Przepraszam, za tak długą nieobecność, ale dużo się dzieje, magisterka rusza do przodu i jednak z tym rozdziałem miałem małe trudności. Ale ostatecznie mi się udała, tak więc mam nadzieję, że ten czas oczekiwania Wam się opłaci. ;)
Również tutaj chciałbym złożyć Wam wszystkim serdeczne (spóźnione) życzenia, odpoczynku i spokoju, w gronie rodziny i przyjaciół. Wszelkiego błogosławieństwa Bożego i łask, a także pomyślności na koniec tego roku i na przyszły. Dzięki, że jesteście! :D
Zapraszam do czytania!!!
Rozdział 32
- Hmm, chyba rzeczywiście dobrze w tym wyglądam. Jak
myślisz, Tikki?
- Jednoznacznie mogę stwierdzić, że świetnie w nich
wyglądasz. – odpowiedziało kwami z uśmiechem, który również zagościł na twarzy
ciemnowłosej nastolatki.
- Dzięki. Miło, że nie tylko Alya’i się one podobały. –
odrzekła za śmiechem, ponownie przeglądając się w lustrze. Również Tikki
wróciła do poprzedniej czynności.
Przez ostatni czas kwami nieustannie myślało nad jej
niespodziewanym spotkaniem z innymi opiekunami Miraculów. Od dawna już nie
widziała pozostałych i było to jak najbardziej naturalne, ale mimo to tęskniła
za nimi. Tak naprawdę ucieszyła się na ponownym spotkaniu swoich przyjaciół, a tylko
z zewnątrz chciała się zachować jak profesjonalistka.
Miło było znów zobaczyć tego leniucha, Plagg’a - specjalistę
od nic nierobienia i miłośnika camembert’a. Kiedyś inaczej się go nazywało, ale
mimo wszystko wciąż go pochłaniał.
- „Pod tym względem
się nie zmienił.” – zachichotała w myślach.
Następna była Trixx, kwami Miraculum Lisa. Ta dalej uważała
Tikki za nie wiadomo jaką rywalkę o uczucia Plagg’a. Co ciekawe, każde kwami
Lisa zachowywało się podobnie w stosunku do kwami Biedronki.
- „Nawet nie rozumiem,
o co ona się tak złości.” – stwierdziła Tikki, przypominając sobie sytuację
z tamtego dnia. Po chwili wpadła jej do głowy pewna myśl. – „Może zazdrości ona mojej relacji z
Plagg’iem?” – zastanawiała się istotka. Musiała przyznać, że niezwykle
dobrze się dogadywała z kwami Kota, zwłaszcza jeśli to był Plagg. W tych
nielicznych momentach zdarzało się im żartować ze swoich posiadaczy czy dzielić
się przeżyciami. A kwami Lisa, w tym przypadku Trixx, chyba nie wzbudzała zbytniej
sympatii u Plagg’a. Może nawet mniej niż „zbytniej”, gdy przypomniała sobie
reakcję Plagg’a na Trixx. Parsknęła cicho, przypominając sobie jego minę.
- Coś mówiłaś? – dało się słyszeć pytanie ze strony
Marinette.
- Nie, nic! Tak tylko mi się wymsknęło. – odpowiedziała z
zawstydzeniem Tikki.
- Okej, mniejsza. Jestem już gotowa do wyjścia. Chodź,
Tikki. – zwróciła się nastolatka do kwami, otwierając torebkę. Tikki poleciała
ochoczo i schowała się do środka, a Marinette wyszła po chwili z pokoju.
Gdy weszły na ulicę, a Marinette schowała się szczelniej pod
kurtką i ruszyła w stronę szkoły, Tikki przypomniała sobie wtedy o czymś. O
czymś, nad czym już wcześniej rozmyślała. Były to ostatnie słowa Plagg’a z ich
spotkania, zanim się rozeszli.
* * *
- Że niby w
Biedronce? To chyba znamy, nie? Poza tym mamy informacje z pierwszej ręki.
- Nie, to…
* * *
- „Nie? Nie chodziło
wtedy mu o Biedronkę? W takim razie o kogo?” – zastanawiała się Tikki,
chociaż miała pewne podejrzenia, o „kogo”. Uchyliła minimalnie zamek torebki i
popatrzyła przez chwilę na Marinette. Dziewczyna miała zaróżowione policzki od
panującego chłodu, a z jej oczu widać było zaniepokojenie, pewnie spowodowane
obawą o kolejne spóźnienie. Wpatrując się w jej twarz, Tikki myślała
intensywnie o ostatnich wydarzeniach. Czarny Kot zmienił wobec niej swój
stosunek, stał się w stosunku do niej bardziej poważny. Przychodził do niej
często po poradę lub na zwyczajną rozmowę. Też zauważalne było to, że chłopak
przestał z nią flirtować dla żartu. Teraz jego zaczepki były jakby „na
poziomie”. To już przekonywało kwami, kogo Plag miał na myśli.
Poza tym sama Marinette zaczęła inaczej się do niego
odnosić. Jako Biedronka musiała znosić jego cienkie żarty i przesadzone gadki
na podryw, które tylko ją odrzucały. Traktowała je jak teksty nachalnego
podrywacza. Wcześniej również zachowywał się podobnie względem „Marinette”, ale
z wyraźną różnicą niż do Biedronki. Jednak od pewnego czasu jej opiekunka
zaczęła z zainteresowaniem patrzeć na Kota. Starała się to ukryć, ale Tikki
dostrzegała jej „inne” zachowanie, gdy wspominano bohatera Paryża.
- „Czyżby Marinette i
Czarny Kot się w sobie… zakochali”? – zadała sobie to pytanie,
zastanawiając się nad tym wszystkim, co udało jej się ustalić. O poparciu tej
tezy świadczył sam fakt, że Marinette nie ma już takiej obsesji na punkcie
Adrien’a. Mało tego, nie jest on już jej numerem jeden w rozmowach zarówno z
Alyą, jak i z jej kwami. To wystarczało, aby mieć takie wątpliwości.
Tikki zakończyła rozmyślanie, gdyż w tej samej chwili
Marinette przekroczyła próg szkoły. Od wejścia ujrzała już Alyę, do której
podbiegła, po czym wspólnie udały się one w stronę klasy. Kwami przymknęło
torebkę i skupiło się na otoczeniu, obiecując sobie, że przeprowadzi wieczorem
ze swoją opiekunką na ten temat rozmowę.
* * *
Na ulicy położonej naprzeciw Uniwersytetu Paryskiego
kroczyła pośrodku dziwna postać, ubrana w zbroję samuraj’a. Przechodnie i
studenci patrzyli na niego zdziwieni lub miejscami rozbawieni. Nieliczni jednak
wpatrywali się w niego z wyraźną obawą, a nawet strachem i tylko przyśpieszali
kroku lub odwracali się w przeciwnym kierunku, niż on kroczył. Mężczyzna zaś,
wnioskując po posturze, nie zważał na wszystko i kierował się nieustannie w
stronę wielkiego budynku.
- „Ty będziesz
pierwszy, Patrick.”
* * *
Zajęcia w szkole trwały w najlepsze. Trzecia już lekcja
dotyczyła historii, a że ostatnio mieli świetny wykład z profesorem z
Uniwersytetu Paryskiego, nauczyciel kontynuował tematykę Starożytnego Wschodu.
Po trwających przedtem chemii i biologii, na których pracowali bez chwili
wytchnienia, Marinette czuła się lekko zmęczona. Położyła więc głowę na ławce i
przymrużyła oczy, czując błogą ulgę. Aktualnie trwała prezentacja, którą
wygłaszał Gerard, tak więc ciemnowłosa nie widziała sensu, by skupiać się na
chłopaku, dlatego też pozwoliła sobie na krótką przerwę w myśleniu. Jednak
wsłuchując się w głos Gerard’a, dziewczyna nie potrafiła odwrócić swej uwagi od
tego, co mówił, mimo usilnych starań. Brunet opowiadał o kulturze, zwyczajach,
ale i sytuacji wojennej w starożytnych Chinach. Slajd po slajdzie, opisywał i
komentował historię tego cesarstwa, a jego głos rozbrzmiewał po całej sali.
Marinette musiała sama przed sobą przyznać, że chłopak mówił bardzo ciekawie i
przykuwał uwagę tymi wiadomościami. Nie jąkał się, nie wahał, tylko dzielił się
wiedzą na dany temat w sposób płynny.
Spoglądając na innych, Marinette dostrzegała wielkie
zainteresowanie wykładem ucznia. Nauczycielka siedziała i obserwowała treści na
slajdach, z uwagą śledząc też słowa Gerard’a. Podobnie działo się też wśród
uczniów. Gdzie tylko ciemnowłosa spoglądała, widziała tam wzrok skierowany na
pulpit, przy którym znajdował się brunet. Gdy wysunęła się w lewo i zerknęła za
siebie, zauważyła, jak Lila wpatruje się w komórkę, niewzruszona tym, co się
wokół niej działo na lekcji.
- „No tak, czego
innego bym się po niej spodziewała. A taką grzeczną udaje.” – skomentowała
w myślach Marinette, prostując się w krześle. Wtedy też mimochodem zerknęła w
prawą stronę, dostrzegając drugą osobę, która nie zwracała uwagi na to, co się
dzieje na pulpicie. Kim siedział sobie wyluzowany przy ławce, z piłką między
nogami i bawił się gumką recepturką. Marinette zdziwiło jego zachowanie, gdyż
ostatnim razem z wyraźnym zainteresowaniem słuchał wykładu na temat
starożytnych Chin. A teraz wyraźnie to zlewał, jak również to, że to właśnie
Gerard mówił o tym cesarstwie.
- „Przecież go szanuje
i się z nim trzyma, dlaczego więc go nie słucha? A przecież tak bardzo się
chwalił, jak to interesuje się tematyką walki w dawnych Chinach. Dziwnie się
ostatnio zachowuje.” – stwierdziła w myślach, przez chwilę jeszcze
obserwując chłopaka, po czym odwróciła się w stronę pulpitu, skupiając już swą
uwagę na Gerard’zie.
* * *
Gdy lekcja dobiegła końca, Marinette wraz z Alyą zeszły na
dziedziniec i usiadły na jednej z tamtejszych ławek. Nie zdążyły jednak zacząć
rozmowy, gdyż w tej samej chwili obok nich przeszła grupa uczniów z innej
klasy, a z telefonu jednej z nich wydobywał się komunikat południowych
wiadomości.
- Uwaga, z ostatniej chwili! Uniwersytet Paryski został
zaatakowany!...
Na usłyszane zdanie ciemnowłosa wraz z przyjaciółką
podniosły głowy i spojrzały w stronę źródła tej nowiny. W tym samym momencie
podbiegły szybko do grupki i stanęły przy innych, patrząc w ekran komórki.
- Około 12.00 z Uniwersytetu Paryskiego zaczęły dobiegać
głośne krzyki, a świadkowie relacjonują, że mogły paść strzały z broni palnej.
W niedługim czasie z budynku zaczęli uciekać pracownicy i studenci Uniwersytetu.
Niezwykłe jednak jest to, że nasi reporterzy nie mogli dotrzeć do żadnych z
tych osób. Jak relacjonują, z tymi osobami jest utrudniony kontakt, a jedyne,
co można od nich ustalić, to wyraz przerażania na twarzy u wszystkich
poszkodowanych. Policja już zabezpieczyła teren, ale nie zostały jeszcze
podjęte działania co do wkroczenia do Uniwersytetu. Według podanych informacji,
w budynku mogą znajdować się zakładnicy, a także sprawca…
Dalej już dziewczyny nie słuchały, tylko odsunęły się od
grupki, za to u obu nastolatek pojawiła się w głowie ta sama myśl.
- „Trzeba im pomóc!
Muszę ruszać!”
- „Potrzebują
wsparcia! Nie mogę czekać!”
- Marinette, słyszałaś to? Zaatakowano Uniwersytet! Tam,
gdzie pracuje profesor Nikolas, z którym mieliśmy ostatnio zajęcia!
- Rzeczywiście, to straszne! A przecież to miejsce
publiczne, gdzie są studenci i nauczyciele. Mam nadzieję, że nikomu nic się nie
stało.
- To też, ale rozumiesz, że to kolejny śweitny materiał na
mojego bloga? Przecież to pewnie robota Akumy! Muszę lecieć i zdać relację z
tego!
- Co?! Alya, ile razy mam ci mówić, że to niebezpieczne?
- Marinette, a ile razy ja mam ci mówić, że sobie poradzę? –
odpowiedziała z małym uśmieszkiem rudowłosa, podnosząc do góry swój telefon. – Dam sobie radę, nie martw się, Mari.
- Ehh, wiem, że tak. Ale to nie zmienia faktu, że się
martwię. – westchnęła ciemnowłosa nieprzekonana, ale specjalnie nie ciągnęła
dalej tematu. W końcu ona też tam chciała iść, a do tego musiała zostać sama.
- Spokojnie, jak zawsze będę uważać. Ja lecę, usprawiedliw
mnie! – krzyknęła jeszcze, po czym pobiegła do wyjście. U progu budynku
dosięgnął ją wściekły głos przyjaciółki.
- Że co?! Ja mam cię usprawiedliwić?! Wracaj tu, Alya! – na
usłyszane zdanie zaśmiała się krótko.
- „Sorki, Marinette, ale
musiałam cię wrobić. Nie miałam wyboru. A teraz szybko, Paryż potrzebuje Lisicy.”
– rzekła w myślach, kierując się w najbliższą uliczkę.
- Co za dziewczyna… - skomentowała krótko Marinette, ale odwróciła
się napięcie i ruszyła w stronę toalety. –
„Dobra, ale przynajmniej teraz mogę bez przeszkód się zmienić. Uważaj na
siebie, Alya.”
Gdy wbiegła w korytarz, gdzie znajdowała się najbliższa
toaleta, dziewczyna niespodziewanie zderzyła się z kimś, upadając boleśnie na
podłogę.
- O, przepraszam, Marinette! Nic ci nie jest? – odezwał się
zaniepokojony Nino, wyciągając w jej stronę rękę.
- Nie, nic się nie stało. To ja powinnam cię przeprosić,
Nino. Nie uważałam na siebie i innych. – odpowiedziała skruszona dziewczyna,
korzystając z zaoferowanej pomocy, po czym skłoniła się delikatnie w stronę
przyjaciela.
- Aaa, nie przejmuj się, każdemu się zdarza. – machnął na to
ręką, a nastolatka uśmiechnęła się z ulgą. – Lecisz do łazienki? Coś zaczyna
nas wszystkich brać, czy co?
- Eee, nie rozumiem.
- Bo widzisz, chwilę temu Adrien też tam poleciał jak
poparzony, krzycząc, że musi skorzystać. Z uwagi na pośpiech stwierdziłem, że
coś go złapało nieprzyjemnego. – zaśmiał się krótko, a ciemnowłosa uśmiechnęła
się szerzej, choć niepewnie. – A skoro teraz widzę ciebie, to taka myśl mi się
pojawiła. Nie żebym coś sugerował, Marinette, ale jednak to trochę śmiesznie
będzie wyglądać, jak po kolei będziemy tam biec. – wskazał na drzwi toalety ze
śmiechem, a tym razem Marinette też się zaśmiała, wyobrażając dwie lub trzy
osoby w takiej sytuacji. I nie kryła lekkiej satysfakcji.
- Hahaha! Masz rację, to wyglądałoby komicznie. Sorki, ale
ja lecę! Rozumiesz, Nino?
- Jasna sprawa, nie przeszkadzam! – wyciągnął przed siebie
oba kciuki i wyminął dziewczynę, która pomknęła do drzwi z damskim oznaczeniem.
Wbiegła do środka, zamknęła drzwi, po czym sprawdziła szybko pomieszczenie.
Upewniwszy się, że nikogo nie ma, otworzyła torebkę, z której wyleciało małe
kwami.
- Musimy lecieć, Uniwersytet został zaatakowany!
- Jestem gotowa! – odkrzyknęło kwami, na co ciemnowłosa
uśmiechnęła się szeroko.
- A więc, Tikki, kropkuj!
Po szybkiej przemianie dziewczyna otworzyła okno w łazience
i wyjrzała ostrożnie na zewnątrz. Nie dostrzegając nikogo, wyskoczyła przez nie
i pomknęła po budynkach w stronę Uniwersytetu.
* * *
Przez chwilę Biedronka była jeszcze w zasięgu wzroku zza
zamkniętego okna, by w końcu zniknąć w oddali. Obserwujący uśmiechnął się
lekko, zapiął rozporek i spuścił wodę. Wychodząc z kabiny w jego głowie
pojawiła się myśl.
- „Heh, to ciekawe, że
przez cały czas tylko ja zauważyłem to częste uciekanie.”
* * *
Odbijając się od dachów budynków i przeskakując nad
zatłoczonymi ulicami, wspomagając się swoim kijem, Czarny Kot mknął w szybkim
tempie w stronę wyrośniętego ponad pozostałe zabudowania Uniwersytetu. Jego cel
rósł w oczach, a wspomniany bohater nie zwalniał, chcąc jak najszybciej dotrzeć
na miejsce. W tym celu zeskoczył z dachu i uderzył oburącz kijem w asfalt, w
tej samej chwili wydłużając go na dłuższą odległość, tym samym Kot znalazł się
na dość wysoko nad Paryżem. Następnie przechylił się w odpowiednią stronę i
pomknął w dół, pokonując tym samym znaczny dystans. Przy okazji, jak zbliżał się
do ziemi, zauważył niedaleko biegnącą przed nim Lisicę, zmierzającą w tym samym
kierunku, co on. Chłopak wylądował gładko na ziemi, po czym odbił się mocno do
przodu, równając się z bohaterką.
- Witam panią! Jak samopoczucie? – posłał jej szeroki uśmiech,
na co ta mrugnęła w jego stronę w odpowiedzi.
- A miło, dziękuję za zainteresowanie. Pogoda może nie za
ciepła, ale w końcu mamy jesień, czyż nie?
- Prawda, prawda. A czy mi się zdaje, czy kierujemy się w
tym samym kierunku?
- A nie wiem, być może. Stwierdziłam, że czas zdobyć
wykształcenie wyższe.
- No proszę, to tak samo jak ja.
- Widzę, że jednak dużo nas łączy! – odezwała się nagle
trzecia osoba, a w tej samej chwili przy drugim boku Kota pojawiła się
uśmiechnięta Biedronka.
- Witamy Panią! Uszanowanie. – odpowiedział chłopak,
skłoniwszy się lekko i posyłając jej mały uśmiech. Na ten widok nastolatka
poczuła miłe ciepło w klatce piersiowej.
- Wy tu gadu gadu, a Paryż nas potrzebuje. Lećmy! –
krzyknęła do towarzyszy, wybijając się do przodu.
- Prowadź! – odkrzyknął Kot, również przyśpieszając, a w
jego śladu poszła też Lisica, uśmiechając się szeroko na widok, który miała
przed sobą.
- „I tego właśnie
najbardziej chciałam.” – stwierdziła w myślach, wpatrując się w
uśmiechnięte twarze tej dwójki bohaterów, których szanowała i podziwiała z
całego serca. I że właśnie oni przyjęli ją do swojej drużyny. W tej chwili
dziewczyna życzyła sobie, aby nic i nikt nie sprawił, by z ich twarzy zniknęły
te pogodne i szczere uśmiechy. Nie myśląc nad tym dłużej, ruszyła śladem
towarzyszy.
* * *
Na ulicy przed Uniwersytetem stały liczne radiowozy, jak
również dwie ciężarówki z oddziałów antyterrorystycznych. Funkcjonariusze
policji kręcili się po całym terenie, odmawiać wstępu cywilom oraz
dziennikarzom, a część z nich kierowała broń w stronę wejścia do wysokiego
budynku. Każdy czekał w skupieniu na chociażby najmniejszy ruch z tamtej strony.
W tej samej chwili zeskoczyli na ulicę młodzi bohaterowie,
tuż za barierą policyjną. Biedronka zauważyła wśród policjantów ojca Sabrine,
który to rozmawiał z innymi funkcjonariuszami i przekazywał im zadania.
Skinąwszy na pozostałą dwójkę, ciemnowłosa podbiegła z nimi w stronę mężczyzny.
- Panie Raincomprix, jesteśmy, aby wam pomóc. – świadczyła
dziewczyna, a gdy policjant ich ujrzał, uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Świetne, cieszę się, że się zjawiliście. Tutaj potrzeba
waszej pomocy.
- W czym możemy służyć? – odezwał się poważnie Kot.
- Niestety, nawet my nie wiemy, co się tam dzieje. – mężczyzna
wskazał na Uniwersytet. – Zjawiliśmy się dopiero po zgłoszeniu, że w środku
słychać było odgłos strzał z broni palnej. Jak przyjechaliśmy, to nie
zauważyliśmy niczego dziwnego poza tym, że drzwi wejściowe są wyłamane. Musiało
tędy wejść coś bardzo silnego. Nie mamy żadnych wieści, czy są tam zakładnicy
lub czy sprawca wciąż tam jest. Ta cisza nie jest normalna i nie chcemy
ryzykować.
- Hmm, to rzeczywiście nie jest normalne. Rozumiemy waszą
niepewność. Może my spróbujemy to załatwić?
- Tylko jak? Tam wciąż mogą być zakładnicy. – przypomniała Biedronka,
na co Kot zaczął myśleć nad rozwiązaniem.
- A może wystarczy, że tam wejdziemy? – doszedł do nich głos
Lisicy, a gdy pozostała dwójka i policjant na nią spojrzeli, ta wyjaśniła
szybko. – To jest lepszy pomysł niż wysyłanie do budynku uzbrojonych oddziałów.
Może gdy się zbliżymy, to sprawca się ujawni. Albo nawet już go tam nie ma.
Ważne jednak, byśmy nie wyglądali na niebezpiecznych. – po tych słowach
nastąpiła cisza, którą przerwał Kot.
- Ma rację. Nie możemy już dłużej czekać i stać tutaj bez celu.
Ktoś musiał mieć jakiś cel, atakując Uniwersytet. Nie poznamy go, jeśli sam nam
go nie poda.
- Hmm, no nie wiem. Możemy sporo zaryzykować, a wasza
trójka…
- Poradzimy sobie. W końcu już z niejednego
niebezpieczeństwa wyszliśmy cało. – odezwała się spokojnie i z uśmiechem
Biedronka, chcąc uspokoić mężczyznę. Ten zerknął na nią, po czym podniósł wzrok
na pozostałą dwójkę, a po chwili westchnął głośno.
- No dobrze, zostawimy to wam. Idźcie i sprawcie teren. W
razie kłopotów dajcie sygnał.
- Spokojnie, będziemy pamiętać. – rzekła w odpowiedzi, po
czym cała trójka ruszyła w stronę Uniwersytetu.
- „Szczęścia życzę.”
– wymówił w myślach policjant, śledząc wzrokiem młodzież. – „Ale zaraz, przecież ja im nie podałem
sygnału.” – zauważył po chwili, po czym zaśmiał się krótko.
* * *
W stronę wejścia do budynku kroczyli młodzi bohaterowie. Zbliżając
się coraz bardziej, obserwowali oni okolicę Uniwersytetu i w skupieniu szukali
jakichkolwiek oznak ludzkiej obecności. Okna nie były zasłonięte, jednak z żadnego
nie dało się dostrzec kogokolwiek. Z wnętrza wydobywał się dym, ale nie
wyglądało to na pożar. Im dalej się posuwali, tym głosy z ulicy cichły, co
tylko większe podejrzenia wzburzały u nastolatków. Mimo to nie zatrzymali się
ani razu, aż doszli do wejścia.
Przekraczając próg, Biedronka, Kot i Lisica ujrzeli
niecodzienny widok. Główny hol był całkowicie pusty, nie dało się zauważyć
nikogo żywego. Poza tym wnętrze wyglądało całkiem normalnie. Wszystko wydawało
się być na swoim miejscu, tablice wisiały na ścianach, gabloty nie były stłuczone,
ściany niezniszczone. Jedyne, co wzbudzało podejrzenie, był ten dym, unoszący
się po całym pomieszczeniu.
Nastolatkowie zaczęli iść przez pomieszczenie, uważnie obserwując
wszystko dookoła. Wciąż nie byli pewni, kto za tym stoi i czy przypadkiem nie
ma go wciąż w środku. Minąwszy pierwszy zakręt, zatrzymali się gwałtownie i
wstrzymali oddech z zaskoczenia. Wzdłuż korytarza leżało nieruchomo kilku
ochroniarzy, a przy kilku dało się zauważyć pałki strażnice i jeden pistolet. Bohaterowie
podbiegli szybko do kilku z nich i sprawdzili im puls. Po chwili odetchnęli z
ulgą, wyczuwając uderzenia serca i upewniając się, że żyją. Byli tylko
nieprzytomni.
- „Uff, całe
szczęście.” – pomyślała Biedronka, po czym spojrzała na leżącą niedaleko
broń. – Czyli jednak mogły paść tutaj strzały. – wskazała przedmiot ręką.
- Dobrze, że nie była wycelowana w ochroniarzy. Ale to znaczy,
że ich przeciwnik musiał sobie z tym poradzić. Ale jak?
- Nie wiem, ale możemy już chyba przyjąć, że nikogo groźnego
tutaj nie ma. – stwierdziła z uśmiechem Lisica.
BRZDĘK!
Usłyszeli z oddali dziwne uderzenie. W tej samej chwili w
dłoniach całej trójki pojawiły się ich bronie, a bohaterowie byli gotowi na
obronę przed atakiem. Odczekawszy jednak z minutę, uspokoili się nieco, gdy nie
nadszedł żaden atak, ale nie przestali być czujni. Powoli zaczęli zbliżać się
do miejsca, z którego dobiegł ich ten dziwny hałas.
Doszli do drzwi z tabliczką „Dziekanat”. Gdy zajrzeli do środa,
ujrzeli puste pomieszczenie biurowe, z dwoma długimi biurkami, położonymi
wzdłuż ściany, szafami pełnymi teczek z dokumentami, z ekspresem do kawy i
sprzętem elektronicznym. Wszystko
zdawało się być na swoim miejscu, nie
wyglądało to tak, jakby ktoś chciał coś stąd ukraść. Kolejny przypuszczalny powód
został skreślony z listy.
- Halo… - rzekła w eter Biedronka, rozglądając się dookoła.
Byli pewni, że to stąd doszedł do nich ten hałas.
- Mmmmm… - dało
się słyszeć ciche stękanie zza jednym z biurek. Bohaterowie podeszli do niego
powoli, a po chwili ujrzeli za nim siedzącą na ziemi kobietę.
- Proszę pani, wszystko w porządku? Jest pani ranna? –
podbiegła do niej szybko Biedronka, jednak nie otrzymała odpowiedzi. Kobieta
trzymała się mocno za kolana i dociskała je do piersi, sama jednak patrzyła się
tępo w przestrzeń przed nią i tylko cicho mamrotała.
- Biedronka, patrz. – odezwał się nagle Kot, wskazując na
coś ręką. Gdy dziewczyna spojrzała w tamta stronę, ujrzała stłuczony kubek,
leżący jakiś metr od kobiety. – Ona cała się trzęsie z przerażenia. Pewnie
kubek leżał przy krawędzi, a pod wpływem wibracji spadł na ziemię.
- Masz rację. Ale dlaczego ona jest aż tak przerażona? Co
takiego tu się wydarzyło? – zastanawiała się na głos Lisica, a Biedronka
ponownie przemówiła do kobiety.
- Proszę pani, kto to zrobił? Proszę nam powiedzieć, co się
tu stało?
- J-j-je-je-go-go
O-o-oczy…, je-je-go-go o-o-oczy… - zdołała tylko wydukać kobieta, a
Biedronka popatrzyła na nią zdziwiona.
- Co? Jakie oczy? O czym pani mówi? O co chodzi?
- B-b-ból…,
c-c-cie-p-p-pie-nie…, s-s-st-st-rach…, g-g-g-g-iew… - mówiła jakby w
trasie, nie reagując na żaden ruch ze strony bohaterów. Biedronka odwróciła się
do reszty, a ci wpatrywali się w nią z widocznym zdziwieniem.
- „Jego oczy”? O kim ona mówi?
- Nie wiem, ale musimy się tego dowiedzieć. Ktokolwiek to
był, to śmiertelnie przeraził tą kobietę. – rzekła nastolatka, wskazując głową na
siedzącą kobietę. – Tylko jak mamy się tego dowiedzieć?
- Taki budynek musi mieć system monitorujący. Może z tych komputerów
możemy sprawdzić zapis z kamer. – podał pomysł Czarny Kot, na który to dziewczyny
się bez wahania zgodziły.
- Dobry pomysł! Twa mądrość zawsze mnie zachwyca. – pochwaliła
chłopaka Lisica.
- Eee, dzięki. – tylko taka odpowiedź przyszła mu do głowy,
a w tej samej chwili Biedronka się wtrąciła.
- Okej, to zacznijmy szukać zapisu z kamer. – rzekła krótko,
ale też stanowczo i dobitnie, na co reszta rozbiegła się do komputerów. Po
chwili dał się słyszeć głos Lisicy.
- Tutaj, zalazłam! – machnęła ręką, na co bohaterowie podbiegli
do nie szybko. – Patrzcie! – wskazała na ekran. Widać był na nim cztery kamery,
jedną na główne wejście, drugą na hol, trzecia na schody i czwarta przed drewnianymi
drzwiami.
Gdy rudowłosa cofnęła i odtworzyła nagranie, równo o 11.00
duże wrota zostały wręcz wyważone z zawiasów. U progu zaś stał…
- Czy to… samuraj? – zdziwiła się na głos Biedronka, na co
reszta również była zaskoczona. Odziany w długi płaszcz, z groźnym wyrazem
maski, intruz wszedł do środka i zaczął kierować się w stronę holu. W te same
chwili podbiegło do niego kilku profesorów, którzy akurat stali w pobliży, by
go zatrzymać. Jednak gdy byli już blisko, zatrzymali się gwałtownie i
znieruchomieli w miejscu. Samuraj minął ich bez przeszkód, a jedyną reakcją ze
strony profesorów były ich widoczne, drżące ze strachu ciała.
Złoczyńca skierował się na hol, a tam biegło już w jego stronę
pięciu ochroniarzy. Trzech z nich trzymało w ręku pałki, a dwóch –
paralizatory. Pierwszy zaatakował zamaszyście, jednak samuraj wyminął go
błyskawicznie piruetem, na co ten poleciał do przodu i z trudnością utrzymał
się na nogach. Kolejny przystąpił do ataku, ale tym razem złoczyńca złapał go
za ramię, które zmierzało w jego stronę, po czym jak gdyby nigdy nic przerzucił
mężczyznę za siebie, nie przerywając marszu. Na ten widok trzeci ochroniarz
zatrzymał się z towarzyszami, a za plecami ich przeciwnika stanęła na nogach
pozostała dwójka. W tej samej chwili i samuraj zaniechał kroku. Po krótkiej
chwili cała piątka rzuciła się na przeciwnika.
Oglądając ciąg dalszy nagrania, bohaterowie z niedowierzaniem
przyglądali się na dziejącą się akcję. Mimo ataków ze wszystkich stron Samuraj
zwinnie unikał każdego ciosu, nie przyjmując żadnego uderzenia. Uchylał się, blokował,
a nawet odbijał ataki, wciąż pozostając spokojny, za to ochroniarze powoli zaczęli
tracić siły, czym świadczyły na nagraniu
ich wolniejsze ruchy i stawanie na chwilę w miejscu. W końcu strażnicy ponowili
wspólny atak, jednak tym razem był to ich ostatni ruch. Po dwóch stronach
samuraj’a ruszyli do ataku dwaj ochroniarze. Jeden z ich wręcz rzucił się na złoczyńcę,
jednak ten wykonał półobrót w miejscu, złapał go za rękę, w której trzymał
paralizator i ugodził nim drugiego mężczyznę, chcącego uderzyć go od tyłu pałką.
W następnej chwili padł bez przytomności na ziemię.
Pierwszy strażnik próbował wyrwać rękę z uścisku samuraj’a,
ten jednak złapał go za ramię i pochylił się do przodu. Zdziwiony tym ruchem
mężczyzna w tej samej sekundzie ujrzał za przeciwnikiem, jak inny strażnik
bierze szeroki zamach trzymaną pałką. Po chwili nastąpiło głośne uderzenie, a od
siły ciosu ciało mężczyzny przewróciło się pod ścianę.
Oszołomiony tą sytuacją ochroniarz zawahał się, co wykorzystał
złoczyńca. Złapał go za wyciągniętą rękę, po czym rzucił im w głąb korytarza, odwracając
się następnie na ostatnią dwójkę. Obaj wykonali pierwszy ruch, jeden chcąc
uderzyć przeciwnika w głowę, drugi zaś ugodzić go w bok paralizatorem. Pierwszy
atak samuraj odbił jedną ręką, jednocześnie chwytając drugiego mężczyznę za
ramię, uderzając pierwszego nogą w brzuch. Nim trzymany zdążył zareagować, jego
przeciwnik podciął go, po czym przerzucił za siebie, a ten jęknął boleśnie po
uderzeniu w ziemię. Odepchnięty wcześnie strażnik ponowił zamach, jednak samuraj
uchylił się, uderzając go szybkim ciosem w twarz. Mężczyzna zaatakował szerokim
uderzeniem, ale złoczyńca przemknął pod jego atakiem, z obrotu godząc
ochroniarza nogą w bok. Strażnik już ledwo stał na nogach i chwiał się co
chwilę, patrząc z wyraźnym zmęczeniem i bólem na przeciwnika, który to stał
wyprostowany przed nim. W tej samej chwili z ziemi podniósł się wcześniej
przerzucony strażnik. Obaj zaatakowali z dwóch stron, jednak na nic to się
zdało. Jedną ręką zablokował cios pałki, drugą zaś chwycił za godzącą w jego kierunku
dłoń z paralizatorem, by błyskawicznie przyłożyć go do jednego ochroniarza, a po
chwili, gdy tamten upadł, wyrwać urządzenie od zaskoczonego mężczyzny i przyłożyć
do jego szyi. Tak oto jedynym na miejscu boju pozostał wyprostowany samuraj.
Patrząc na ekran monitora, młodzież spostrzegła jednak, jak
z oddalonego krańca korytarza staje na nogi piąty strażnik i wyciąga zza pleców
pistolet. Krzyczy coś, ale kamera nie wychwytuje głosu. Dało się jednak
domyślić, że każe złoczyńcy się poddać. Ten natomiast macha szybko ręką,
rzucając coś pod siebie i nagle całe pomieszczenie pochłania gęsty dym, w
której znikają obaj. Błysnęło kilka razy, pewnie od wystrzałów z pistoletu, ale
po chwili ustało. Po minucie dym lekko opadł, jednak bohaterom udało się ujrzeć
tylko leżące na ziemi ciało strażnika.
- Gdzie on się podział? – zapytała Biedronka, na co Lisica
zaczęła przełączać po kolei wszystkie kamery. Na każdej kamerze widać było
tylko rozprzestrzeniający się dym. W końcu ujrzeli, jak samuraj staje przed
szerokimi drzwiami, bierze zamach i uderza w drewno, wywarzając drzwi z
zawiasów, po czym wchodzi on do środka i w tym samym momencie cały korytarz
zaczął pochłaniać gęsty dym.
- Szybko, sprawdźmy gdzie to jest! – zawołał Kot, chcąc udać
się na poszukiwania.
- Czekajcie! Chyba coś zauważyłam. – zawróciła go rudowłosa,
cofając zapis. Zanim samuraj wyważył drzwi, zauważyli oni tabliczkę z tytułem
„Rektor”.
- To gabinet rektora. Sprawdź, czy nie ma tam kamery.
- Robi się! – po tych słowach Lisica zaczęła przełączać
obrazy, szukając tego właściwego. Utrudnieniem było to, że wszystkie były
podpisane numerem, a nie nazwą pomieszczenia. Dopiero po kilku minutach ujrzeli
poszukiwany pokój.
- To to! – krzyknęła Lisica, a pozostała dwójka skupiła się
na obrazie.
Widzieli oni mężczyznę, siedzącego za biurkiem i przeglądającego
jakieś papiery. Kamera ustawiona była na prawo od wejścia, sądząc po widoku.
Zasięg obejmował trzy ściany, z czego biuro zwrócone było w stronę nie widoczną
dla urządzenia. Przez kilka minut nic się nie działo, gdy nagle mężczyzna
podniósł wzrok i popatrzył w stronę drzwi, wyraźnie zaskoczony.
- Pewnie usłyszał strzały. – skomentowała Biedra, na co
reszta pokiwała głowami.
Rektor wstał od biurka i zaczął kierować się powoli do
drzwi, ostrożnie stawiając kroki. Gdy był już blisko, nagle otworzyły się z
hukiem, a mężczyznę odrzuciło w tył, posyłając go aż za biurko. Od strony
wejścia wlatywał dym i kurz, spowodowany wyważeniem drzwi. Rektor zdołał się
podnieść i spojrzał z widocznym przerażeniem w stronę źródła dymu. Nagle wyraz
jego twarzy się zmienił, przerażenie ustąpiło wręcz panice, a cały zaczął się
trząść. Podniósł dłoń w geście poddania, gdy nagle przed kamerą przemknęła
szybko jakaś postać, stając błyskawicznie za plecami mężczyzny. Ofiara nie
zdążyła nawet śledzić wzrokiem jego biegu.
- Jest szybki… -
skomentowała cicho Lisica, na co pozostali milczeniem przyznali jej rację.
Samuraj chwycił rektora za gardło i przygwoździł go do
biurka, które pękło wpół od uderzenia. Przerażony mężczyzna leżał na wznak, a nad
nim pochylał się złoczyńca, trzymając go za szyję. Obaj zaczęli rozmawiać przez
chwilę, o czym świadczyły poruszające się usta rektora. W końcu samuraj podniósł
go bez trudu i wtedy właśnie spojrzał idealnie w stronę kamery. Stał on bez
ruchu, i tak samo zamarli bohaterowie. Nagle machnął ręką, a obraz z kamery momentalnie
znikł.
- Co się stało?!
- Nie wiem, straciłam sygnał. Chyba zniszczył kamerę.
- Mniejsza o to, musimy sprawdzić te pokój. Może zostawił
jakieś ślady. – oświadczyła Biedronka, na co reszta pokiwała głowami.
- Chodźmy więc! – zawołał Kot, ruszając w stronę drzwi. Za nim
pobiegły dziewczyny, uprzednie sprawdzając, czy z kobietą nic się nie stanie.
Po wyjściu spojrzeli na najbliższą mapkę, po czym pognali w odpowiednią stronę,
a po minucie dotarli pod właściwe drzwi. Czy raczej ich resztki.
Weszli oni do środka biura, rozglądając się dookoła.
Wszystko wydawało się leżeć tak, jak to widzieli na kamerze. Jednak w środku
nie było już samuraj’a oraz rektora.
- Tamten musiał się już dawno zwinąć. – podsumowała grobowym
tonem Lisica.
- Niestety, nie mogliśmy wymagać, by na nas poczekał. –
dodał Kot, maszerując między porozrzucanymi kawałkami drewna i mebli. Biedronka
zaś spojrzała w stronę biurka, po czym podeszła w kąt pokoju, zauważając na
ścianie coś ciekawego.
- Hej, znalazłam coś! – powiadomiła resztę, na co podbiegli
oni do niej szybko, po czym pokazała im to ręką. W rogu zawieszona była kamera,
ta sama, z której obserwowali dzisiejsze zdarzenie. Chociaż pewnie już więcej
nie posłuży w tej sprawie. Urządzenie zostało niemal przepołowione, a w jej
idealny środek wbite było dziwne ostrze.
- Wiecie, co to jest? – zapytała Biedronka.
- Nie wiem, ale za chwilę to sprawdzimy. – odpowiedział Kot,
wyciągając swój koci kij. Przyłożył końcówkę do podłogi, po czym wydłużył go pod
sam sufit, dzięki czemu znalazł się on tuż przy kamerze. Wyciągnął ostrze z
urządzenia i powrócił do przyjaciół.
- Super, Kocie. – pochwaliła go Biedronka, po czym cała trójka
przyjrzała się narzędziu. Było
naostrzone na całej szerokości z kłującym czubkiem. Miało krótką, wąską
rączkę, na której końcówce zamontowana była pętla.
- To jest chyba kunai. – stwierdziła po chwili milczenia
Lisica.
- „Kunai”?
- Tak. Był używany przez samuraj’ów za czasów starożytnych
Chin.
- Tak, zgadza się! To broń miotana, która w bliskich
starciach bardzo dobrze zastępuje łuk. Ta pętelka na końcu służy do nakręcania
kunai’a na palcu i rzucenia nim z dużą prędkością we wroga! – dodała z wyraźnym
entuzjazmem Biedronka.
- Również doskonale służy jako broń biała krótka z uwagi na
obustronne naostrzenie. Wykorzystywane też było przez skrytobójców ninja.
Bardzo łatwo można go ukryć w ubraniu! – dopowiedział również uśmiechnięty Kot.
Dopiero po krótkiej chwili młodzież zrozumiała, co właśnie się stało.
- Eee, a skąd wy to wiecie? – spytała szczerze zaskoczona
Lisica.
- Yyy, ostatnio przeczytałam to w jakiejś książce, którą dostałam
od znajomego! Interesuje się tym tematem. – odpowiedziała szybko ciemnowłosa,
śmiejąc się cicho.
- Aaa, a ja oglądałem niedawno film dokumentalny o Chinach.
Zaciekawił mnie ten temat. – odrzekł z niemal identycznym zachowaniem blondyn,
dodatkowo drapiąc się za potylicę. Ich odpowiedzi nie uspokoiły Lisicy, która
wciąż obserwowała ich bacznie.
- Dziwie się zachowujecie.
- A ty sąd wiedziałaś o tym ostrzu?
- Eee,aaa… mój znajomy mi o tym opowiadał! – powiedziała
szybko rudowłosa, i tym razem to Biedronka i Kot spoglądali na dziewczynę. Cała
trójka nawet się nie domyślała, że mają tą wiedzę z wykładu w szkole, który prowadził
profesor Nikolas.
- Okej, podsumujmy! – rzekła głośno, chcąc zmienić temat. –
Wiemy już, że uniwersytet zaatakował jakiś gość ze starożytności. Widzieliśmy,
że jest całkiem mocny. Jednak wciąż zastanawiam się, dlaczego uderzył właśnie
tu? Przecież tu nie ma nic wartościowego, co warte by był ryzyka.
- Hmm, masz racę. Wiemy więc, że nie chodziło mu o nic wartościowego.
Po drodze do tego pokoju nic ze sobą nie brał. – dodał z namysłem Kot.
- To znaczy, że jego celem było coś innego. Czy nawet „ktoś
inny”. – podsumowała Biedronka, wskazując na połamane biurko. – Kierował się do
tego pokoju, do tej osoby. Czyli już znamy ofiarę, ale nie znamy motywu. Ten
samuraj znał drogę, nigdzie się nie zatrzymał. Uważam, że to nie jest przypadek.
- Masz racę. Możliwe, że tu pracował albo znał rektora. To
zmniejsza nam grupę podejrzanych.
- Jednak to wciąż za mało. Co nie zmienia faktu, że mamy od
czego zacząć. – stwierdziła Lisica, posyłając reszcie szeroki uśmiech.
- Świetnie! Może wyjdźmy już z tego budynku i powiadomimy policję,
że jest czysto. Tu wciąż są ranni i potrzebują pomocy.
- Racja, Kocie! Chodźmy szybko. – zarządziła Biedronka.
- Czekajcie! Wyprowadźmy jeszcze tą kobietę z sekretariatu.
Może później będzie mogła nam powiedzieć, co się tu stało.
- Dobry pomysł!
* * *
Pan Raincomprix stał wciąż za radiowozami i obserwował uważnie
budynek uniwersytetu, do którego weszli młodzi bohaterowie. Czekał już tam półgodziny,
gdy nagle ujrzał, jak z dymu wyłaniają się cztery postacie, z czego jedną podtrzymywała
druga osoba. Rozpoznawszy w nich bohaterów i ranną kobietę, naraz rzucili się do
nich ratownicy i sam policjant. Po przekazaniu jej lekarzom, trójka nastolatków
opowiedziała o tym , co widziała w środku, upewniając resztę, że w środku nie
ma niebezpieczeństwa. Pan Raincomprix wskazał na swoich ludzi, którzy weszli ze
strażakami do środka. Po kilku minutach z wnętrza budynku zaczęto wynosić
wszystkich rannych i nieprzytomnych.
Biedronka pokazała policjantowi kunai, który znaleźli i opisała
sprawcę tego wszystkiego. Na koniec spytała, czy nie mogliby zachować ostrza, i
choć pan Raincomprix wyglądał na nieprzekonanego tym pomysłem, po chwili pozwolił
im go zatrzymać. Następnie cała trójka podziękowała sobie nawzajem i każdy
ruszył w swoją stronę. Tylko Biedronka mimochodem rzuciła szybko okiem na oddalającego
się Kota.
* * *
- „To dopiero początek, Biedronko, Czarny Kocie i Lisico.
Gdy skończę i ukarzę moich wrogów, wypełnię umowę daną Władcy Ciem. W końcu i
wy bronicie tych, którzy krzywdzą innych.” – oświadczył w myślach Ronin, stojący
na wysokim budynku, w znacznej odległości od uniwersytetu, jednak z doskonałą
widocznością, co się przed nim działo. Zauważywszy, jak bohaterowie oddalają
się od tego miejsca, mężczyzna odwrócił się i spojrzał za siebie. Tuż za nim
wił się związany i zakneblowany Patrick. Mężczyzna starał się uwolnić, jednak
więzy były zbyt mocne, a jego oczy były całe zapłakane ze strachu. W końcu spojrzał
on na swojego oprawcę błagalnym wzrokiem, jednak Ronin stał niewzruszony. – Tak,
wy wszyscy zostaniecie ukarani.
Po tych słowach chwycił mężczyznę za kark i podniósł go,
rzucając pod nogi małą kulkę. Na cały dach rozprzestrzenił się gęsty dym, a gdy
po minucie się rozrzedził, po samuraj’u i jego ofierze nie został nawet ślad.
Hej,
OdpowiedzUsuńjestem, jestem ;) jak to kakashi mawiał "zgubiłam się na drodze życia", bez obaw jestem i tak powoli czytam po prostu...
nie wiem czy jeszcze do końca roku uda mi się coś skrobnąć więc już teraz napiszę ogromnych pokładów weny, chęci i czasu życzę...
aleś mi zrobił fantastyczną niespodziankę tym rozdziałem...
Pozdrawiam serdecznie Iza
A cieszę się niezmiernie, że wciąż z nami jesteś! :D
UsuńNie szkodzi, jak widzisz, też z pisaniem się zagubiłem, patrząc na czas.
Dziękuję bardzo i wzajemnie wszelkich pomyślności życzę i cierpliwości! ;)
Pozdrawiam!
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, piękne podsumowanie Plagga, haha czyżby to Gerart widział biedronkę zwiewającą? piękne jest to jak chcą wszyscy się zmyć i szukaja wymówki...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza