środa, 27 maja 2020

Miraculum: Rozdział 33

Dobry wieczór Wszystkim, po dłuższej przerwie!
Sytuacja była, jaka była i jest mi przykro z tego powodu. Rozdział ten był już napisany w lutym/marcu i tylko czekał na poprawki i publikację. Ale niestety zeszło to na dalszy plan. Nadeszła kwarantanna, zakazy, nakazy, szaleństwa i inne problemy - nie wiedziałem, czy się śmiać czy płakać. Twierdzenie, że większy czas w domu to więcej czasu na osobistą pracę, w moim przypadku to się nie sprawdziło. Pracuje się najprzyjemniej poza domem, w "domu" to czas rodziny i odpoczynku. Więc przez ten cały czas "odpoczywałem", co nie wyszło mi na zdrowie. Człowiek musi coś robić. :)
Mam nadzieję, że wszyscy jesteście zdrowi, na ciele i umyśle, wspieracie najbliższych, ale też i tych dalekich. Dużą uwagę należy zwrócić na służbę zdrowia, bo to ona najwięcej dostała z powodu tej "epidemii". Ale to tak mówię dla podzielenia się moim punktem widzenia, a wiem, że nie odwiedzacie tego bloga po to. ;)
A więc w końcu poprawiłem rozdział i już go Wam wrzucam. Mam nadzieję, że miło się on przyjmie i będziecie czekać na kontynuację. :D ZAPRASZAM!!!



Rozdział 33

Gdy zaczął zapadać wieczór, a słońce znikało powoli za horyzontem, Marinette wróciła po ciężkim dniu do domu. Mimo wezwania do akcji, ale przy tym brak spotkania z wrogiem, dziewczynę wciąż obowiązywała nauka w szkole, do której jeszcze wróciła. Doświadczenia, kartkówki, zadania – to sprawiło, że nastolatka czuła się wyjątkowo zmęczona. Z trudem dopiero dała się namówić na wyjście gdzieś z Alyą, która to chciała się podzielić relacją z miejsca przestępstwa.

- „Dziwne. Nie pamiętam, abym ją tam widziała.” – skomentowała w myślach, przypominając sobie o tym, wchodząc w międzyczasie do mieszkania. Natychmiast odrzuciła te myśli na bok, gdyż już słyszała głos swej mamy.

- Witaj, córko. A gdzieś to się bawiła, że wracasz o takiej porze? – zapytała ze śmiechem pani Dupein-Cheng, na co Marinette pokręciła głową.

- Mamo, nie mam czasu na takie sprawy. Dzisiaj po szkole byłam tylko z Alyą na spacerze. Rozmawiałyśmy. – odpowiedziała tak smętnie, że aż jej matka spojrzała na nią zmartwiona.

- Mari, nie możesz tak robić. Nauka jest ważna, ale spotkania z przyjaciółmi są jak najbardziej dobre. Jesteś młoda, wiem, że trzeba się czasem wyszaleć. I mówię ci to ja, twa wciąż młoda matka. – wskazała na siebie z uniesioną brwią i małym uśmieszkiem. Normalnie Marinette zaśmiałaby się z tego, jednak dzisiaj zdołała tylko się uśmiechnąć i odpowiedzieć.

- Wiem, mamo, razem z tatą wciąż przeżywacie młodość. A jednak teraz czuję się jakbym była po pięćdziesiątce.

- Nie mów tak. To tylko oznacza, że potrzebujesz odpoczynku. Nie przepracowuj się, myśl też  sobie, a nie tylko o innych. – na to zdanie nastolatka popatrzyła zaskoczona na matkę, na co ta uśmiechnęła się miło. – Wiem, jak się poświęcasz w życie szkolne. Jesteś przecież w samorządzie. Ale nie zapominaj, że to wszystko się robi z przyjemności, nie z obowiązku. Musisz się w tym odnajdywać, ale nie przesadzać. Życie to nie tylko obowiązki, córuś. Ani się obejrzysz, a stracisz tą jedyną szansę. Uwierz mi, Marinette. – dokończyła pani Dupein-Cheng. Nastolatka zawahała się na jej słowa, tak spokojne i łagodne, czując w sercu wyraźną ulgę. Zdawała sobie sprawę, że tak działają tylko słowa wypowiedziane przez kochając mamę.

- Dziękuję, mamo. – odpowiedziała krótko, przytulając szybko swą rodzicielkę. – Ty zawsze wiesz, jak mi pomóc.

- W końcu taka rola matki. – rzekła w odpowiedzi, odwzajemniając uścisk. Trwały tak przez chwilę, aż w końcu Marinette odsunęła się, starła szybko małą łzę i uśmiechnęła się nikle.

- Obiecuję, że będę o siebie dbać, mamo. Oczywiście, jak tylko ty będziesz blisko mnie.

- Zawsze, Marinette.

Po tych słowach nastolatka odwróciła się i ruszyła w stronę schodów, prowadzących do jej pokoju. Gdy weszła do środa i zamknęła za sobą klapę, z torebki wyleciała powoli mała Tikki.

- Twa mama jest niezwykle mądra. – oświadczyło radośnie kwami.

- Nigdy w to nie wątpiłam. – odpowiedziała uśmiechnięta i szczęśliwa dziewczyna. Po chwili jednak usłyszała nagle poważniejszy głos przyjaciółki.

- Musimy o czymś porozmawiać, Marinette.

* * *

Adrien przekroczył próg domu, zamykając za sobą drzwi. W tej samej chwili przywitała go pani Sancoeur.

- Witaj, Adrien.

- Dzień dobry, Nathalie. – odpowiedział z uśmiechem blondyn.

- Jak ci minął dzień?

- Normalnie, nauka i nic poza tym. W przyszłym tygodniu czeka mnie kilka sprawdzianów, ale powinienem sobie z nimi poradzić.

- Cieszy mnie to. Wierzę, że sobie radzisz.

- Dziękuję, Nathalie. – odrzekł z szerokim uśmiechem, który zagościł również na ustach kobiety. – A czy ojciec jest teraz w domu? – zapytał chłopak z nadzieją w głosie. Już od dłuższego czasu nie widział się z ojcem na żywo i bardzo mu brakowało rozmowy z nim. Za każdym razem, gdy wracał do domu, zadawał to pytanie, ufając, że w końcu usłyszy odpowiedź twierdzącą.  Patrząc jednak na posmutniałą twarz Nathalie chłopak nie przewidywał dzisiaj w tym zmiany.

- Przykro mi, pan Agrest jest zajęty i prosił, by mu nikt nie przeszkadzał. – poinformowała go z powagą, ale i słyszalnym smutkiem.

- Aha, rozumiem… nie ma czasu nawet dla własnego syna. – mruknął ze słyszalną nutą wyrzutu.

- Adrien, proszę, nie mów tak. Zrozum, że…

- Co mam zrozumieć, Nathalie? – przerwał jej, a kobieta zamarła na chwilę, słysząc jego dobitny i poważny ton. Nie krzyknął, to nawet nie było głośne pytanie. W głosie chłopaka usłyszała wyraźny ból i załamanie. Znała go długo, ale jeszcze go takiego nie słyszała.

- Adrien, posłuchaj…

- Dziękuję ci, Nathalie. – odezwał się nagle głos ze szczytu schodów. W ich kierunku schodził właśnie pan Agrest. – Witaj, Adrien.

- Cześć, tato. – odpowiedział chłopak. – „Czemu nie synu?” – pojawiła się myśl w jego głowie, lecz odrzucił ją szybko, na twarzy zaś uśmiechnął się miło i z radością, że ojciec jednak go przywitał.

- Jak było w szkole?

- Dobrze, przygotowuję się na ostatnie w tym semestrze sprawdziany.

- Kurs szermierki?

- Trenujemy do wiosennej olimpiady. Trener już mi przekazał, że będę jednym z reprezentantów. – rzekł z dumą Adrien.

- Bardzo dobrze. Pamiętaj, swoimi sukcesami świadczysz o sobie, ale przede wszystkim o mnie. Nie zawiedź nas.

- Oczywiście, tato. – potwierdził posłusznie, jednak uśmiech mu zmalał.

- A poza sprawdzianami, na których liczę zresztą, że świetnie wypadniesz, jak ci idzie nauka? – pan Agrest nie przestawał pytać, stojąc na schodach i patrząc z wysoka na syna.

- Świetnie mi idzie z podstawowych przedmiotów, takimi jak francuski, matematyka i język angielski. Mam dobre oceny z chemii, biologii i fizyki. Jeśli czegoś nie rozumiem, to przyjaciele mi pomagają z materiałem. Z w-f szóstka za kurs szermierki. Również angażuję się w samorządzie szkolnym. Ostatnio staramy się dostać fundusze na stworzenie serii bluz z logiem naszej szkoły. – dodał z dumą Adrien, licząc na pochwałę od ojca. Gdy jednak powstała cisza się przedłużała, a pan Agrest stał nieruchomo na schodach z ponurą miną, blondyn tracił na pewności, ustępując miejsca zaniepokojeniu.

- Czy ja dobrze cię zrozumiałem? Nie radzisz sobie wyśmienicie z tych przedmiotów i musisz prosić o pomoc innych?

- …Taaak. A czy to coś złego? – zapytał szczerze zdumiony chłopak.

- Adrien, nie dlatego zezwoliłem na twoje dołączenie do szkoły, byś prosił o pomoc, tylko byś dobrze świadczył o mnie i o nasze rodzinie.

- Co? Ale w czym to przeszkadza? Przecież po to ma się przyjaciół, by sobie wzajemnie pomagać.

- Nic nie rozumiesz. W życiu nie liczą się przyjaciele, tylko to, jak ludzie cię postrzegają. Przyjaciele przemijają, ale ty zostajesz: na szczycie lub na dnie.

- Jak to się nie liczą?! To właśnie dzięki przyjaciołom możemy wejść na szczyt, udoskonalać się, ponieważ wspólnie się wspieramy. To dzięki innym możemy zdobywać góry.

- Nie podnoś na mnie głosu, Adrien. – fuknął Gabriell, spoglądając srogo na syna. – Nie masz pojęcia, jak na świecie ludzie mszczą się na innych. Jedynie, na kogo możesz liczyć, jesteś „ty”. Zapamiętaj to, Adrien.

- Nie, mylisz się! – odpowiedział chłopak, robiąc krok w stronę ojca. – Nawet jeśli świat działa tak jak mówisz, to w naszych rękach jest obowiązek zmiany. Bo ja nie zamierzam opuścić moich przyjaciół! Nie zamierzam działać tak, jak tego inni ode mnie oczekują! Ja jestem SOBĄ! – wykrzyczał Adrien, drżąc na całym ciele z emocji. Wpatrywał się w ojca wzburzony i pobudzony, krzyżując swój wzrok z jego. Gabriel wydawał się być spokojny, ale gdy zaczął mówić, w jego głosie słychać był zimną furię.

- Nigdy więcej nie waż się podnosić na mnie głosu, Adrien. – rzekł lodowato, przeszywając syna wzrokiem. – Ta szkoła zrobiła z ciebie buntownika i pcha cię na manowce. Pożegnaj się ze swoim uczestnictwem w tym liceum. – oświadczył pan Agrest, odwracając się w miejscu.

- C-co?! Nie, nie możesz…

- To był rozkaz, Adrien! – rzucił przez ramię, wmurowując syna w podłogę. Zaczął wchodzić na górę, a po chwili dało się słyszeć: – Właśnie, że mogę.

Adrien stał w miejscu, wpatrując się ojca, który znikał mu z oczu na drugim piętrze. W końcu i blondyn ruszył do góry, mijając bez słowa Nathalie. Ta tylko śledziła go wzrokiem, nie kryjąc smutku. Gdy jednak i chłopak zniknął na górze, ona udała się do swego gabinetu.

Adrien wszedł szybko do pokoju i z hukiem zatrzasnął drzwi, tak że wydawałoby się iż cały dom zadygotał. Rzucił torbę na łóżko, nie zwracając uwagi na głośne jęknięcie, dochodzące ze środka. Zaczął chodzić po całym pomieszczeniu, czując narastającą wściekłość.

- „Jak on mógł?! Dlaczego mi to robi?! Ciągle tylko on, on i on! Że najważniejszy jest wizerunek, sukces za wszelką cenę! A przyjaciele?! Że są zbędni! I że powinienem ich zostawić dla kariery! Moich przyjaciół!!!” – ryknął w myślach i w przypływie złości kopnął z całej siły w stojące przy biurku krzesło. Mebel poszybował w górę i roztrzaskał się głośno na przeciwległej ścianie. Adrien stał w miejscu i oddychał ciężko. Powoli, z każdym wydechem uchodził z niego gniew, a narastający ból w kostce przywracał mu trzeźwe myślenie.

Chłopak podszedł do łóżka, a następnie usiadł na nim, masując bolące miejsce. W tym samym momencie z torby wysunął się powoli Plagg i obserwował Adrien’a. Ten siedział z pochyloną głową, jedną ręką trzymając się za głowę, drugą zaś masował miejsce, którym trafił w krzesło. Kwami wiedział, że jeszcze nie warto się wychylać.

- Dlaczego? Czemu on taki jest? Co się stało? Mnie też… mnie też jej brakuje… . – mówił coraz bardziej załamanym głosem, w głowie zaś widział obraz swojej mamy. – „Ani razu mnie nie pochwalił. Ani razu nie był zadowolony z moich osiągnięć. Tylko czy dobrze świadczę o nim i naszej rodzinie, tylko to. Nie zwraca uwagi na to, co chcę robić, na czym mi zależy. Pomagam jako członek samorządu, wspieram mą klasę, a szermierka jest dla mnie hobbi, czym się interesuję. Ale … zważa tylko na siebie.” – stwierdził gorzko blondyn, a na dywan spadło kilka łez.

Nastąpiła cisza w głowie Adrien’a, podobna do tej, która trwała w pokoju. Zegar delikatnie tykał na ścianie, na zewnątrz wiatr uderzał o szybę. Z korytarza dochodziły uderzenia obcasów o podłogę, należące pewnie do Nathalie i sprzątaczek. Raz nawet ktoś zatrzymał się przy drzwiach Adrien’a i stał, jakby nasłuchując. Chłopak nie odezwał się nawet słowem, tylko czekał, pogrążony w ciszy. Po minucie ta osoba oddaliła się.

W końcu z torby wyszedł powoli Plagg i zbliżył się w powietrzu do blondyna. Zawisł tuż przy nim, obserwował go przez chwilę, aż w końcu rzekł.

- Nie martw się, Adrien. Będzie dobrze. – po tych słowach jednak nie nadeszła odpowiedź.

- Wiesz, jaki on jest. Może ma problem z chwaleniem innych, to się zdarza. – zero reakcji.

- Hej, jeśli chcesz pogadać, to pamiętaj. Masz mnie! – wskazał na siebie oba kciukami z szerokim uśmiechem. Jednak gdy i ten sposób nie wypalił, zrezygnowany tym Plagg załamał ręce.

- Dobra, jak chcesz. – fuknął, wyraźnie obrażony. – Ja tutaj do ciebie wychodzę z pomocną dłonią, a ty nie raczysz się nawet odezwać. Tylko żebyś mi potem nie…

- Idziemy do Marinette. – rzekł nagle Adrien, przerywając przyjacielowi w półzdaniu.

- Eee, co?

- Idziemy do Marinette. Muszę z nią pomówić. – powtórzył chłopak, wstając z miejsca. Zaczął naciągać na siebie płaszcz, jednak zatrzymał go głos przyjaciela.

- Hej, hola, hola! Zwolnij, Adrien! – krzyczał Plagg, po czym poleciał i zawisł tuż przed twarzą swego opiekuna. – Wyjaśni mi coś, bo nie rozumiem. Skąd tak nagła decyzja i dlaczego chcesz iść akurat do niej?

- To proste, ja… - zaczął chłopak, ale przerwał, wyraźnie zdziwiony. Bo tak szczerze… to nie wiedział, dlaczego akurat do nie chciał iść. W przypadkach, kiedy chciał się zwierzyć, to zazwyczaj szedł do Nino. Teraz jednak gdy myślał, z kim mógłby porozmawiać o tym, to w pierwszej chwili do głowy przyszła mu właśnie Marinette.

- „Czemu? A może…” – nie dokończył, a już na jego twarzy pojawił się lekki rumieniec. Plagg to zauważył i domyślił się prawdy. Pomachał zrezygnowany głową, po czym rzekł.

- Ehh, Adrien, Adrien. Siadaj, to ja muszę z tobą pogadać.

- Co?

- Słyszałeś. Siadaj. – powtórzył poważnie kwami, a zaskoczony tym chłopak usiadł bez sprzeciwu. Po chwili ciszy Plagg zaczął:

- Adrien, zdajesz sobie sprawę, że cię już dość długo znam. Średnio raz na tydzień wspólnie walczymy z Władcą Ciem jako Czarny Kot. W tych momentach dzielę swój umysł z twoim, także wiem, co ci w głowie siedzi. Przynajmniej podczas walki. – mówił spokojnie Plagg, po czym zrobił krótką przerwę. – Stąd też domyślam się, o czym myślisz. Lub o kim.

- O czym ty mówisz? – spytał zaskoczony blondyn.

-  Jak to? O Marinette! – oświadczył głośno Plagg, jednak zamilkł szybko, a Adrien usłyszał skrzypnięcie desek. Pod drzwiami ujrzeli cień przechodzącej postaci, a gdy odgłos jej kroków ucichł w oddali, kwami westchnęło z ulgą. -  Marinette, Adrien. – powtórzył już ciszej Plagg, wracając do tematu.

- Ale o co ci chodzi? Przecież to moja przyjaciółka, mogę z nią przecież spotykać i rozmawiać, nie? – odbił piłeczkę chłopak, jednak kwami nie dał się zbić z tropu.

- Gdybyś już dawno podobnie się zachowywał, to może bym ci uwierzył. Od kiedy ty ją tak traktujesz jak przyjaciółkę, że prawie w nocy chcesz do niej iść, aby z nią pogadać? Jeszcze pewnie nie jako „szkolny przyjaciel Adrien”, co?. – skwitował z niezadowoleniem, wprawiając nastolatka w zdziwienie.

- Jak się domyśliłeś?

- Mówiłem ci, wiem, o czym myślisz. I cię po prostu znam. – wyjaśniło kwami, krzyżując łapki na piersi.

- Nawet jeśli masz rację, to wciąż co w tym złego? Przecież chcę iść jako Czarny Kot, nie jako „Adrien”. Nie zamierzam się zdradzać, chcę tylko z nią porozmawiać. Ostatnio dosyć często rozmawialiśmy. – zauważył chłopak, podejmując walkę słowną.

- Problem jest w tym, że zbyt mocno się angażujesz i nie myślisz o konsekwencjach. Zaczynając od tego, jak chcesz do nie pójść niezauważony? Wątpię, że twój ojciec pozwoli ci wyjść. Nie wiem, na co się pisałeś z tą decyzją, ale to wygląda na plan zwykłej ucieczki, nie uważasz? – zapytał retorycznie, a widząc zmieszanie na twarzy Adrien’a, pokiwał głową i kontynuował. – Tak myślałem. Ale to nie największy problem. Tutaj najbardziej się rozchodzi o Marinette.

- A ty co masz do niej? – zerwał się Adrien z łóżka wyraźnie rozsierdzony, jednak Plagg nie zareagował na jego ruch.

- Właśnie to, Adrien. – odpowiedziało spokojnie kwami, na co chłopak zawahał się i zawstydził jednocześnie. – Nie przepraszaj, widzę, że chcesz to zrobić. Nie masz za co. – uprzedził go, na co ten uśmiechnął się z wdzięcznością.

Gdy Adrien ponownie usiadł, Plagg milczał przez chwilę, aż w końcu zapytał.

- Co do niej czujesz, Adrien?

- C-co? – chłopaka zaskoczyło to pytanie.

- Co do niej czujesz? Chcę to od ciebie usłyszeć. – drążył Plagg, jednak gdy odpowiedziała mu cisza, już bardziej zniecierpliwiony rzekł. – Adrien, bądź mężczyzną! Nie wyjdziesz z tego pokoju, dopóki tego nie powiesz. – oświadczył stanowczo i bezdyskusyjnym tonem. Osiągnął jednak to, co chciał. Chłopak zadrżał z szoku i wlepił wzrok w ścianę.

- „Co ja do niej czuję?” – zastanawiał się blondyn. To pytanie już pojawiało się sporadycznie w jego głowie, ale to zawsze była chwila, po której odrzucał je, chcąc zostawić ją „na później”. Jednak teraz, gdy usłyszał ultimatum od Plagg’a, nie mógł już od tego uciec. Musiał się z tym zmierzyć.

- „Nie wiem, co się ze mą dzieje.” Kiedyś świata nie widziałem poza Biedronką. Jej pięknem i dobrym sercem, ale też bohaterstwem i odwagą. To ona pomogła mi wyjść z tej klatki… - wskazał dookoła. - …jej przykład dał mi siłę, aby postawić się ojcu i żyć tak jak chciałem. Za to wszystko byłem gotowy zrobić dla niej wszystko, byle tylko mnie zaakceptowała. Jednak… to się skończyło, gdy zamiast uratować ludzi wolała gonić za Władcą Ciem. Naraziła ich… na niebezpieczeństwo. To był tylko jeden przypadek, ale zadziałał. Cała fascynacja, zachwyt i uczucie… prysły.

- Nigdy nie miałem jej tego za złe. Zrobiła, co uważała za słuszne, ale wróciła wkrótce i wspomogła mnie. Jednak tego dnia to się skończyło. Szukałem wsparcia, pocieszenia, aż nagle, jakby znikąd, pojawiła się Marinette. Ta cicha, jąkająca się na mój widok, Marinette. Na imprezie się to zaczęło, jak z każdym kolejnym dniem ta dziewczyna rozpalała coraz większy ogień w mojej głowie. Dosłownie. Zaczęliśmy rozmawiać, spotykać się wieczorem, dzieliłem się z nią moimi myślami. Później, gdy uratowałem dzieci z przedszkola, to ona pomogła, opatrzyła i zaopiekowała się mną. Wtedy, pierwszy raz do dawna, poczułem jak ktoś się mną… przejmuje.

- Nie wiem, co to wszystko znaczy, ale to uczucie jest mi znajome. To właśnie czułem do swej mamy, jednak teraz… inaczej to pojmuję. Plagg,… możesz mi wierzyć lub nie…, ale wydaje mi się,… że ją kocham.

Adrien nawet nie zauważył, jak wypowiadał te słowa na głos. To było pierwsze, co mu przychodziło do głowy i od razu wymawiał to cicho w przestrzeń. Plagg zaś słuchał go w ciszy i z pełną uwagą, nie chcąc mu przerwać choćby szmerem. Wiedział, że teraz, chcąc nie chcąc, chłopak jest całkowicie szczery.

Gdy Adrien skończył mówić, zapadła głęboka cisza między nimi. Zdał sobie sprawę z tego, że to wszystko wypowiedział na głos i trochę się z tego powodu zawstydził. Chłopak wpatrywał się w ziemię, bojąc się podnieść głowę, zaś kwami skupił na nim swój wzrok. Obaj czekali na przerwanie tego milczenia.

- Ehhh… - westchnął głośno Plagg, jak na sygnał wywołując u blondyna uniesienie głowy. – Chyba nic więcej od ciebie nie wycisnę. – chwila przerwy. – A więc chodźmy, robi się powoli późno.

- Hę?

- Nie bądź taki zdziwiony. Chciałem twego wyjaśnienia i jej dostałem. Więcej mi nie trzeba. Chodźmy. Nie każmy Marinette czekać. – na te słowa Adrien nie mógł ukryć radości.

- Dzięki, Plagg! Wielkie dzięki!

- Ale zanim pójdziemy, masz mi coś obiecać. – poważniejszy głos towarzysza powstrzymał entuzjazm Adrien’a, który wręcz wyskoczył z łóżka.

- Obiecać?

- Po dzisiejszym spotkaniu masz jej to powiedzieć, co powiedziałeś mi. Im dłużej to trzymasz w sekrecie, tym bardziej cię to wyniszcza. To taka przyjacielska rada. – oświadczył Plagg, czekając na odpowiedź blondyna. Ten zawahał się, ale po krótkiej chwili namysłu rzekł zdecydowany.

- Obiecuję!

Plagg uśmiechnął się pod nosem zadowolony, wskazując chłopakowi okno. Ten nie czekał i wyciągnął przed siebie zaciśniętą pięść, z pierścieniem na palcu.

- Plagg, wysuwaj pazury!

Po szybkiej przemianie, Czarny Kot podszedł i wyjrzał przez najbliższe okno. Jego pokój znajdował się w znacznej wysokości od ziemi. Jako bohater mógł bez przeszkód wyskoczyć, ale zdawał sobie sprawę z tego, że może to być podejrzane w przypadku „Adrien’a”. Mając w głowie tylko przykłady z filmów, blondyn chwycił za narzutę i na raz ściągnął pościel ze swojego łóżka. Związał je szybko w długi sznur, by następnie przywiązać go do metalowej rury spiralnych schodów. Resztę zaś wyrzucił za okno, po czym przyjrzał się swemu dziełu. Sznur może nie sięgał do ziemi, ale był już na takiej wysokości, z której z pewnością mógłby zeskoczyć wysportowany chłopak. A takim właśnie był Adrien.

Nie czekając już na nic, nie czując też żadnych wątpliwości, Czarny Kot wyskoczył z pokoju, lądując gładko na podwórzu swego domu. Dalej, z pomocą kociego kija, odbił się ponad mur i kamery, by w spokoju znaleźć się na najbliższym budynku. W tamtym miejscu przystanął i obejrzał się za siebie. Wiedział, że ta decyzja będzie miała swoje konsekwencje, ale nie zważał na to. Jego ojciec wyraził jasno swoje zdanie, czas by Adrien pokazał mu to samo. Tej nocy nie zamierzał już wracać do domu. Odwracając wzrok ponownie przed siebie, chłopak ruszył szybko w drogę.

* * *

Między ciemnowłosą a jej kwami zapanowała cisza. Mimo zmęczenia Marinette poznała z tonu przyjaciółki, że to nie będzie byle pogadanka. Dodatkowo wzrok Tikki mówił też sam za siebie.

- A o czym chciałabyś porozmawiać? Czy to też nie może poczekać do jutra, Tikki? Po dzisiejszym dniu padam z nóg.

- Przepraszam, Marinette, ale to nie może czekać. Jeśli teraz to przeniesiemy, to będzie się za nami ciągnęło i ciągnęło, wywołując też niemałe konsekwencje. Musimy już teraz to sobie ustalić.

- Ustalić? – zdziwiła się na to stwierdzenie nastolatka, a kwami wskazała łapką łóżko.

- Usiądź, będzie ci wygodniej. – poleciła Tikki, a po krótkiej chwili Marinette wykonała zalecenie. Istotka zbliżyła się i wylądowała delikatnie obok dziewczyny. Po krótkim wpatrywaniu się w przyjaciółkę, zadała wreszcie to pytanie.

- Co sądzisz o Czarnym Kocie?

Po usłyszeniu pytania Marinette zdziwiła się mocno. To było właśnie to pytanie, które nie mogło czekać? „Co sądzi o Czarnym Kocie?” Po powtórzeniu go w głowie, Marinette zaśmiała się cicho.

- Co sądzę o Czarnym Kocie? Naprawdę, Tikki? I to nie mogło czekać? Myślałam, że to jasne, przecież ci cały czas mówię, co o nim myślę. To podrywacz, który lubi flirtować, mimo to jest świetnym towarzyszem w walce z Władcą Ciem. Jest też trochę pyszny, ale…

- Nie kłam, Marinette. – przerwała jej ostro Tikki. – Tak myślałaś wcześnie. I nie o to mi w ogóle chodzi.

- Co? Dlaczego myślisz, że… - zaczęła lekko urażona nastolatka, jednak ponownie zostało jej przerwane.

- Wiem, bo cię znam, Marinette. Jestem z tobą przez cały dzień i noc, i rozmawiamy ze sobą o wszystkim. Dlatego też wiem, że zmieniłaś zdanie na temat Czarnego Kota.

- Co ty…?

- Co „myślisz o Czarnym Kocie” to złe sformułowanie. Trafniej będzie, co „czujesz” do niego? – Tikki zaakcentowała to jedno, kluczowe słowo, a Marinette zaniemówiła. Zmęczenie odeszło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, z prędkością przemiany w bohatera. Bo dopiero teraz zrozumiała, o co właśnie pyta ją Tikki.

Nastolatka zadrżała po tym pytaniu i wlepiła wzrok w swoje stopy. Powtórzyła je w głowie, jak gdyby dla pewności o jego znaczeniu, jednak to nie pomogło jej uspokoić swoich myśli. Bo teraz w głowie dziewczyny dosłownie działa się burza, spowodowana tym jednym pytaniem, które przez cały czas odrzucała, nie chcą na nie odpowiedzieć. W tej chwili nie mogła już uciec od niego. Nie mogła go ponownie odrzucić, bo tym razem to jej przyjaciółka zadała to pytanie. Musiała się z im teraz zmierzyć.

- „Trudno mi się zdecydować.” Od początku tego roku w mojej głowie cały czas znajdował się Adrien. On był tym, za którym poszłabym wszędzie, gdziekolwiek by chciał. Wystarczyłby jego skinienie, a zrobiłabym wszystko. Był dla mnie ideałem, którego się pragnie i pożąda, jednak tym samym którego nie mogę dosięgnąć. Pragnieniem, który był poza moim zasięgiem. Żyłam w tym odczuciu przez kilka miesięcy, aż nadeszła impreza haloween’owa. Wtedy to też chciałam pokazać mu się z jak najlepszej strony. Wiesz, jak się na to szykowałam. Jednak tamtej nocy… nie było go tam.

- Byłam tym załamana, myślałam, że skoro teraz się nie udało, to już nigdy się nie uda. Wtedy to zjawił się Czarny Kot. W tamtym momencie… był zupełnie inny. Wrażliwy, czuły,… był wsparciem. Pocieszył mnie, nie oczekiwał niczego,… po prostu był. Przez następne dni przychodził do mnie po radę. Byłam tym zaskoczona, ale nic nie mówiłam. Chciałam go wysłuchać, poznać też, ponieważ na co dzień znałam go jako podrywacza. W tamtych chwilach biła od niego powaga, czy raczej dorosłość. A ja go wspierałam, też i on mnie wspierał. Imponowało mi to, zaczęłam go widzieć z innej strony. Tej wrażliwej. A chwilą, która myślę, że była kluczowa, to jak uratował to dziecko z przedszkola, ryzykując własne życie. I właśnie wtedy, kiedy widziałam go rannego i tak bezbronnego, poczułam… że on mnie potrzebuje.

- Ta sytuacja była inna, nawet od moich zadań jako Biedronka. Pierwszy raz czułam się tak potrzebna, tak komuś bliska. Trudno mi to opisać, ale przy Czarnym Kocie czuję się taj, jakbym chciała się czuć przy Adrien’ie. Wiem, że to może brzmieć abstrakcyjnie, Tikki, ale… ja chyba go kocham.

Nastolatka zdawała sobie sprawę z każdego słowa, które wypowiedziała, ale nie zamierzała już tego urywać. Kiedyś możliwość podobnego wyznania wprawiłby ją całą w osłupienie i zawstydzenie, jednak teraz to nie miało większego znaczenia. Marinette sama była zaskoczona, jak łatwo jej to przyszło.

Tikki z uwagą przysłuchiwała się wyjaśnieniom Marinette. Znała dziewczynę na tyle, że potrafiła poznać, czy coś przed nią ukryła. Ucieszyło ją, że ta się ostatecznie nie stało. Jednak najbardziej była zadowolona, że Marinette szczerze przed samą sobą podeszła do tematu. To właśnie chciało osiągnąć kwami.

- Jestem z ciebie duma, Marinette. – oświadczyła z uśmiechem Tikki, przyciągając tym uwagę dziewczyny. – Nie ma mocniejszego przeciwnika iż my sami.

- Hę?

- Niełatwo jest zmierzyć się z własnymi uczuciami. Często ludzie boją się tego, co czują, próbując to zatuszować w sobie. To nigdy nie znika, tylko niszczy każdego od wewnątrz. Muszę przyznać, Marinette, że widziałam to właśnie u ciebie.

- Naprawdę?

- Tak. To było widoczne, że Czarny Kot przestał być dla ciebie obojętny. Ale bałaś się dać temu szanse. Nie byłaś pewna swoich uczuć, dlatego cię o to zapytałam. Chciałam, byś w końcu się przemogła i zdała sobie z nich sprawę. – wyjaśniła Tikki, a nastolatka patrzyła na nią skupiona, przetwarzając w głowie jej słowa. Uśmiechnęła się po minucie, ciesząc się z troski jej małej przyjaciółki.

- Masz rację, Tikki. Byłam w tym mocno zagubiona. Nie wiedziałam, co o tym myśleć, to stało się tak niespodziewanie. Nie mogę uwierzyć, że to mówię, ale nawet nie zauważyłam, kiedy Adrien… zniknął z mego serca. – z widocznym wahaniem to wyznała, jednak szybko powrócił uśmiech na jej twarzy. – Muszę ci przyznać, że to nie było łatwe, przyznać się sama przed sobą.

- Haha, widzisz? Nieważne, z jakim niebezpieczeństwem walczysz nawet jako Biedronka, walka ze swoimi uczuciami to wyzwanie dla największych twardzieli. – zaśmiała się Tikki, a wraz z nią Marinette. Atmosfera się rozluźniła między przyjaciółkami, odganiając problemy minionego dnia i trudności rozmowy. W ostatnim czasie trudno było znaleźć na to chociaż chwilę.

Po kilku minutach Tikki dodał wesoło – W takim razie wiesz, jaki masz plan na przyszłość?

- Jaki?

- Spotkać się z Czarnym Kotem i porozmawiać z nim szczerze.

- Aaa…, masz rację, Tikki. – przyznała ciemnowłosa. – Przy najbliższej okazji powiem mu prawdę.
 
„Puk Puk” – rozległo się ciche pukanie w okno.  

8 komentarzy:

  1. Hejeczka,
    haloooo! Jest tu ktoś? od jakiegoś czasu sprawdzam czy coś zostało dodane... mam nadzieję, że zmotywuje cię do pisania kolejnych rozdziałów ;) czekam na kolejne części i liczę że nie porzuciłeś pisania...
    weny i chęci życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! jestem jestem! I jak najbardziej potrzebuję motywacji
      Niestety, następny rozdział jest dosyć ciężki dla mnie (poważne rozmowy nigdy nie były moją mocną stroną), także stanąłem w miejscu :( Mam tą historię ciągle w głowie, staram się ją ulepszać i może, jeśli przejdę przez ten rozdział, ruszę z kopyta
      Dziękuję za wsparcie!!!

      Usuń
  2. Hejeczka,
    jak ja się cieszę, że się odezwałeś bo tu zaglądam w nadzieji że pojawi się rozdział lub odezwiesz się w inny sposób...
    przesyłam mnóstwo weny...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    kochany autorze co u Ciebie słychać, mam nadzieję że nic złego się nie dzieje bo jednak martwi mnie ta bardzo długa cisza...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry!
      Nic złego się nie dzieje, ciągle żyję, zdrowie dopisuje, ale zawzięcia do pisania nie mam. :( Kto się tłumaczy, ten winny, stąd nie będę niepotrzebnie lał wody. ;) Dziękuję za wsparcie, świadomość tego, że coraz mniej rozdziałów mam w zapasie (bo wciąż widzę nowe komentarze) zaczyna mnie powoli dotykać. Nawet wróciłem do czytania niektórych fanfików i ciut ciut powiększa się tęsknota za pisaniem.
      Miałem nie lać wody to nie leję - byłem, JESTEM, i obym BYŁ!
      Pozdrawiam i dziękuję!!! :D

      Usuń
  4. Hejeczka,
    cieszy mnie ta informacja i liczę, że właśnie zmobilizuję Cię bo opowiadanie bardzo mi się podoba i liczę na kontynuację... bo przyznam Ci się miałam okazję obejrzeć jeden czy dwa odcinki tego anime i cóż na tym poprzestanę bi jednak nie... ale zupełnie inaczej ma się co do Twojej historii, bo chce się więcej i więcej...
    wenci i chęci oraz czasu i pomysłów życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    autorze tęsknię za Twoimi tekstami I z Tobą bardzo, proszę wróć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, ojciec Sidena jest taki oschły... jestem ciekawa ich rozmowy i jak to dalej poprowadzisz... Mariette zakochana w Czarnym Kocie, a Czarny Kot w Mariette... haha
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń