał od stołu, a w jego ślady poszli Genn i Velen oraz reszta zgromadzonych. Król
opuścił ręce w geście spoczynku, a szlachta wykonała polecenie, jednak doradcy
władcy pozostali na miejscach. Następnie młody Wrynn zwrócił się do ork’a.
- Varok’u, cieszę się, że dotarłeś do nas tak szybko.
Zapraszam do nas. – rzekł z małym uśmiechem, wskazując wojownikowi miejsce tuż
obok Velen’a. Saurfang przez krótką chwilę nie ruszał się z miejsca, obserwując
uważnie Anduin’a. Podczas pobytu w celi nawet przez głowę mu nie przeszło, że
chłopak mógłby go wezwać w miejsce inne, niż sala tronowa. A zaproszenia na
posiłek to w ogóle się nie spodziewał.
- Co to za gra, Anduin? Po co żeś mnie tu sprowadził? –
spytał nieufnie Varok, dziwiąc tym lekko króla.
- Pomyślałem, że przyda ci się mała odmiana. Wezwałem cię,
ponieważ ponownie chciałem z tobą porozmawiać, a najlepiej to się czyni przy
posiłku.
- Przestań mnie zwodzić, chłopcze. Twoja dobroć nie jest mi
w niczym potrzebna.
- Uważaj na słowa, Saurfang! – podniósł głos Greymane,
wskazując na ork’a ręką z wyraźnym ostrzeżeniem. Ten prychnął krótko, jednak
nie dodał żadnego kąśliwego komentarza. Anduin wyciągnął dłoń do doradcy chcąc
go uspokoić, po czym odrzekł Varok’owi.
- Moją dobroć okazuję każdemu, kto na nią zasługuje. Czy to
mój przyjaciel, czy też wróg. Nie kieruję się walką czy bezdusznością. Król nie
może za tym iść. Mój ojciec nauczył mnie, że należy podążyć ścieżką
sprawiedliwości i rozwagi. Ja do tego dodałem też dobroć i pokorę. To moja droga i podążę nią, nieważne z jak wielkimi przeszkodami
będę musiał się zmierzyć. – oświadczył dumnie Anduin. Velen i Genn zerknęli na
niego z wyraźnym uznaniem, a sam Varok musiał przyznać, że szczeniak go
zaskoczył. Coraz bardziej zaczął on przypominać prawdziwego króla. – Ponawiam
swoją prośbę, Varok’u. Ale jeśli tego nie chcesz, to nie będę nalegał. – dodał
młodzieniec, spoglądając wyczekująco na ork’a. Ten zastanawiał się przez
chwilę, aż w końcu ruszył w stronę wskazanego wcześniej miejsca. Gdy Saurfang
spoczął, Anduin uśmiechnął się lekko w jego stronę, po czym rzekł.
- Częstuj się.
Varok spojrzał na potrawy, które przed nim się znajdywały.
Różnorodność i wyraźna specyfika dań aż bila ork’a w oczy, a ilość tego
wszystkiego wystarczyłaby dla niejednej kompanii wojska. Saurfang w końcu wyciągnął
rękę i przybliżył do siebie tacę z upieczonym prosiakiem z owocami. Zdawał
sobie sprawę z tego, że jest on obserwowany przez niektórych szlachciców,
jednak w żaden sposób go to nie ruszało. Można było powiedzieć, że miał ich
zainteresowanie w głębokim poważaniu. Bez ceregieli oderwał on tłustą nóżkę z
ciała, po czym w milczeniu zaczął ogryzać mięso. Gdy w jego dłoni znajdowała
się już sama kość, odrzucił ją na swój talerz i odsunął od siebie tacę.
Następnie chwycił najbliższy dzban i kubek, a gdy upewnił się, że w środku
znajduje się woda, nalał sobie do pełna, po czym odstawił na miejsce. Jednym
haustem wypił napój, otarł ręką usta, a po chwili odsunął się lekko od stołu i
zgarbiony pochylił głowę do przodu. Anduin z uwagą obserwował poczynania ork’a,
a gdy ten od dłuższej chwili znajdował się w tej pozycji, w końcu zwrócił się
do niego.
- Niewiele zjadłeś, Varok’u. Nie sądzę, aby jedna nóżka
wystarczyła, abyś się najadł. – odezwał się miło młody Wrynn, przyciągając tym
uwagę wojownika. Ten spoglądnął na chłopaka, po czym ponownie zawiesił głowę.
- Jem tyle, ile trzeba. Nie potrzebuję więcej.
- Na pewno? Mamy bardzo bogatą spiżarnię, więc jeśli byś
chciał coś specjalnego…
- Nie mam ochoty na nic specjalnego! – przerwał mu
gwałtownie Varok, uciszając tym Anduin’a i zwracając na siebie uwagę wszystkich
zgromadzonych. – W tej samej chwili moi bracia walczą o przetrwanie Hordy z
waszymi siłami. Żaden z nich nie ma choćby odrobiny czasu, aby się w spokoju
najeść. Nieustannie w walce, mogą jedynie jeść to, co znajdą, i to w małej
ilości. Ja nie mogę sobie pozwolić na lepszą sytuację od nich. Jem tyle, aby mi
starczyło na przeżycie i walkę, tak samo jak moi kompani. Nie zamierzam się
opychać waszymi potrawami, skoro reszta wojowników Hordy nie ma takiej
możliwości. Horda trzyma się razem, bez względu na okoliczności, czy miejsce.
Tacy po prostu jesteśmy. – mówił dumnie Saurfang, a Anduin słuchał go z uwagą,
będąc zaskoczony jego oddaniem wobec swoich rodaków. Powoli zaczął rozumieć,
dlaczego jego ojciec widział w Varok’u jednego z najbardziej honorowych ork’ów
w Hordzie.
- Naprawdę, jesteś prawdziwym ork’iem. – dało się słyszeć
głos, który należał do Velen’a. Anduin, Genn oraz Saurfang spojrzeli na proroka
i ujrzeli zdziwieni, jak ten uśmiecha się lekko i patrzy z uznaniem na Varok’a.
– Prawdziwym, „nieskażonym” ork’iem. Kierującym się honorem i najsilniejszą
więzią z braćmi. Jak prawdziwy… Warchef. – zakończył, a po jego słowach
Saurfang uśmiechnął się minimalnie. Przypomniał sobie, że przecież Velen jako
jeden z nielicznych żyjących był na Dreanor’ze i spotkał się z mieszkającymi
tam ork’ami. Poznał ich, zanim przybył Płonący Legion. I choć prorok powinien
raczej nienawidzić Hordy za zniszczenie dreanei, to jego słowa wiele znaczyły
dla Saurfang’a. Był to dowód jego wybaczenia za zbrodnie, ale też sygnał wiary
w „prawdziwą” Hordę.
Greymane spoglądał uważnie na ork’a i Velen’a, zastanawiając
się nad słowami dreanei’a. Velen był znany z mądrości i sprawiedliwego serca,
tak więc jego słowa i zdanie szanowano w Stormwind. Skoro więc on uznał Varok’a
i pochwalił go, to musiało znaczyć, że naprawdę był to ork honoru. A już
wcześniej przekonał się na własnej skórze, jak wojownik potrafi bronić godności
Hordy. Poznał, że Saurfang walczył wtedy z całych sił, a tak postępują tylko
ci, którzy prawdziwie wierzą w swoją sprawę. I tak samo jak wtedy, tak i teraz
Varok zaimponował Genn’owi. Mężczyzna wciąż czujnie go obserwował, ale w jego
oczach widoczny był szacunek, a nie nienawiść.
- Nie graj ze mną w jakieś podchody. Anduin. Nie wezwałeś
mnie chyba, żebym tak zwyczajnie zjadł z tobą posiłek. – głos Saurfang’a
otrzeźwił wszystkich, a młody król wyprostował się szybko, po czym odpowiedział.
- Masz rację. Nie zaprosiłem cię dla tak błahego powodu. Ale
proszę cię o cierpliwość. Już za chwilę powinni… - nie dokończył, ponieważ
rozległo się głośne pukanie, a po chwili otworzono wrota, przez które przeszli
oczekiwani przez króla goście. Była to para elfów, mężczyzna i kobieta. Elf
miał zielone włosy oraz długą brodę, jego głowę zdobiło szerokie poroże, a na
ciele posiadał liczne błękitne tatuaże. Wokół bioder przepasany był szeroki
pas, ozdobiony szmaragdowymi liśćmi, a zwisała z niego brązowa, niedźwiedzia
skóra. Na nogach założone miał ciemne, płócienne spodnie oraz wysokie, grube
buty. Dodatkowo jego ramiona zdobiły długie, orle skrzydła. Elfka zaś, jego
żona, ubrana była w srebrnobiałą suknię, lnianą i zdobioną złotymi ozdobami.
Posiadała długie, szmaragdowe włosy, a jej głowę zdobił złoty diadem, z
umieszczonym pośrodku szafirem. Przez plecy miała przełożony biały łuk.
- Witaj, Malfurion’ie! I ty, Tyrande! – przywitał ową dwójkę
Anduin, powstając z miejsca. Druid i jego małżonka skłonili się lekko, a po
chwili elf odpowiedział młodzieńcowi.
- Bądź pozdrowiony, królu Anduin’ie. Dziękujemy za twoje
zaproszenie.
- Przestań, Malfurion’ie. Dobrze wiesz, że nie lubię, kiedy
mnie tak tytułujecie.
- Tytuły są nadawane tym, którzy na nie zasługują.
Udowodniłeś, że miano „króla” ci się należy, Anduin.
- Dziękuję za słowa uznania. Jednak jeszcze wiele muszę się
nauczyć. – odrzekł z wdzięcznością młody Wrynn. Chciał jeszcze coś dodać,
jednak niespodziewanie ktoś mu w tym przeszkodził.
- Co to ma znaczyć?! – odezwała się nagle Tyrande,
dostrzegając wśród obecnych Varok’a. – Skąd się tutaj wziął ten morderca?! –
pytała z nieukrywaną wściekłością, wpatrując się w ork’a z odrazą.
- Saurfang, mimo iż jest naszym więźniem, również dostał
zaproszenie na to dzisiejsze spotkanie. Chciałem…
- Co to za gra, Anduin’ie?! Nie życzę sobie, aby to „coś”
siedziało z nami tutaj przy stole! Należy go natychmiast uwięzić! – krzyczała elf’ka,
zagłuszając kompletnie młodzieńca.
- Uspokój się, Tyrande. To nie jest czas, ani miejsce na
takie słowa.
- Ale, Malfurion’ie…
- Anduin z pewnością miał dobry powód, aby zaprosić do nas
Saurfang’a. Nie zapominaj, że my też przybyliśmy w gości. – dodał poważnie
druid, a kapłanka umilkła i tylko rzucała ork’owi wściekłe spojrzenie.
Jednak Varok na to nie zważał, tylko od początku ich
przybycia nie spuszczał wzroku z Malfurion’a. W końcu i elf na niego spojrzał i
przez krótką chwilę obaj wpatrywali się sobie w oczy. Wojownik widział w oczach
druida spokój, opanowanie,… ale też zimną, czy nawet chłodną obojętność.
Pierwszym, który opuścił wzrok, był Varok Saurfang. I choć zazwyczaj to ork
wytrzymywał bez przeszkód wzrok oponenta, to teraz wewnętrznie czuł, że tym
razem musi on ustąpić. Był to winny Malfurion’owi, ale też i wiele więcej.
Nowoprzybyli bez dalszych słów zajęli miejsce po drugiej
stronie króla, na wskazanych przez niego miejscach. Przez następne minuty w
sali zapadła cisza, przerywana jedynie odgłosami zderzających się sztućców i
cichego przełykania. Malfurion i Tyrande nałożyli na talerze wegetariańskie
porcje, po czym zaczęli powoli jeść, obserwowani przez Anduin’a i jego
doradców. Gdy skończyli, młody król zwrócił się w ich stronę.
- Malfurion’ie, chciałbym się spytać, jak się układa wam
oraz waszym siostrom i braciom. Czy udało się wam znaleźć schronienie?
- Udało się, Anduin’ie. Z pomocą przyszła nam Lady Greymane,
która przeniosła wszystkich z Terdlasil’u do Gilneas, i tam również nas ugościła.
Oczywiście, wiele osób do dzisiaj nie może się przyzwyczaić do nowego świata.
Lasy Ashenvale były naszym domem przez tysiąclecia i mocno związaliśmy się
duchowo z tym miejscem. Z czasem jednak wszyscy się dostosują do sytuacji.
- Bardzo mnie to cieszy. Ale czy nie zamierzaliście się przenieść w okolice Nordrasil’u? Tamtejsze tereny wciąż
są wasze i stanowią dobry punkt obronny. To zapewniłoby wam bezpieczeństwo i
spokój.
- Teraz już nigdzie nie jest się bezpiecznym. Wojna w końcu
dosięgnie każdy skrawek ziemi, niosąc za sobą płacz i smutek. Ashenvale nie
zapewni nam już spokoju. Pozostaniemy w Gilneas i poczekamy na czas, aby móc
wrócić do Kalimdor’u. – zakończył poważnie druid, a Tyrande pokiwała głową na
znak zgody ze słowami męża.
- Obiecuję wam, że to wkrótce nastąpi. Ze wszystkich sił
będę walczyć o wasz dom. Macie moje słowo oraz wsparcie. – odrzekł z powagą
Anduin, przykładając prawą rękę do serca. Gdy ją opuścił, odwrócił głowę i
spojrzał w przestrzeń, przypominając sobie jak wielkim kosztem przebiega ta
wojna.
- Najpierw Darnassus…, potem Lordaeron…, Ashenvale…, i wiele
innych. Obie strony straciły tak wiele. Ta wojna pochłonęła już tysiące
niewinnych istnień.
- A ta liczba cały czas będzie rosnąć. – przerwał królowi
głos, należący do Saurfang’a. Gdy wszyscy spojrzeli na ork’a, ten wpatrywał się
w stół, nawet na chwilę nie podnosząc głowy. Najwyraźniej zamyślił się tak samo
jak Anduin. – Nieważne, jak zaplanujecie swoje kroki. Ta wojna pociągnie za
sobą znacznie więcej, niż możecie sobie teraz wyobrazić.
- Wszystko przez tę waszą Hordę! To wy jesteście temu winni!
– podniosła głos Tyrande, wpatrując się z wściekłością na Varok’a. – Czerpiecie
przyjemność z zabijania i bezsensownej walki!
- Milcz, Tyrande! – ryknął ork, rzucając kapłance srogie spojrzenie.
– Nie wypowiadaj się na temat, który nie rozumiesz. Prawdziwa Horda nigdy tak
nie postępowała.
- Ojj, ja już doskonale znam waszą rasę, Saurfang! Wy nigdy
nie będziecie w stanie oprzeć się waszej prawdziwej naturze. Może kiedyś
byliśmy sprzymierzeńcami, ale ten czas minął. Wtedy waszym przywódcą był Thrall
i tylko on starał się utrzymać pokój między nami. Ale jeden ork nie zmieni was
wszystkich! Garosh poszerzał tereny, niszcząc nasze lasy. Razem z twoją Hordą
był zagrożeniem dla nas wszystkich. Po nim Vol’jin próbował was zmienić, ale mu
się nie udało. A teraz, kiedy Sylvanas jest Warchef’em, twoi ork’owie zabijają
i mordują w jej imieniu, kierując się waszą prawdziwą naturą. To Horda spaliła
Darnassus i dokonała rzezi w Ashenvale! To wy jesteście winni tego wszystkiego!
- MILCZ, TYRANDE!!! – ryknął rozłoszczony Varok, wstając z
krzesła i patrząc groźnie na elfkę. – Nie przyrównuj Hordy do działań
nieumarłych Sylvanas! Żaden ork nie dopuściłby się tego, co stało się w
Ashenvale! To skrytobójcy z szeregów Sylvanas zamordowali tych elfów! Żaden z
innych liderów Hordy nie miał pojęcia o jej planach. Horda nie miała z tym nic
wspólnego! Zaś Darnassus… - ork zawahał się przez chwilę, ponownie widząc w
głowie szkarłatne niebo, Drzewo Życia pogrążone w płomieniach oraz jęki i płacz
konających elfów, patrzących na tą straszliwą scenę. - …nie tak to było
zaplanowane. Mieliśmy zdobyć Drzewo Życia, a nie je niszczyć. Ten rozkaz
wyszedł od samej Sylvanas. Nie chciałem do tego dopuścić, ale było już za
późno. Moi bracia… dopuścili się niehonorowego czynu. Na rozkaz Warchef’a.
- Sam to zauważyłeś, Saurfang? Wasza Horda nigdy…
- Oni nie mieli wyboru! Dla nas „Warchef” jest naszym
przywódcą i wielkim wojownikiem. To on nas prowadzi po tym świecie, starając
się utrzymać nasz nowy „dom”. Horda walczy, aby przetrwać. Dla wielu Horda to
wszystko, co mamy. I dla tego potrzebujemy kogoś, kto może nas poprowadzić.
Teraz Warchef’em jest Sylvanas i to ona w oczach moich braci walczy o nasze
przetrwanie. I dlatego będą jej posłuszni, dopóki nie pojawi się ktoś, kto
ponownie przypomni im nasze dawne wartości. O prawdziwej i honorowej Hordzie.
- To nic wam nie da. – odpowiedziała niemal natychmiast
Tyrande. – Żadna zmiana w waszej Hordzie nie sprawi, że naprawdę się zmienicie.
Bronisz swoich, a sam również postępujesz przeciwnie wobec tego waszego
„honoru”. – dodała zgliźliwie kapłanka, na co Varok wzdrygnął się widocznie.
- Tyrande, już wystarczy. – odezwał się spokojnie dotąd
milczący Malfurion, wpatrując się jednak z powagą w małżonkę. – To nie miejsce
na takie rozmowy. Już dość naruszyliśmy gościnność…
- Nie, najdroższy. Oni wszyscy muszą to usłyszeć. Prawdziwy
obraz tego „honorowego” ork’a. Bronisz swoich, a sam się tych zasad nie
trzymasz, Saurfang. – zwróciła się do Varok’a, który obserwował ją z wyraźnym
wahaniem. – Ośmieliłeś splamić swój honor, ratując niby tą, za którą nie
odpowiada Horda. Raniłeś Malfurion’a w plecy, kiedy walczył z waszym
Warchef’em! Nie jesteś lepszy od tych, którzy na jej rozkaz spalili Darnassus!
– zakończyła głośno Tyrande, wstając z miejsca i wskazując oskarżycielsko na
wojownika.
W sali nastąpiła cisza, nieprzerywana żadnym stukiem, czy
nawet najmniejszym dźwiękiem. Wszyscy obecni wpatrywali się w ork’a, czekając
na jego odpowiedź na to oskarżenie. Sam Anduin, Genn i Velen skupieni byli na
Varok’u, zaintrygowani tą wymianą zdań. Po krótkiej chwili Saurfang poniósł
wzrok i spojrzał z powagą na kapłankę.
- Żałuję tego, co zrobiłem, ale już tego nie zmienię. To już
zawsze będzie skazą w mojej duszy wojownika. W obronie tej, która niszczy
Hordę, zraniłem tego, który walczył tylko w obronie swojego ludu. Nie mogę
prosić nawet o jego wybaczenie. – zamilkł chwilowo, nie ośmielając się spojrzeć
Malfurion’owi w oczy. Wpatrywał się nieustannie na Tyrande, a z jego oczu biła
zażartość oraz powaga. – Z tego też powodu nie wykonałem rozkazu i nie zabiłem
Malfurion’a. Ja zabijam tylko w walce oraz na wojnie. Dla niczego nie łamię
zasad honoru.
- Nie mów mi tu, że nie zadałeś ostatecznego ciosu
Malfurion’owi z uwagi na twój „honor”. Po prostu stchórzyłeś, kiedy twoje
własne życie było zagrożone. Swój „honor” nie cenisz wyżej od swojego żałosnego
życia. – odpowiedziała kapłanka z kpiną i wyraźną pogardą, a po jej słowach po
całym pomieszczeniu przeszedł pomruk niepokoju. Każdy, kto spojrzał w tej
chwili na wojownika, ujrzał, jak Tyrande przekroczyła niewidzialną linię. Varok
spiął wszystkie mięśnie, zacisną pięści na stole tak, że aż drewno zaczęło się
łamać, a z twarzy zniknęła wszelka oznaka spokoju i cierpliwości. Teraz w jego
oczach płonęła prawdziwa wściekłość, a sam ork dyszał lekko, wpatrując się tym
wzrokiem w elfkę.
- Uważaj na słowa, Tyrande. Niczego innego nie cenię tak,
jak mojego honoru. W jego obronie stanę do walki z każdym, bez wyjątku.
- Walczysz nie z powodu honoru, ale tego, że tak naprawdę
boisz się śmierci. Jesteś zwykłym tchórzem!
- Milcz, kapłanko!
- Tyrande, przestań!
- Wreszcie dokończę to, co miałam zrobić wiele dni temu.
Pomszczę zadanie bólu mojemu
ukochanemu! – rzekła groźnie kobieta, ściągając z
pleców swój łuk.
- Popełniasz duży błąd, elfko!
- Tyrande, schowaj łuk! – rzekł mocniej Malfurion.
- Przestańcie natychmiast! – odezwał się dotąd milczący
Anduin.
- JESTEŚ ZWYJŁYM TCHÓRZEM, ORKU!
- RRRRRRAAAAAAAUUUUUUUU!!! – Varok ryknął straszliwie, chwytając
za najbliższe krzesło, po czym rzucił nim w elfkę. Ta przeskoczyła nad stołem,
unikając lecący przedmiot, a po szybkiej przewrotce stanęła na nogach,
wyciągając przy tym strzałę i po nałożeniu na łuk wycelowała w ork’a. Widząc
to, Saurfang złapał za stół i przewrócił go pośpiesznie, zasłaniając się przed
strzałem kapłanki.
W całej sali zapanowała panika. Szlachta rzuciła się do
ucieczki, byle znaleźć się jak najdalej od walczącej dwójki. Genn i Velen
stanęli przy Anduin’ie, chcąc go bronić w razie zagrożenia. Malfurion zaś
wstał z zamiarem powstrzymania wojownika
i swojej ukochanej. Wzywał już swoją moc, gdy nagle ujrzał, jak król kieruje w
jego stronę rękę w geście zatrzymania. Druid ze zdziwieniem spojrzał na
Anduin’a, jednak ten nieustannie obserwował walczącą dwójkę, a w jego oczach
widział zaintrygowanie, czy nawet… ekscytację. Nie rozumiał, co się tu
tak naprawdę działo, ale postanowił mu zaufać. Zaprzestał i w skupieniu śledził
przebieg walki, by w razie konieczności ją przerwać.
Tymczasem starcie między wojownikiem a
kapłanką rozkręciło się na dobre. W opustoszałej już sali Varok zwinnie uchylał
się przed strzałami Tyrande, ale w żaden sposób nie mógł zbliżyć się do elfki.
Kapłanka utrzymywała dystans pomiędzy nimi, za każdym razem oddalając się, gdy
tylko Saurfang starał się ją zaatakować. Ork jednak dalej próbował, a każda
sekunda walki pobudzała jego ducha. Przy ostatnim strzale Varok z przewrotką
znalazł się za przewróconym stołem i chwyciwszy za najbliższe krzesło, wychylił
się z zamiarem rzutu. Jednak gdy tylko się odsłonił, w jego ciało wbiła się z
dużą siłą strzała, odpychając ork’a na ziemię. Na ten widok Tyrande uśmiechnęła
się pewnie, po czym krzyknęła.
- To na nic, Saurfang! Jesteś zbyt
przewidujący! Przygotuj się na sprawiedliwość! – po tych słowach naciągnęła
kolejną strzałę i wycelowała w stół, czekając na choćby maleńkie wychylenie się
przeciwnika.
W tym czasie Varok oparł się o mebel,
po czym spojrzał na swoją klatkę piersiową. Na prawo od mostka tkwiła w jego
ciele drewniana, długa strzała, o charakterystycznej dla nocnych elfów
ciemnoniebieskiej lotce. Gdy wojownik chwycił za drewno, poczuł ze stęknięciem,
jak bardzo głęboko wbita była strzała. Varok zdał sobie sprawę, że przeżył on
tylko dzięki temu, że strzał kapłanki nie dosięgnął zamierzonego celu. Gdyby
trafiła kilka centymetrów w lewo, ork zapewne krztusiłby się teraz własną
krwią. Tylko dzięki szczęściu Varok to przeżył.
- „Żyję.
Ja… mogłem umrzeć.” – ta świadomość uderzyła w Saurfang’a tak nagle, że aż
znieruchomiał. To, czego tak pragnął, prawie go dosięgnęło. Honorowa śmierć…
prawdziwego wojownika. Czyżby to miałby być ten dzień? Na który tak długo
czekał?
Na twarzy Varok’a pojawił się nikły
uśmiech. Ta myśl pobudziła ork’a i napełniła ekscytacją. Wyrwał strzałę z ciała
i nie zważając na ból, podniósł z podłogi najbliższy kubek oraz kilka noży.
Jeśli miał dzisiaj umrzeć, to na pewno podczas walki, a nie skryty za stołem.
Tyrande czekała cierpliwie na
wychylenie się ork’a, obserwując czujnie stół. Znając naturę jego rasy,
przewidywała, że Saurfang niedługo ponowi atak. A wtedy nie zamierzała
spudłować. Nagle ujrzała, jak mebel drga lekko. Kapłanka przygotowała się do
strzału, gdy niespodziewanie stół zaczął sunąć w jej stronę. Zaskoczona elfka
uspokoiła się po chwili i wycelowała w środek stołu, wystrzeliwując strzałę.
Grot przebił się przez drewno, jednak mebel wciąż się zbliżał. Znajdujący się
za nim Saurfang z wyprzedzeniem odsunął głowę od miejsca, gdzie teraz tkwiła
strzała.
- „Sama
też jest przewidująca.” – stwierdził z zadowoleniem Varok. Spodziewał się,
że jak tylko wyjrzy za stół, to niechybnie zginie. A gdyby nie próbował się do
niej zbliżyć, to nijak mógłby wygrać. Znalazł więc inny sposób, aby do niej
dotrzeć.
Tyrande poznała z niezadowoleniem, że ruch
Saurfang’a ją ograniczył. Stojąc w tym miejscu, tylko pozwoliłaby mu się
podejść. Musiała się oddalić, aby nie ryzykować bezpośrednim starciem, dlatego
też odskoczyła w bok, biegnąc wzdłuż ściany pomieszczenia.
Varok tylko na to czekał. Ujrzał, jak
kapłanka oddala się i że nie grozi mu już strzał w głowę. Puścił stół i ruszył
w pościg za elfką. W krótkim czasie Tyrande dobiegła do rogu sali, po czym się
odwróciła. Widząc szarżującego ork’a, uśmiechnęła się drwiąco na głupotę
przeciwnika i chwyciła za strzałę. Gdy Varok to ujrzał, zatrzymał się, czekając
w gotowości na jej ruch. Gdy Tyrande strzeliła z łuku, wojownik rzucił w jej
stronę metalowym kubkiem. Z zadowoleniem ujrzał, jak przedmiot odbija
wystrzeloną strzałę, a pewny siebie uśmiech znika z twarzy elfki. Wykorzystując
jej szok, Saurfang cisnął w nią jednym z noży, trzymanym w drugiej ręce. Tyrande
próbowała jeszcze chwycić za kolejną strzałę, jednak tuż przy jej dłoni trafił
rzucony nóż. Kapłanka chciała się oddalić, gdy nagle poczuła, jak coś ciągnie
ją za rękę. Gdy tam spojrzała, ujrzała zszokowana, jak kawałek jej rękawa jest
przybity do ściany przez wspomniany nóż. Sięgnęła w jego stronę, gdy nagle następne
ostrze wbiło się w kamień, tym razem tuż przy jej nodze, trafiając w suknię.
Przerażona już tym Tyrande spojrzała na Varok’a, który zbliżał się do niej
powoli, trzymając w dłoni trzeci, ostatni nóż.
- N-nie możesz…
- Czego? – odpowiedział zimno,
szykując się do rzutu.
- Saurfang, NIE!!!
- TYRANDE!!! – krzyknął przestraszony
Malfurion, podnosząc ręce w stronę ork’a, jednak było już za późno. Saurfang
cisnął nożem w kapłankę, a ta, widząc nadlatujące ostrze, zamknęła oczy z
przerażenia.
Usłyszała świst i głośne uderzenie
metalu o ścianę. Nie czując jednak żadnego bólu, z wahaniem uniosła powieki.
Spojrzała na swoje ciało, nie widząc nigdzie noża. Gdy jednak obróciła głowę w
lewo, z zaskoczeniem ujrzała swoje odbicie na ostrzu, wbitego na poziomie jej
twarzy. Instynktownie opuściła jeszcze wzrok na ziemię, zauważając opadający
pęczek ciemnozielonych włosów.
- Na polu bitwy, w normalnej walce już
byś nie żyła. – odezwał się chłodno Saurfang, przyciągając tym uwagę Tyrande,
Malfurion’a oraz króla. – Nasz pojedynek był sprawiedliwy i honorowy. Bez
żadnych oszust czy pomocy od innych. Z czystym sumieniem mogłem cię teraz
zabić, kapłanko. – mówił surowym tonem, aż po ciele elfki przeszedł dreszcz. – Ale
tego nie zrobiłem. Nie przez strach, czy nawet litość. Byłem to winny
Malfurion’owi. – wskazał ręką na druida. Elf był zdziwiony jego słowami, ale mu
nie przerywał i obserwował go uważnie. – Tamten atak w plecy pozbawił mnie
honoru. Pozbawił mnie tego, co cenię najbardziej. I choć nie dokończyłem tego,
co zacząłem, to wciąż mnie to prześladowało. Ten czyn był skazą, której nie
mogłem się w żaden sposób pozbyć. Uznaj więc to za wyrównanie rachunków,
Tyrande. Twoje życie za to, co byłem winny życiu twojego ukochanego. -
zakończył Saurfang, rozluźniając napięte mięśnie. W tej samej chwili Malfurion
ominął stół i pobiegł szybko do swojej małżonki. Wyrwał ze ściany oba noże, po
czym chwycił kapłankę w ramiona.
- Tyrande, najdroższa! Nic ci nie
jest?
- N-nie, chyba nie, ukochany.
- Twierdzisz, że boję się śmierci? Że
moje czyny opierają się na chęci ratowania swojego życia? – ponownie usłyszeli
poważny głos ork’a. Gdy jednak na niego spojrzeli, ujrzeli jak patrzy on w
ziemię, wyraźnie zamyślony i… zmęczony. – Mylisz się. Niczego innego nie pragnę
tak jak śmierci. Żyję już zbyt długo i już dość wydarzeń widziały moje oczy.
Nie zliczę bitew i wojen, w których brałem udział. Żyłem, kiedy powstała Horda,
jak przybyła do Azeroth, walczyła o przetrwanie i mierzyła się z demonami. Byłem
pod przywództwem wszystkich Warchef’ów Hordy i widziałem metody przywódcze
każdego z nich. Z tego wszystkiego widziałem jednak to, czego nie powinienem
ujrzeć: śmierć mojego syna. – zamilkł na chwilę, po czym kontynuował. – Widziałem,
jak umierają moi bracia i towarzysze. Jak ginął w walce i z honorem. A ja… żyję
aż do tej pory. Śmierć nie może mnie dosięgnąć. –przerwał ponownie, wzdychając
lekko. - Jestem już tym zmęczony. Chcę już tylko dołączyć do moich poległych
braci. W pewnym momencie… postanowiłem to zakończyć. W obecnej Hordzie nie było
dla mnie miejsca. Byłem gotów iść na samobójczą walkę. Jednak zanim to zrobiłem,…
ktoś zdołał mnie zawrócić z tej drogi. Przypomnieć mi, że wciąż mam dla kogo
żyć. – zakończył Saurfang, wspominając tego młodego troll’a, którego spotkał
przed bitwą o Loarderon.
Po chwili odwrócił się i spojrzał na
Anduin’a. Spostrzegł, jak młody król obserwuje go zaintrygowany i z widoczną
ciekawością. Wspominając jego zachowanie i wcześniejsze słowa, Varok zdał sobie
sprawę z tego, że to wszystko było zaplanowane przez chłopaka. Zaproszenie na
posiłek, wezwanie kapłanki i druida oraz spotkanie między przeciwnikami. Na
samą myśl, że brał udział w jakiejś wymyślonej grze, wojownik czuł się
wykorzystany i wściekły.
- Dość już tego wszystkiego, Anduin!
Te twoje podchody zaczynają mi poważnie działać na nerwy. – zwrócił się groźnie
do Wrynn’a.
- Co? Nie rozumiem, o czym mówisz. –
odpowiedział „zaskoczony” chłopak.
- Nie myśl, że mnie oszukasz, młody!
Chcesz mi wmówić, że sprowadziłeś mnie tu, kiedy akurat zaprosiłeś na posiłek
Tyrande i Malfurion’a? Nie wierzę w taki zbieg okoliczności. Chciałeś, abym
spotkał się z nimi, bo z powodu Darnassus żywili do mnie niechęć, czy raczej
nienawiść. Okłamałeś zarówno mnie, jak i swoich sojuszników. – wskazał na
dwójkę elfów, którzy obserwowali tą wymianę zdań z wyraźnym zdziwieniem. – To
nie jest zachowanie godne króla.
- Varok, posłuchaj…
- Nie, to ty mnie słuchaj, Anduin! Po
raz ostatni wykorzystałeś mnie do swoich celów. Nie mam zamiaru brać udział w
tej twojej grze! – przerwał ostro Saurfang, stojąc wyprostowany i rzucając
chłopakowi srogie spojrzenie. Po chwili odwrócił się do niego plecami i ruszył
w stronę drzwi. Stanąwszy przy nich, załomotał w nie pięścią, a gdy się
otworzyły, zwrócił się jeszcze do króla. – To nasze ostatnie, pokojowe
spotkanie, chłopcze. Kiedy następnym razem mnie do siebie przyprowadzisz,…
zabiję cię! – rzekł w stronę Anduin’a, szokując go tymi słowami. – Miej to na
uwadze i zastanów się dobrze, kiedy będziesz chciał mnie ponownie widzieć. I
dobrze ci radzę, przygotuj się na to spotkanie. – po tych słowach wyszedł z
sali, a za nim ruszyło kilku strażników.
Zanim jednak drzwi się zamknęły, ork zdołał
usłyszeć zdanie.
- Jak sobie życzysz, Saurfang.
Rozdział równie dobry co poprzedni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Anonimowa 2