niedziela, 13 października 2019

Miraculum: Rozdział 31

Hej Wszystkim!
Co się tu dzieje? Przepraszam bardzo za takie opóźnienie! Kompletnie mi wyleciało z głowy, kiedy ostatnio wrzuciłem rozdział i trochę się z tym nie spieszyłem. Przepraszam!
Tak więc szybko wjeżdżam z nowym rozdziałem, kontynuacją poprzedniego. Liczę, że się Wam spodoba. :)
Minął już drugi tydzień studiów, miesiąc już trwa rok szkolny - tak więc jest to czas aktywny. Mam nadzieję, żeście zdrowi, wypoczęci po wakacjach i już nie możecie się doczekać kolejnych. Ja powinienem już ruszyć normalnym trybem, czyli jeden rozdział na miesiąc (szybciej niestety nie mogę, chyba że będę miał wybuch weny), tak więc postaram się o poprawnośc i punktualność.
A teraz ZAPRASZAM do rozdziału!!! :D



Rozdział 31

- Wychodzę do pracy! – krzyknął mężczyzna spod drzwi, trzymając rękę na klamce.

- Tato, czekaj! – usłyszał nagle głos córki, a po chwili wbiegła ona do pomieszczenia w hełmie i masce samuraj’a. Podeszła ona do ojca, po czym ukłoniła się z godnością, mówiąc: - Mój panie, ja, twój sługa, chciałbym ci przekazać te kanapki. – podniosła w dłoniach zawiniątko. – Własnoręcznie robione, specjalnie dla pana! – zakończyła przemowę, na co jej ojciec uśmiechnął się szeroko, po czym kucnął przy niej, odebrał pakunek i położył dłoń na jej ramieniu.

- Dziękuję ci, mój zacny sługo. Z przyjemnością przyjmę twój dar jako dowód twego oddania. I ze smakiem go zjem. – odpowiedział uroczyście, by następnie zaśmiać się głośno, a wraz z nim jego córka.

- Hahaha! I jak? Jak mi poszło?

- Znakomicie, Sophie. Idealny kąt ukłonu, nie podnosiłaś wzroku i właściwie podałaś mi podarunek. Jak prawdziwy wojownik i sługa. A powiedź mi, skąd to wzięłaś? – puknął w hełm, po czym zdjął go, odsłaniając jej uśmiechniętą twarzyczkę.

- Zabrałam z twojego gabinetu. Chciałam wyglądać jak najbardziej dobrze. Gniewasz się?

- Nieee, oczywiście, że nie. Nie mógłbym się na ciebie gniewać. Przecież jesteś moim zacnym sługą. 
– odpowiedział z uśmiechem, chwytając ją w objęcia. Ta roześmiała się głośno, krzycząc:

- Tato, przestań!

- Niby co mam przestać?! – zapytał zabawnie mężczyzna, jednak po chwili odstawił córeczkę, która wtuliła się w ojca i rzekła cicho:

- Kocham cię, tato.

- Ja ciebie też, córeczko. Najmocniej na świecie.

Trwali tak chwilę w milczeniu, aż w końcu mężczyzna podniósł wzrok i ujrzał stojącą przy ścianie kobietę, wpatrującą się w nich ze wzruszeniem. Uśmiechnął się do niej nikle, po czym odsunął córkę i pogłaskał ją po głowie.

- Muszę jechać na uniwersytet. Powodzenia w szkole. – zwrócił się do córki, na co ona pokiwała 
głową. Następnie podszedł on do swej żony i pocałował ją ze słowami. – Do zobaczenia, kochanie.

- Na razie, kochany. – oddała pocałunek i uśmiechnęła się z zadowoleniem. Mężczyzna podszedł do drzwi, po czym wyszedł z domu, machając jeszcze do swej rodziny. Zaczął się nowy dzień pracy dla profesora Nicolas’a Le Guerriee’a.

* * *

30 minut później:

Dojechawszy przed uniwersytet, Nicolas wszedł bez wahania do budynku. Po wejściu do długiego i obszernego korytarza od razu rzuciło mu się w oczy, jak młoda kobieta stoi przy dużej gablocie i zamienia kartki z ogłoszeniami. Profesor podszedł do niej z uśmiechem, gdyż poznał w niej swoją drogą koleżankę, magister Camille.

- Dzień dobry, Camille. – przywitał się, na co kobieta odwróciła głowę i uśmiechnęła się miło na jego widok.

- Ooo, witaj, Nicolas’ie. Jak zwykle jutrzenka za nami, a ty już w pracy.

- „Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje.” To samo też mogę powiedzieć o tobie. – zaśmiał się krótko, a kobieta do niego dołączyła. – Znasz mnie, wolę się jeszcze przygotować przed zajęciami z moimi uczniami. W domu jakoś mi to nie wychodzi.

- Pewnie dlatego, że jak nie mała, to jeszcze żona walczy o twoją uwagę. – odpowiedziała chytro, na co mężczyzna zaczął drapać się po karku, lekko przy tym się rumieniąc. – Nie pytaj. Przecież ja też znam Hannah’e.

- „No tak, przecież są one przyjaciółkami od dzieciństwa.” – rzekł do siebie w myślach, a po tym zwrócił się już do koleżanki. – Słuchaj, a co ty teraz robisz? Wieszasz jakieś ogłoszenie?

- Wiesz co, zdziwisz się, ale wieszam nowy rozkład zajęć. – odpowiedziała spokojnie, a Nicolas’a zdziwiły jej słowa.

- Nowy plan zajęć? Ale przecież jesteśmy w środku semestru, do świąt jeszcze z miesiąc, a przecież każdą zmianę musi zaakceptować rada. Skąd więc wyszła decyzja o zmianie?

- Mnie nie pytaj. Dostałam polecenie od rektora, aby przed porannymi zajęciami rozwiesić ten plan w całym budynku. Inni już zajęli się pozostałymi katedrami kampusu. – wyjaśniła poważnie Camille. – Ale przyznaję, mnie też zastanawia ta sytuacja.

- No nic, mam nadzieję, że rektor wie, co robi i nie będzie z tym żadnych problemów. – podsumował krótko, po czym spojrzał na plan, chcąc odszukać swoją klasę i jego zajęcia. Po krótkim obserwowaniu wyprostował się jednak gwałtownie. – Zaraz, chwila! Co to ma znaczyć?! – krzyknął zaskoczony, a Camille spojrzała na niego zdziwiona.

- O co chodzi, Nikolas’ie?

- Dlaczego dzisiaj moje zajęcia prowadzi Emil? Chwila, a w pozostałe dni… - przeanalizował resztę planu. - … jest to samo?! Cały plan jest identyczny jak poprzedni, tylko moje zajęcia zostały zamienione! A ja nie mam żadnych zaplanowanych zajęć!

- Co?! Co ty mówisz, to niemożliwe! To z pewnością drobna pomyłka. Spokojnie, Nikolas’ie. – próbowała go uspokoić, po czym również spojrzała na plan. Jednak zdumiona nie mogła nigdzie znaleźć nazwiska jej kolegi. – Nie…, naprawdę cię tu nie ma! Co jest grane?

- Nie mam pojęcia. – odpowiedział zaskoczony mężczyzna. - Idę do Patrick’a, musi mi to wyjaśnić! Tak nie może być! – oświadczył już zdenerwowany Nikolas, zostawiając zszokowaną Camille i udając się po schodach do gabinetu rektora.

* * *

- Co się dzieje, Patrick? Wyjaśnij mi, dlaczego nie prowadzę żadnych zajęć! – zdenerwowany profesor uderzył obiema rękami w stół, wpatrując się w siedzącego po drugiej stronie mężczyznę. Ten westchnął głęboko, po czym dalej przeglądał dokumenty, nie patrząc nawet na kolegę.

- Już ci to tłumaczyłem. Nastąpiły pewne okoliczności, co do których musimy się dostosować, a w efekcie mamy taką sytuację, jaką mamy. Musisz się z tym pogodzić. – rzekł na głos słowa wyjaśnienia, jednak to nie wystarczyło Nicolas’owi.

- Jakie znowu „okoliczności”?! Przecież to żadne wyjaśnienie! Co takiego się stało, że musiałem stracić przez to pracę?! Należy mi się odpowiedź!!!

- Nic ci się nie należy, Nicolas’ie. Już tutaj nie pracujesz. Poza tym interesy uczelni są tajne, jeśli tego sobie życzy klient, więc zrozum, że nie mogę ci tego powiedzieć. Przykro mi.

- Przykro ci?! Gdyby ci naprawdę było przykro, to byś nie dopuścił do tej sytuacji! O co tu w ogóle biega, jakie” tajemnicze” interesy prowadzisz?! Od kiedy te „interesy” wpływają na…

- To mogło spotkać każdego, Nicolas! – rzekł już mocniej rektor, wstając z miejsca i patrząc na profesora. – Ciebie lub innych pracowników, jak również twoich kolegów. Oni pewnie też by tak zareagowali, czyż nie? W takim razie weź to na klatę i uznaj, że robisz to dla nich. – po tych słowach Nicolas zawahał się, jednak po chwili ponownie się wzburzył na mężczyznę.

- Chcesz mi wmówić, że mam to traktować jako wyraz łaski? Bo ktoś inny nie ucierpi?! To wszystko jedne kłamstwo, a ty jesteś zwykłym egoistą, Patrick! – wskazał na rektora, który wzdrygnął się lekko i zagryzł zdenerwowany wargi. – Nie ważne, co postanowisz, bez zgody rady nie możesz mnie zwolnić. Oni na pewno nie poprą twojej decyzji. – oświadczył pewny siebie Nicolas, wierząc w prawdomówność swoich słów. Każde podobne decyzje rektor nie mógł sam podjąć bez udziały rady uniwersyteckiej.

- Rada już się zgodziła. Oto dowód zwolnienia. – rzekł krótko Patrick, podnosząc z biurka dokument i podając go Nikolas’owi. Na jego widok mężczyzna zaniemówił, całkowicie zszokowany.

- C-co? J-jak to…

- Decyzja już zapadła. To koniec, Nikolas’ie. Proszę o opuszczenie terenu uniwersytetu. – zwrócił się grobowym tonem do Nicolas’a, odwracając się od niego. Profesor stał wciąż w tym samym miejscu, szukając jakichkolwiek słów, po czym spojrzał błagalnie na Patrick’a.

- Patrick, proszę…, nie rób tego, pozwól…

- Żegnam, Nicolas’ie.

Nie widząc już żadnej nadziei, Nicolas odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi. Gdy je otworzył, usłyszał jeszcze ciche słowa.

- Przykro mi. - nie reagując na nie, wyszedł i zamknął za sobą drzwi.

Patrick odwrócił się i spojrzał na wejście do gabinetu, a po krótkiej chwili podszedł on do biurka i otworzył pierwszą z góry szufladę. Na stosiku dokumentów leżała brązowa teczka, duża i ciężka, wielkościowo pasująca do szafki. Mężczyzna wyjął ją i po chwili otworzył. W środku ponownie zaś ujrzał pliki banknotów o równowartości 100 tysięcy funtów. Wpatrywał się w nie przez krótki czas, po czym zamknął teczkę, wsadził do szuflady, po czym ją zasunął. Gdy to zrobił, westchnął głęboko, jednak mimo tego nie pozbył się narastającego w jego sercu poczucia wina.

- „Co innego miałem zrobić?”

* * *

- Jestem pod wrażeniem, Volpino. Widzę, że w dążeniu do celu jesteś równie przebiegła, jak i bezlitosna. – rzekł z zadowoleniem Władca Ciem, a młoda brunetka zaśmiała się głośno.

- Ha ha! Taka jest właśnie siła polityki, Władco Ciem. Każdy ma swoją cenę, za którą zdradzi nawet najbliższych. Moim rodzicom to akurat na rękę. Zawsze to trochę więcej głosów w ich interesie. – odpowiedziała z wyraźną wyższością, po czym spojrzała ponownie na zamaskowanego. – Ważne jest to, że wszystko idzie zgodnie z planem, prawda?

- Zgadza się. W jego sercu już zalągł się gniew, złość, a także strach. Strach… o córkę i żonę. Ale to jeszcze za mało, aby móc go opętać. Potrzebujemy jeszcze czegoś, co bardziej go wzburzy. Coś, co sprawi, że będzie rządny nienawiści… i zemsty.

- Tak jak powiedziałeś, Władco. Skoro tak bardzo martwi się o córkę, to może warto uderzyć właśnie w nią? – zapytała z złowrogim uśmiechem Volpina, który pojawił się również na twarzy Władcy Ciem.

* * *

Wieczorem:

Po wyjściu z uniwersytetu Nicolas błąkał się po całym Paryżu przez resztę dnia. Dosłownie nie wiedział, gdzie ma iść czy co zrobić. Maszerował ulicami miasta, przechodził przez skrzyżowania, mijał parki i sklepy. Po pewnym czasie wszedł nawet do katedry Notre Dame, jednak szybko z niej wyszedł. Krążył tak po Paryżu, nie znając celu tej wędrówki.

W końcu, gdy słońce już zaczęło zachodzić, usiadł na ławce nad Sekwaną i ukrył twarz w dłoniach.
- „Co ja teraz zrobię? Jak ma to powiedzieć Hannah’ie? To była świetna praca, którą uwielbiałem. Spełniałem się tam, a teraz? Jak na to zareaguje Sophie? Co ze mnie za ojciec, skoro nie potrafię zadbać o córkę? A Hannah? Przecież musimy płacić rachunki, dom jeszcze niespłacony, a Sophie musi mieć rzeczy do szkoły. Co mam zrobić?” – pytał samego siebie zrozpaczony, nie mogąc się pogodzić ze swoją sytuacją. Bał się, że zawiódł on swoich bliskich. Że bez jego pomocy nie będą mieli z czego żyć. Takie i inne myśli kłębiły się w głowie Nicolas’a, nie dając mu spokoju. Ujrzawszy jednak w głowie swoją żonę i córkę, mężczyzna postanowił się nie poddać. – „Nie! Nie mogę się załamać! Muszę jakoś to naprawić. Znaleźć pracę i zacząć od nowa. Dla nich!” – oświadczył z zapałem Nicolas, pobudzając się i wstając z miejsca, po czym wyciągnął z kieszeni komórkę. – „Miałem ją wyłączoną?” – zapytał zdziwiony, odpalając urządzenie. Natychmiast wyświetliły mu się nieodebrane połączenia od żony, która od południa próbowała się do niego dodzwonić. Zaniepokojony jej zachowaniem, wstukał szybko numer telefonu i nacisnął słuchawkę. 
Po kilku sygnałach z urządzenia dobiegł go głos Hannah’y.

- Nicolas!

- Hannah, przepraszam Cię, miałem wyłączoną…

- To nie jest teraz ważne! – przerwała mu, na co ten zamilkł, słysząc w jej głosie zaniepokojenie.

- Co się stało?

- Nie uwierzysz. Sophie została wydalona ze szkoły!

- Co?! Jak to?!

- Tego właśnie nie mogę zrozumieć. Zadzwoniła dzisiaj przed południem do mnie, że zaraz po wejściu do szkoły nauczyciel wyprowadził ją na zewnątrz, twierdząc, że się już tutaj nie uczy. Jak to usłyszałam, pojechałam szybko do niej, aby to sprawdzić. Zażądałam spotkania z dyrektorem, ponieważ nikt nie chciał mi wytłumaczyć o co chodzi. W końcu zaprowadzili mnie do niego, a ten powiedział mi tylko, że nasza córka została wydalona ze szkoły z powodu jej wulgarnego zachowania do innych uczniów.

- Wulgarnego? Zachowania? Sophie?

- Nie uwierzyłam w to! Powiedziałam, że kłamie i zapytałam o prawdziwy powód. Na co ten tak po prostu stwierdził, że jeśli się nie uspokoję, to zostanę wyprowadzona z budynku. W tamtej chwili już nie wiedziałam, co powiedzieć, dlatego kazał mnie odprowadzić do drzwi. Całkowicie nas zlekceważył! Nicolas, o co w tym wszystkim chodzi? Przecież Sophie jest mądra i dobrze się uczy, więc dlaczego ją wyrzucili po byle pretekstem? Przecież to odbije się na jej edukacji! Nicolas, musimy coś z tym zrobić! Przecież to niesprawiedliwe! I to jeszcze w naszej sytuacji… . – nastąpiła krótka cisza, po której kobieta kontynuowała. – Wiem, że to nie wygląda najlepiej, ale poradzimy sobie, prawda? Będziemy musieli trochę oszczędzić pieniędzy na nową szkołę, ale z pewnością nam się uda. Na szczęście masz pewną pracę, więc o to nie musimy się martwić, prawda? – zapytała, jednak odpowiedziała jej cisza. - Nicolas…? Halo! Nicolas, jesteś tam…? Słyszysz mnie, Nicolas?! – dobiegało z komórki, którą mężczyzna trzymał w opuszczonej ręce. Po chwili puścił urządzenie, które z głośnym trzaskiem rozbiło się o bruk.

- „Dlaczego? Dlaczego? Cały świat staną przeciwko mnie. Najpierw praca, teraz moja córka. Co jeszcze? Co jeszcze mogą mi odebrać? Moją rodzinę, wszystko?” – zamknął na chwilę oczy, myśląc nad tym, a gdy je otworzył, w jego oczach był już dostrzegalny gniew. – „Rektor mnie zdradził. Wyrzucił jak starą skarpetę, chociaż zawsze wykonywałem swoją pracę. Dyrektor śmiał oszukać moją żonę i obraził Sophie. Usunął ją ze szkoły pod kłamliwym pretekstem. A oni dwaj odpowiadają tylko przed władzą Paryża. Nie wiem jak, ale zapłacą za to, obiecuję. Za moją rodzinę!”

* * *

- Udało się. – rzekł na głos Władca Ciem, w tym samym momencie wyciągając dłoń, na której wylądował mały motyl. Zakrył go, a po chwili skupienia odsunął rękę, odsłaniając ciemną, złowrogo wyglądającą Akumę. – Leć, moja mała Akumo i zawładnij jego sercem! – krzyknął głośno, a mały motyl wyfrunął przez otwarte okno. – Ruszaj. – zwrócił się krótko do stojącej za nim Volpiny.

* * *
 
Nicolas trzymał w dłoniach nieduży pakunek, który dostał dziś rano. Nawet nie myślał, aby zjeść to, co przygotowała dla niego córka. Tak dużo w końcu się dzisiaj działo. Teraz tylko obracał pakunkiem, kiedy nagle z góry sfrunął mały, czarno-fioletowy motyl. Nicolas nie zdążył mu się przyjrzeć, gdyż ten wszedł w małe zawiniątko. W tej samej chwili mężczyzna doznał wizji.

- Witaj, Nicolasie. – ujrzał przed oczami wysokiego jegomościa, ubranego w fioletowy garnitur i z zamaskowaną twarzą. – Jestem Władca Ciem, ale to pewnie wiesz. Mówią, że jestem przestępcą, że działam przeciw mieszkańcom Paryża, ale to nieprawda. Ja tylko daję możliwość zemsty i przywrócenia sprawiedliwości dla tych, którzy zostali skrzywdzeni. Takim jak ty. Ci, którzy mają władcę, uderzyli nie tylko w ciebie, ale i w twoją rodzinę. Opuścili was, zostawiając na lodzie, w problemach. Mogę dać ci niezwyciężoną moc. Będziesz nie do zatrzymania, krocząc na ścieżce sprawiedliwości. Tym razem to ty w nich uderzysz, tak że pożałują swoich decyzji. Pomożesz tym samym swojej rodzinie. Za to wszystko chcę tylko jednego, abyś zdobył dla mnie Miracula Biedronki i Czarnego Kota. Oni chronią właśnie tych, którzy mają się za wyższych od siebie. Ich moc jest wykorzystywana niewłaściwie, ja zaś znam ich możliwości. Razem będziemy mogli zmienić ten niesprawiedliwy system. Więc,… zgadzasz się? – zakończył przemowę pytaniem, po którym nastąpiła cisza. Nicolas stał wyprostowany i zastanawiał się nad odpowiedzią. Słowa Władcy Ciem docierały do niego i miały sporo racji. I choć wiedział, że to przestępca, to jednak nie był pewny wyboru.

W końcu ujrzał w głowie twarz swojej córki. Na jej wspomnienie ulżyło mu, a samego Władcę widział zamglonego. Zamaskowany mężczyzna to wyczuł, co go zdziwiło, jednak nie dał po sobie tego poznać.

- Jaka jest twoja decyzja? – po usłyszeniu tych słów, Nicolas zamiast uśmiechniętej twarzy córki… ujrzał ją smutną i płaczącą. Widok, który napełnił go lękiem i strachem.

- Zgoda.

Na tą odpowiedź czekał Władca, który uśmiechnął się zadowolony. W tej samej chwili ciało Nicolas’a pokryła ciemno-fioletowa moc. – W takim razie stań się tym, który niesie sprawiedliwość i który broni słabych. Przywdziej zbroję wojownika, którego ostrze rani złoczyńców. Obudź uśpione w tobie siły i umiejętności, dawno zapomniane od wieków. Twe imię niech świadczy o twej służbie, chociaż nie masz nad sobą pana. Powstań, Ronin’ie! – krzyknął Władca Ciem, w tej samej chwili wychodząc z głowy Nicolas’a.

Z dachu budynku zeskoczyła Volpina, lądując tuż za plecami byłego profesora. Ale on już nie wyglądał jak profesor. Spoglądając na stojącą przed nią postać, sama Volpina poczuła nieprzyjemny dreszcz. Nogi ubrane miał w czarny materiał, a stopy wciśnięte w skórzane trzewiki. Kolana i uda były zasłonięte przez brązowy, wykonany z grubej skóry pancerz, z dodatkiem metalowych ochraniaczy.  Tors okrywała długa koszula z podobnego materiału jak u spodni, a także ściśle przylegająca do ciała skórzana kirys, dodatkowo z zamontowanymi złotymi kolcami. Ramiona przy barkach chroniła podobna zbroja, a przedramiona okrywały długie rękawice z metalowymi zdobieniami, jak kolczysty ochraniacz na dłonie i długie blaszki na nadgarstkach. Na całe zaś ciało narzucony miał długi, bordowy płaszcz. Głowę zaś ochraniał skórzany hełm, okrywający również szyję, ozdobiony w złote kolce i czarne paski na ochraniaczach.

- Ronin! – krzyknęła Volpina, chcąc przykuć jego uwagę. Ten zaś odwrócił się powoli w jej stronę, na co ona zadrżała minimalnie. Miał on zakrytą twarz przez surowo wyglądającą maskę, dołączoną do hełmu i przypominającą demona. Spomiędzy dwóch otworów w miejscu oczu ujrzała ona jasne, miejące się fioletową poświatą oczy. – Ruszamy? – zadała pytanie, jednak mężczyzna nie odpowiedział. Stał przez dłuższą chwilę w miejscu, wpatrując się w nastolatkę. W końcu odsłonił ręką kawałek płaszcza, a Volpina ujrzała zawieszoną u jego pasa drewnianą, czarno-złotą pochwę, z której wystawała długa rękojeść katany. Ronin chwycił ją i wysunął, a blask zachodzącego słońca odbił się od odkrytej srebrnej klingi.

- Działam jutro. – rzekł krótko chłodnym i bezbarwnym tonem, chowając katanę za płaszczem. Odwrócił w miejscu i ruszył przed siebie, zostawiając z tyłu dziewczynę. W normalnej sytuacji nastolatka poczułaby się urażona i wściekła takim lekceważeniem ze strony sługusa Władcy Ciem. Nawet ze strony Portus’a wymagała posłuszeństwa. Jednak teraz, gdy patrzyła na odchodzącego samuraja, nie ośmieliła się zwrócić mu uwagi. Inne Akumy, które widziała, pokazywały emocje i widoczną chęć osiągnięcia celu. Dzięki temu z łatwością dało się ich kontrolować. Teraz zaś postać Ronin’a pokazywała obojętność, czy nawet bezduszność, a chłód w jego głosie budził w jej ciele ciarki. Była pewna, że tym razem to nie ona, ani pewnie nawet Władca Ciem nie pociąga za sznurki.

* * *

Za oknem już zapadł zmrok, a pokój oświecała mała świeczka, postawiona na kredensie. Mistrz Wu klęczał pośrodku, medytując. Częsta obecność Shadow’a w jego domu już nie była dla niego zaskoczeniem, chociaż to nie pomogło zmniejszyć choć trochę odczucie niepokoju na jego widok. W końcu to od jego woli zależała przyszłość Biedronki i Czarnego Kota. Musiał przyznać, że na tą chwilę ta dwójka nie jest w stanie mu się przeciwstawić.

Wzdrygnął się lekko, przywołując niedawną rozmowę z chłopakiem tuż przed walką z Portus’em. Pamiętał dobrze jego ton głosu i postawę ciała, bo twarzy nie mógł ujrzeć. Wyrażał wtedy pewną gotowość do walki, nie bał się pojedynku z tym przeciwnikiem, którego nie mogli pokonać Biedronka i Czarny Kot, nawet z pomocą Lisicy.

- „Prawdę mówiąc podoba mi się jej nowe imię.” – stwierdził w myślach, uśmiechając się pod nosem. Jednak ponownie spoważniał, kontynuując przemyślenia.
Shadow. Okazał się znacznie potężniejszy niż pamiętał. Widząc jego wcześniejsze walki, ale przede wszystkim jak poradził sobie z Portus’em, staruszek mógł przyjąć do wiadomości, że nikt nie będzie w stanie go pokonać.

Otworzył oczy, gdy niespodziewanie usłyszał cichy świst i instynktownie chwycił za laskę. Nikt jednak go nie atakował, więc odetchnął uspokojony. Starych nawyków z młodości nie da się pozbyć. Ponownie usłyszał ten odgłos, dochodzący z głównego pomieszczenia. Wu wstał i ruszył za tym dźwiękiem, zaglądając do salonu.

Ujrzał Shadow’a, stojącego na środku salonu, wykonującego pozycję treningową. Stał na jednej nodze, drugą unosił za sobą prostopadle do ciała. Lewą ręką trzymał nad głową szeroki wazon, zaś w prawej przed sobą dzierżył czarną katanę. Na jej ostrzu leżało duże jabłko. Po krótkiej chwili chłopak obrócił się w prawo i przechylił, lewą nogę unosząc przekątnie do ciała. Wazon wciąż trzymał wysoko, tym razem opierając go na jednym palcu dłoni. Kataną zaczął podrzucać owoc, ani razu nie nabijając go na ostrze. W końcu podrzucił jabłko pod sufit, chowając w tym czasie broń do pochwy. Zarówno on, jak i Wu nie spuszczali wzroku z unoszącego się jabłka, które zatrzymało się w powietrzu, po czym zaczęło opadać w dół.

I wtedy nastąpił ruch, trwający tyle, co mrugnięcie okiem. Następnie na podłogę spadły ćwiartki z jabłka, a Shadow schował katanę. Stało się to błyskawicznie, jednak Wu zdołał ujrzeć, co się stało. Kiedy owoc zrównał się na wysokości głowy chłopaka, wyciągnął on katanę szybkim ruchem i zadał dwa cięcia, dzieląc owoc na cztery, równe części. Obserwując to z boku, Wu nie mógł wyjść z podziwu. A gdy Shadow odłożył na stole wazon, staruszek ujrzał zalane prawie do pełna naczynie.

- Tak trenujesz?

- Metoda zależy od okoliczności. Abym był przygotowany na każdą okoliczność. – odpowiedział Shadow, stojąc plecami do Wu. Ten obserwował go, myśląc nad jego treningiem. Równowaga, skupienie, płynność – takie ćwiczenia wykonuje się oddzielnie, a jeśli podejmie się je razem, to świadczy o wysokim ich opanowaniu. Tego nie można nauczyć się z dnia na dzień, nawet z mocami Miraculum. To się nabywa latami.

- Dlaczego wznowiłeś trening? Wcześniej pewnie też ćwiczyłeś, ale nie tak często, a już na pewno nie tutaj. Co się stało?

- Jesteś spostrzegawczy i domyślny. Jak na mistrza przystało. – podsumował Shadow ze słyszalnym chichotem, nie odwracając się jednak. Zamilkł na chwilę, czyszcząc czarne ostrze, a Wu nie spuszczał z niego wzroku. W końcu odwrócił się do niego i rzekł: - Nie wyczułeś ostatnio czegoś dziwnego?

- Nie. – odpowiedział zdziwiony staruszek, zerkając na Wayzz’a, który wyjrzał zza ramienia staruszka. Dostrzegł go też Shadow.

- Wayzz ma niesamowity zmysł, połączony z Miraculami,… jednak nie wszystko jest w stanie wyczuć. Ja dostrzegam więcej, nawet rzeczy z nimi choć minimalnie związane. Dzisiaj właśnie pojawiła się kolejna Akuma.

- Akuma? Czyli pojawił się nowy przeciwnik? I to cię tak zmobilizowało? – pytał Wu, przypominając sobie jego poprzednie starcia, z których zawsze wychodził z olbrzymią przewagą. Nie chciał uwierzyć, że zachowanie chłopaka pobudził zwykły złoczyńca.

- On jest inny. I dlatego muszę go potraktować inaczej. – odpowiedział krótko chłopak, ponownie się odwracając i nie wyjaśniając. Jednak jego odpowiedź zaskoczyła mistrza, który zapytał się po chwili.

- Dlaczego?

- Bo jest taki sam jak ja.


3 komentarze:

  1. Hej,
    to ja, to ja ;) ale mnie uprzedziłeś właśnie miałam Cię zapytać co tam u Ciebie słychać i tak dalej? bo od tak dawna nie pojawił się rozdział,
    a tutaj taka niespodzianka... z czego oczywiście się bardzo cieszę...
    a co do mnie no cóż jeszcze komentuję "naruto" to już czytam "miraculum" i bardzo mi się podoba to opowiasanie jak na ten moment (czyli to co przeczytałam do tej pory)... więc pisz, pisz..
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, wyprzedziłem system. :D Dalej piszę i póki co tego nie odwieszam. mam nadzieję, że jeszcze na długo tu pozostanę. Dziękuje bardzo za mile słowa, cieszę się bardzo, że Ci się podobają opowiadania. To rzeczywiście motywuje. :)
      Pozdrawiam również i zdrowia życzę! ;D

      Usuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, trudny przeciwnik będzie, jeśli nawet Shadow wziął się do roboty... ach miałam nikłą nadzieję, że nie ulegnie już ta postawa taka była a tu nagle...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń