piątek, 27 grudnia 2019

Miraculum: Rozdział 32

Wesołych Świąt!
Przepraszam, za tak długą nieobecność, ale dużo się dzieje, magisterka rusza do przodu i jednak z tym rozdziałem miałem małe trudności. Ale ostatecznie mi się udała, tak więc mam nadzieję, że ten czas oczekiwania Wam się opłaci. ;)
Również tutaj chciałbym złożyć Wam wszystkim serdeczne (spóźnione) życzenia, odpoczynku i spokoju, w gronie rodziny i przyjaciół. Wszelkiego błogosławieństwa Bożego i łask, a także pomyślności na koniec tego roku i na przyszły. Dzięki, że jesteście! :D
Zapraszam do czytania!!!


Rozdział 32

- Hmm, chyba rzeczywiście dobrze w tym wyglądam. Jak myślisz, Tikki?

- Jednoznacznie mogę stwierdzić, że świetnie w nich wyglądasz. – odpowiedziało kwami z uśmiechem, który również zagościł na twarzy ciemnowłosej nastolatki.

- Dzięki. Miło, że nie tylko Alya’i się one podobały. – odrzekła za śmiechem, ponownie przeglądając się w lustrze. Również Tikki wróciła do poprzedniej czynności.

Przez ostatni czas kwami nieustannie myślało nad jej niespodziewanym spotkaniem z innymi opiekunami Miraculów. Od dawna już nie widziała pozostałych i było to jak najbardziej naturalne, ale mimo to tęskniła za nimi. Tak naprawdę ucieszyła się na ponownym spotkaniu swoich przyjaciół, a tylko z zewnątrz chciała się zachować jak profesjonalistka.

Miło było znów zobaczyć tego leniucha, Plagg’a - specjalistę od nic nierobienia i miłośnika camembert’a. Kiedyś inaczej się go nazywało, ale mimo wszystko wciąż go pochłaniał.

- „Pod tym względem się nie zmienił.” – zachichotała w myślach.
Następna była Trixx, kwami Miraculum Lisa. Ta dalej uważała Tikki za nie wiadomo jaką rywalkę o uczucia Plagg’a. Co ciekawe, każde kwami Lisa zachowywało się podobnie w stosunku do kwami Biedronki.

- „Nawet nie rozumiem, o co ona się tak złości.” – stwierdziła Tikki, przypominając sobie sytuację z tamtego dnia. Po chwili wpadła jej do głowy pewna myśl. – „Może zazdrości ona mojej relacji z Plagg’iem?” – zastanawiała się istotka. Musiała przyznać, że niezwykle dobrze się dogadywała z kwami Kota, zwłaszcza jeśli to był Plagg. W tych nielicznych momentach zdarzało się im żartować ze swoich posiadaczy czy dzielić się przeżyciami. A kwami Lisa, w tym przypadku Trixx, chyba nie wzbudzała zbytniej sympatii u Plagg’a. Może nawet mniej niż „zbytniej”, gdy przypomniała sobie reakcję Plagg’a na Trixx. Parsknęła cicho, przypominając sobie jego minę.

- Coś mówiłaś? – dało się słyszeć pytanie ze strony Marinette.

- Nie, nic! Tak tylko mi się wymsknęło. – odpowiedziała z zawstydzeniem Tikki.

- Okej, mniejsza. Jestem już gotowa do wyjścia. Chodź, Tikki. – zwróciła się nastolatka do kwami, otwierając torebkę. Tikki poleciała ochoczo i schowała się do środka, a Marinette wyszła po chwili z pokoju.

Gdy weszły na ulicę, a Marinette schowała się szczelniej pod kurtką i ruszyła w stronę szkoły, Tikki przypomniała sobie wtedy o czymś. O czymś, nad czym już wcześniej rozmyślała. Były to ostatnie słowa Plagg’a z ich spotkania, zanim się rozeszli.

* * *

- Że niby w Biedronce? To chyba znamy, nie? Poza tym mamy informacje z pierwszej ręki.

- Nie, to…

* * *

- „Nie? Nie chodziło wtedy mu o Biedronkę? W takim razie o kogo?” – zastanawiała się Tikki, chociaż miała pewne podejrzenia, o „kogo”. Uchyliła minimalnie zamek torebki i popatrzyła przez chwilę na Marinette. Dziewczyna miała zaróżowione policzki od panującego chłodu, a z jej oczu widać było zaniepokojenie, pewnie spowodowane obawą o kolejne spóźnienie. Wpatrując się w jej twarz, Tikki myślała intensywnie o ostatnich wydarzeniach. Czarny Kot zmienił wobec niej swój stosunek, stał się w stosunku do niej bardziej poważny. Przychodził do niej często po poradę lub na zwyczajną rozmowę. Też zauważalne było to, że chłopak przestał z nią flirtować dla żartu. Teraz jego zaczepki były jakby „na poziomie”. To już przekonywało kwami, kogo Plag miał na myśli.

Poza tym sama Marinette zaczęła inaczej się do niego odnosić. Jako Biedronka musiała znosić jego cienkie żarty i przesadzone gadki na podryw, które tylko ją odrzucały. Traktowała je jak teksty nachalnego podrywacza. Wcześniej również zachowywał się podobnie względem „Marinette”, ale z wyraźną różnicą niż do Biedronki. Jednak od pewnego czasu jej opiekunka zaczęła z zainteresowaniem patrzeć na Kota. Starała się to ukryć, ale Tikki dostrzegała jej „inne” zachowanie, gdy wspominano bohatera Paryża.

- „Czyżby Marinette i Czarny Kot się w sobie… zakochali”? – zadała sobie to pytanie, zastanawiając się nad tym wszystkim, co udało jej się ustalić. O poparciu tej tezy świadczył sam fakt, że Marinette nie ma już takiej obsesji na punkcie Adrien’a. Mało tego, nie jest on już jej numerem jeden w rozmowach zarówno z Alyą, jak i z jej kwami. To wystarczało, aby mieć takie wątpliwości.

Tikki zakończyła rozmyślanie, gdyż w tej samej chwili Marinette przekroczyła próg szkoły. Od wejścia ujrzała już Alyę, do której podbiegła, po czym wspólnie udały się one w stronę klasy. Kwami przymknęło torebkę i skupiło się na otoczeniu, obiecując sobie, że przeprowadzi wieczorem ze swoją opiekunką na ten temat rozmowę.

* * *

Na ulicy położonej naprzeciw Uniwersytetu Paryskiego kroczyła pośrodku dziwna postać, ubrana w zbroję samuraj’a. Przechodnie i studenci patrzyli na niego zdziwieni lub miejscami rozbawieni. Nieliczni jednak wpatrywali się w niego z wyraźną obawą, a nawet strachem i tylko przyśpieszali kroku lub odwracali się w przeciwnym kierunku, niż on kroczył. Mężczyzna zaś, wnioskując po posturze, nie zważał na wszystko i kierował się nieustannie w stronę wielkiego budynku.

- „Ty będziesz pierwszy, Patrick.”

* * *

Zajęcia w szkole trwały w najlepsze. Trzecia już lekcja dotyczyła historii, a że ostatnio mieli świetny wykład z profesorem z Uniwersytetu Paryskiego, nauczyciel kontynuował tematykę Starożytnego Wschodu. Po trwających przedtem chemii i biologii, na których pracowali bez chwili wytchnienia, Marinette czuła się lekko zmęczona. Położyła więc głowę na ławce i przymrużyła oczy, czując błogą ulgę. Aktualnie trwała prezentacja, którą wygłaszał Gerard, tak więc ciemnowłosa nie widziała sensu, by skupiać się na chłopaku, dlatego też pozwoliła sobie na krótką przerwę w myśleniu. Jednak wsłuchując się w głos Gerard’a, dziewczyna nie potrafiła odwrócić swej uwagi od tego, co mówił, mimo usilnych starań. Brunet opowiadał o kulturze, zwyczajach, ale i sytuacji wojennej w starożytnych Chinach. Slajd po slajdzie, opisywał i komentował historię tego cesarstwa, a jego głos rozbrzmiewał po całej sali. Marinette musiała sama przed sobą przyznać, że chłopak mówił bardzo ciekawie i przykuwał uwagę tymi wiadomościami. Nie jąkał się, nie wahał, tylko dzielił się wiedzą na dany temat w sposób płynny.

Spoglądając na innych, Marinette dostrzegała wielkie zainteresowanie wykładem ucznia. Nauczycielka siedziała i obserwowała treści na slajdach, z uwagą śledząc też słowa Gerard’a. Podobnie działo się też wśród uczniów. Gdzie tylko ciemnowłosa spoglądała, widziała tam wzrok skierowany na pulpit, przy którym znajdował się brunet. Gdy wysunęła się w lewo i zerknęła za siebie, zauważyła, jak Lila wpatruje się w komórkę, niewzruszona tym, co się wokół niej działo na lekcji.

- „No tak, czego innego bym się po niej spodziewała. A taką grzeczną udaje.” – skomentowała w myślach Marinette, prostując się w krześle. Wtedy też mimochodem zerknęła w prawą stronę, dostrzegając drugą osobę, która nie zwracała uwagi na to, co się dzieje na pulpicie. Kim siedział sobie wyluzowany przy ławce, z piłką między nogami i bawił się gumką recepturką. Marinette zdziwiło jego zachowanie, gdyż ostatnim razem z wyraźnym zainteresowaniem słuchał wykładu na temat starożytnych Chin. A teraz wyraźnie to zlewał, jak również to, że to właśnie Gerard mówił o tym cesarstwie.

- „Przecież go szanuje i się z nim trzyma, dlaczego więc go nie słucha? A przecież tak bardzo się chwalił, jak to interesuje się tematyką walki w dawnych Chinach. Dziwnie się ostatnio zachowuje.” – stwierdziła w myślach, przez chwilę jeszcze obserwując chłopaka, po czym odwróciła się w stronę pulpitu, skupiając już swą uwagę na Gerard’zie.

* * *

Gdy lekcja dobiegła końca, Marinette wraz z Alyą zeszły na dziedziniec i usiadły na jednej z tamtejszych ławek. Nie zdążyły jednak zacząć rozmowy, gdyż w tej samej chwili obok nich przeszła grupa uczniów z innej klasy, a z telefonu jednej z nich wydobywał się komunikat południowych wiadomości.

- Uwaga, z ostatniej chwili! Uniwersytet Paryski został zaatakowany!...
Na usłyszane zdanie ciemnowłosa wraz z przyjaciółką podniosły głowy i spojrzały w stronę źródła tej nowiny. W tym samym momencie podbiegły szybko do grupki i stanęły przy innych, patrząc w ekran komórki.

- Około 12.00 z Uniwersytetu Paryskiego zaczęły dobiegać głośne krzyki, a świadkowie relacjonują, że mogły paść strzały z broni palnej. W niedługim czasie z budynku zaczęli uciekać pracownicy i studenci Uniwersytetu. Niezwykłe jednak jest to, że nasi reporterzy nie mogli dotrzeć do żadnych z tych osób. Jak relacjonują, z tymi osobami jest utrudniony kontakt, a jedyne, co można od nich ustalić, to wyraz przerażania na twarzy u wszystkich poszkodowanych. Policja już zabezpieczyła teren, ale nie zostały jeszcze podjęte działania co do wkroczenia do Uniwersytetu. Według podanych informacji, w budynku mogą znajdować się zakładnicy, a także sprawca…

Dalej już dziewczyny nie słuchały, tylko odsunęły się od grupki, za to u obu nastolatek pojawiła się w głowie ta sama myśl.

- „Trzeba im pomóc! Muszę ruszać!”

- „Potrzebują wsparcia! Nie mogę czekać!”

- Marinette, słyszałaś to? Zaatakowano Uniwersytet! Tam, gdzie pracuje profesor Nikolas, z którym mieliśmy ostatnio zajęcia!

- Rzeczywiście, to straszne! A przecież to miejsce publiczne, gdzie są studenci i nauczyciele. Mam nadzieję, że nikomu nic się nie stało.

- To też, ale rozumiesz, że to kolejny śweitny materiał na mojego bloga? Przecież to pewnie robota Akumy! Muszę lecieć i zdać relację z tego!

- Co?! Alya, ile razy mam ci mówić, że to niebezpieczne?

- Marinette, a ile razy ja mam ci mówić, że sobie poradzę? – odpowiedziała z małym uśmieszkiem rudowłosa, podnosząc do góry swój telefon.  – Dam sobie radę, nie martw się, Mari.

- Ehh, wiem, że tak. Ale to nie zmienia faktu, że się martwię. – westchnęła ciemnowłosa nieprzekonana, ale specjalnie nie ciągnęła dalej tematu. W końcu ona też tam chciała iść, a do tego musiała zostać sama.

- Spokojnie, jak zawsze będę uważać. Ja lecę, usprawiedliw mnie! – krzyknęła jeszcze, po czym pobiegła do wyjście. U progu budynku dosięgnął ją wściekły głos przyjaciółki.

- Że co?! Ja mam cię usprawiedliwić?! Wracaj tu, Alya! – na usłyszane zdanie zaśmiała się krótko.

- „Sorki, Marinette, ale musiałam cię wrobić. Nie miałam wyboru.  A teraz szybko, Paryż potrzebuje Lisicy.” – rzekła w myślach, kierując się w najbliższą uliczkę.

- Co za dziewczyna… - skomentowała krótko Marinette, ale odwróciła się napięcie i ruszyła w stronę toalety. – „Dobra, ale przynajmniej teraz mogę bez przeszkód się zmienić. Uważaj na siebie, Alya.”

Gdy wbiegła w korytarz, gdzie znajdowała się najbliższa toaleta, dziewczyna niespodziewanie zderzyła się z kimś, upadając boleśnie na podłogę.

- O, przepraszam, Marinette! Nic ci nie jest? – odezwał się zaniepokojony Nino, wyciągając w jej stronę rękę.

- Nie, nic się nie stało. To ja powinnam cię przeprosić, Nino. Nie uważałam na siebie i innych. – odpowiedziała skruszona dziewczyna, korzystając z zaoferowanej pomocy, po czym skłoniła się delikatnie w stronę przyjaciela.

- Aaa, nie przejmuj się, każdemu się zdarza. – machnął na to ręką, a nastolatka uśmiechnęła się z ulgą. – Lecisz do łazienki? Coś zaczyna nas wszystkich brać, czy co?

- Eee, nie rozumiem.

- Bo widzisz, chwilę temu Adrien też tam poleciał jak poparzony, krzycząc, że musi skorzystać. Z uwagi na pośpiech stwierdziłem, że coś go złapało nieprzyjemnego. – zaśmiał się krótko, a ciemnowłosa uśmiechnęła się szerzej, choć niepewnie. – A skoro teraz widzę ciebie, to taka myśl mi się pojawiła. Nie żebym coś sugerował, Marinette, ale jednak to trochę śmiesznie będzie wyglądać, jak po kolei będziemy tam biec. – wskazał na drzwi toalety ze śmiechem, a tym razem Marinette też się zaśmiała, wyobrażając dwie lub trzy osoby w takiej sytuacji. I nie kryła lekkiej satysfakcji.

- Hahaha! Masz rację, to wyglądałoby komicznie. Sorki, ale ja lecę! Rozumiesz, Nino?

- Jasna sprawa, nie przeszkadzam! – wyciągnął przed siebie oba kciuki i wyminął dziewczynę, która pomknęła do drzwi z damskim oznaczeniem. Wbiegła do środka, zamknęła drzwi, po czym sprawdziła szybko pomieszczenie. Upewniwszy się, że nikogo nie ma, otworzyła torebkę, z której wyleciało małe kwami.

- Musimy lecieć, Uniwersytet został zaatakowany!

- Jestem gotowa! – odkrzyknęło kwami, na co ciemnowłosa uśmiechnęła się szeroko.

- A więc, Tikki, kropkuj!
Po szybkiej przemianie dziewczyna otworzyła okno w łazience i wyjrzała ostrożnie na zewnątrz. Nie dostrzegając nikogo, wyskoczyła przez nie i pomknęła po budynkach w stronę Uniwersytetu.

* * *

Przez chwilę Biedronka była jeszcze w zasięgu wzroku zza zamkniętego okna, by w końcu zniknąć w oddali. Obserwujący uśmiechnął się lekko, zapiął rozporek i spuścił wodę. Wychodząc z kabiny w jego głowie pojawiła się myśl.

- „Heh, to ciekawe, że przez cały czas tylko ja zauważyłem to częste uciekanie.”

* * *

Odbijając się od dachów budynków i przeskakując nad zatłoczonymi ulicami, wspomagając się swoim kijem, Czarny Kot mknął w szybkim tempie w stronę wyrośniętego ponad pozostałe zabudowania Uniwersytetu. Jego cel rósł w oczach, a wspomniany bohater nie zwalniał, chcąc jak najszybciej dotrzeć na miejsce. W tym celu zeskoczył z dachu i uderzył oburącz kijem w asfalt, w tej samej chwili wydłużając go na dłuższą odległość, tym samym Kot znalazł się na dość wysoko nad Paryżem. Następnie przechylił się w odpowiednią stronę i pomknął w dół, pokonując tym samym znaczny dystans. Przy okazji, jak zbliżał się do ziemi, zauważył niedaleko biegnącą przed nim Lisicę, zmierzającą w tym samym kierunku, co on. Chłopak wylądował gładko na ziemi, po czym odbił się mocno do przodu, równając się z bohaterką.

- Witam panią! Jak samopoczucie? – posłał jej szeroki uśmiech, na co ta mrugnęła w jego stronę w odpowiedzi.

- A miło, dziękuję za zainteresowanie. Pogoda może nie za ciepła, ale w końcu mamy jesień, czyż nie?

- Prawda, prawda. A czy mi się zdaje, czy kierujemy się w tym samym kierunku?

- A nie wiem, być może. Stwierdziłam, że czas zdobyć wykształcenie wyższe.

- No proszę, to tak samo jak ja.

- Widzę, że jednak dużo nas łączy! – odezwała się nagle trzecia osoba, a w tej samej chwili przy drugim boku Kota pojawiła się uśmiechnięta Biedronka.

- Witamy Panią! Uszanowanie. – odpowiedział chłopak, skłoniwszy się lekko i posyłając jej mały uśmiech. Na ten widok nastolatka poczuła miłe ciepło w klatce piersiowej.

- Wy tu gadu gadu, a Paryż nas potrzebuje. Lećmy! – krzyknęła do towarzyszy, wybijając się do przodu.

- Prowadź! – odkrzyknął Kot, również przyśpieszając, a w jego śladu poszła też Lisica, uśmiechając się szeroko na widok, który miała przed sobą.

- „I tego właśnie najbardziej chciałam.” – stwierdziła w myślach, wpatrując się w uśmiechnięte twarze tej dwójki bohaterów, których szanowała i podziwiała z całego serca. I że właśnie oni przyjęli ją do swojej drużyny. W tej chwili dziewczyna życzyła sobie, aby nic i nikt nie sprawił, by z ich twarzy zniknęły te pogodne i szczere uśmiechy. Nie myśląc nad tym dłużej, ruszyła śladem towarzyszy.

* * *

Na ulicy przed Uniwersytetem stały liczne radiowozy, jak również dwie ciężarówki z oddziałów antyterrorystycznych. Funkcjonariusze policji kręcili się po całym terenie, odmawiać wstępu cywilom oraz dziennikarzom, a część z nich kierowała broń w stronę wejścia do wysokiego budynku. Każdy czekał w skupieniu na chociażby najmniejszy ruch z tamtej strony.

W tej samej chwili zeskoczyli na ulicę młodzi bohaterowie, tuż za barierą policyjną. Biedronka zauważyła wśród policjantów ojca Sabrine, który to rozmawiał z innymi funkcjonariuszami i przekazywał im zadania. Skinąwszy na pozostałą dwójkę, ciemnowłosa podbiegła z nimi w stronę mężczyzny.

- Panie Raincomprix, jesteśmy, aby wam pomóc. – świadczyła dziewczyna, a gdy policjant ich ujrzał, uśmiechnął się z zadowoleniem.

- Świetne, cieszę się, że się zjawiliście. Tutaj potrzeba waszej pomocy.

- W czym możemy służyć? – odezwał się poważnie Kot.

- Niestety, nawet my nie wiemy, co się tam dzieje. – mężczyzna wskazał na Uniwersytet. – Zjawiliśmy się dopiero po zgłoszeniu, że w środku słychać było odgłos strzał z broni palnej. Jak przyjechaliśmy, to nie zauważyliśmy niczego dziwnego poza tym, że drzwi wejściowe są wyłamane. Musiało tędy wejść coś bardzo silnego. Nie mamy żadnych wieści, czy są tam zakładnicy lub czy sprawca wciąż tam jest. Ta cisza nie jest normalna i nie chcemy ryzykować.

- Hmm, to rzeczywiście nie jest normalne. Rozumiemy waszą niepewność. Może my spróbujemy to załatwić?

- Tylko jak? Tam wciąż mogą być zakładnicy. – przypomniała Biedronka, na co Kot zaczął myśleć nad rozwiązaniem.

- A może wystarczy, że tam wejdziemy? – doszedł do nich głos Lisicy, a gdy pozostała dwójka i policjant na nią spojrzeli, ta wyjaśniła szybko. – To jest lepszy pomysł niż wysyłanie do budynku uzbrojonych oddziałów. Może gdy się zbliżymy, to sprawca się ujawni. Albo nawet już go tam nie ma. Ważne jednak, byśmy nie wyglądali na niebezpiecznych. – po tych słowach nastąpiła cisza, którą przerwał Kot.

- Ma rację. Nie możemy już dłużej czekać i stać tutaj bez celu. Ktoś musiał mieć jakiś cel, atakując Uniwersytet. Nie poznamy go, jeśli sam nam go nie poda.

- Hmm, no nie wiem. Możemy sporo zaryzykować, a wasza trójka…

- Poradzimy sobie. W końcu już z niejednego niebezpieczeństwa wyszliśmy cało. – odezwała się spokojnie i z uśmiechem Biedronka, chcąc uspokoić mężczyznę. Ten zerknął na nią, po czym podniósł wzrok na pozostałą dwójkę, a po chwili westchnął głośno.

- No dobrze, zostawimy to wam. Idźcie i sprawcie teren. W razie kłopotów dajcie sygnał.

- Spokojnie, będziemy pamiętać. – rzekła w odpowiedzi, po czym cała trójka ruszyła w stronę Uniwersytetu.

- „Szczęścia życzę.” – wymówił w myślach policjant, śledząc wzrokiem młodzież. – „Ale zaraz, przecież ja im nie podałem sygnału.” – zauważył po chwili, po czym zaśmiał się krótko.

* * *

W stronę wejścia do budynku kroczyli młodzi bohaterowie. Zbliżając się coraz bardziej, obserwowali oni okolicę Uniwersytetu i w skupieniu szukali jakichkolwiek oznak ludzkiej obecności. Okna nie były zasłonięte, jednak z żadnego nie dało się dostrzec kogokolwiek. Z wnętrza wydobywał się dym, ale nie wyglądało to na pożar. Im dalej się posuwali, tym głosy z ulicy cichły, co tylko większe podejrzenia wzburzały u nastolatków. Mimo to nie zatrzymali się ani razu, aż doszli do wejścia.

Przekraczając próg, Biedronka, Kot i Lisica ujrzeli niecodzienny widok. Główny hol był całkowicie pusty, nie dało się zauważyć nikogo żywego. Poza tym wnętrze wyglądało całkiem normalnie. Wszystko wydawało się być na swoim miejscu, tablice wisiały na ścianach, gabloty nie były stłuczone, ściany niezniszczone. Jedyne, co wzbudzało podejrzenie, był ten dym, unoszący się po całym pomieszczeniu.

Nastolatkowie zaczęli iść przez pomieszczenie, uważnie obserwując wszystko dookoła. Wciąż nie byli pewni, kto za tym stoi i czy przypadkiem nie ma go wciąż w środku. Minąwszy pierwszy zakręt, zatrzymali się gwałtownie i wstrzymali oddech z zaskoczenia. Wzdłuż korytarza leżało nieruchomo kilku ochroniarzy, a przy kilku dało się zauważyć pałki strażnice i jeden pistolet. Bohaterowie podbiegli szybko do kilku z nich i sprawdzili im puls. Po chwili odetchnęli z ulgą, wyczuwając uderzenia serca i upewniając się, że żyją. Byli tylko nieprzytomni.

- „Uff, całe szczęście.” – pomyślała Biedronka, po czym spojrzała na leżącą niedaleko broń. – Czyli jednak mogły paść tutaj strzały. – wskazała przedmiot ręką.

- Dobrze, że nie była wycelowana w ochroniarzy. Ale to znaczy, że ich przeciwnik musiał sobie z tym poradzić. Ale jak?

- Nie wiem, ale możemy już chyba przyjąć, że nikogo groźnego tutaj nie ma. – stwierdziła z uśmiechem Lisica.

BRZDĘK!

Usłyszeli z oddali dziwne uderzenie. W tej samej chwili w dłoniach całej trójki pojawiły się ich bronie, a bohaterowie byli gotowi na obronę przed atakiem. Odczekawszy jednak z minutę, uspokoili się nieco, gdy nie nadszedł żaden atak, ale nie przestali być czujni. Powoli zaczęli zbliżać się do miejsca, z którego dobiegł ich ten dziwny hałas.

Doszli do drzwi z tabliczką „Dziekanat”. Gdy zajrzeli do środa, ujrzeli puste pomieszczenie biurowe, z dwoma długimi biurkami, położonymi wzdłuż ściany, szafami pełnymi teczek z dokumentami, z ekspresem do kawy i sprzętem elektronicznym.  Wszystko zdawało się być na swoim miejscu,  nie wyglądało to tak, jakby ktoś chciał coś stąd ukraść. Kolejny przypuszczalny powód został skreślony z listy.

- Halo… - rzekła w eter Biedronka, rozglądając się dookoła. Byli pewni, że to stąd doszedł do nich ten hałas.

- Mmmmm… - dało się słyszeć ciche stękanie zza jednym z biurek. Bohaterowie podeszli do niego powoli, a po chwili ujrzeli za nim siedzącą na ziemi kobietę.

- Proszę pani, wszystko w porządku? Jest pani ranna? – podbiegła do niej szybko Biedronka, jednak nie otrzymała odpowiedzi. Kobieta trzymała się mocno za kolana i dociskała je do piersi, sama jednak patrzyła się tępo w przestrzeń przed nią i tylko cicho mamrotała.

- Biedronka, patrz. – odezwał się nagle Kot, wskazując na coś ręką. Gdy dziewczyna spojrzała w tamta stronę, ujrzała stłuczony kubek, leżący jakiś metr od kobiety. – Ona cała się trzęsie z przerażenia. Pewnie kubek leżał przy krawędzi, a pod wpływem wibracji spadł na ziemię.

- Masz rację. Ale dlaczego ona jest aż tak przerażona? Co takiego tu się wydarzyło? – zastanawiała się na głos Lisica, a Biedronka ponownie przemówiła do kobiety.

- Proszę pani, kto to zrobił? Proszę nam powiedzieć, co się tu stało?

- J-j-je-je-go-go O-o-oczy…, je-je-go-go o-o-oczy… - zdołała tylko wydukać kobieta, a Biedronka popatrzyła na nią zdziwiona.

- Co? Jakie oczy? O czym pani mówi? O co chodzi?

- B-b-ból…, c-c-cie-p-p-pie-nie…, s-s-st-st-rach…, g-g-g-g-iew… - mówiła jakby w trasie, nie reagując na żaden ruch ze strony bohaterów. Biedronka odwróciła się do reszty, a ci wpatrywali się w nią z widocznym zdziwieniem.

- „Jego oczy”? O kim ona mówi?

- Nie wiem, ale musimy się tego dowiedzieć. Ktokolwiek to był, to śmiertelnie przeraził tą kobietę. – rzekła nastolatka, wskazując głową na siedzącą kobietę. – Tylko jak mamy się tego dowiedzieć?

- Taki budynek musi mieć system monitorujący. Może z tych komputerów możemy sprawdzić zapis z kamer. – podał pomysł Czarny Kot, na który to dziewczyny się bez wahania zgodziły.

- Dobry pomysł! Twa mądrość zawsze mnie zachwyca. – pochwaliła chłopaka Lisica.

- Eee, dzięki. – tylko taka odpowiedź przyszła mu do głowy, a w tej samej chwili Biedronka się wtrąciła.

- Okej, to zacznijmy szukać zapisu z kamer. – rzekła krótko, ale też stanowczo i dobitnie, na co reszta rozbiegła się do komputerów. Po chwili dał się słyszeć głos Lisicy.

- Tutaj, zalazłam! – machnęła ręką, na co bohaterowie podbiegli do nie szybko. – Patrzcie! – wskazała na ekran. Widać był na nim cztery kamery, jedną na główne wejście, drugą na hol, trzecia na schody i czwarta przed drewnianymi drzwiami.

Gdy rudowłosa cofnęła i odtworzyła nagranie, równo o 11.00 duże wrota zostały wręcz wyważone z zawiasów. U progu zaś stał…

- Czy to… samuraj? – zdziwiła się na głos Biedronka, na co reszta również była zaskoczona. Odziany w długi płaszcz, z groźnym wyrazem maski, intruz wszedł do środka i zaczął kierować się w stronę holu. W te same chwili podbiegło do niego kilku profesorów, którzy akurat stali w pobliży, by go zatrzymać. Jednak gdy byli już blisko, zatrzymali się gwałtownie i znieruchomieli w miejscu. Samuraj minął ich bez przeszkód, a jedyną reakcją ze strony profesorów były ich widoczne, drżące ze strachu ciała.

Złoczyńca skierował się na hol, a tam biegło już w jego stronę pięciu ochroniarzy. Trzech z nich trzymało w ręku pałki, a dwóch – paralizatory. Pierwszy zaatakował zamaszyście, jednak samuraj wyminął go błyskawicznie piruetem, na co ten poleciał do przodu i z trudnością utrzymał się na nogach. Kolejny przystąpił do ataku, ale tym razem złoczyńca złapał go za ramię, które zmierzało w jego stronę, po czym jak gdyby nigdy nic przerzucił mężczyznę za siebie, nie przerywając marszu. Na ten widok trzeci ochroniarz zatrzymał się z towarzyszami, a za plecami ich przeciwnika stanęła na nogach pozostała dwójka. W tej samej chwili i samuraj zaniechał kroku. Po krótkiej chwili cała piątka rzuciła się na przeciwnika.

Oglądając ciąg dalszy nagrania, bohaterowie z niedowierzaniem przyglądali się na dziejącą się akcję. Mimo ataków ze wszystkich stron Samuraj zwinnie unikał każdego ciosu, nie przyjmując żadnego uderzenia. Uchylał się, blokował, a nawet odbijał ataki, wciąż pozostając spokojny, za to ochroniarze powoli zaczęli tracić siły,  czym świadczyły na nagraniu ich wolniejsze ruchy i stawanie na chwilę w miejscu. W końcu strażnicy ponowili wspólny atak, jednak tym razem był to ich ostatni ruch. Po dwóch stronach samuraj’a ruszyli do ataku dwaj ochroniarze. Jeden z ich wręcz rzucił się na złoczyńcę, jednak ten wykonał półobrót w miejscu, złapał go za rękę, w której trzymał paralizator i ugodził nim drugiego mężczyznę, chcącego uderzyć go od tyłu pałką. W następnej chwili padł bez przytomności na ziemię.

Pierwszy strażnik próbował wyrwać rękę z uścisku samuraj’a, ten jednak złapał go za ramię i pochylił się do przodu. Zdziwiony tym ruchem mężczyzna w tej samej sekundzie ujrzał za przeciwnikiem, jak inny strażnik bierze szeroki zamach trzymaną pałką. Po chwili nastąpiło głośne uderzenie, a od siły ciosu ciało mężczyzny przewróciło się pod ścianę.

Oszołomiony tą sytuacją ochroniarz zawahał się, co wykorzystał złoczyńca. Złapał go za wyciągniętą rękę, po czym rzucił im w głąb korytarza, odwracając się następnie na ostatnią dwójkę. Obaj wykonali pierwszy ruch, jeden chcąc uderzyć przeciwnika w głowę, drugi zaś ugodzić go w bok paralizatorem. Pierwszy atak samuraj odbił jedną ręką, jednocześnie chwytając drugiego mężczyznę za ramię, uderzając pierwszego nogą w brzuch. Nim trzymany zdążył zareagować, jego przeciwnik podciął go, po czym przerzucił za siebie, a ten jęknął boleśnie po uderzeniu w ziemię. Odepchnięty wcześnie strażnik ponowił zamach, jednak samuraj uchylił się, uderzając go szybkim ciosem w twarz. Mężczyzna zaatakował szerokim uderzeniem, ale złoczyńca przemknął pod jego atakiem, z obrotu godząc ochroniarza nogą w bok. Strażnik już ledwo stał na nogach i chwiał się co chwilę, patrząc z wyraźnym zmęczeniem i bólem na przeciwnika, który to stał wyprostowany przed nim. W tej samej chwili z ziemi podniósł się wcześniej przerzucony strażnik. Obaj zaatakowali z dwóch stron, jednak na nic to się zdało. Jedną ręką zablokował cios pałki, drugą zaś chwycił za godzącą w jego kierunku dłoń z paralizatorem, by błyskawicznie przyłożyć go do jednego ochroniarza, a po chwili, gdy tamten upadł, wyrwać urządzenie od zaskoczonego mężczyzny i przyłożyć do jego szyi. Tak oto jedynym na miejscu boju pozostał wyprostowany samuraj.

Patrząc na ekran monitora, młodzież spostrzegła jednak, jak z oddalonego krańca korytarza staje na nogi piąty strażnik i wyciąga zza pleców pistolet. Krzyczy coś, ale kamera nie wychwytuje głosu. Dało się jednak domyślić, że każe złoczyńcy się poddać. Ten natomiast macha szybko ręką, rzucając coś pod siebie i nagle całe pomieszczenie pochłania gęsty dym, w której znikają obaj. Błysnęło kilka razy, pewnie od wystrzałów z pistoletu, ale po chwili ustało. Po minucie dym lekko opadł, jednak bohaterom udało się ujrzeć tylko leżące na ziemi ciało strażnika.

- Gdzie on się podział? – zapytała Biedronka, na co Lisica zaczęła przełączać po kolei wszystkie kamery. Na każdej kamerze widać było tylko rozprzestrzeniający się dym. W końcu ujrzeli, jak samuraj staje przed szerokimi drzwiami, bierze zamach i uderza w drewno, wywarzając drzwi z zawiasów, po czym wchodzi on do środka i w tym samym momencie cały korytarz zaczął pochłaniać gęsty dym.

- Szybko, sprawdźmy gdzie to jest! – zawołał Kot, chcąc udać się na poszukiwania.

- Czekajcie! Chyba coś zauważyłam. – zawróciła go rudowłosa, cofając zapis. Zanim samuraj wyważył drzwi, zauważyli oni tabliczkę z tytułem „Rektor”.

- To gabinet rektora. Sprawdź, czy nie ma tam kamery.

- Robi się! – po tych słowach Lisica zaczęła przełączać obrazy, szukając tego właściwego. Utrudnieniem było to, że wszystkie były podpisane numerem, a nie nazwą pomieszczenia. Dopiero po kilku minutach ujrzeli poszukiwany pokój.

- To to! – krzyknęła Lisica, a pozostała dwójka skupiła się na obrazie.

Widzieli oni mężczyznę, siedzącego za biurkiem i przeglądającego jakieś papiery. Kamera ustawiona była na prawo od wejścia, sądząc po widoku. Zasięg obejmował trzy ściany, z czego biuro zwrócone było w stronę nie widoczną dla urządzenia. Przez kilka minut nic się nie działo, gdy nagle mężczyzna podniósł wzrok i popatrzył w stronę drzwi, wyraźnie zaskoczony.

- Pewnie usłyszał strzały. – skomentowała Biedra, na co reszta pokiwała głowami.
Rektor wstał od biurka i zaczął kierować się powoli do drzwi, ostrożnie stawiając kroki. Gdy był już blisko, nagle otworzyły się z hukiem, a mężczyznę odrzuciło w tył, posyłając go aż za biurko. Od strony wejścia wlatywał dym i kurz, spowodowany wyważeniem drzwi. Rektor zdołał się podnieść i spojrzał z widocznym przerażeniem w stronę źródła dymu. Nagle wyraz jego twarzy się zmienił, przerażenie ustąpiło wręcz panice, a cały zaczął się trząść. Podniósł dłoń w geście poddania, gdy nagle przed kamerą przemknęła szybko jakaś postać, stając błyskawicznie za plecami mężczyzny. Ofiara nie zdążyła nawet śledzić wzrokiem jego biegu.

- Jest szybki… - skomentowała cicho Lisica, na co pozostali milczeniem przyznali jej rację.
Samuraj chwycił rektora za gardło i przygwoździł go do biurka, które pękło wpół od uderzenia. Przerażony mężczyzna leżał na wznak, a nad nim pochylał się złoczyńca, trzymając go za szyję. Obaj zaczęli rozmawiać przez chwilę, o czym świadczyły poruszające się usta rektora. W końcu samuraj podniósł go bez trudu i wtedy właśnie spojrzał idealnie w stronę kamery. Stał on bez ruchu, i tak samo zamarli bohaterowie. Nagle machnął ręką, a obraz z kamery momentalnie znikł.

- Co się stało?!

- Nie wiem, straciłam sygnał. Chyba zniszczył kamerę.

- Mniejsza o to, musimy sprawdzić te pokój. Może zostawił jakieś ślady. – oświadczyła Biedronka, na co reszta pokiwała głowami.

- Chodźmy więc! – zawołał Kot, ruszając w stronę drzwi. Za nim pobiegły dziewczyny, uprzednie sprawdzając, czy z kobietą nic się nie stanie. Po wyjściu spojrzeli na najbliższą mapkę, po czym pognali w odpowiednią stronę, a po minucie dotarli pod właściwe drzwi. Czy raczej ich resztki.

Weszli oni do środka biura, rozglądając się dookoła. Wszystko wydawało się leżeć tak, jak to widzieli na kamerze. Jednak w środku nie było już samuraj’a oraz rektora.

- Tamten musiał się już dawno zwinąć. – podsumowała grobowym tonem Lisica.

- Niestety, nie mogliśmy wymagać, by na nas poczekał. – dodał Kot, maszerując między porozrzucanymi kawałkami drewna i mebli. Biedronka zaś spojrzała w stronę biurka, po czym podeszła w kąt pokoju, zauważając na ścianie coś ciekawego.

- Hej, znalazłam coś! – powiadomiła resztę, na co podbiegli oni do niej szybko, po czym pokazała im to ręką. W rogu zawieszona była kamera, ta sama, z której obserwowali dzisiejsze zdarzenie. Chociaż pewnie już więcej nie posłuży w tej sprawie. Urządzenie zostało niemal przepołowione, a w jej idealny środek wbite było dziwne ostrze.

- Wiecie, co to jest? – zapytała Biedronka.

- Nie wiem, ale za chwilę to sprawdzimy. – odpowiedział Kot, wyciągając swój koci kij. Przyłożył końcówkę do podłogi, po czym wydłużył go pod sam sufit, dzięki czemu znalazł się on tuż przy kamerze. Wyciągnął ostrze z urządzenia i powrócił do przyjaciół.

- Super, Kocie. – pochwaliła go Biedronka, po czym cała trójka przyjrzała się narzędziu. Było  naostrzone na całej szerokości z kłującym czubkiem. Miało krótką, wąską rączkę, na której końcówce zamontowana była pętla.

- To jest chyba kunai. – stwierdziła po chwili milczenia Lisica.

- „Kunai”?

- Tak. Był używany przez samuraj’ów za czasów starożytnych Chin.

- Tak, zgadza się! To broń miotana, która w bliskich starciach bardzo dobrze zastępuje łuk. Ta pętelka na końcu służy do nakręcania kunai’a na palcu i rzucenia nim z dużą prędkością we wroga! – dodała z wyraźnym entuzjazmem Biedronka.

- Również doskonale służy jako broń biała krótka z uwagi na obustronne naostrzenie. Wykorzystywane też było przez skrytobójców ninja. Bardzo łatwo można go ukryć w ubraniu! – dopowiedział również uśmiechnięty Kot. Dopiero po krótkiej chwili młodzież zrozumiała, co właśnie się stało.

- Eee, a skąd wy to wiecie? – spytała szczerze zaskoczona Lisica.

- Yyy, ostatnio przeczytałam to w jakiejś książce, którą dostałam od znajomego! Interesuje się tym tematem. – odpowiedziała szybko ciemnowłosa, śmiejąc się cicho.

- Aaa, a ja oglądałem niedawno film dokumentalny o Chinach. Zaciekawił mnie ten temat. – odrzekł z niemal identycznym zachowaniem blondyn, dodatkowo drapiąc się za potylicę. Ich odpowiedzi nie uspokoiły Lisicy, która wciąż obserwowała ich bacznie.

- Dziwie się zachowujecie.

- A ty sąd wiedziałaś o tym ostrzu?

- Eee,aaa… mój znajomy mi o tym opowiadał! – powiedziała szybko rudowłosa, i tym razem to Biedronka i Kot spoglądali na dziewczynę. Cała trójka nawet się nie domyślała, że mają tą wiedzę z wykładu w szkole, który prowadził profesor Nikolas.

- Okej, podsumujmy! – rzekła głośno, chcąc zmienić temat. – Wiemy już, że uniwersytet zaatakował jakiś gość ze starożytności. Widzieliśmy, że jest całkiem mocny. Jednak wciąż zastanawiam się, dlaczego uderzył właśnie tu? Przecież tu nie ma nic wartościowego, co warte by był ryzyka.

- Hmm, masz racę. Wiemy więc, że nie chodziło mu o nic wartościowego. Po drodze do tego pokoju nic ze sobą nie brał. – dodał z namysłem Kot.

- To znaczy, że jego celem było coś innego. Czy nawet „ktoś inny”. – podsumowała Biedronka, wskazując na połamane biurko. – Kierował się do tego pokoju, do tej osoby. Czyli już znamy ofiarę, ale nie znamy motywu. Ten samuraj znał drogę, nigdzie się nie zatrzymał. Uważam, że to nie jest przypadek.

- Masz racę. Możliwe, że tu pracował albo znał rektora. To zmniejsza nam grupę podejrzanych.

- Jednak to wciąż za mało. Co nie zmienia faktu, że mamy od czego zacząć. – stwierdziła Lisica, posyłając reszcie szeroki uśmiech.

- Świetnie! Może wyjdźmy już z tego budynku i powiadomimy policję, że jest czysto. Tu wciąż są ranni i potrzebują pomocy.

- Racja, Kocie! Chodźmy szybko. – zarządziła Biedronka.

- Czekajcie! Wyprowadźmy jeszcze tą kobietę z sekretariatu. Może później będzie mogła nam powiedzieć, co się tu stało.

- Dobry pomysł!

* * *

Pan Raincomprix stał wciąż za radiowozami i obserwował uważnie budynek uniwersytetu, do którego weszli młodzi bohaterowie. Czekał już tam półgodziny, gdy nagle ujrzał, jak z dymu wyłaniają się cztery postacie, z czego jedną podtrzymywała druga osoba. Rozpoznawszy w nich bohaterów i ranną kobietę, naraz rzucili się do nich ratownicy i sam policjant. Po przekazaniu jej lekarzom, trójka nastolatków opowiedziała o tym , co widziała w środku, upewniając resztę, że w środku nie ma niebezpieczeństwa. Pan Raincomprix wskazał na swoich ludzi, którzy weszli ze strażakami do środka. Po kilku minutach z wnętrza budynku zaczęto wynosić wszystkich rannych i nieprzytomnych.

Biedronka pokazała policjantowi kunai, który znaleźli i opisała sprawcę tego wszystkiego. Na koniec spytała, czy nie mogliby zachować ostrza, i choć pan Raincomprix wyglądał na nieprzekonanego tym pomysłem, po chwili pozwolił im go zatrzymać. Następnie cała trójka podziękowała sobie nawzajem i każdy ruszył w swoją stronę. Tylko Biedronka mimochodem rzuciła szybko okiem na oddalającego się Kota.

* * *

- „To dopiero początek, Biedronko, Czarny Kocie i Lisico. Gdy skończę i ukarzę moich wrogów, wypełnię umowę daną Władcy Ciem. W końcu i wy bronicie tych, którzy krzywdzą innych.” – oświadczył w myślach Ronin, stojący na wysokim budynku, w znacznej odległości od uniwersytetu, jednak z doskonałą widocznością, co się przed nim działo. Zauważywszy, jak bohaterowie oddalają się od tego miejsca, mężczyzna odwrócił się i spojrzał za siebie. Tuż za nim wił się związany i zakneblowany Patrick. Mężczyzna starał się uwolnić, jednak więzy były zbyt mocne, a jego oczy były całe zapłakane ze strachu. W końcu spojrzał on na swojego oprawcę błagalnym wzrokiem, jednak Ronin stał niewzruszony. – Tak, wy wszyscy zostaniecie ukarani.

Po tych słowach chwycił mężczyznę za kark i podniósł go, rzucając pod nogi małą kulkę. Na cały dach rozprzestrzenił się gęsty dym, a gdy po minucie się rozrzedził, po samuraj’u i jego ofierze nie został nawet ślad.


3 komentarze:

  1. Hej,
    jestem, jestem ;) jak to kakashi mawiał "zgubiłam się na drodze życia", bez obaw jestem i tak powoli czytam po prostu...
    nie wiem czy jeszcze do końca roku uda mi się coś skrobnąć więc już teraz napiszę ogromnych pokładów weny, chęci i czasu życzę...
    aleś mi zrobił fantastyczną niespodziankę tym rozdziałem...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A cieszę się niezmiernie, że wciąż z nami jesteś! :D
      Nie szkodzi, jak widzisz, też z pisaniem się zagubiłem, patrząc na czas.
      Dziękuję bardzo i wzajemnie wszelkich pomyślności życzę i cierpliwości! ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, piękne podsumowanie Plagga, haha czyżby to Gerart widział biedronkę zwiewającą? piękne jest to jak chcą wszyscy się zmyć i szukaja wymówki...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń